Gdyby istniał Netflix…
Manuel Neuer został numerem jeden Die Mannschaft po kontuzji Rene Adlera. To dzięki temu golkiper Bayernu zagrał na mundialu w RPA i miejsca między słupkami nie oddał do dzisiaj. Jego pozycja jest tak mocna, że kontrkandydaci przegrywają walkowerem. W przeszłości rywalizacja bramkarzy w kadrze Niemiec potrafiła być jednak wyjątkowo zażarta. Niekoniecznie na boisku.
fot. newspix.pl / 400mm.pl
Julian Nagelsmann nie odważył się na rewolucyjną zmianę. Cierpi na tym Marc-Andre ter Stegen – bramkarz wybitny, ale postać na swój sposób tragiczna. Gdyby nie Neuer i jego status, bramkarz Barcelony już dawno przywdziewałby na turniejach bluzę z numerem jeden. Ich rywalizacja cechuje się jednak profesjonalizmem i wzajemnym szacunkiem, co stanowi wyraźny kontrast do przykładów sprzed lat. Ter Stegen nie podgryza publicznie konkurenta, wiedząc, że i tak nic nie wskóra. Gdy raz opinia publiczna podniosła głośno temat zmiany, do gry wszedł Uli Hoeness, rozdmuchując spór do gigantycznych rozmiarów. Zarzucił niemieckiej prasie faworyzowanie Ter Stegena, jakby zdobył już siedemnaście mistrzostw świata. Zaledwie dwukrotnie zdarzyło się, by sam zainteresowany mówił o swojej sytuacji. – Nie jest łatwo znaleźć wyjaśnienie tego, czego doświadczam – mówił przed mundialem w Rosji, gdy Neuer po półtora roku bez gry, zajął jego miejsce. – Poczułem się, jakby ktoś dał mi w twarz – mówił z kolei w filmie dokumentalnym ZDF, który został opublikowany przed tegorocznym Euro, gdy sytuacja się powtórzyła. Neuer wracał, Ter Stegen oddawał miejsce w bramce. Nagelsmann może tylko dziękować za charakter bramkarza Barcelony, za to, że godzi się ze swym losem. W przeszłości nie zawsze bowiem tak było…
Bohater z przypadku
Pierwsze powojenne dekady w reprezentacji Niemiec były burzliwe. Toni Turek, bohater z Berna, nie był pierwszym wyborem Seppa Herbergera – grać miał Fritz Herkenrath. Tyle że zamiast na mundial do Szwajcarii pojechał z klubem na tournee do Ameryki Południowej. Heinrich Kwiatkowski nie dość, że o mało nie utopił się w jeziorze Thun, to jeszcze wpuścił osiem bramek w grupowym meczu z Węgrami. To oni jednak stoczyli później bój o schedę po Turku. Na kolejnym mundialu bronił wreszcie Herkenrath, ale to Kwiatkowski dostał szansę gry w meczu o 3. miejsce. Po wpuszczeniu sześciu bramek miał już dość i zrezygnował z dalszej gry w reprezentacji. Tak samo uczynił Herkenrath, więc Herberger musiał gorączkowo szukać następców. Jednym z nich miał być Hans Tilkowski, który na mistrzostwa świata w Chile w 1962 roku pojechał jako jedynka. Gdy jednak dowiedział się przed pierwszym meczem, że zagra rezerwowy Wolfgang Fahrian, wpadł w furię. Zdemolował pokój w bazie treningowej, a nienawiść do selekcjonera znalazła później ujście na sali sądowej. Tilkowski odzyskał miejsce między słupkami dopiero po rezygnacji Herbergera, powracając do kadry na World Cup ’66.
