Przejdź do treści
Eurogorączka. Operacja EURO 2020 już się rozpoczęła.

Polska Reprezentacja Polski

Eurogorączka. Operacja EURO 2020 już się rozpoczęła.

Reprezentacja Polski rozpoczęła przygotowania do finałów mistrzostw Europy. Paulo Sousa do Opalenicy zabrał dwudziestu sześciu zawodników. Wpierw musiał jednak ogłosić ich nazwiska. No i zawrzało.


Paulo Sousa rozpoczął zgrupowanie w Opalenicy (fot. Reuters)

PRZEMYSŁAW PAWLAK

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU PIŁKA NOŻNA (21/2021) (24 maj 2021)

Jeszcze przed podaniem listy powołanych zawodników na Euro, selekcjoner rozważał scenariusz, według którego kilku piłkarzy pojawi się w Opalenicy nieco wcześniej, aby pod jego okiem rozpocząć przygotowania do turnieju. Ostatecznie nic takiego nie miało jednak miejsca. Z dwóch powodów – po pierwsze czyniono starania, aby kluby pozwoliły kilku graczom na odpoczynek w ostatniej kolejce, ale nie było na takie rozwiązanie zgody. Po drugie – na wniosek piłkarzy, selekcjoner postanowił dać zawodnikom (tym, którzy zakończyli sezon jeszcze przed ostatnim weekendem) kilka dni wolnego – dostali za to rozpiski z ćwiczeniami do wykonania przed rozpoczęciem zajęć w Opalenicy. 

Negocjacje z Chicago
Kadrowicze zatem mieli pojawić się w Wielkopolsce 24 maja i już na ten dzień zaplanowany był pierwszy trening – na początek zgrupowania w Opalenicy zaplanowane były również szczepienia zawodników jednodawkowym preparatem, wezmą w nich udział wyłącznie chętni. Do godziny zero, czyli meczu ze Słowacją w Sankt Petersburgu, pozostało zaledwie 20 dni, każdy z nich będzie na wagę złota. Portugalczyk nie zamierza tracić czasu, w planach reprezentacji nie są przewidziane, przynajmniej na razie, żadne dni wolne, w trakcie których zawodnicy dostaną czas na odwiedzenie rodzin czy załatwienie spraw związanych choćby z kontraktami reklamowymi, co w przeszłości się zdarzało. Zamiast tego selekcjoner postanowił, że do Opalenicy przyjadą rodziny piłkarzy. Z zakwaterowaniem nie będzie problemu, bowiem na czas zgrupowania kadra ma do dyspozycji ośrodek na wyłączność (podobnie będzie w przypadku hotelu w Sopocie, bazy turniejowej biało-czerwonych), co też ma związek z rygorem sanitarnym. Rodziny zawodników zameldują się w Wielkopolsce w najbliższą środę i zostaną na miejscu do niedzieli. W tym czasie sztab szkoleniowy planuje spotkania integracyjne. Pomysł jest trafiony, zwłaszcza że część graczy do Opalenicy przyjedzie niemal natychmiast po zakończeniu zmagań ligowych, a więc obecność najbliższych i chwila rozluźnienia mogą wpłynąć na ich formę psychiczną wyłącznie dobrze. 

