Historia wielkiej hiszpańskiej rywalizacji w jednej książce!
Historia rywalizacji FC Barcelony i Realu Madryt rozpoczęła się 13 maja 1902 roku, kiedy w ramach Pucharu Króla zespół z Katalonii triumfował 3:1. Tą rywalizacją reprezentantów Katalonii i Kastylii początkowo żyła cała Hiszpania, a później cały piłkarski świat. Drugie wydanie książki „Barca vs. Real. Wrogowie, którzy nie mogą bez siebie żyć” opowiada o historii tych boiskowych starć.
Książka jest dostępna tutaj: TUTAJ!
Real Madryt założony przez Katalończyka. FC Barcelona zawieszona za wygwizdanie hymnu Hiszpanii. Zażarte boje o Alfredo Di Stéfano i Ladislao Kubalę z reżimem generała Franco w tle. Kontrowersyjny transfer Luísa Figo i świński łeb rzucony na Camp Nou. Palec José Mourinho w oku Tito Vilanovy…
Piłkarska rywalizacja pomiędzy Madrytem a Katalonią trwa już ponad 110 lat. Alfredo Relaño jako pierwszy przyjrzał się jej dokładnie i postanowił obalić wszelkie mity krążące wokół El Clásico.
Wyjątkowa książka doświadczonego hiszpańskiego dziennikarza to bezkompromisowa kronika potyczek, które dziś elektryzują cały świat. Opowieść wyjaśniająca fenomen wzajemnej niechęci, ale też niezwykłej symbiozy. Symbiozy, która pozwala obu klubom stawać się jeszcze potężniejszymi.
Nowe wydanie zostało wzbogacone o dodatkowy rozdział, opowiadający o ostatnich latach rywalizacji Cristiano Ronaldo i Leo Messiego. Po odejściu tej dwójki z ligi hiszpańskiej na pierwszy plan wysunęli się inni piłkarze.
Fragment książki:
„Złota Piłka, plebiscyt, który powołano do życia w 1956 roku, a więc w tym samym czasie co Puchar Europy (dziś Liga Mistrzów), nigdy nie wzbudzała w Hiszpanii takiego zainteresowania jak w pierwszych latach swojego istnienia. To właśnie wtedy Alfredo Di Stéfano zdobył ją dwukrotnie, Raymond Kopa raz, kiedy był już zawodnikiem Realu, podobnie jak Luis Suárez w barwach Barcelony. Było to satysfakcjonujące, ale nic ponadto. Przez długie lata o nagrodzie nie mówiło się wcale, z wyjątkiem dnia, kiedy ogłaszano zwycięzcę, zawsze w okolicy świąt Bożego Narodzenia. Wtedy zdarzały się rozmowy na ten temat, ale bez emocji.
Sytuację zmieniła się diametralnie dyskusja na temat tego, kto jest lepszy i kto zdobędzie Złotą Piłkę: Leo Messi czy Cristiano Ronaldo. Portugalczyk sięgnął po nią wcześniej, w 2008 roku, jeszcze w barwach Manchesteru United, lecz potem Argentyńczyk otrzymał to trofeum cztery razy z rzędu i wydawało się, że będzie po nie sięgał już do końca kariery. W tym czasie Ronaldo trzykrotnie był drugi. W 2010 w Hiszpanii zapanowało wielkie oburzenie, bo w roku, w którym La Roja została mistrzem świata, zwycięstwo Messiego uznano za niezasłużone. Spodziewano się, że nagroda przypadnie jednemu z piłkarzy hiszpańskich, Inieście albo Xaviemu, lecz ci zajęli w plebiscycie odpowiednio drugie i trzecie miejsce. Żaden Hiszpan nie zdobył Złotej Piłki od 1960 roku, kiedy to zwyciężył Luis Suárez. Po triumfie na mundialu w RPA sądzono, że wreszcie nadszedł ten moment, więc ostateczne wyniki odebrano jako afront.
Passę Messiego przerwał w 2013 roku Ronaldo, Portugalczyk otrzymał Złotą Piłkę także rok później. Messi w obu przypadkach był drugi. Później nagrodę zdobywali kolejno Messi, znowu dwukrotnie Ronaldo, Luka Modrić, który przełamał ów duopol, i wreszcie dwukrotnie Messi. Przez cały ten czas Złota Piłka była postrzegana w Hiszpanii jako kolejne trofeum, o które walczą dwa wielkie kluby; można wręcz powiedzieć, że uważano je za ważniejsze niż sam tytuł mistrzowski i zbliżone wagą do wygranej w Lidze Mistrzów.
