Przejdź do treści
Egzotyka w III lidze. Co ja tutaj robię?

Polska 2 Liga

Egzotyka w III lidze. Co ja tutaj robię?

Daquan King, Diel Spring, Shuma Nagamatsu – to nie lista obecności na programie Erasmus w nowym roku szkolnym, ale piłkarze grający na czwartym poziomie rozgrywkowym w Polsce.

KAMIL SULEJ


Naszą podróż zaczynamy od Podkarpacia, a konkretnie Sieniawy. W miejscowym Sokole gra 26-letni napastnik ze Stanów Zjednoczonych – Daquan King. W tym sezonie strzela regularnie gole i może powalczyć o koronę króla, nomen omen, strzelców.

KRÓL DAQUAN

Jak to się stało, że King trafił do Polski?
– Grałem w polskim klubie niedaleko rodzinnego miasta – mówi napastnik Sokoła. – Dla Polonii Falcon strzeliłem 15 goli w dziewięciu meczach. Prezes klubu zapytał mnie, czy chciałbym spróbować swoich sił w Polsce. Odpowiedziałem, że tak. Okazało się, że brat prezesa jest zaangażowany w działalność Sokoła. Ściągnięto mnie, poddano testom i zdecydowano o podpisaniu kontraktu.

Przed przyjazdem do Polski King grał na Litwie. W FK Panaveżys przez dwa lata swoimi bramkami pomógł drużynie w uzyskaniu awansu do ekstraklasy. Litewska piłka nie zrobiła jednak wrażenia na napastniku. – Atmosfera w klubie była toksyczna – przyznaje 26-latek.

King – jak praktycznie wszyscy piłkarze z egzotycznych zakątków świata – planuje wybić się do wyższej ligi. – III liga jest bardzo intensywna. Mecze przypominają bardziej wojnę niż piłkę nożną. Każdy mecz ma znaczenie, a każde punkty są kluczowe. Jestem zadowolony z tego jak zacząłem obecny sezon i z postawy drużyny. Chciałbym odejść do wyższej ligi. Moi koledzy z drużyny to wiedzą, władze klubu też. Muszę grać jak najlepiej i mieć kontrolę nad przyszłością – podsumowuje snajper pochodzący z Connecticut.

AKA WERSJA 2.0

Japończycy upodobali sobie północ Polski, a konkretnie tereny nadmorskie. Być może odpowiada im klimat, a może decydująca jest bliskość Bałtyku. Ważniejsze od dobrego samopoczucia są kontakty menedżerskie. Za lwią część transferów piłkarzy z Japonii do klubów mających siedzibę w północnej Polsce odpowiada duet pośredników. Historia Shumy Nagamatsu, czarującego obecnie w Świcie Szczecin, jest nieco inna.

– Nagamatsu trafił do nas z I ligi łotewskiej, w której zdobył 18 bramek jako ofensywny pomocnik lub skrzydłowy. Jego klub FK Tukums 2000 awansował do ekstraklasy, ale nowy trener nie widział dla niego miejsca w składzie. Był nim Marek Zub. Polski szkoleniowiec twierdził, że Japończyk nie ma odpowiednich walorów, przede wszystkim fizycznych, aby podjąć rywalizację. Skorzystaliśmy z tej okazji. Shuma szukał klubu w Polsce, ponieważ chciał zaistnieć w naszym kraju – mówi Szymon Kufel, dyrektor sportowy Świtu.

Rozgrywający trafił do III-ligowca z północy Szczecina jeszcze przed wybuchem pandemii. Uprawnienie Nagamatsu do gry było skomplikowane i długotrwałe, więc na debiut musiał poczekać. Zagrał w meczach regionalnego Pucharu Polski, a jesienią poznał smak gry w III lidze. Jakie są atuty playmakera z Japonii? – Ma świetnie ułożoną lewą nogę, nie ma co ukrywać, że dysponuje najlepszą techniką w zespole. Jest szybki, przebojowy i potrafi znaleźć się w polu karnym lub bezpośrednim sąsiedztwie bramki. Myślę, że długo nie zagrzeje miejsca w naszym klubie. Jego usługami zainteresował się Widzew Łódź – zdradza Kufel.