Wśród piłkarzy, którzy mieli dotrzeć do Opalenicy miał znaleźć się Łukasz Fabiański, co na chwilę stanęło pod znakiem zapytania, gdyż w minioną środę bramkarz West Ham United doznał urazu w trakcie rozgrzewki przed meczem z West Bromwich Albion. W czwartek Fabian przeszedł jednak badania w Anglii i na szczęście okazało się, że kontuzja nie wyklucza go z udziału w finałach mistrzostw Europy. Byłby to bowiem już piąty zawodnik, po Krystianie Bieliku, Jacku Góralskim, Krzysztofie Piątku oraz Arkadiuszu Recy, z którego usług nie mógłby skorzystać Sousa. Według prognoz – w pierwszych dniach zgrupowania bramkarz miał jednak trenować na mniejszych obrotach.
Niewiele brakowało także, aby początek przygotowań do Euro stracił Przemysław Frankowski. Wcale nie z powodu urazu. Klub, w którym występuje, Chicago Fire, pierwotnie nie chciał zezwolić na wcześniejszy przylot zawodnika do Polski. Okienko FIFA na mecze międzypaństwowe otwiera się bowiem dopiero 31 maja, a sezon Major League Soccer jest w trakcie. Na 29 maja Fire mają zaplanowany mecz z Montrealem, atmosfera w klubie jest napięta, gdyż zespół fatalnie zaczął sezon. Najmniejsza w tym wina Frankowskiego, zdecydowanie większe problemy Chicago ma w grze obronnej, co nie zmienia faktu, że trener Raphael Wicky zaczyna tracić grunt pod nogami, bo i poprzednie rozgrywki były w wykonaniu Fire mizerne. W negocjacje z klubem z Wietrznego Miasta włączył się Sousa, który zna dyrektora sportowego Fire, Georga Heitza (odpowiedzialny za sportowy projekt Chicago Fire, więc i jego pozycja się chwieje), z pracy w FC Basel. Szwajcar obstawał przy swoim, nie działały argumenty, że udział Frankowskiego w Euro 2020 to także świetny interes dla klubu, gdyż piłkarz może się wypromować, zielone światło na wcześniejszy przyjazd Frankowskiego do Polski zapalił jednak Wicky – niegdyś piłkarz, a więc człowiek rozumiejący, ile dla zawodnika znaczy udział w imprezie rangi mistrzowskiej. 

Rozgoryczony Grosik
Czym jest udział w takim turnieju wie też Kamil Grosicki, ale smaku akurat Euro 2020 nie pozna, a przynajmniej wiele na to wskazuje (znalazł się na liście rezerwowej wytypowanej przez Sousę). Brak powołania skrzydłowego był jednym z dwóch największych zaskoczeń, na które zdecydował się Sousa. Z jednej strony ten ruch wydawał się logiczny, bo Grosicki niemalże przez cały sezon nie grał w pierwszym zespole West Bromwich. Z drugiej jednak – otrzymał powołanie na marcowe mecze eliminacji mistrzostw świata, dochodziły też sygnały, że piłkarz znajdzie się w kadrze na turniej. A już zwłaszcza że selekcjonerzy otrzymali możliwość powołania 26 zawodników, czyli o trzech więcej niż tradycyjnie. 

– Na tym etapie rywalizacja wewnętrzna nie jest już nikomu potrzebna, dlatego Paulo Sousa słusznie postąpił, powołując od razu docelową kadrę na finały mistrzostw Europy. W ogóle mnie bardziej interesuje, jak zespół będzie wyglądał na boisku z wybranymi przez selekcjonera zawodnikami, niż to czy brakuje w kadrze jednego lub drugiego nazwiska. Na tym trzeba się teraz koncentrować, piłkarze muszą walczyć o miejsce w wyjściowej jedenastce, a nie rozmyślać czy pojadą na turniej – mówi prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Zbigniew Boniek. – Ja zapewne powołałbym dwóch innych graczy, może Bartka Kapustkę bądź Sebastiana Szymańskiego, ale nie po to zatrudniam Paulo Sousę, aby to było moje zmartwienie. Inna sprawa, że brak Kamila Grosickiego można bardzo łatwo wytłumaczyć, mnie selekcjoner nie zaskoczył powołaniami. Jest to bolesne, rozmawiałem z Kamilem już po ogłoszeniu nominacji trenera. W 1976 roku wystąpiłem we wszystkich meczach reprezentacji Polski, zdobywałem bramki, ale z dziennika telewizyjnego dowiedziałem się, że w kadrze na igrzyska olimpijskie w Montrealu zabrakło dla mnie miejsca, rozumiem więc rozgoryczenie Kamila. Szkoda mi go, ale wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały, że tak właśnie się stanie.
Faktem jest, że Grosicki pretensje za brak powołania może mieć przede wszystkim do siebie. W styczniu miał otrzymać czytelny sygnał, że reprezentacja ma nowego selekcjonera, człowieka z zewnątrz, który będzie zwracał uwagę na to, czy piłkarze regularnie grają. Zawodnik w trakcie zimowego okna transferowego mógł zmienić klub, oferty leżały na stole, postanowił jednak zostać w Premier League. Ryzykował. Wiedział, jaka jest jego sytuacja w West Bromie i czym brak gry może się skończyć. W kontekście powołania na finały mistrzostw Europy, ryzyko się nie opłaciło. 

