Przejdź do treści
Gruszczyński: Legia nie ma powodu do obaw

Polska Ekstraklasa

Gruszczyński: Legia nie ma powodu do obaw

Tomasz Gruszczyński jest wychowankiem FC Metz, bo jako 10-latek wyjechał do Francji, gdzie piłkarzem był jego ojciec. W słynnym francuskim klubie wałbrzyszanin się nie przebił i w 2002 roku trafił do Football 1991 Dudelange, który teraz będzie rywalem Legii Warszawa w eliminacjach Ligi Europy. Przez dziesięć lat gry w tym zespole Polak stał się jego legendą, zdobył siedem mistrzostw Luksemburga i strzelił 116 goli w ekstraklasie. Teraz były napastnik zapewnia, że Legia nie ma się czego obawiać przed wyprawą do Beneluksu.
Rywal Legii w el. LE jest prawdopodobnie jej najsłabszym przeciwnikiem w tym roku (fot. Marcin Szymczyk/400mm.pl)

Śledzi pan jeszcze jak wiedzie się Football 1991 Dudelange?
Oczywiście, obserwuję całą europejską piłkę, z luksemburską włącznie – mówi Tomasz Gruszczyński mieszkający na co dzień we Francji. – A z F1991 Dudelange jestem bardzo zżyty, nadal mam tam wielu znajomych i staram się być na bieżąco z wydarzeniami w klubie.
Czy Legia ma więc powody do obaw przed dwumeczem z mistrzami Luksemburga?
Mistrzostwa świata potwierdziły to, co od jakiegoś czasu obserwujemy w europejskich pucharach – we współczesnej piłce nożnej większym drużynom jest coraz trudniej pokonać te mniejsze. Już nie ma tej przepaści w umiejętnościach i przygotowaniu jak 20, 15 czy nawet 10 lat temu. Mniejsze narody stają się coraz silniejsze. Uważam więc, że Legii nie będzie łatwo, ale mimo wszystko to ona powinna awansować.

Jakie są więc wady i zalety Dudelange?
Przede wszystkim musimy pamiętać, że piłka nożna w Luksemburgu nie jest zawodowa, choć Dudelange od niedawna stara się profesjonalizować. Drużyna zaczyna trenować dwa razy dziennie, ale to wciąż jest poziom pół-amatorski. A Legia jest klubem w pełni zawodowym. Wystarczy zresztą porównać możliwości finansowe obu klubów. Roczny budżet Dudelange wynosi około 2 milionów euro, a pozostałe luksemburskie kluby nie przekraczają granicy 800 tysięcy, a zwykle nawet pół miliona. Jego atutem może być jednak obecność doświadczonych graczy i wielu reprezentantów w składzie. To nie są ludzie, którzy nie potrafią grać przeciw zawodowcom, bo w wielu z nich rozegrało mnóstwo takich spotkań. W dodatku są dobrze zgrani skoro występują ze sobą i w klubie, i w kadrze.

Co może pan powiedzieć o trenerze Dino Toppmoellerze?
Przez pół roku wspólnie graliśmy w Dudelange, ale dla mnie zatrudnienie go jako trenera jest błędem klubu. To zbyt młody (Niemiec ma 37 lat – przyp. red.) i niedoświadczony szkoleniowiec dla takiego zespołu. Pracę w zespole zaczął dwa lata temu od eliminacji Ligi Mistrzów. Odpadł w pierwszym dwumeczu. Rok później było to samo. Tym razem przegrał w pierwszej rundzie, ale dzięki zmianie przepisów Dudelange dostał drugą szansę w Lidze Europy. Udało mu się wyeliminować Dritę Gnjilane, ale, z całym szacunkiem, to klub z Kosowa, Dudelange było faworytem.


Przez dwa lata pracy w Dudelange Toppmoeller wygrał przecież dwa mistrzostwa, krajowy puchar i Puchar Ligi. To mało?
Dla Dudelange to żaden sukces. Przypominam o różnicy budżetów, klub ma pięć razy więcej pieniędzy od większości rywali. Mistrzostwo Luksemburga ma w kieszeni właściwie od początku sezonu, a już na początku roku wiadomo, że Dudelange wygra ligę. Cały sezon jest traktowany jako przygotowania do europejskich pucharów. A do gry na kontynencie trzeba mieć doświadczenie. Na ligę taki trener wystarczy, ale do gry w europejskich pucharach niekoniecznie. A on go nie ma ani jako szkoleniowiec, ani jako piłkarz, bo pomimo pobytu w Manchesterze City nie zagrał tam żadnego meczu.

Czy to za sprawą trenera w zespole jest aż siedmiu Niemców?
Odkąd Toppmoeller został szkoleniowcem, sprowadza do zespołu wielu rodaków, ale tak samo było wcześniej. Gdy Dudelange prowadził Francuz, to w kadrze było duża liczba Francuzów. Gdy trenerem był Belg – sprowadzał Belgów. Przy czym ci Niemcy nie są w klubie tylko ze względu na paszport, bo w większości to bardzo dobrzy zawodnicy jak na warunku zespołu. Zdaje się, że błędem jest osoba trenera. Dla innego klubu mógłby być odpowiedni, ale tu? To tak jakby grać w pokera – uda się albo nie.

Czym Dudelange zachęca do transferu takich piłkarzy jak Milan Bisevac (były reprezentant Serbii i obrońca PSG, Olympique Lyon i Lazio Rzym), Marc-Andre Kruska (były piłkarz Borussii Dortmund) czy Lewan Kenia (były reprezentant Gruzji, za czasów gry w Schalke Gelsenkirchen uważany za wielki talent)?
Mimo wszystko to nie są piłkarze, których kariery mogą jeszcze nabrać dużego rozpędu. Takich zawodników można więc zachęcić finansami, choć pamiętajmy, że to nie są wielkie sumy. Z tego co słyszałem Bisevac zarabia 10 tysięcy euro miesięcznie. Tyle mogą jednak dostać tylko najwięksi. Już żeby zarabiać 7-8 tysięcy miesięcznie trzeba mieć naprawdę dobre CV. Luksemburczykom pomaga też liberalne prawo podatkowe, które zachęca obcokrajowców do przeprowadzki do kraju.

Czego Legia może oczekiwać po wizycie w Luksemburgu?
Na pewno nie tłumu widzów. Średnio na mecze ligowe Dudelange przychodzi tylko około 700 osób. Legia przyciągnie pewnie sporo kibiców, myślę, że powinno przyjść co najmniej 3 tysiące widzów. Wiele zależeć będzie od godziny meczu Progresu Niedercorn, który też zagra tego dnia w eliminacjach Ligi Europy (drugi z byłych klubów Gruszczyńskiego zmierzy się z FK Ufa – przyp. red.). Nałożenie się na siebie meczów podzieli Luksemburg, a trzeba pamiętać, że w kraju mieszka tylko 600 tysięcy ludzi.

Jakiego dwumeczu więc pan oczekuje?
Legia jest zdecydowanym faworytem i nie bardzo widzę możliwość, by odpadła. Choć to będą dwa mecze, jeśli Legia w bardzo słabej formie zremisuje u siebie 0:0, to w rewanżu rywal może „niechcący” strzelić gola, zamurować się i wygrać. Chciałbym, żeby Dudelange wygrało, bo to klub mojego serca, ale Legia ma za wielu doświadczonych piłkarzy, by na to pozwolić. Siła fizyczna i doświadczenie też przemawia za mistrzami Polski.

ROZMAWIAŁ NORBERT BANDURSKI

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024