FC Barcelona przez ekspertów jest uważana za faworyta dzisiejszego meczu (Fot. Forum)
Może zawsze najwspanialszy mecz świata winien być rozgrywany po wszystkim, gdy naczynia zebrane ze stołu, a nasycony kibic potrzebuje już tylko mocnego akcentu na koniec biesiady? Kto wie, zobaczymy jak będzie wyglądał środowy mecz na Camp Nou i wtedy powiemy, czy to dobry termin. W ostatnich latach El Clasico dwa razy odbyło się 23 grudnia, ale to już było za późno, mecz utonął w przedświątecznej krzątaninie; 18 grudnia to jednak co innego.
Imprezy towarzyszące
Jak wiadomo, termin ten został znaleziony jako rezerwowy, gdy w październiku wybuchły w Katalonii uliczne rozruchy i nie dało się widzom ciągnącym z całego świata na hit Primera Division zapewnić ani gościny, ani komfortu, ani bezpieczeństwa. Wprawdzie Gerard Pique oświadczył, że tak jak El Clasico odbędzie się bez zakłóceń i w spokojne atmosferze 18 grudnia, tak samo odbyłoby się 26 października, ale jednak wówczas nikt nie protestował przeciwko przeniesieniu meczu, choć wywołało to mnóstwo komplikacji u tych, którzy wcześniej zaplanowali sobie jego obejrzenie. Nie każdy bilet lotniczy dało się zwrócić albo przebukować, a już bardzo nikłe szanse były na to, żeby odzyskać pieniądze z góry zapłacone za hotel. Odkąd Barcelona postanowiła uwolnić się od Airbnb, ceny hoteli poszły w górę i mają one tylko oferty bezzwrotne… Niejeden więc kibic głośno zgadzając się z tym, że bezpieczeństwo jest najważniejsze, po cichu klął na czym świat stoi i myślał sobie: jakoś przecież by to było.
Najgorsze, że nie było i nadal nie ma żadnych gwarancji, iż w stolicy Katalonii będzie spokojnie 18 grudnia. Wybuch kolejnych zamieszek może spowodować byle co. A w pierwszej połowie grudnia w Hiszpanii miało miejsce kilka wydarzeń mogących być takim zapalnikiem, jakim w październiku stało się ogłoszenie kar więzienia dla dziewięciu przywódców separatystów, którzy zorganizowali nielegalne referendum w sprawie niepodległości Katalonii. I tak:
– od 2 do 13 grudnia odbywał się w Madrycie szczyt klimatyczny przeniesiony z Chile. Katalońska organizacja CDR, współodpowiedzialna za październikowe rozruchy, zapowiedziała wspólne akcje z antysystemowcami z całego kraju i świata. Łatwo było sobie wyobrazić przeniesienie ich z powrotem do Barcelony; na szczęście do tego na większą skalę nie doszło.
– 16 grudnia w Brukseli miała zapaść decyzja o ekstradycji do Hiszpanii zbiegłego z niej lidera separatystów Carlesa Puigdemonta; obawiano się, że jeśli będzie ona korzystna dla hiszpańskiego rządu, zamieszki mogą wybuchnąć ze zdwojoną siła, a przecież już w tych październikowych wzięło udział około pół miliona osób;
– 17 albo 19 grudnia miał zostać, wedle kalendarza parlamentarnego, zaprzysiężony kolejny hiszpański rząd, zapewne pod kierownictwem Pedro Sancheza.
Efektów tych dwóch ostatnich wydarzeń jeszcze nie znaliśmy przed zamknięciem tego numeru „Piłki Nożnej”, ale autor niniejszego artykułu podobnie jak i wszyscy dziennikarze oraz kibice wybierający się na mecz pakował się, nie będąc pewnym, że w ogóle wzniesie się w powietrze z macierzystego lotniska.
Katalog lęków
Kwestie zapewnienia bezpieczeństwa podczas El Clasico spędzały członkom władz miejskich stolicy Katalonii sen z powiek na długo przed nową datą spotkania. Najmniej obaw wiązało się z tym, co może wydarzyć się na samym stadionie. Za porządek po przekroczeniu przez kibiców bram Camp Nou odpowiada zresztą FC Barcelona, a szefowie tego klubu mają spore doświadczenie w radzeniu sobie z kryzysowymi sytuacjami. Kwestią otwartą było tylko to, jakie flagi z jakimi napisami zostaną pokazane przez kibiców i co będę oni krzyczeć. Prezydent Bartomeu nie zamierzał iść z fanami na udry: – Dla mnie żadna pokojowa manifestacja na stadionie nie jest problemem. Nasi socios mają wolność wyrażania swoich poglądów, nie zamierzamy nakładać w tym temacie żadnych restrykcji. Nie widzę też żadnego powodu, by spotkanie miało się nie odbyć – powiedział.
