Górny Śląsk już nie taki reprezentacyjny
Piłka nożna na Górnym Śląsku nie jest już taka jak jeszcze kilkanaście lat temu? To pytanie retoryczne można zweryfikować, rzucając okiem na powołania do reprezentacji Polski.
Piłkarze z Górnego Śląska nie cieszą się popularnością (fot. Grzegorz Radtke / 400mm.pl)
GRZEGORZ GARBACIK
Spoglądając na górnośląski futbol, nie sposób nie dostrzec, że to świat wielkich sprzeczności. Zaledwie rok temu Piast Gliwice dokonał rzeczy historycznej, wywalczył swoje pierwsze mistrzostwo Polski. Tytuł wrócił po trzech dekadach do regionu, który przez lata nadawał ton rywalizacji w Ekstraklasie, jednak uwydatniło to jedynie rozdźwięk między tamtymi czasami a tym, co kluby z Górnego Śląska mogą zaoferować obecnie.
MISTRZ BEZ CZEMPIONA
Gdy Piast kroczył po zwycięstwo w lidze, w ich kadrze próżno było szukać graczy, którzy stanowią o sile reprezentacji Polski. Co więcej, przy Okrzei nie można było znaleźć nawet takich, którzy znajdują się w orbicie zainteresowań selekcjonera. Związki Piasta z zespołem narodowym przejawiały się wyłącznie w osobach byłego już kadrowicza Tomasza Jodłowca, który w koszulce z orłem na piersi rozegrał 49 meczów, a także Waldemara Fornalika, któremu w reprezentacji pokazano drzwi po nieudanych eliminacjach mistrzostw świata. Patrząc na kadrę mistrza Polski, nie można było jednak być zdziwionym, ponieważ o sile zespołu stanowili wtedy – i nic w tej kwestii się do tej pory nie zmieniło – obcokrajowcy.
– Miałem ogromną satysfakcję z tego, że Waldek Fornalik doprowadził Piasta do mistrzostwa, ale trzeba spojrzeć na to, co stało się po zakończeniu zwycięskiego sezonu – uważa Antoni Piechniczek, legendarny trener reprezentacji. – Ta niemożność zatrzymania w zespole najlepszych piłkarzy, w tym także Polaków, to jest coś, co dziś bardzo mocno uderza w nasze kluby.
Piast chociaż wywalczył tytuł, nie był w stanie wystawić swojego czempiona (tak nazywa się gołębia, który przynosi właścicielowi wygrane w zawodach) do reprezentacji. Co więcej, także obecnie, gdy drużyna Fornalika rywalizuje o kolejny medal, próżno szukać w jej szeregach kogoś takiego pokroju. W aktualnej kadrze klubu z Gliwic znajdziemy graczy, którzy w najlepszym razie pukają do bram młodzieżówek, albo przygodę z biało-czerwonymi barwami mają już dawno za sobą. Czy faktycznie w jednej z najlepszych drużyn w kraju nie ma ani jednego kandydata, który mógłby znaleźć się w kadrze Jerzego Brzęczka? Zdaniem Piotra Mandrysza, przez wiele lat kariery był związany z Górnym Śląskiem, spory wpływ na nieobecność zawodników z tego regionu mają również aspekty, które trudno określić mianem wyłącznie sportowych.
– Czy w zespole narodowym zawsze grają ci, którzy są na dany moment najlepsi w kraju? Można z tym śmiało polemizować – twierdzi. – Najlepszym przykładem była obecność w kadrze Thiago Cionka przez tak wiele lat. Czy on był lepszy od Kuby Czerwińskiego, który wraz z Sedlarem stworzył w ubiegłym sezonie najlepszy duet stoperów w Ekstraklasie? Moim zdaniem, niekoniecznie.
PRZEWAGA I OPTYKA
Skoro jednak nawet mistrz Polski nie był w stanie wysłać na zgrupowanie kadry narodowej choćby jednego piłkarza, spoglądanie na pozostałe kluby z regionu wydaje się być bezcelowe. Ruch Chorzów, tak jak inne firmy z niższych lig, w naturalny sposób wyeliminował się z grona potencjalnych dostarczycieli graczy dla najważniejszej drużyny w kraju, ale już Górnik Zabrze kilkanaście miesięcy temu był chwalony za odważną politykę stawiania na młodzież. Problem w tym, że chociaż wcale nie było to tak dawno, pamięć o tym fenomenie przykrył kurz. Przedstawicielem tamtej fali był między innymi Szymon Żurkowski, który jednak po pojawieniu się pierwszej poważnej oferty wyjechał z kraju i dziś nie walczy o możliwość przywdziania koszulki z orłem na piersi, a o reaktywowanie kariery.
– Wiele było głosów, że Szymon powinien był zostać w Polsce i jeszcze rok pograć w Ekstraklasie. Tymczasem zrobiono mu krzywdę poprzez przyklejenie łaty wielkiego talentu, a wyjazd za granicę szybko go zweryfikował. W piłce nożnej nie chodzi tylko o to, kto przebiegnie w meczu najwięcej kilometrów – zaznacza Mandrysz.
Kwestia obecności piłkarzy z ligi polskiej w kadrze to oczywiście problem szerszy i wykraczający poza granice Górnego Śląska. Nie ma jednak wątpliwości, że region ten jest w ostatnich latach na marginesie, także jeśli chodzi o młodsze reprezentacje. Jest to o tyle zastanawiające, że przecież panuje przekonanie jakoby śląskie kluby były kopalnią talentów. W samym tylko Górniku na zaufanie trenera Czesława Michniewicza (trener reprezentacji U-21) mogli liczyć podczas niedawnych powołań Daniel Ściślak i Przemysław Wiśniewski, ale już w kadrach U-20 czy U-19 próżno było szukać przedstawicieli 14-krotnego mistrza kraju.