W pierwszych kolejkach nowego sezonu Nagamatsu strzelał regularnie. Zdążył zaaklimatyzować się w Szczecinie, gdzie w niedalekiej przeszłości mieszkało kilku jego rodaków. Najlepsze wrażenie pozostawił po sobie Takafumi Akahoshi. Nowa gwiazda Świtu sposobem gry, a nawet fizjonomią, zasługuje na porównanie do Aki.

– W Japonii jest więcej piłkarzy niż nam może się wydawać. O miejsca w klubowych kadrach muszą oni walczyć z obcokrajowcami, więc piłkarze w wieku około 20-23 lat wybierają Europę, żeby dobrą grą tutaj zasłużyć na szansę w rodzimej lidze. To droga naokoło, ale taki pomysł na wybicie jest normą w ich przypadku – podsumowuje dyrektor sportowy III-ligowca ze Szczecina. 

Z KARAIBÓW DO WISŁY

Żaden z poprzednich piłkarzy nie może pochwalić się występami w reprezentacji swojego kraju. A skrzydłowy Wisły Sandomierz jak najbardziej. Kilkanaście gier w narodowych barwach to dorobek 19-letniego Diela Springa – obywatela Saint Vincent i Grenadyny.

– Podsunął nam go menedżer, który działa na rynku wschodnim. Wcześniej podsyłał mi Wesleya Caina, który obecnie gra w Hetmanie Zamość. Zrobił na mnie dobre wrażenie, ale ze względów finansowych nie zdecydował się na przyjście do Wisły. Diel również sprawdził się w treningach i sparingach. Na naszym tle wyglądał nieźle, więc zdecydowaliśmy się na podpisanie umowy. Jest przedstawicielem innej kultury, ale to normalny człowiek, zna angielski, więc jest mu nieco łatwiej. Zapytałem go wprost: co spowodowało, że wybrałeś Wisłę Sandomierz? Odpowiedział, że zdecydowało to, że nasze mecze w całości są pokazywane w internecie. Jego kraj liczy około 130 tysięcy mieszkańców, więc federacja bardziej przypomina klub sportowy z miasta średniej wielkości. Działacze mogą na bieżąco śledzić jego postępy – mówi Rafał Wójcik, trener Wisły.

Na chwilę warto wrócić do wspomnianego Caina. Kanadyjczyk jamajskiego pochodzenia w 2011 roku wywalczył wicemistrzostwo strefy CONCACAF U-17. Po opuszczeniu kontynentu północnoamerykańskiego trafił do Nowej Zelandii, a wiadomo, że kolejnym kierunkiem była Polska, a dokładnie Tomaszów Lubelski. Po roku w Tomasovii przeniósł się do lepionego naprędce Hetmana, w którym wywalczył miejsce w pierwszym składzie.

Spring to filigranowy skrzydłowy. Mierzy zaledwie 167 centymetrów i musi dostosować się do nowej specyfiki treningów i obciążeń meczowych. Na początku sezonu zmagał się z urazem, ale na mailu już czeka na niego powołanie na kolejne mecze reprezentacji.

– Uważam, że jak Spring wdroży się w naszą piłkę to będzie w stanie grać na dobrym poziomie – twierdzi Wójcik.

BALOTELLI Z ŁAGOWA

Amarildo Leirosa Junior – tak nazywa się napastnik robiący furorę w grupie czwartej III ligi. 26-letni Brazylijczyk ustrzelił dublet w meczu z Wisłoką Dębica i udowodnił, że stać go na wiele. Wyrasta na specjalistę od pięknych bramek – tak jak jego idol Mario Balotelli.

Napastnik beniaminka III ligi z Łagowa jest znany pod przydomkiem Amarildo Balotelli. Jego pierwsza część to hołd oddany mistrzowi świata z 1962 roku, zaś druga nawiązuje do niesfornego napastnika reprezentacji Włoch. Imię zawdzięcza ojcu, który był profesjonalnym piłkarzem. Rozegrał około 200 meczów w barwach Botafogo Rio de Janeiro.