Natomiast wszyscy starali się wyobrazić sobie, co może się wydarzyć w dniu meczu na ulicach miasta i działać myśl zasady, że strzeżonego pan Bóg strzeże. Władze Realu Madryt w trosce o bezpieczeństwo swego zespołu oczywiście zrezygnowały z noclegu piłkarzy w Barcelonie. Postanowiono, że przylecą oni około południa 18 grudnia, a wysiądą z maszyny na płycie lotniska skąd od razu zabierze ich podstawiony autokar, by uniknąć konieczności wizyty na terminalu El Prat. Jak wiadomo, w październiku zawierucha dotarła i tam. Hotel Princessa Sophia, w którym zawodnicy Realu mieli spędzić ostatnie godziny przed spotkaniem, co zresztą jest stałą praktyką, bo przejazd znienawidzonego autokaru przez ulice miasta zawsze może stać się zarzewiem konfliktu, dostał dodatkową ochronę. Główną troskę Mossos d’Esquadra, czyli katalońskiej policji, stanowiło owe 600 metrów dzielących księżniczkę Zofię od Camp Nou, które zespół gości musi jakoś pokonać. Drugą, na którą zwróciła uwagę hiszpańska federacja RFEF, stało się zabezpieczenie przyjazdu sędziom spotkania, bo zablokowanie im dostępu na stadion byłoby przecież znakomitym propagandowo zagraniem Tsunami Democratic, platformy koordynującej działania niepodległościowców!
Od wyznaczenia nowej daty klasyku agenci hiszpańskiego CNI (Centro Nacional de Inteligencia), czyli służb specjalnych rozpoczęli operację wzmożonej infiltracji organizacji odpowiedzialnych za październikowe rozruchy, celem ustalenia, czy planują coś na okolice 18 grudnia. W szczególności zostały wzięte pod lupę oczywiście CDR (Comites de Defenca de Republica) i Tsunami Democratic. Ta ostatnia zgłosiła w odpowiednim czasie organizację 18 grudnia zgromadzenia nieopodal Camp Nou, czego nie wolno jej było zabronić. Tajniacy nie chwalili się swoimi ustaleniami. Zapewne posiedli jednak wiedzę na temat planów i możliwości zablokowania przez demonstrantów lotniska, którejś z autostrad, stacji metra czy ulic. Jasne było, że ulice dojazdowe do stadionu zostaną zamknięte przez policję odpowiednio wcześnie, ale do końca nie było wiadomo, jaka zapadnie decyzja w temacie Avenida Diagonal, jednej z głównych miejskich arterii. Był też pomysł, żeby skopiować rozwiązania przyjęte podczas organizacji w Madrycie słynnego finału Copa Libertadores pomiędzy argentyńskimi Boca Juniors i River Plate, kiedy to w rejon stadionu już na kilka godzin przed spotkaniem wpuszczano jedynie posiadaczy biletów i mieszkańców. Mossos d’Esquadra w ogóle wszystkie swe decyzje tym razem konsultowali z centralną Policia Nacional, pytali, jak zabezpiecza ona wizyty przywódców państw w Madrycie itp. Kiedy kibice zastanawiali się nad szansami i formą obu zespołów, wielu ludzi w Barcelonie naprawdę osiwiało z nerwów…
Tydzień przed meczem TD zagroziła zablokowaniem wejść na stadion. To był swego rodzaju szantaż wobec władz Barcy, by zgodziły się na wywieszenie na trybunach transparentu z hashtagiem #SpainSitAndTalk, po angielsku, by cały świat dowiedział się, że Katalończykom chodzi tylko o to, by rząd chciał z nimi rozmawiać. Okazję do powrotu na scenę wyczuł Puigdemont, który z Brukseli napisał: „Niepodległość to wolność i demokracja. Niech cały świat usłyszy, że Hiszpania chce nas uciszyć, zastraszyć i zlikwidować.” Słowa te jasno dowodzą, jaki był od początku cel knowań CDR, TD i innych organizacji: wykorzystać El Clasico jako wehikuł swych idei na cały świat, wszakże mecz Barcy z Realem ogląda co najmniej 650 milionów ludzi. Tak naprawdę wyruszając do Barcelony trzeba się było zastanawiać nad tym, jaką metodę realizacji swego planu wybrali separatyści: pokojową, czy nie bardzo… Oczywiście pojawił się pomysł ponownej rezygnacji z meczu i zaplanowania go w trzecim terminie z daleka od Barcelony.