Jest tylko jeden Sepp Maier
Po mundialu w Anglii rozpoczęła się era Seppa Maiera. Z łatwością wyprzedził konkurentów i wkrótce wygrał wszystko z reprezentacją. Ówczesne lobby Bayernu sprawowało rządy w kadrze, więc Helmut Schoen nawet gdyby chciał, to i tak nie mógłby wprowadzić poważnej rywalizacji na pozycji bramkarza. Teoretycznie rywalami byli Wolfgang Kleff i Norbert Nigbur. O ile ten pierwszy dość szybko rzucił rękawice, wiedząc, że sprawa jest przegrana, o tyle Nigbur próbował podgryzać Maiera. Kleff podchodził do sytuacji z wisielczym humorem. – To, że wygraliśmy Niemcy zawdzięczają mi. Moją zasługą było to, że nie grałem – mówił po finale mistrzostw świata w 1974 roku. Gdy w 2013 roku „Tagesspiegel” wybrał Maiera bramkarzem wszech czasów, poproszono o komentarz Kleffa. – To ja go doprowadziłem do tytułów. Bez mojego popędzania i naciskania nie byłoby dobrych występów. W finale chyba bronił bardzo dobrze, ale mało widziałem. Na trybunach siedziałem obok księżniczki Monako i popijałem koniak, on musiał bronić strzały Neeskensa. W czym był lepszy? Lepiej bronił, ja lepiej wyglądałem, dlatego nie miałem problemu – mówił Kleff. Nigbur z kolei był znacznie bardziej wymagający i publicznie rościł sobie prawo do miejsca w bramce. – Jestem znacznie młodszy od niego i chcę zostać bramkarzem reprezentacji – krzyczał. – Nikt nie może się do mnie zbliżyć, jest tylko jeden Sepp Maier – ripostował legendarny golkiper. Szansa Nigbura nadeszła, gdy Maier musiał zakończyć karierę po wypadku samochodowym. Pech chciał, że przed Euro w 1980 roku doznał kontuzji.
Zupowy pajac
Szansę wykorzystał Toni Schumacher, przedstawiciel nowego, agresywnego pokolenia. Po tym jak zdobył mistrzostwo Europy, ugruntował pozycję jedynki w reprezentacji. Jednak już dwa lata później po słynnym faulu na Patricku Battistonie jego notowania miały się obniżyć. Wtedy do ataku na Schumachera ruszył Uli Stein z HSV, ich spór w zasadzie do dzisiaj nie ma sobie równych. Nienawidzili się, wręcz sobą gardzili. Upust frustracji dawali w mediach, które chętnie podsycały konflikt. Punktem kulminacyjnym były mistrzostwa świata w Meksyku w 1986 roku. Stein do dzisiaj twierdzi, że Franz Beckenbauer obiecał mu pozycję pierwszego bramkarza. Gdy krótko przed pierwszym meczem okazało się, że zagra jednak Schumacher, Stein wywołał niemały skandal, opalając się na ławce rezerwowych z gołym torsem.
– Uli, wiem, że jesteś w znakomitej formie. Nie ma nikogo lepszego od ciebie, ale grać nie możesz – powiedział Beckenbauer do Steina po tym meczu. A przynajmniej tak miał powiedzieć według relacji bramkarza. Stein obstaje przy teorii spiskowej, jakoby za jego absencją stał… Adidas. – W 1986 roku Beckenbauer miał prywatny kontrakt z Adidasem, podobnie jak Schumacher. Ja nie miałem żadnych umów reklamowych. Gdy taki sponsor włącza się do gry, ważne, by grali jego wysoko opłaceni piłkarze – mówił w talkshow Markusa Lanza. Beckenbauer wszystkiemu zaprzeczał. – Gdybym dowiedział się, że gram tylko ze względu na kontrakt z Adidasem, chyba bym się zabił – mówił natomiast świeżo po oskarżeniach Schumacher.
Atmosfera w Meksyku była toksyczna, konflikt pomiędzy Schumacherem a Steinem działał destrukcyjnie na całą drużynę. Po tym jak Stein przekroczył granicę i podczas wspólnego posiłku nazwał Beckenbauera „zupowym pajacem”, nawiązując do jego słynnej reklamy Knorra z lat 60., wyleciał z kadry. Schumacher bramkarzem reprezentacji pozostał jeszcze tylko rok. Po wydaniu autobiografii dostał wilczy bilet i ominęły go mistrzostwa we Włoszech. Gdyby nie wcześniejszy wybuch Steina i próba zamachu na Beckenbauera, w końcu doczekałby się on gry i może sięgnąłby później po złoto. Tymczasem na mundialu w 1990 roku bronił Bodo Illgner.