Piast? Żadna z wymienionych drużyn nie została w trakcie ostatnich zgrupowań wzmocniona młodym narybkiem z Okrzei, a jeśli chodzi o kluby z niższych lig, rodzynkiem u Jacka Magiery był pod koniec ubiegłego roku Bartosz Mrozek z GKS Katowice. Najwyraźniej pokłady talentów w śląskich klubach ukryte są bardzo głęboko.
– To jest też pytanie do trenerów poszczególnych roczników. Dlaczego powołują tak mało zawodników z Górnego Śląska? Widać jak na dłoni, że w niższych kategoriach wiekowych dominują chłopcy z bogatych akademii z dużych miast, czyli z Legii, Lecha, Pogoni czy Jagiellonii – dodaje Mandrysz.
KIEDYŚ TO BYŁO
Skromna reprezentacja graczy ze śląskich klubów w drużynach narodowych to zjawisko postępujące, które uderza jeszcze bardziej, jeśli spojrzy się nieco wstecz. Nie sposób uciec od tego tematu – chodzi o zamożność klubów z tego regionu, nie należą do najbogatszych.
– Gdyby wszystko było tak, jak w najlepszych latach dla śląskich drużyn, to taki Górnik nigdy nie oddałby pozycji, którą zajmował i nie miałby potrzeby pozbywać się ważnych polskich piłkarzy – twierdzi Piechniczek, doskonale pamiętający czasy potęgi Górnego Śląska. – Dzisiaj o tej potędze decyduje wyłącznie pieniądz, nie da się tego przeskoczyć. To przykre i dlatego podzielam pogląd Johana Cruyffa, który powiedział kiedyś, że jeszcze nigdy nie widział, by worek pieniędzy strzelił gola.
Selekcjoner, który doprowadził Polskę do trzeciego miejsca na mundialu wspomina tamte czasy z nostalgią. Nie może to dziwić, ponieważ biorąc pod uwagę wyłącznie dwa największe kluby z regionu, a więc Ruch i Górnik, łącznie delegowały one do gry w narodowych barwach 148 zawodników. W większości mówimy jednak o ludziach, którzy dawno zawiesili buty na kołku lub pożegnali się już z tym światem. Tymczasem w ostatniej dekadzie powołania z Ruchu otrzymywali tylko Maciej Sadlok, Artur Sobiech, Mariusz Stępiński czy Filip Starzyński. To samo dotyczy Górnika, który w trakcie całej dekady wprowadził do zespołu narodowego dziewięciu piłkarzy, którzy rozegrali z orzełkiem na piersi zaledwie 24 mecze. Ostatniego gola strzelonego przez zawodnika wywodzącego się z Roosevelta datuje się na grudzień 2012 roku, a zdobył go w trakcie spotkania z Macedonią Arkadiusz Milik.
W przypadku Piasta pole do szczycenia się nowymi reprezentantami jest jeszcze skromniejsze. W 2010 roku powołanie do dorosłej kadry otrzymał Kamil Glik, ale to właściwie wszystko, czym mogą pochwalić się w Gliwicach. Nieco lepiej było w kwestii drużyn młodzieżowych, ale dotychczas nie uchyliły one szerzej bram pierwszej reprezentacji takim zawodnikom jak Kamil Wilczek, Radosław Murawski czy Patryk Dziczek.
SZERSZY PROBLEM
Wracanie do czasów słusznie minionych, kiedy kluby z Górnego Śląska były dotowane przez przemysł ciężki, a najlepsi zawodnicy nie zawsze mieli możliwość wyjazdu za granicę, nie jest odpowiedzią na wszystkie bolączki tego regionu. Warto spojrzeć na problem kompleksowo, drenaż Ekstraklasy z młodych i zdolnych nie dotyczy wyłącznie Zabrza, Gliwic czy Chorzowa.
– Młodzi wyjeżdżają bardzo szybko i to dotyczy klubów z Górnego Śląska, ale także z innych regionów Polski – mówi Mandrysz. – Drugą kwestią jest to, co dzieje się w młodzieżówkach. Często pomija się fakt, że nie wszyscy dorastają tak samo i jeśli ktoś w wieku szesnastu lat był słabszy, wcale nie oznacza, że jak będzie miał lat osiemnaście, wciąż nie powinien być brany pod uwagę. Najlepszym przykładem jest Robert Lewandowski, w młodzieżowych kadrach Polski rozegrał raptem trzy mecze.
Skoro więc nawet w naszych warunkach bogate i dobrze zorganizowane kluby jak Lech czy Legia są w stanie wysłać na zgrupowanie reprezentacji seniorskiej po maksymalnie jednym piłkarzu, trudno oczekiwać, by dysponujące znacznie mniejszym potencjałem Piast czy Górnik mogły zaoferować w tej materii więcej. Szanse przebicia się mają jedynie ci naprawdę utalentowani i młodzi, ale przepaść w szkoleniu i dysponowaniu ludzkim materiałem jest duża. Młodzieżowy projekt zabrzan został zweryfikowany błyskawicznie przez twarde ligowe realia, to co w sezonie po awansie do Ekstraklasy było uważane za powiew świeżości i nowy trend, okazało się być sztuczką, cieniem na ścianie.
Dziś Górny Śląsk jest reprezentowany w elicie przez zaledwie dwa kluby, więc zawodników, którzy być może w przyszłości zagrają w pierwszej kadrze można policzyć na palcach jednej dłoni. Milewski, Wiśniewski, Ściślak, być może Bochniewicz. W śląskich kopalniach wyczerpują się nie tylko zasoby czarnego złota.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 26/2020)