Gianni, Dani Alves i Jacyków, czyli rozmowa z Adamem Marciniakiem
Z pomysłu rozmowy o powodach wyjazdu z Polski, oprócz odpowiedzi na to pytanie, powstała barwna opowieść z udziałem Tomasza Hajty, Bogusława Wyparło i selekcjonera Adama Nawałki.
Adam Marciniak miał okazję zagrać w kadrze Adama Nawałki (foto: Ł.Skwiot)
Od sekretarza w UEFA do prezydenta FIFA? Infantino otrzymał potężne wsparcie – KLIKNIJ!rozmawiał Michał CZECHOWICZ
– W twojej wizytówce na Twitterze czytam: ojciec, mąż… prawie piłkarz.– Napisałem to bardziej jako żart, żeby nie wstawiać jak wszyscy: tylko prywatne opinie – mówi Marciniak. – Na Twitterze podejmuję różne tematy, nie tylko piłkarskie, i to przekaz, żeby nie wszystko identyfikować z moją karierą.
– Czyli nie uważasz, że panem piłkarzem to jest Leo Messi, a ty się w piłkę bawisz.– Ktoś kiedyś wymyślił, że karierę to miał Zbigniew Boniek, a reszta z futbolem ma przygodę. Chyba w każdym środowisku to funkcjonuje, a tylko zmienia się nazwisko gwiazdy. Nie każdy może zostać piłkarzem Realu Madryt czy Bayernu Monachium, ale też nigdy nie przedstawiałem siebie jako Messiego.
– Przygotowując się do wywiadu i pytając o ciebie, od wszystkich rozmówców usłyszałem: ma do siebie dystans.– To bardzo pomaga w życiu. Z wyczulenia na swoim punkcie można najwyżej nabawić się kompleksów i frustracji. Staram się być jak najdalej od tego. Znam swoją wartość i nie mam problemu z żartami, przede wszystkim z siebie.
– Podobno kiedy dostałeś powołanie do kadry Adama Nawałki powiedziałeś: jaki tam ze mnie reprezentant, bez jaj.– Chyba tak nie powiedziałem… Na pewno w jednym wywiadzie dostałem pytanie jak się czuję jako reprezentant. Powiedziałem: spokojnie, to na razie tylko konsultacje, tak będę mógł się nazwać kiedy uda mi się przebić. A może żartowałem…
– Nikt w Cracovii miał nie dbać o atmosferę tak jak ty.– To dla mnie ogromny komplement, szczególnie z tej szatni. Po tym jak trafiłem do Krakowa, dokładnie po pierwszym obozie, a minęły może dwa tygodnie, zostałem wybrany, i to przez głosowanie chłopaków, a nie przez trenera, wicekapitanem. Ktoś mi kiedyś powiedział, że do dbania o atmosferę mam naturalny talent. Jestem roztrzepany, ciągle coś gubię, dużo mówię i moja opowieść o wyjściu do sklepu to przygoda jak u innych wspomnienia z wakacji. Zawsze ode mnie zaczynały się żarty, nie było dnia, żebym się nie zawiesił albo po coś nie wracał.
– U wszystkich rozmówców pojawiał się jeszcze jeden temat: ekstrawaganckie ubrania.– Oj, był taki czas. Złapałem zajawkę: pojawiły się czerwone buty, kolorowe marynarki, szaliki. Koledzy w Krakowie zrobili mi nawet numer. Kupiłem długi, czarny, elegancki płaszcz, dobrałem białą czapkę i szalik, wchodzę na korytarz, a oni coś szykują. Schowali się w szatni. Kiedy wszedłem, byli już ustawieni jak przy czerwonym dywanie, czekając z aparatami i robiąc zdjęcia. Często sam się śmiałem z tych kolorowych strojów. Oglądamy konferencję prasową Barcelony, na której Dani Alves pojawił się w czerwonej marynarce. Mówię: – Panowie, ja już w takich od dwóch lat nie chodzę. Wyszły z mody, facet się mocno spóźnił. Krzysiu Pilarz nazwał mnie nawet krakowskim Jacykowem, co w szatni przyjęło się od razu.
– Ja usłyszałem też Gianni.– Oczywiście! Miałem zaszczyt grać w piłkę w jednym zespole z Tomaszem Hajto. To ważna postać w mojej karierze i często opowiadałem, że Gianni to, Gianni tamto. W połączeniu ze strojami to był pewniak.
