W czerwcu ruszyła budowa laboratorium skills.lab, które ma podnieść poziom szkolenia w warszawskim klubie. Z tego nowoczesnego rozwiązania korzysta tylko kilka klubów na świecie, a w Polsce niedawno wybudował je Lech Poznań.
Skills.lab został wymyślony przez Austriaków i tam, na przykład w Sturmie Graz, kluby również korzystają z tej platformy. W Niemczech na zakup takiego symulatora zdecydowały się na przykład Bayern i Ingolstadt. Do tego bardzo wąskiego grona dołączyła też amerykańska COPA, która otworzyła ośrodek w Los Angeles.
Na czym to polega? Skills.lab to dość spore pomieszczenie w kształcie sześcianu, którego podłoga jest wyłożona trawą syntetyczną. Na ścianach zawieszone są płachty interaktywne. Do tego dochodzi kilkadziesiąt czujników, cztery wyrzutnie piłek, które automatycznie regulują liczbę futbolówek w każdej maszynie (piłka może być wyrzucona z prędkością do 130 km/h). Każdy strzał czy podanie jest zaznaczane na symulatorze, a zawodnik oraz trener otrzymują informację, z jaką dokładnością i prędkością było wykonane zagranie piłki. Na przykład za strzał w okienko bramki uczestnik otrzymuje piętnaście punktów, ale za uderzenie tuż obok golkipera zaledwie dwa. Na punktację w poszczególnych ćwiczeniach składa się także szybkość wykonywanych zadań. Czas każdego zagrania jest ściśle ograniczony i jeśli zostanie przekroczony nawet o ułamek sekundy, symulator nie przyznaje punktów. Mało tego, jeśli piłka zostanie zagrana zbyt lekko, na przykład przy strzałach, również uczestnik musi liczyć się z brakiem dopisanych punktów.
W bazie skills.lab jest kilkadziesiąt ćwiczeń, które zostały wymyślone przez twórców projektu. System jest jednak na tyle rozwinięty, że klub, który korzysta z narzędzia, może samodzielnie poszerzać wachlarz zadań.
Inwestycja zostanie oddana do użytku w przyszłym roku. Koszt budowy ma wynieść około milion dolarów.
I tak nie kozystają z młodzieży wychodzącej z akademii.WIEC PO CO TO WSZYSTKO?