Przejdź do treści
KRAKOW 21.07.2024
MECZ 1 KOLEJKA PKO EKSTRAKLASA  SEZON 2024/2025 -- POLISH FOOTBALL FIRST LEAGUE MATCH: Cracovia - Piast Gliwice
NZ VIRGIL GHITA
FOT. JACEK STANISLAWEK / 400mm.pl

Polska Ekstraklasa

Hagi jest moim piłkarskim ojcem. Zawsze chce być najlepszy i chce wychować najlepszych piłkarzy

Od dwóch i pół roku jest w Polsce, a PKO Bank Polski Ekstraklasa jest pierwszą zagraniczną ligą w jego karierze. Uznawany jest za jednego z najlepszych obrońców w stawce, nawet jeśli poprzedni sezon, identycznie jak całej ekipy Pasów, nie był – mówiąc delikatnie – spektakularny. Virgil Ghita opowiada o dorastaniu pod okiem Gheorghe’a Hagiego, drodze do Cracovii i problemach rumuńskiego futbolu.

Paweł Gołaszewski

Cracovia jest gotowa na nowy sezon?

Mam taką nadzieję, bo chcemy zmazać plamę z minionych rozgrywek – mówi Ghita. – Dobrze przepracowaliśmy okres przygotowawczy. Ostatni sezon był słaby w naszym wykonaniu i nie ma prawa się powtórzyć.

KOCHAM KRAKÓW!

Co się działo z wami złego przez te ostatnie miesiące?

Trudno wskazać jeden aspekt, który miał wpływ na naszą dyspozycję. Przecież sezon zaczęliśmy obiecująco, a pierwszej porażki doznaliśmy dopiero w połowie września, czyli dość późno. Kilka rzeczy się na to złożyło, z niektórych meczów powinniśmy wycisnąć znacznie więcej… Na koniec to wszystko sprawiło, że walczyliśmy do ostatniej kolejki o utrzymanie. Wiosna była niezwykle stresująca. Straciliśmy mnóstwo łatwych punktów, których nie powinniśmy stracić. Gdybyśmy nie wygrali tego meczu z Rakowem Częstochowa w przedostatniej kolejce, to nawet nie chcę myśleć, co mogłoby się stać.

Był w ogóle jakiś pozytywny moment minionego sezonu?

Początek był obiecujący. Byliśmy w górnej połowie tabeli, ale później wpadliśmy w taką serię, którą trudno racjonalnie wytłumaczyć. Na koniec roku pokonaliśmy Legię u siebie, pierwsze kolejki wiosną również były przyzwoite, ale brakowało zwycięstw, a one są przecież najważniejsze. Nie punktowaliśmy.

Wspomniałeś o meczu z Legią przy Kałuży, który był szczególny dla całej społeczności Cracovii z uwagi na śmierć pana profesora Janusza Filipiaka.

Nikt nas nie musiał motywować na to spotkanie, chcieliśmy zagrać dla pana Profesora. Nie było specjalnych przygotowań, każdy wiedział, co trzeba zrobić. Dla nas to był bardzo ciężki moment. Zawsze dostawaliśmy od niego mnóstwo wsparcia, był blisko drużyny. Dlatego to był tak wyjątkowy mecz, a przy okazji zakończył się takim wynikiem, z którego na pewno pan Profesor byłby bardzo dumny.

Jesteś w Polsce dwa i pół roku. Jak się czujesz w Krakowie?

Znakomicie! Kocham to miasto, Kraków bardzo mi się podoba i na pewno na zawsze zostanie w moim sercu, nawet kiedy już mnie tu nie będzie. Moje dziecko tu dorasta i dobrze się czuje. Jedzenie jest trochę gorsze niż w Rumunii, ale da się przeżyć. A tak poważnie, wszystko jest ułożone, liga jest wyrównana i fajnie opakowana, więc bardzo się cieszę, że tu jestem.

Co Rumuni myślą o Polsce?

Nie wiedzą o was zbyt dużo, ale porównując oba kraje jest sporo różnic, zarówno pod względem piłkarskim, jak i w normalnym życiu. Polska jest bardziej rozwinięta niż Rumunia, macie lepsze drogi, nowocześniejsze miasta. Liga jest też inna niż rumuńska, bo bardziej fizyczna i intensywniejsza. W moim kraju gramy bardziej technicznie niż w Polsce. Potrzebowałem pewnie ze dwóch czy trzech miesięcy, aby się przestawić i dostosować. W Rumunii masz dużo czasu na podjęcie decyzji, nikt cię tak nie naciska jak w Ekstraklasie. Przeżyłem mały szok, że tu trzeba znacznie szybciej pozbywać się piłki, bo już masz rywala blisko siebie. Musiałem jednak szybko się zaadaptować, bo przyszedłem na koniec zimowego okienka w 2022 roku, a niecały tydzień później już grałem pierwszy mecz w barwach Cracovii.

CHCĘ WRÓCIĆ DO REPREZENTACJI

Jak ludzie w Rumunii podchodzą do futbolu?

Piłka nożna w mojej ojczyźnie jest wyjątkowa. Dało to się odczuć podczas finałów mistrzostw Europy, którymi żył cały kraj. Osiągnęliśmy bardzo dobry wynik, wyszliśmy z grupy. Przegraliśmy co prawda z Belgią w grupie 0:2, ale zagraliśmy naprawdę dobry mecz. Gdybyśmy zagrali źle, to ten mecz skończyłby się 0:7. Futbol jest ponad innymi dyscyplinami sportu, to na pewno. Nasi piłkarze powoli też przecierają szlaki do najlepszych lig. Radu Dragusin trafił pół roku temu do Tottenhamu, więc głęboko liczę na to, że najsilniejsze kluby w Europie nieco inaczej będą patrzyły na zawodników z Rumunii.