– Ale koledzy powiedzieli też, że zawsze brałeś odpowiedzialność za wyniki, nie uciekałeś przed najtrudniejszymi pytaniami.– W związku z tą historią z wicekapitanem od początku czułem się za drużynę bardzo odpowiedzialny. Zresztą to wspaniała grupa ludzi… U trenera Roberta Podolińskiego mieliśmy wszystko oprócz wyników, kiedy zaczęliśmy wygrywać po przyjściu trenera Jacka Zielińskiego wiedziałem, że pewność po zwycięstwach to ostatni element potrzebny nam do odniesienia sukcesu. To jak Cracovia grała od kwietnia 2015 roku jest godne podziwu. Obiektywnie to najciekawsza piłka w ekstraklasie.
– Co takiego zmienił trener Zieliński?– To jest pytanie, na które długo szukaliśmy i do dziś nie znaleźliśmy dobrej odpowiedzi. Chyba nie daliśmy rady z ustawieniem 3-5-2.
– Nie było szans, aby zostać po sezonie w Cracovii?– Nie udało się, ale nigdy nie powiem na Cracovię złego słowa. Namawiał mnie trener Zieliński: – Adam widzę cię w drużynie w przyszłym sezonie. To świetny człowiek.
– Klub wykazał się dużym zaufaniem wobec ciebie, kiedy trafiłeś z własnego mieszkania na izbę wytrzeźwień. W całej sytuacji wydajesz się bardziej ofiarą niż agresorem, w wydychanym powietrzu miałeś 0,48 promila, ale łatwo było wtedy w ciebie uderzyć.– To prawda. Ze strony klubu miałem pełne poparcie, stanęli po mojej stronie, kiedy mogli wystrzelać we mnie cały arsenał. Nigdy tego Cracovii i ludziom związanym z klubem nie zapomnę. Nawet dla chłopaków w szatni to nie był temat do żartów.
– Chciałeś dochodzić swoich praw.– Na początku tak. Zachowanie policjantów było skandaliczne, jednak poradzono mi, że i tak nic nie osiągnę. Impreza była po godzinie 22 i rozumiem, że mogło być za głośno, ale w pokoju obok przez cały czas spały dzieci. W domu to wyglądało jak imieniny u cioci: wszyscy przy stole, dzieci za ścianą, mówienie o libacji jest nie na miejscu. Próbowałem potem dojść o co mogło chodzić. Zastanawiałem się czy to może część palących gości, która wychodziła do ogródka, ktoś głośniej coś powiedział… Sam głośno mówię. Ale jestem zdania, że kiedy żyje się we wspólnocie, można było przyjść i powiedzieć: jest za głośno. Potem do każdego z sąsiadów napisałem list z przeprosinami, wrzuciłem do skrzynki na listy razem z czekoladą. Przychodzili do mnie mówiąc, że zjedli czekoladę, była pyszna, ale przeprosin nie przyjmują, bo nie mam za co przepraszać.
– Jak to jest, że jeden z lepszych lewych obrońców ekstraklasy nie ma ofert w Polsce i szuka klubu zagranicą? – W ekstraklasie miałem dosłownie kilka propozycji, z dołu tabeli i w żadnym przypadku organizacyjnie ani sportowo nie zaliczyłbym awansu w porównaniu do Cracovii. Nie planowałem wyjazdu zagranicę, szczególnie do tak egzotycznego jak dla mnie kraju jakim wydawał się Cypr. Propozycja z AEK Larnaka była dla mnie po prostu najlepsza.
– Kiedy ostatnio Arkadiusz Piech został wypożyczony do AEL Limassol, grający kiedyś na Cyprze Łukasz Gikiewicz skomentował na Twitterze: Życie super, ale gorzej z pieniędzmi.– Przed podpisaniem kontraktu zrobiłem wywiad u dawnego kolegi z Cracovii Władzia Boljevicia. Na cypryjskiej piłce odbił się kryzys finansowy, przez co kluby dopiero wracają na prostą, w innych mogą być problemy, ale w Larnace każda pensja jest na czas. A życie jest świetne.
