W pierwszym niedzielnym meczu piątej kolejki PKO Ekstraklasy Piast Gliwice zdołał wykorzystać atutu własnego boiska. Mistrz Polski pokonał przy Okrzei Wisłę Płock (1:0) i odniósł tym samym drugie kolejne zwycięstwo na ligowych boiskach.
Parzyszek zapewnił swojej drużynie komplet punktów (fot. M. Chwieduk / 400mm.pl)
Gliwiczanie rozpoczęli nową kampanię w bardzo przeciętnym stylu. Porażka w meczu o Superpuchar, szybkie pożegnanie się z rozgrywkami europejskimi i kolejne ligowe spotkania bez zwycięstwa sprawiły, że atmosfera przy Okrzei mocno zgęstniała. To jednak nie wszystko, ponieważ szatnię Piasta nawiedziła prawdziwa plaga kontuzji. Czy w tym kontekście ostatnią wygraną z Łódzkim Klubem Sportowym można było uznać za zwiastun lepszych czasów dla mistrza Polski?
Powodów do zadowolenia nie mieli również w Płocku. Brak zwycięstw i odejście Leszka Ojrzyńskiego, który musiał opuścić swój posterunek z powodów osobistych, to na pewno nie był taki start rozgrywek jaki wymarzyli sobie Nafciarze. Stadion najlepszego zespołu poprzedniego sezonu nie wydawał się być miejscem odpowiednim na przełamanie, jednak piłkarze Wisły zapowiadali, że tanio skóry w Gliwicach nie sprzedadzą.
Niedzielne spotkanie od początku było dość wyrównane, chociaż większa kultura gry była po stronie gospodarzy, którzy im dalej w zawody, tym coraz lepiej radzili sobie na boisku.
Niestety, ciekawych akcji i groźnych strzałów było przy Okrzei jak na lekarstwo. Piłkarze obu drużyn nie forsowali zbyt mocno tempa, tak jakby wybiegli na murawę po solidnych niedzielnych obiadach.
Wszystko odmieniło się w 32. minucie, kiedy to wynik spotkania otworzył ten, którego trafień Piast potrzebował niczym tlenu. Piotr Parzyszek, bo o nim mowa, wykorzystał dobre podanie od Rymaniaka i płaskim strzałem zdołał pokonać bramkarza. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła ostatecznie do siatki.
Jeśli chodzi o Parzyszka, to ten pracuje powoli na miano kata Wisły Płock. To bowiem jego trzeci mecz przeciwko Nafciarzom i w każdym z nich udawało mu się wpisać na listę strzelców.
Goście mieli problem z tym, by odpowiedzieć. Ich akcje zaczepne nie przynosiły żadnego rezultatu, natomiast próby ataku pozycyjnego były mocno nieporadne. Efekt? W Gliwicach długimi momentami wiało po prostu nudą, a blisko cztery tysiące widzów zgromadzonych na trybunach mogło mieć wątpliwości, czy dobrze zagospodarowało swój czas i pieniądze.
W 73. minucie piłka wpadła w końcu do bramki mistrza Polski, jednak trafienie Grzegorza Kuświka nie mogło zostać uznane. Powód? Chwilę wcześniej na pozycji spalonej złapany został Giorgi Merebaszwili.
Jak się okazało, kolejnych bramek przy Okrzei już ostatecznie nie zobaczyliśmy. Wisła próbowała w końcówce naciskać, jednak jej próby niczego nie przyniosły. Nafciarze wciąż nie mogą się pochwalić zwycięstwem w tym sezonie ekstraklasy, natomiast Piast odniósł drugie kolejne zwycięstwo i wydaje się, że najgorsze ma już za sobą.
PiłkaNożna.pl