To nie pokaz mody
Portugalczyk nie poinformował osobiście Grosickiego o swojej decyzji, choć kilkadziesiąt minut przed oficjalnym ogłoszeniem turniejowej kadry, próbował skontaktować się z zawodnikiem. Ten jednak miał nie odebrać telefonu. Inna sprawa, że w kadrze nie znalazł się niegrający Grosicki, a znalazł się jego rywal na skrzydle – również niegrający w klubie Przemysław Płacheta. Pytanie dlaczego jest o tyle uzasadnione, iż nie ulega wątpliwości, że to Grosicki prezentuje większą klasę piłkarską. 

Powołanie Płachety zdumiewa także w kontekście nieobecności w kadrze Sebastiana Szymańskiego – mowa o zawodniku, który ma za sobą udany rok w Rosji, ponad 2,5 tysiąca minut spędzonych na boisku. I jest to piłkarz mogący występować na lewym wahadle, bo także w taki sposób korzystał z niego Czesław Michniewicz w reprezentacji do lat 21. Sousa dał Szymańskiemu szansę, na prawym wahadle, w spotkaniu z Węgrami w Budapeszcie, zawodnik Dynama Moskwa ten egzamin jednak oblał. Selekcjoner doszedł więc do wniosku, że w kadrze Sebastiana należy rozpatrywać jako zawodnika środka pola, a więc na tej samej pozycji, na której występuje w klubie. Rzecz w tym, że za napastnikami zarezerwowane miejsce ma Piotr Zieliński, a gdyby uraz wykluczył zawodnika Napoli z gry, do drugiej linii najpewniej wycofany zostanie Arkadiusz Milik. W tej sytuacji Portugalczyk postawił zatem na Karola Linettego, zawodnika silnego, grającego w bliskim kontakcie z przeciwnikiem. 

– Tu w ogóle nie ma miejsca na polemikę – przekonuje Zibi. – Płacheta faktycznie grał w ostatnim czasie w klubie mniej, ale pojawiał się na boisku bądź był tego bliski. Walczył o miejsce w drużynie, trenował z pierwszym zespołem, znajdował się w kadrze meczowej, cały czas był pod prądem. Z przykrością muszę stwierdzić, że o Kamilu nie można tego powiedzieć, choć zapewne to nie tylko wina Kamila, jakąś rolę odegrał też jego klub. A co do braku Sebastiana? Lubię i szanuję chłopaka, tyle że z otoczenia piłkarza wychodzą sygnały, że absolutnie nie może grać na bokach boiska, bo to nie jest jego pozycja. Reprezentacja Polski to nie jest pokaz mody, że każdy będzie sobie wybierał, w co ma się wystroić. Jeżeli miejsce Szymańskiego jest w środku pola, musiał liczyć się z rywalizacją z Zielińskim, Klichem, Krychowiakiem, Moderem. Sebastian dostał od Sousy wszystko, zaczął mecz z Węgrami w wyjściowym składzie, tyle że nie wypadł dobrze. To utalentowany zawodnik, w przyszłości zrobi jeszcze wiele dla reprezentacji. Swoją drogą, kto wyglądał dobrze na lewym wahadle? Michał Karbownik. Zaczęto mu jednak wmawiać, że to nie jest jego pozycja i na razie to przestał w piłkę grać. Zresztą, dyskusja nad brakiem w kadrze jednego czy drugiego zawodnika nie ma sensu, nie doprowadzi ona do wygrania żadnego meczu, bo tych piłkarzy w kadrze nie ma. 