Wojna planów B
Tak jak z każdym dniem przez meczem przybywało pytań dotyczących kwestii bezpieczeństwa, tak ubywało tych związanych z formą obu zespołów. Ta bowiem wyraźnie zwyżkowała. Przez długie tygodnie po starcie rozgrywek wydawało się, że dwaj giganci będą tym razem wyjątkowo słabowici i rywalizację z nimi ma dystansie całego sezonu podejmą takie ekipy jak Atletico Madryt czy Sevilla. Tymczasem już na półtora tygodnia przez przełożonym przecież meczem stało się jasne, że Barca i Real przystąpią doń zajmując pierwsze i drugie miejsce w tabeli, że będzie to więc El Clasico jak za dawnych czasów, gdy decydowało o wszystkim.
Jeśli chodzi o dostępność zawodników, to oczywiście lepsza jest sytuacja Barcelony, w której nikogo nie brakuje poza Ousmane Dembele. Francuz leczy w Katarze kontuzję, ale zapowiedział, że przybędzie, by choćby z trybun obejrzeć zmagania. Natomiast w kolejnych dniach wysoką formę pokazują coraz to nowi zawodnicy i Ernesto Valverde może mówić co najwyżej o kłopotach bogactwa.
Zwłaszcza znamienny był pod tym względem mecz z Interem Mediolan w Lidze Mistrzów. Valverde wystawił w nim kilku futbolistów grających bardzo rzadko i wszyscy spisali się wybornie, pokazując, że niewiele ustępują gwiazdom i są w stanie wygrać także ważny mecz z trudnym rywalem. W środku pola brylował Carles Alena, który jednak na swoją pełnowymiarową szansę w ekipie z Camp Nou będzie musiał poczekać do przyszłego sezonu, albo jeszcze dłużej, gdyż obecnie planuje się wypożyczenie go zimą do Betisu. Zostanie za to na pewno Jean-Clair Todibo, który jest czwartym, a więc niezbędnym stoperem. Klub nie zamierza godzić się na wyjazd tego zawodnika, chociaż ma mnóstwo propozycji z nim związanych i to z tak poważnych firm jak Bayer Leverkusen, AC Milan, Watford, Southampton czy AS Monaco. Po tym, jak Todibo zatrzymał Lautaro Martineza i Romelu Lukaku można wreszcie powiedzieć, że jego klauzula odejścia – 150 milionów euro, nie jest tak całkiem z księżyca.
Ansu Fati stał się najmłodszym strzelcem w historii Ligi Mistrzów. Carles Perez pokazał, że jest stworzony do gry właśnie w systemie zaprojektowanym przez Valverde na ten mecz, czyli 1-3-5-2. Nie jest bowiem ani środkowym ataku, ani skrzydłowym, a w parze z Antoinem Griezmannem czuł się wręcz znakomicie. Ivan Rakitić udowodnił, że uporczywe trzymanie go przez Valverde poza wyjściowym składem nie ma żadnego sensu. Wreszcie w bramce Neto pokazał, że kontuzja Marca-Andre ter Stegena nie musiałaby być żadną katastrofą. Jasne stało się, że Barca może El Clasico wygrać na bardzo wiele sposobów, że nie stoi samym Messim ani systemem 1-4-3-3. Ale oczywiście Zidane najmocniej pracował nad zatrzymaniem coraz lepiej rozumiejącego się i coraz skuteczniejszego tercetu napastników Messi-Suarez-Griezmann. W ostatnich pięciu meczach, nie licząc tego z Interem, zanotowali oni łącznie 13 goli i 7 asyst! Stanowią prawdziwe tsunami, z którym Real jakoś będzie musiał sobie poradzić.
Dzień później na znakomity plan B Barcelony, swoim planem B odpowiedział Real Madryt. W meczu z Bruggią najlepsi na boisku byli i strzelili po golu dwaj młodzi Brazylijczycy: Vinicius i Rodrygo. Kontuzja Edena Hazarda, niestabilny i niejasny stan zdrowia Garetha Bale’a nie muszą więc martwić kibiców Los Blancos ani Zidane’a. Kto wie, czy Valverde nie wolałby zobaczyć na skrzydłach Belga i Walijczyka zamiast dwóch nieprzewidywalnych nastolatków? A przecież istnieje też opcja zastosowana z powodzeniem w meczu z Paris SG czyli wystawienie na boku Isco, z zadaniem szukania przestrzeni między liniami obrony rywala oraz rozgrywania akcji z bocznych sektorów. To jest bardzo prawdopodobny wariant. Baskijski trener Barcy z pewnością rad by też wiedzieć, jaki tercet zagra w środku pola, bo inaczej trzeba nastawić się na walkę z Luką Modriciem, a inaczej na zmagania z Fede Valverde. Pewne było tylko, że wystąpi Casemiro, który gra wszystko i w końcu musi go dopaść zmęczenie. Ostatnio był w tej kwestii indagowany Zidane, a z jego wypowiedzi można było wyciągnąć wniosek, że boi się zagrać bez brazylijskiego defensywnego pomocnika, czeka na rozwój wydarzeń, liczy na żelazną kondycję zawodnika.