W programach sportowych i w listach do redakcji gazet był to temat przewodni: żadna ze stron nie mogła przyznać, że wygra faworyt rywala. Współzawodnictwo stało się tak burzliwe, że obaj pretendenci co weekend prowadzili ze sobą pojedynek korespondencyjny: jeśli jeden strzelił w sobotę dwa gole, spodziewano się, że drugi zdobędzie w niedzielę trzy bramki albo przynajmniej powtórzy wyczyn przeciwnika.
Uwielbiani w jednym miejscu, wyklęci w drugim, niczym bandery swoich drużyn, obaj przez lata podnosili poziom ligi hiszpańskiej. Żaden madridista nie może słuchać niewzruszony, gdy ktoś mówi, że Messi jest najlepszy w historii, jak głosi się w Barcelonie, i żaden culé nie wyjdzie poza stwierdzenie, że Cristiano Ronaldo to bardzo skuteczny strzelec, acz zawodnik pozbawiony klasy i charyzmy, które powinny cechować prawdziwie wielką postać świata futbolu.
***
Podczas świętowania potrójnej korony Piqué, nieustannie występujący w roli zbuntowanego nastolatka, rozpoczął przemówienie od słów: „Dzięki, Kevin, od ciebie wszystko się zaczęło”, co wywołało ogromne poruszenie.
Tymi słowami wysypał sól na głęboką ranę Realu i Cristiano Ronaldo. O co chodziło? Portugalczyk obchodzi urodziny 5 lutego. W tym roku kończył 30 lat, więc zaplanował na ten dzień imprezę u siebie w domu, na którą zaprosił Kevina Roldána, kolumbijskiego kompozytora i piosenkarza, słynnego wśród fanów reggaetonu i latynoskiego trapu. Traf chciał, że właśnie tego dnia Real przegrał 0:4 z odwiecznym madryckim rywalem, Atlético. Ronaldo nie wziął tego pod uwagę i nie odwołał przyjęcia, na które zaprosił wiele znanych osób. Koniec końców była to prywatna impreza w domu Portugalczyka na luksusowym osiedlu na obrzeżach Madrytu, więc nikt nie musiał się o tym dowiedzieć ani poczuć się urażony.
Nie była to impreza w stylu tych, jakie dawniej organizował inny Ronaldo, Brazylijczyk, na których dochodziło do różnorakich wyskoków. Cristiano urządził przyjęcie z dziećmi, balonami, muzyką i tańcem. Jedyną niestosowną rzeczą był fakt, że zakłócało ono żałobę po upokarzającej porażce z Atlético.
Problem polegał na tym, że wieści o imprezie dotarły do mediów. Niektórzy goście naruszyli umowę z gospodarzem i nie zachowali dyskrecji, rejestrując różne sceny, które następnie wrzucili do internetu. Na nagraniach znalazły się fragmenty występu Kevina, ale także ludzie z serpentynami, okolicznościowymi czapkami, balonami, dziećmi. Atmosfera przypominała nieco imprezę sylwestrową.
Kiedy filmiki zaczęły krążyć w sieci, kibice się oburzyli. Cristiano wprawdzie nie świętował porażki, tylko 30. urodziny, lecz swoją radością obrażał fanów, którzy byli załamani po goleadzie.
Madridiści musieli znosić kpiny ze strony uradowanych kibiców Atlético – ci wypominali fanom Realu, że mają mało wiarygodnego idola, który w nocy po takiej porażce bawi się w najlepsze na imprezie. Tak samo zareagowano w Barcelonie. W Madrycie prasa i kibice zwrócili się przeciwko Portugalczykowi. A ten, zamiast zdenerwować się na niedyskretnych gości, którzy odpowiadali za przecieki, wściekł się na wszystkich innych, odizolował się, przestał rozmawiać z mediami i ukarał świat naburmuszoną miną. Tamta impreza – czy raczej powszechna o niej wiedza – zmieniła atmosferę w klubie na resztę sezonu.
Właśnie dlatego drwina Piqué podczas świętowania Barcelony dotknęła madrytczyków do żywego. Naśmiewanie się z pokonanego rywala w czasie takiej celebry jest postrzegane jako podłość, bo sprawia wrażenie, że najważniejsza nie była wcale radość po zwycięstwie, lecz upokorzenie przeciwnika. Kibicom Realu nie spodobało się to tak bardzo, że odbiło się to na reprezentacji. Został zmarnowany wysiłek, jaki przed laty włożyli Casillas i Xavi w to, żeby zachować zgodę w drużynie narodowej, co zresztą zgotowało temu pierwszemu wielkie problemy w Realu i skończyło się jego odejściem z klubu. Tym razem jednak nie chodziło o spory między piłkarzami, tylko o spięcie kibiców los blancos z Piqué.”