Przejdź do treści
Dobry zwyczaj, wypożyczaj?

Polska Ekstraklasa

Dobry zwyczaj, wypożyczaj?

Z pożyczaniem bywa różnie, może wywoływać spory, psuć najlepsze relacje. Na rynku piłkarskim wypożyczenia to jednak względnie bezpieczne działania, z reguły korzystne dla każdej ze stron.
Tymoteusz Puchacz rozegrał 40 spotkań na pierwszoligowych boiskach, zanim w Poznaniu stwierdzono, że jest gotowy do walki o miejsce w składzie Lecha (foto: 400mm.pl)

KONRAD WITKOWSKI

Transfery czasowe zazwyczaj dotyczą zawodników młodych. Wypożyczenie perspektywicznego piłkarza – o ile w umowie nie znajdzie się zapis, że klub pozyskujący może go wykupić po ustalonym czasie – to swoiste wotum zaufania. Takim ruchem klub macierzysty wysyła do gracza sygnał: wiążemy z tobą przyszłość, mamy wobec ciebie nadzieje i oczekiwania, ale nie jesteś jeszcze gotowy na regularne występy u nas, więc nabierzesz nieco boiskowej ogłady oraz doświadczenia, a potem przywitamy cię z otwartymi ramionami. Ten mechanizm nie działa w przypadku starszych zawodników – oczekiwanie na ich mało prawdopodobny progres po prostu się nie opłaca, stąd rezygnacja, rozwiązanie umowy zamiast wypożyczenia.


W PKO Bank Polski Ekstraklasie na popularności zyskują transfery czasowe graczy w wieku 18-22 do niższych klas rozgrywkowych. Z reguły kluby nie są skore wysyłać piłkarzy do II czy III ligi, obawiając się zbyt dużych różnic na wielu płaszczyznach. Za miejsce idealne do ogrywania młodzieży uchodzi natomiast bezpośrednie zaplecze ekstraklasy: poziom rozgrywek jest przyzwoity, większość pierwszoligowców radzi sobie pod względem organizacyjnym, a transmisje telewizyjne znacznie ułatwiają monitorowanie postępów piłkarza.

Biorąc pod uwagę ostatnie cztery sezony, na wypożyczeniach z Ekstraklasy do I ligi w trakcie jednych rozgrywek przebywało średnio 38 młodych zawodników. Wyjątkowy pod tym względem był sezon 2018-19, podczas którego aż 47 graczy zostało oddelegowanych po naukę do niższej klasy rozgrywkowej.

PLUSY DLA WSZYSTKICH

Żaden transfer nie stanowi gwarancji sukcesu, jednak tego typu wypożyczenie w większości przypadków okazuje się pożyteczne dla wszystkich zainteresowanych. Klub macierzysty wpływa na przebieg kariery zawodnika, wysyła go w miejsce, które uznaje za najlepsze. Może wziąć pod uwagę preferowany przez daną drużynę sposób gry, skonsultować się z trenerem, ocenić szanse piłkarza na regularne występy. Po zakończeniu wypożyczenia – przynajmniej w teorii – ma do dyspozycji lepszego gracza. Z kolei klub wypożyczający zostaje realnie wzmocniony, wszak piłkarze z Ekstraklasy z reguły wyróżniają się na niższym szczeblu. Taki zawodnik może pełnić rolę wartościowego zastępcy na przykład dla aktualnie kontuzjowanego gracza, względnie być rozwiązaniem przejściowym, dającym więcej czasu na znalezienie na daną pozycję piłkarza na stałe. Także w aspekcie finansowym wypożyczenie stanowi korzystne rozwiązanie dla pierwszoligowców, dysponujących skromniejszymi środkami niż kluby Ekstraklasy.