Przed przyjazdem do Polski Amarildo grał w portugalskiej IV lidze, w Desportivo Moncao. Do Łagowa trafił przypadkiem, ale wpadł w oko działaczom. Postronni obserwatorzy twierdzą, że ma papiery na to, żeby wybić się i grać wyżej.

– Traktuję grę w Polsce jako okazję do zaprezentowania swoich możliwości. Do ŁKS trafiłem za sprawą mojego przedstawiciela. Gra w polskiej III lidze jest skomplikowana, ale mi pasuje. Nie zadowolę się zdobyciem trzech goli – twierdzi Amarildo Balotelli.

Amarildo mieszka w Kielcach. Przez pewien czas w trudnym procesie aklimatyzacji pomagał mu Daniel Łebek, jednak odszedł do Miedzi II Legnica. W Łagowie nie zostanie jednak zostawiony sam sobie. Jeżeli Balotelli dojdzie do optymalnej formy fizycznej to będzie nie do zatrzymania dla III-ligowych defensorów.

Z WKS DO NYSY…

Beniaminek z Nysy od dwóch lat ma w swoim składzie Dro Narcisse Ble. Ofensywny pomocnik za młodu występował w reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej do 17 lat. A teraz walczy o miejsce w składzie III-ligowej Polonii.

Iworyjczyk miał czas, aby poznać polskie zwyczaje i nasz futbol. Jego największym zespołowym sukcesem jest awans Polonii do III ligi. W nowym sezonie jego klub będzie miał okazję mierzyć się z takimi firmami jak Polonia Bytom czy Ruch Chorzów. Okazją do promocji będzie też pucharowy mecz z Górnikiem Łęczna.

Jeżeli chodzi o sukcesy indywidualne to jeden zasługuje na odnotowanie. W meczu IV ligi z MKS Gogolin Ble potrzebował ośmiu sekund, aby pokonać bramkarza rywali. To była pierwsza akcja drugiej połowy, a Iworyjczyk rozklepał rywali wespół z Adamem Setlą.

Zderzenie Polonii, a tym samym byłego juniorskiego reprezentanta WKS, z III ligą nie należało do łagodnych. Nysianie na początku sezonu zbierali frycowe, i to bolesne.

…I MORĄGA

Rodakiem Ble jest Orlande Kpasse Lago Liade. To najbardziej znany z piłkarzy przedstawionych w tym artykule. W Polsce gra od 2016 roku. Wcześniej występował w Tajlandii.

Jego pierwszym klubem w naszym kraju był Stolem Gniewino. Tam został wypatrzony przez działaczy I-ligowej Bytovii. Na zapleczu Ekstraklasy grał ogony i zakończył sezon z zaledwie jednym trafieniem po stronie zdobyczy.

Kolejne dwa sezony spędził w IV-ligowym Lubuszaninie Trzcianka. Kolejną szansę na szczeblu ponadwojewódzkim otrzymał od Huraganu Morąg. W trzech pierwszych kolejkach ani razu nie trafił do siatki rywali.

OKIENKO WYSTAWOWE

Polską Ekstraklasę często porównuje się do okna wystawowego. Być może nie takie z Harrodsa, ale z porządnej polskiej galerii jak najbardziej. To do czego w takim przypadku porównać III ligę? Czy piłkarzy szukających powodzenia w europejskiej piłce od tego poziomu należy uznać za desperatów?

Na pewno nie. Joao Criciuma wypromował się z Morąga do I-ligowej Olimpii Grudziądz. Co prawda jego klub spadł, ale Brazylijczyk pozostawił po sobie świetne wrażenie. W Rzgowie zaczynała się długa, bowiem trwająca już dekadę, przygoda Leandro z polskim futbolem. Żywa legenda Radomiaka nigdy nie zagrała w Ekstraklasie, ale zdobyła ponad 100 goli dla klubu kojarzonego z zielenią.

Amarildo, King czy Nagamatsu jak na razie wykorzystują szansę, którą otrzymali. Być może okażą się efemerydami, ale może wśród nich jest przyszła gwiazdka futbolu w biało-czerwonym wydaniu. 


TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 35/2020)


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 43/2024

Nr 43/2024