– Jak ważnym trenerem był dla ciebie Adam Nawałka?– To obok trenera Marka Chojnackiego najważniejsza postać w mojej karierze. Ameryki nie odkryję, bo od kiedy został selekcjonerem napisano już chyba wszystko. Na pewno perfekcjonista. Początki pracy z nim to była irytacja: przychodzi trener i sprawdza w szafce czy buty po treningu są czyste. Nie było miejsca na zaskoczenie, każdy szczegół przygotowania do ćwiczeń, meczu, podróży na mecze był zabezpieczony planem B i C, gdyby coś się stało. Potrzebowałem kilku tygodni, żeby zrozumieć: to się nazywa profesjonalizm. Każda taka cegiełka sprawia, że jesteś przygotowany o kilka, kilkanaście procent lepiej do meczu, co na przestrzeni miesiąca, rundy, sezonu, robi ogromną różnicę. Piłce poświęca całą dobę. Nie ma miękkiej gry, że jest za późno, za wcześnie. Ponad to co robi, nie da się już zrobić nic. Rozkminialiśmy to z chłopakami, po prostu się nie da.
– Byłeś zaskoczony powołaniem na mecze ze Słowacją i Irlandią?– To trener, z którym mam dobre relacje zawodowe i prywatne. Po ludzku wiem, że mnie lubi. Zresztą sam nigdy nie ukrywałem, że też bardzo trenera prywatnie lubię. Jego ostatni mecz ligowy Górnik grał u siebie z Cracovią. Po meczu zawołał mnie, przybiliśmy piątkę, był misiek i luźna rozmowa. W pewnym momencie pada najważniejsze pytanie: czy jestem gotowy? Urodziłem się gotowy – odpowiedziałem głośno. To jedno z ulubionych powiedzeń trenera, filozofia, że trzeba być gotowym zawsze i o każdej porze. Domyśliłem się o co chodzi.
– Odchodząc na Cypr oddaliłeś się od kadry?– Od kadry oddaliłem się w poprzednim sezonie w Cracovii. Nie czarujmy się, był w moim wykonaniu, podobnie jak zespołu, słaby. Graliśmy najczęściej trójką obrońców, ze mną po lewej stronie, i to nawet nie była pozycja, na którą selekcjoner szukał kandydatów. Teraz, po zwycięskich eliminacjach, szanse na powołanie są małe.
– Czy to prawda, że w 2007 odmówiłeś wyjazdu na mistrzostwa świata do lat 20 w Kanadzie?– Ale wyciągnąłeś historię… To nie jest prawda. Po rozmowie z trenerem reprezentacji, Michałem Globiszem, a grałem w kadrze rok młodszej, dostałem zaproszenie na zgrupowanie w Pruszkowie i potem w Jordanii z perspektywą wyjazdu na mistrzostwa. Z góry powiedziałem, że mam już zaplanowany wyjazd z ŁKS do Stanów Zjednoczonych w terminie drugiego obozu. Bilety kupione, wiza wyrobiona, nie chciałem tego odkręcać, bo to był dla klubu bardzo ważny wyjazd, a niedługo wcześniej zacząłem grać w ekstraklasie. Trener Globisz powiedział: – Rozmawiałem z trenerem Chojnackim, przyjedziesz tylko do Pruszkowa. Kiedy już miałem wyjeżdżać ze zgrupowania usłyszałem, żebym poleciał też do Jordanii i mam to załatwić w klubie. Zgłupiałem, jadę pociągiem do Łodzi, układam wszystko w głowie i następnego dnia zaczynam. W klubie na mnie wkurzeni, że nie taka była umowa. Zadzwoniłem do trenera Globisza i powiedziałem, jak wygląda sytuacja. Przecież sam zwrot, że nie chciałem jechać na mistrzostwa świata brzmi idiotycznie, to mógł być turniej mojego życia! Chciałem dobrze, a na koniec zostałem tym najgorszym.