Upadek tytana
Po siedmiu latach Illgnera zastąpił Andreas Koepke, zdobywając z reprezentacją mistrzostwo Europy w 1996 roku, ale na bramkarski firmament wdarł się już wtedy Oliver Kahn i wzorem Nigbura był niezadowolony ze swojego statusu. – Trener reprezentacji doskonale wie, że nie nadaję się na bycie wiecznym rezerwowym. Chcę zagrać na mundialu – mówił w wywiadach. Wprawdzie na turnieju w 1998 roku jedynką był jeszcze Koepke, ale po wpadce Niemców na francuskich boiskach, Kahn dopiął swego. Cztery lat później na mistrzostwach świata w Korei Południowej i Japonii praktycznie w pojedynkę doprowadził reprezentację do finału.
Był tytanem i cieszył się bezgranicznym zaufaniem selekcjonera Rudiego Voellera. Za plecami bramkarza Bayernu czaił się jednak Jens Lehmann, więc atmosfera gęstniała z każdym miesiącem. – Nie wiem, o czym moglibyśmy rozmawiać, nie mam 24-letniej dziewczyny – mówił kpiąco Lehmann o Kahnie, nawiązując do jego najnowszego romansu. – Nigdy nie czułem potrzeby zniżania się do tak niskiego poziomu. Nie radzi sobie z byciem numerem dwa i dlatego brakuje mu dobrego smaku. Będę jedynką aż do mistrzostw świata w 2006, po prostu musi się z tym pogodzić – ripostował Kahn.
Na czas mistrzostw Europy w 2004 roku Voeller wymusił rozejm. Ale gdy po kompromitacji na imprezie w Portugalii zrezygnował ze stanowiska, Kahn znalazł się w niebezpieczeństwie. Nowy selekcjoner, Juergen Klinsmann, nie uznawał świętych krów. By odbudować drużynę na domowy mundial, zaapelował o rywalizację na wszystkich pozycjach – także w bramce. To była szansa, na którą Lehmann czekał. Zaczęły się półtoraroczna medialna batalia, cyrk, wzajemne obrzucanie błotem. – Gdyby wtedy istniał Netflix lub Amazon, widzowie pokochaliby tę historię – wspominał niedawno Lehmann w „Telegraph”.
Ciosem dla Kahna była zmiana na stanowisku trenera bramkarzy. Seppa Maiera, który zawsze go chronił i traktował jak swojego protegowanego, zastąpił Koepke. – Lehmann mógłby się powiesić, a nigdy nie będzie numerem jeden – na pożegnanie powiedział Maier. Lehmann publicznie zarzucał rywalowi, że całą karierę spędził w Bundeslidze, podczas gdy on przeniósł się do Anglii. – Jestem pewien, że zagram – mówił Kahn po ostatnim sparingu przed Sommermaerchen. – Mam dobre karty – dyktował dziennikarzom pięć metrów dalej Lehmann. Wielu podejrzewało, że rywalizacja była motywacyjną sztuczką Klinsmanna, by wydobyć z Kahna to, co najlepsze. Nikt jednak realnie nie wierzył, że dojdzie do zmiany między słupkami.
Gdy Klinsi ogłosił decyzję korzystną dla Lehmanna, w kraju zawrzało. Upadek tytana był czymś niewyobrażalnym. Znając jego temperament, natychmiastowa rezygnacja z dalszej gry w reprezentacji nie byłaby czymś szokującym. Ale na specjalnej konferencji prasowej Kahn oświadczył, że weźmie udział w turnieju jako rezerwowy, zyskując tym sympatię w całych Niemczech. Do symbolicznego pojednania pomiędzy bramkarzami doszło przed serią rzutów karnych w spotkaniu z Argentyną – Kahn podszedł do Lehmanna, życząc mu powodzenia. W nagrodę za profesjonalizm, dostał szansę, by godnie pożegnać się z reprezentacją i zagrał w wygranym meczu o 3. miejsce. – Ze mną reprezentacja Niemiec zostałaby mistrzem świata – nie omieszkał jednak wbić szpilki niedługo po zakończeniu turnieju. Jeszcze w tym samym roku obaj otrzymali nagrodę Bambi za osiągnięcia i zespołowego ducha. – Oliver Kahn i Jens Lehmann są wzorem do naśladowania pokazującym, jak walka o wspólną sprawę może zatriumfować nad osobistą rywalizacją – brzmiało uzasadnienie.
MACIEJ IWANOW