Tęsknisz za reprezentacją?

Oczywiście, że tak. Zagrałem do tej pory tylko jedno spotkanie w pierwszej drużynie narodowej. Wcześniej występowałem w młodzieżówce, byłem nawet na Euro U-21 w 2019 roku we Włoszech, choć tam nie zagrałem. Chciałbym jeszcze wrócić do reprezentacji, ale to nie zależy tylko ode mnie. Muszę oczywiście być w bardzo dobrej formie, aby selekcjoner mnie zauważył.

Wróćmy zatem do ciebie. Trudno było podjąć decyzję o wyjeździe z ojczyzny?

Przeciwnie – bardzo łatwo. Finalizacja transferu do Cracovii trwała może trzy godziny.

Jak to?

Graliśmy mecz z FCSB, wygraliśmy, a ja strzeliłem gola. To było 27 lutego, a dzień później byłem już w Krakowie.

Możesz opowiedzieć szczegóły?

Po meczu trener i właściciel FCV Farul, w którym grałem, podeszli do mnie i powiedzieli, że jest propozycja transferu do Cracovii i zapytali, czy chcę iść. Chwilę później rozmawiałem już z żoną i wspólnie podjęliśmy decyzję, aby przenieść się do Polski. W Farul, który wcześniej był Viitorulem, ale doszło do fuzji, spędziłem ponad dziesięć lat, bo to klub bezpośrednio powiązany z Akademią Gheorghe’a Hagiego.

DWIE TWARZE HAGIEGO

Jak funkcjonuje ta akademia?

Jest to najlepsze miejsce do rozwoju dla młodych piłkarzy w Rumunii, a może i w Europie. Masz tam wszystko, czego potrzebujesz do właściwego rozwoju: bardzo dobrą infrastrukturę, mieszkasz w internacie, wszyscy o ciebie dbają, o nic nie musisz się martwić. Akademia daje ci naprawdę wszystko. Każdy młody piłkarz, który się wyróżnia, jest na pewno monitorowany przez trenerów i skautów akademii. Nie ma problemu, aby ściągali chłopaków z drugiego końca kraju. Każdy chce tam grać, bo wie, że będzie w idealnym miejscu do treningów i rozwoju. Gheorge Hagi jest dla zawodników akademii jak drugi ojciec, taki piłkarski tata. Mamy bardzo dobre relacje do dzisiaj, rozmawiamy ze sobą, wymieniamy wiadomości. Byłem w jednym zespole z jego synem, obaj urodziliśmy się w 1998 roku, więc na nasz zespół Hagi patrzył jeszcze uważniej. Myślę, że każdy zawodnik z naszej drużyny miał z nim wyjątkową relację. Co do jego syna, to na pewno ma w genach wielki talent do piłki, cały czas mamy dobry kontakt ze sobą.

Jaki jest Hagi prywatnie?

To zależy, czy mówimy o Hagim na boisku czy poza nim. Jeśli jest poza murawą, to jest to spokojny, delikatny mężczyzna z klasą i wielką kulturą osobistą. Zawsze możesz do niego iść i porozmawiać o tym, co czujesz, o problemach i tak dalej. Jeśli natomiast wejdzie już na boisko, to zmienia się w zupełnie innego człowieka. Jest bardzo wymagający, dużo krzyczy, ale to wszystko wynika z jednego – chce być najlepszy i chce wychować najlepszych piłkarzy. Chce ci dać jak najwięcej, abyś mógł z tej współpracy skorzystać jak najlepiej.

Hagi trenował z wami czasami na boisku?

Oczywiście i muszę uczciwie przyznać, że cały czas wyczynia cuda z piłką. Uwielbiał z nami rywalizować i nigdy nie odpuszczał. Futbol jest dla niego całym życiem. Nawet podczas wakacji ogląda zawodników, jeździ do swoich wychowanków, aby ich obejrzeć z bliska. On tak naprawdę nigdy nie odpoczywa od piłki. Jest po prostu piłkarskim pasjonatem, który nigdy nie przestaje myśleć o futbolu.

Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z nim?

Nie wiem, czy to było pierwsze, czy drugie, czy trzecie, ale pamiętam, kiedy rozmawiałem z nim przed przeprowadzką z mojego rodzinnego miasta. Kiedy grałem w Argesu Pitesti byliśmy najlepsi w kraju i ograliśmy Akademię Hagiego. Wiem, że mnie obserwował później w wielu spotkaniach i w końcu złożył propozycję przeprowadzki. Byłem dzieckiem, niewiele z tego rozumiałem, ale takim osobom się nie odmawia.

Konstanca nie jest blisko Pitesti…

Obie miejscowości dzieli kilkaset kilometrów, kilka godzin jazdy samochodem. Wyprowadziłem się od rodziców jako trzynastolatek. Mama z tatą przyjeżdżali do mnie raz na dwa tygodnie. Początki były ciężkie, ale po kilku tygodniach zaaklimatyzowałem się znakomicie. Mieszkaliśmy w siedemdziesiąt osób w internacie, gdzie mieliśmy szkołę, wyżywienie, a naszymi obowiązkami były nauka oraz treningi.

guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze
Bartek
Bartek
29 lipca, 2024 15:05

no super.ale gdzie są tabele i wyniki ze strzelcami po każdej kolejce jak to zawsze było na pilkanozna

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024