Udane passy obu zespołów w tygodniach poprzedzających El Clasico (w sobotę Barca grała jeszcze z Sociedad, o czym piszemy w omówieniu kolejki Primera Division, Real w niedzielny wieczór mierzył się z Valencią, czego już nie zdołaliśmy objąć) sprawiła, że tak naprawdę zmalała presja, z jaką oba zespoły do tego meczu podchodzą. Po prostu: nic się nie stanie, jeśli jedna bądź druga drużyna przegra, nie będzie to miało żadnego decydującego znaczenia. Obaj trenerzy, których pozycja obecnie wygląda na mocną, mogą sobie pozwolić na trochę luzu w zaplanowaniu tego spotkania. To stwarza nadzieję na to, że mecz będzie atrakcyjny dla widzów, którzy zobaczą dużo ofensywnego futbolu.
A kto jest faworytem? Real ostatni raz wygrał ligowy mecz z Barceloną 2 kwietnia 2016 roku, więc już naprawdę dawno temu, potem w sześciu starciach cztery razy triumfowała Barca, a dwa razy był remis. Skoro głównym celem Los Blancos na ten sezon jest odzyskanie tytułu mistrza Hiszpanii, powinni złą passę w końcu przełamać, bo bez ogrania najgroźniejszego rywala (a wspomniane ostatnie zwycięstwo miało miejsce na Camp Nou) trudno sobie wyobrazić odebranie mu ligowej korony!
Eden Hazard nie wystąpi w dzisiejszym meczu (Fot. Rodrigo Jimenez)
El Clasico dostępne dla wszystkich!
Zdając sobie sprawę z potencjału marketingowego, jaki niesie ze sobą rywalizacja Realu z Barcelona oraz termin ją określający, La (Liga de Futbol Profesional) złożyła jakiś czasu w hiszpańskim urzędzie patentowym (OEPM) wniosek o zastrzeżenie słowa El Clasico wyłącznie do tychże właśnie meczów hiszpańskich gigantów, zapewne celem spieniężania praw do publicznego, komercyjnego używania go w innych kontekstach, na przykład przez organizatorów innych widowisk sportowych. Jednak OEPM odrzucił ten wniosek, argumentując, że określenie El Clasico nie zostało stworzone na potrzeby starć Realu z Barca, lecz istniało jako takie znacznie wcześniej. W związku czym nie można go zastrzec. Zatem każdy, kto ma ochotę i potrzebę, może go nadal używać w dowolnych okolicznościach.
HH po raz piąty
Sędzią środowego meczu będzie 37-letni Alejandro Hernandez Hernandez. Mecz gigantów poprowadzi już po raz piąty. Bilans poprzednich spotkań pod jego gwizdkiem to dwa zwycięstwa Barcelony (3:2 na Bernabeu i 5:1 na Camp Nou przed rokiem), remis (2:2 w Barcelonie) i zwycięstwo Realu (2:1 w 2016 roku, także na Camp Nou).
Z nominacji dla tego sędziego nie jest zadowolona ani Barcelona, ani Real. Gospodarze cały czas pamiętają mu nieuznanie im gola w 2017 podczas wyjazdowego meczu z Betisem, kiedy to po interwencji Cristiano Piciniego piłka o metr przekroczyła linię bramkową i dopiero wtedy została zza niej wybita. W Madrycie media przypominają, jak to podczas El Clasico z maja 2018 roku najpierw uznał gola dla Barcy mimo ewidentnego faulu Luisa Suareza na Rafaelu Varanie, a potem nie podyktował Realowi karnego za faul Jordiego Alby na Marcelo. W innych meczach anulował legalnego gola Bale’a, wyrzucił z boiska Sergio Ramosa itd.
Oczywiście idąc tym tropem z grona kandydatów do poprowadzenia tego meczu należałoby wykluczyć wszystkich sędziów poza debiutantami. Jednak pan HH naprawdę nie należy do czołówki tamtejszych arbitrów.