Największym beneficjentem takiego układu jest jednak sam piłkarz. W I lidze ma nieporównywalnie większe szanse na zbieranie minut co kolejkę, a zaliczać progres może wyłącznie poprzez granie w dużym wymiarze czasu – końcówki spotkań w Ekstraklasie na niewiele się zdają. Kilka bądź kilkanaście miesięcy spędzonych w słabszym pod względem piłkarskim otoczeniu może bardzo rozwinąć zawodnika: tam nie ma innego wyjścia, musi brać na siebie odpowiedzialność, podczas gdy w klubie macierzystym mógłby próbować chować się za plecami bardziej doświadczonych kolegów. Młody gracz ma również okazję zyskać na wszechstronności. Jak Jakub Moder, którego w Odrze Opole czasami ustawiano na pozycji numer dziewięć. Wychowanek Lecha Poznań kręcił nosem, złościł się na trenera Mariusza Rumaka za to, że ten każe mu przepychać się z nieprzebierającymi w środkach stoperami, jednak wkrótce docenił, jak wiele na grze w ataku zyskał jako pomocnik.

Wypożyczenie to zarazem szkoła życia. Młodzian zostaje wysłany do innego miasta, często daleko od domu, od doskonale znanej okolicy. Musi się tam odnaleźć, zwykle przy znacznie mniejszej pomocy klubu, gdyż w I lidze nie otacza się młodzieżowców aż taką opieką, jak w Ekstraklasie. Wejście do zupełnie nowej szatni i rozłąka z przyjaciółmi są bardzo wymagającym etapem, co podkreślał choćby Tymoteusz Puchacz, wspominając pobyt w Zagłębiu Sosnowiec. Bywa i tak, że wypożyczenie trzeba jeszcze łączyć z edukacją. Coś na ten temat wie Robert Gumny, który do Podbeskidzia Bielsko-Biała trafił kilka miesięcy przed maturą. Przyszły zawodnik Augsburga miał nieco utrudnione zadanie, musiał uczestniczyć w lekcjach poprzez Skype. Poradził sobie jednak równie dobrze, jak na boisku, zdając egzamin dojrzałości.

MODEL POZNAŃSKI

Prym w wypożyczaniu perspektywicznych zawodników do I ligi wiodą dwa największe kluby w kraju. Począwszy od sezonu 2016-17 do chwili obecnej Lech wysłał poziom niżej aż 18 piłkarzy. Kolejorz uczynił z wypożyczeń istotny element strategii wprowadzania wychowanków do drużyny seniorów. Model jest następujący: treningi z pierwszym zespołem, debiut w Ekstraklasie, runda bądź cały sezon ogrywania się w I lidze, a po powrocie gotowość do występów w podstawowej jedenastce. Dokładnie taką drogę przebyli Gumny, Puchacz, Moder, a także Kamil Jóźwiak. Nieco inaczej było w przypadku Michała Skórasia, który przed wypożyczeniem do Bruk-Bet Termaliki Nieciecza nie zdążył posmakować gry na najwyższym szczeblu. Następnym w kolejce jest Jakub Niewiadomski, którego kilkanaście dni temu wysłano w delegację do GKS Jastrzębie. Lewy obrońca przeniósł się do pierwszoligowca na półtora roku, ale poznański klub zastrzegł sobie prawo skrócenia wypożyczenia w każdym oknie transferowym. Tym samym Kolejorz zostawił uchyloną furtkę na wypadek transferu Puchacza, na którego następcę szykowany jest 18-latek.

Nie wszyscy absolwenci akademii Lecha kroczą tą ścieżką. W niektórych przypadkach nie zachodzi bowiem potrzeba wypożyczania do słabszego klubu. Jeżeli młody zawodnik prezentuje wystarczająco wysokie umiejętności, a na jego pozycji akurat nie ma dużej konkurencji wśród starszych graczy, zostaje od razu włączony do składu. Przyspieszony kurs sportowego dojrzewania przeszli Jakub Kamiński oraz Filip Marchwiński, a w przeszłości również Tomasz Kędziora, Karol Linetty czy Dawid Kownacki.

