Dużo walki w Dortmundzie. Liverpool zremisował z BVB
Świadkami dość zaciętego meczu byli kibice obserwujący boiskowe starcie Borussii z Liverpoolem. Ekipa Juergena Kloppa wywalczyła w czwartek cenny remis.
Liverpool FC zremisował na Signal Iduna Park z Borussią (fot. Łukasz Skwiot)
Mecz na Signal Iduna Park zapowiadał się niesamowicie interesująco. Głównym ku temu powodem był powrót
Juergena Kloppa do Dortmundu. Tam wciąż kibice wspominają go bardzo dobrze. Obecnie jednak niemiecki trener pracuje w Liverpoolu, z którym stara się o triumf w Lidze Europy.
– Futbol różni się trochę od prawdziwego życia. Tu można mieć kilka miłości – powiedział Klopp na przedmeczowej konferencji. – Po tym jak przylecieliśmy do Niemiec, miałem trochę czasu dla przyjaciół z Borussii, jednak w czwartkowy wieczór będzie się liczył tylko mecz i wtedy nie będzie mowy o żadnych sentymentach – dodał.
Łukasz Piszczek – jeżeli tylko jest zdrowy – wychodzi na boisko w pierwszym składzie drużyny prowadzonej przez
Thomasa Tuchela. Tak też było i w czwartek. Na początku spotkania jednak żaden z piłkarzy szczególnie nie rzucał się w oczy. Obie ekipy przeprowadzały rozpoznanie rywala.
Na pierwszą groźną sytuację czekaliśmy kilkanaście minut.
Julian Weigl znakomicie dograł do
Marcela Schmelzera, a ten dośrodkował do
Henricha Mchitarjana. Strzał ostatniego został jednak zablokowany. Gdyby nie udana interwencja
Mamadou Sakho, zapewne padłaby bramka.
Tymczasem goście niezbyt często zapuszczali się w pole karne BVB. W 21. minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego uderzał
Dejan Lovren, ale bramkarz dortmundczyków poradził sobie z jego uderzeniem. Chwilę później
Roman Weidenfeller zderzył się z Chorwatem, w wyniku czego musiał zostać opatrzony przez lekarzy. Na szczęście był w stanie kontynuować grę.
Obraz spotkania raczej się nie zmieniał. Borussia starała się wciągnąć gości na własną połowę, by mieć okazję do przeprowadzenia szybkiej kontry. Dwa razy dość groźnie strzelali
Pierre-Emerick Aubameyang i Mchitarjan, ale bez wymiernego skutku.
Szczęście natomiast dopisało przyjezdnym. W 36. minucie do krytego przez Piszczka
Divocka Origiego podał
James Milner. Napastnik LFC od razu zdecydował się na strzał, piłka jeszcze odbiła się od nogi Polaka i wpadła do siatki BVB.
Z minuty na minuty The Reds prezentowali się coraz lepiej, ale więcej goli do przerwy nie oglądaliśmy.
W przerwie obaj trenerzy zdecydowali się na zmianę. Na boisko nie wrócili już
Jordan Henderson i
Erik Durm. W ich miejsce pojawili się
Joe Allen i
Nuri Sahin.
Kilka chwil po wznowieniu kibice zgromadzeni na Signal Iduna Park mogli wykrzyczeć nazwisko strzelca bramki na 1:1. Mchitarjan perfekcyjnie dośrodkował na głowę
Matsa Hummelsa, a ten strzałem głową pokonał
Simona Mignoleta.
Podopieczni Tuchela na dobre jeszcze nie ochłonęli, a już musieli się bronić przed naporem gości. Weidenfeller jednak zaliczył trzy klasowe interwencje. Właściwie pierwszą z nich – po strzale
Philippe Coutinho – można określić mianem znakomitej. Po drugiej stronie boiska zaczarować obrońców próbował
Marco Reus, ale wybrał dość trudne – za to bardzo ładne – rozwiązanie. Akcja natomiast spełzła na niczym.
Minuty mijały, a na dortmundzkiej arenie nie oglądaliśmy bramek. Mieliśmy natomiast okazję zobaczyć faul, który mógł się zakończyć poważną kontuzją. Dwiema nogami w
Christiana Pulisicia wszedł Alllen, a sędzia – nie wiedzieć czemu – nie pokazał mu kartki.
Tymczasem tempo rozgrywania meczu wyraźnie spadło. Piłkarze obu drużyn sprawiali wrażenie, jakby już czekali na końcowy gwizdek. Wreszcie sędzia
Carlos Velasco poprosił zawodników o zejście do szatni.
Łukasz Piszczek rozegrał dziś pełne 90 minut, ale niczym szczególnym się nie wyróżnił. W rewanżu jego drużyna stanie przed bardzo trudnym zadaniem. Drugi mecz ćwierćfinałowy odbędzie się 14 kwietnia na Anfield w Liverpoolu.
tboc, PiłkaNożna.pl