– Pojawił się temat ŁKS, wróćmy do Tomasza Hajto.– Mam osiemnaście lat, jadę na pierwszy obóz w ekstraklasie, a na stole u masera leży Tomasz Hajto. Pan piłkarz, z którym wcześniej miałem tyle do czynienia, że oglądałem go w meczach reprezentacji w telewizji i mogłem naklejkę z podobizną wkleić na ostatniej stronie w zeszycie. Wszyscy młodzi patrzyliśmy na Gianniego z podziwem, a jeszcze tak się złożyło, że chyba mnie polubił…
– Jak się zdobywało w piłkarskiej szatni sympatię takiej osobowości jak Hajto?– Nie ma taryfy ulgowej, stara szkoła, według której trzeba chodzić jak w zegarku. Mnie się to podobało. Na boisku i poza nim były jasne zasady, wiedzieliśmy kto jest szefem i nie ukrywam, że byłem zafascynowany taką osobistością w szatni. Jak w każdej grupie, kiedy jesteś młody musisz pokazać pokorę wobec starszych i nigdy nie miałem problemu, żeby biegać na obozie do sklepu, bo ktoś zapomniał cukierków kupić, zanieść sprzęt bez zwrócenia uwagi. To procentowało. Z Tomkiem zamieszkaliśmy w jednym pokoju już w czasie wyjazdu do USA, potem po transferze do Górnika Zabrze zanim przyszedł Jerzy Brzęczek też tak zawsze było. To wzór. Wzór tego jak powinno wyglądać zawodowstwo, kiedy mając na karku prawie dwa razy tyle lat co niektórzy, na treningu biegał jeszcze szybciej i jeszcze mocniej. Mógł odcinać kupony, a wszystko robił na maksa.
– A kiedy nie polubił któregoś z młodych?– Bywało różnie. Kiedy nie przypadłeś do gustu, w szatni siedziałeś cicho i wpatrzony w zegar odliczałeś minuty do wyjścia na trening. Tomek nienawidzi wypominania Paulety i meczu z Portugalią na mundialu w Korei. Starsi kiedyś podpuścili Marcina Wodeckiego: – Pszczółka, zapytaj się Tomka jak było z tym Pauletą. Ruszył uśmiechnięty, na spokoju i pyta z tą swoją śląską gwarą. Tomek czerwony: – Módl się i błagaj trenera, żebyś był ze mną w jednej drużynie na treningu, a jak nie, załóż sobie deski na całe ciało. Pszczółkę wbiło w fotel jak w samolocie w czasie startu, a trener Ryszard Wieczorek kilka tygodni dawał ich do jednego zespołu. Wchodziłem do wyjątkowej drużyny ŁKS. Na przykład Igor Sypniewski, tak inny od tego za co został zapamiętany. Uśmiechnięty, pomocny, zawsze pytał się jak mi idzie w szkole. Albo Boguś Wyparło czy Dzidek Leszczyński. Z nimi mam świetną historię. Trener Dariusz Bratkowski gorzej słyszy na jedno ucho i kiedyś w jakimś wywiadzie ktoś coś źle zrozumiał i wyszło, że Wyparło kiepsko widzi. Dzidek podchodzi i mówi: – Powiedz Bodziowi, że mu kupimy taką piłkę z dzwoneczkami to będzie lepiej bronił. Mówię, że nigdy w życiu. – Idź, bo będzie źle – zachęcił Dzidek. Załamany powiedziałem, na co Bodzio: – Taki mądry jesteś, zobaczysz wszystko będę ci w kozioł grał na prawą nogę. Miałem twardą szkołę życia, ale taką, której za nic bym nie zamienił. Szatnia piłkarska to jedno z najfajniejszych miejsc na świecie. Nigdy nie pyskowałem i wiele tym wygrałem, bo dzięki temu bardzo dobrzy piłkarze i dodatkowo świetni ludzie dzielili się ze mną bezcennym doświadczeniem, skutecznie hamując wybuch sodówki. Mówiąc o Bodziu Wyparle przypomniałem sobie dobrą historię pokazującą moje nieogarnięcie.
– Dawaj.– Kiedyś oczywiście zapomniałem czegoś z treningu, jakiegoś ortalionu czy butów. Bodzio mi to zabrał, oddał, i szybko ucieszony zapytałem jak się zrewanżować. Powiedział, że piwem FAXE w takiej dużej puszce. Byliśmy w Rewalu na zimowym zgrupowaniu, ruszyłem na poszukiwania w przerwie między treningami. Wszystko pozamykane na zimę, sklepy porozrzucane po różnych końcach miasta, ale w trzecim dostałem cynk, że może jest w Trzebiatowie. Gonię na przystanek, sprawdzam rozkład PKS, ale nie zdążyłbym z powrotem na drugi trening. Idę zrezygnowany, spocony: zawiodę Bogusia – myślę sobie. W końcu wróciłem do hotelu, pukam do drzwi, otwiera Wyparło i opowiadam kończąc: – Słuchaj, ja po drugim treningu skoczę do tego Trzebiatowa. A Boguś: – Głupi jesteś, przecież FAXE jest w hotelowej restauracji piętro niżej.
Tekst ukazał się także w najnowszym numerze Tygodnika „Piłka Nożna”