Dogrywka z Bartoszem Białkowski. „Celuję w Premier League”
W Anglii jest od ponad dziesięciu lat. Swoje widział, swoje przeżył, swoje przesiedział na ławce rezerwowych. Ale chyba nigdy nie szło mu tak dobrze, jak w ostatnich miesiącach, bo ma pewny plac w zespole Ipswich Town i broni bardzo dobrze.
Jedenastka weekendu 10. kolejki LOTTO Ekstraklasy wg „Piłki Nożnej” – KLIKNIJ!
Rozmawiał Przemysław PAWLAK
– Nieczęsto zdarza się, żeby piłkarz dostał kopniaka w twarz od kolegi z drużyny. – To było, kiedy grałem jeszcze w Notts County. W sparingu z Galatasaray Stambuł doszło w sumie do śmiesznej sytuacji – mówi Bartosz Białkowski (na zdjęciu). – Straciliśmy w końcówce bramkę, kolega trochę się zdenerwował i chciał kopnąć piłkę. Tyle że ja szybciej podniosłem się z ziemi i… przyjąłem woleja. Wszystkiego się spodziewałem, ale nie tego. Dziś można się z tego śmiać, ale wtedy wszyscy wystraszyli się. Kilka miesięcy wcześniej zszedłem z boiska z silnym wstrząśnieniem mózgu i kolega poprawił mi tym kopniakiem. Przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje, na szczęście po paru minutach doszedłem do siebie, a kumpel przeprosił. Sytuacja wyglądała jednak na tyle poważnie, że po meczu do naszej szatni przyszedł Didier Drogba i dopytywał, czy ze mną wszystko w porządku.
(…)
– Podobno odrzuciłeś ofertę z Chin, gdzie płaci się przecież duże pieniądze, bo wolałeś zostać w Championship. – Po pierwsze jestem zadowolony z tego, jak wygląda moja sytuacja finansowa, po drugie oferta z Chin pojawiła się w styczniu, a ja już byłem w trakcie rozmów na temat przedłużenia kontraktu z Ipswich, po trzecie – mam rodzinę, która w Anglii jest szczęśliwa. Na dorobienie do emerytury jeszcze przyjdzie pora.
– Chińczycy proponowali lepsze warunki finansowe?– Tak, ale pieniądze nie są najważniejsze. Po prostu chcę coś jeszcze w piłce osiągnąć.
– W wywiadach mówiłeś, że wolałeś pójść do League One, która jest trzecim poziomem rozgrywkowym w Anglii, niż wrócić do Polski. Tak nisko oceniasz ekstraklasę?– W Southampton spędziłem siedem lat, a w pierwszym zespole rozegrałem wszystkiego może 50 meczów. Czyli tyle co nic. Musiałem coś zrobić, postanowiłem trzymać się rynku angielskiego. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że była to świetna decyzja, niczego nie żałuję. Wiedziałem, że będę cały czas obserwowany. Zadzwonił do mnie były trener bramkarzy Southampton, który teraz jest w Ipswich, powiedział, żebym poszedł do League One, a on będzie mi się przyglądał. Z tyłu głowy miałem więc powrót na poziom Championship. Gra w Polsce wiązała się z ryzykiem, o kolejny wyjazd zagraniczny mogłoby być trudno. Postawiłem wszystko na jedną kartę, bo gdyby w League One jednak mi nie poszło, miałbym spory kłopot.
– Oferty z Polski były. Z Wisły Kraków, Śląska Wrocław i Zagłębia Lubin.– No tak, tyle że to było parę lat temu. Szczerze? Z obecną formą w ogóle nie biorę pod uwagę gry w Polsce, co nie znaczy, że się zupełnie zamykam na ten temat, gdyż nie wiadomo, co przyniesie jutro, natomiast aktualnie patrzę wyżej, celuję w Premier League. Mam ambicje. Do Polski na pewno chciałbym wrócić po zakończeniu kariery, ale czy tak będzie – nie wiem. Dyskutujemy na ten temat z żoną, mamy dwoje dzieci, chodzą tu do szkoły, mają znajomych. Za kilka lat, kiedy będą już nastolatkami, może być ciężko powiedzieć im: zmieńcie całe swoje życie, wracamy do Polski. Na razie jednak za daleka to perspektywa. Równie dobrze może być tak, że moja sytuacja zawodowa zmusi nas do powrotu
(…)
Cały wywiad można znaleźć z nowym numerze Tygodnika „Piłka Nożna”