Niedopatrzenie sztabu
Obok Szymańskiego oraz Grosickiego na liście rezerwowej znaleźli się także Rafał Augustyniak i Robert Gumny. Ta czwórka ma pozostawać w gotowości, jednak jeszcze w minioną środę, a więc dwa dni po ogłoszeniu kadry przez Sousę, do zawodników z listy rezerwowej nie dotarły rozpiski z treningami. Co musi zastanawiać, historia bowiem uczy, że w trakcie przygotowań do turniejów, także meczów towarzyskich, kontuzje się zdarzają, więc z praktycznego punktu widzenia należy zakładać, iż w 26-osobowym składzie wytypowanym przez Portugalczyka z konieczności zajdą zmiany. Rozsądek podpowiada zatem, że korzystniej byłoby, gdyby przy ewentualnych roszadach mieć do dyspozycji zawodników będących w określonym reżimie treningowym, a nie zbierać ich prosto z plaży. Sztab szkoleniowy planował przekazać plan zajęć zawodnikom z listy rezerwowej, ale fakt, że tego nie zrobił od razu jest niedopatrzeniem trenerów. Oczywiście trudno spodziewać się, że nawet jeśli któryś z piłkarzy zostanie awaryjnie dowołany do kadry na finały mistrzostw Europy, będzie przewidziany do wejścia na boisko na turnieju. Selekcjoner już wyraził przecież opinię na ich temat, nie zabierając ich w pierwszym terminie do Opalenicy, niemniej strzeżonego Pan Bóg strzeże. 

W kontekście listy rezerwowej zastanawia również brak miejsca dla Adama Buksy. Co prawda Sousa do Opalenicy zabrał pięciu napastników (Dawid Kownacki może też grać na skrzydle), czyli w teorii wystarczającą liczbę, więc w przypadku kontuzji jednego z atakujących Portugalczyk ma zabezpieczenie, niemniej choćby z punktu widzenia regularnej gry w klubie i bycia w treningu (piłkarze z MLS są w trakcie sezonu) wydawałoby się to logicznym posunięciem. W razie awarii bowiem do zespołu dołączyłby zawodnik z miejsca gotowy do rywalizacji. 

– To nie jest tak, że trener reprezentacji nie myśli, jesteśmy solidnie obudowani, jeśli chodzi o napastników – twierdzi prezes PZPN. – Buksa nie znalazł się na liście rezerwowej, bo w kadrze jest pięciu napastników – żeby mógł zaistnieć w finałach mistrzostw Europy, musiałaby się wydarzyć tragedia narodowa. Nie było potrzeby dokładania do listy rezerwowej kolejnego atakującego. Zresztą, za kogo?

W trakcie zgrupowania w Opalenicy zawodnicy ustalą też z PZPN wysokość premii za wyniki osiągnięte w turnieju. W tym temacie wiadomo jednak tylko tyle, że federacja przekaże piłkarzom wynegocjowany procent od wpływów, które trafią na jej konto z UEFA. Nagradzane będą konkretne osiągnięcia, na przykład wyjście z grupy, a nie punkty – podobnie było w trakcie Euro 2016 oraz mundialu w Rosji. To jednak sprawa drugorzędna, gdyż przygotowania do finałów mistrzostw Europy idą pełną parą. 14 czerwca po meczu ze Słowacją portugalski selekcjoner zostanie rozliczony z powołań i formy drużyny. A także planu taktycznego, bo w marcu zespół najlepiej wyglądał w drugich połowach spotkań z Węgrami i Anglią, gdy Sousa decydował się na odejście od gry wahadłami…

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024