Przyjęta w stolicy Wielkopolski koncepcja generalnie się sprawdza, jednak Lech nie posiadł patentu na w pełni skuteczne prowadzenie karier wychowanków. Zdarza się, że schemat zawodzi na etapie powrotu z wypożyczenia. W ostatnich latach byli przy Bułgarskiej zawodnicy, którzy pomimo zebrania doświadczenia w niższej klasie rozgrywkowej, nie potrafili skutecznie rywalizować o miejsce w Kolejorzu. W seniorskiej drużynie nie zaistnieli Jakub Serafin i Mateusz Lis, pewnego poziomu nie zdołał przeskoczyć Paweł Tomczyk. Spodziewanego postępu nie dostrzeżono u Huberta Sobola, który po zakończeniu sezonu odejdzie do Wisły Kraków. Nie stanowi to reguły, lecz więcej niż jedno wypożyczenie tego samego piłkarza należy odbierać jako negatywny symptom. Kiedy klub macierzysty wysyła gracza na kolejny semestr doszkalania w terenie, prawdopodobnie zaczyna powątpiewać w jego możliwości. Miłosz Mleczko niebawem skończy 22 lata, był już na półtorarocznym wypożyczeniu w Puszczy Niepołomice, aktualnie tymczasowo reprezentuje barwy Widzewa Łódź. Gdyby spełniał oczekiwania, Lech zapewne nie szukałby bramkarzy w zagranicznych klubach.

STAŁE KIERUNKI

Legia Warszawa wypożycza młodych zawodników do I ligi niemal równie często jak Lech, jednak czerpie z tych transferów nieporównywalnie mniejsze korzyści. Tylko o Radosławie Majeckim można powiedzieć, że okres spędzony na zapleczu ekstraklasy pomógł mu w karierze. Mateusz Wieteska swego czasu zaliczył udaną rundę w Chrobrym Głogów, ale stołeczny klub przekonał do siebie dopiero rewelacyjnym sezonem w barwach Górnika Zabrze, z którego już trzeba było go odkupić. Inni po powrocie z wypożyczenia szli przy Łazienkowskiej w odstawkę. Jakub Szumski wybił się dopiero w Rakowie Częstochowa, Konrad Michalak faktycznej szansy w Legii nigdy nie otrzymał, żaden z ostatnich trenerów nie dostrzegł potencjału również u Rafała Makowskiego czy Mateusza Żyry.

Chętnie wypożycza Jagiellonia Białystok i nieźle na tym wychodzi. Pierwszoligowe szlify wiele nauczyły Pawła Olszewskiego (w sumie aż dwa i pół roku na zapleczu Ekstraklasy), Przemysława Mystkowskiego, Damiana Węglarza, Bartosza Bidę oraz Patryka Klimalę. Mniej szczęścia do wypożyczeń ma Pogoń Szczecin. Z dość licznego grona młodzieży kierowanej po naukę do I ligi Portowcy mieli dotychczas pociechę jedynie z Jakuba Piotrowskiego i Marcina Listkowskiego. To i tak sporo w zestawieniu z Piastem. W Gliwicach nie mają oporów przed wysyłaniem młodych graczy do pierwszoligowych klubów, tyle że niewiele im to daje. Żaden z piłkarzy podążających taką drogą nie zaistniał później w barwach Piasta. Dobrze radzi sobie Igor Sapała, który jednak po rocznym wypożyczeniu przeniósł się na stałe do Częstochowy.

Starając się o awans do Ekstraklasy, Raków stosunkowo często wypożyczał z niej zawodników. Aktualnie, będąc już po drugiej stronie, rzadko decyduje się na transfery czasowe swoich graczy. Być może ulegnie to zmianie, gdy klub doczeka się większej grupy wychowanków gotowych do rywalizacji na poziomie seniorskim. Osobliwa jest historia Wisły Kraków, której piłkarze wypożyczani do I ligi najczęściej już tam zostają. Tak było choćby z Marcinem Grabowskim czy Kacprem Chorążką.

Jak w każdym biznesie, na polskim rynku transferowym istnieją pary klubów, które cieszą się wzajemnym zaufaniem i robią ze sobą interesy częściej niż z innymi. Idealny przykład to kooperacja między Jagiellonią a Wigrami. Młodzi gracze z Białegostoku właściwie co rundę meldują się w Suwałkach. Tylko w latach 2017-19 na wypożyczenie do pierwszoligowych jeszcze Wigier trafiło ośmiu młodzieżowców Jagi. Legia szczególną sympatią w tej kwestii darzy Zagłębie Sosnowiec, natomiast Lech najczęściej wysyła wychowanków do Niepołomic oraz Bielska-Białej. 

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 5/2021)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024