To była już w dużej mierze taka reprezentacja Polski jaką chcielibyśmy oglądać. Biało-czerwoni nie tylko pokonali Izrael (4:0) w spotkaniu o punkty w kwalifikacjach mistrzostw Europy, ale przy okazji pokazali ofensywy i efektowny futbol, umacniają się na pozycji lidera grupy i stawiając kolejny krok na drodze w kierunku finałów.
Biało-czerwoni odnieśli komfortowe zwycięstwo (fot. Michał Chwieduk / 400mm.pl)
Po słabym, ale jednak zwycięskim meczu w Skopje, na reprezentację spoglądano w dwojaki sposób. Z jednej strony doceniono fakt odniesienia trzeciego kolejnego zwycięstwa w eliminacjach EURO 2020 (i to bez straty gola), a z drugiej strony na piłkarzy Jerzego Brzęczka spadła spora krytyka, ponieważ styl ich gry pozostawiał wiele do życzenia.
Sam selekcjoner wziął sobie do serca argumenty swoich oponentów i przeciwko Izraelowi postawił od początku nie tylko na osamotnionego Roberta Lewandowskiego, ale dorzucił mu w ataku partnera, którym został Krzysztof Piątek. Większa siła rażenia miała sprawić, że biało-czerwoni od początku zyskają przewagę na przeciwnikiem, a ich akcje będą przeprowadzane z rozmachem, którego oczekują wszyscy kibice.
W odróżnieniu od piątkowego spotkania, tym razem nasi piłkarze od razu sprawiali dużo lepsze wrażenie. Grali szybciej, mieli pomysł, jednak nie miało to przełożenia na ilość i jakość okazji bramowych. Co ważne, w pierwszy kwadransie najlepszy w naszych szeregach był… Kamil Glik, który popisał się kilkoma pewnymi interwencjami.
Goście nie przyjechali jednak do Warszawy, by tanio sprzedać skórę i szukali swoich szans w szybkich kontratakach. Nie zmusili oni Łukasza Fabiańskiego do wykazania się swoimi umiejętnościami, jednak był to jasny sygnał ostrzegawczy, że Izrael ma sporą ochotę na punkty.
W 35. minucie wynik został w końcu otworzony i ku uciesze kibiców na PGE Narodowy, gola zdobyli biało-czerwoni. Świetne prostopadłe podanie Lewandowskiego znalazło drogę w pole karne, a tam w pierwszej chwili wydawało się, że nasi gracze przeszkodzili sobie nawzajem. Futbolówkę przytomnie przejął jednak Tomasz Kędziora, który bez zastanowienia podał do Krzysztofa Piątka, a ten nie zastanawiał się długo i huknął z całej siły pod poprzeczkę. Ależ trafienie snajpera Milanu!
W drugiej połowie nasza drużyna rozpędzała się powoli, ale kiedy w 54. minucie Grzegorz Krychowiak uruchomił znakomitym podaniem Kamila Grosickiego, a ten przy próbie dośrodkowania nabił rękę rywala, to sędzia nie zawahał się ze wskazaniem na „wapno”. Pewnym egzekutorem „jedenastki” okazał się oczywiście Lewandowski i przy wyniku 2:0 można było odnieść wrażenie, że Polska nie wypuści już rywala ze swoich szponów.
Minęło kilka chwil i już biało-czerwoni prowadzili różnicą trzech bramek. Tym razem cudowną piłkę przed pole karne wrzucił Piotr Zieliński, a Grosicki nie zamierza się zbyt długo zastanawiać i uderzył mocno lewą nogą. Nie popisał się w tej sytuacji bramkarz Izraela, który powinien zachować się dużo lepiej, ale ostatecznie przepuścił piłkę do siatki. 3:0. Nokaut!
Jak się jednak okazało, to wcale nie był koniec. W 83. minucie po raz kolejny nie popisał się izraelski bramkarz, który podał piłkę wprost pod nogi Arkadiusza Milika. Ten dojrzał lepiej ustawionego Damiana Kądziora, a pomocnik Dinama Moskwa z zimną krwią posłał futbolówkę do siatki. Bardzo ładna bramkowa akcja dwóch naszych rezerwowych.
Kolejnych goli już Warszawie nie zobaczyliśmy. Polska odniosła efektowne zwycięstwo, jednak trzeba też jasno przyznać, rywal nie postawił w poniedziałkowy wieczór zbyt wysoko poprzeczki. Po czterech spotkaniach biało-czerwoni mają dwanaście „oczek” na swoim koncie i mogą już powoli myśleć o mistrzostwach Europy.
Grzegorz Garbacik