Dekada po reformie II ligi, która stała się kuźnią talentów i bankrutów
Od dziesięciu lat II liga funkcjonuje w scentralizowanej formie. Reforma rozgrywek miała doprowadzić do ich profesjonalizacji i podniesieniu poziomu. Czy to się udało?
Kamil Sulej
Fot. LUKASZ KRAJEWSKI / 400mm.pl
Wzorcem, do którego dążyli protoplaści scentralizowania trzech najwyższych lig w Polsce były Niemcy. Trzy ogólnopolskie poziomy rozgrywkowe po 18 drużyn to miało być optymalne rozwiązanie. Dekada to wystarczający czas, aby dokonać jego oceny.
POZIOM
Do 2014 roku II liga funkcjonowała w dwóch grupach – zachodniej i wschodniej. Powszechnie uważano, że drużyny z lewej strony Polski są lepiej zorganizowane pod każdym względem. Reforma pomogła w zasypaniu różnic, a może wykluczeniu klubów o niewystarczającym potencjale. W obecnym sezonie stosunek drużyn z dawnej grupy zachodniej do wschodniej wynosi 11 do 7. – Poziom rozgrywek poszedł zdecydowanie w górę, choć trzeba przyznać, że sezon sezonowi nierówny. Pamiętam bardzo konkurencyjny sezon, w którym na koniec z awansu cieszyła się Stal Rzeszów. Kolejne rozgrywki były nieco słabsze. W tym roku znowu poziom jest wysoki dzięki mocnym beniaminkom, Polonii Bytom i spadkowiczom z I ligi. Analizowałem poziom zespołów i jest on zdecydowanie wyższy niż wtedy, gdy z Radunią Stężyca wchodziliśmy do II ligi – twierdzi Sebastian Letniowski, trener Olimpii Elbląg.
Przez II ligę przez minione dziesięciolecie przewinęło się ponad 60 klubów. Przy takiej liczbie poziom musi być zmienny, ale wąskie gardło pomiędzy III a II ligą zazwyczaj pomagało w oddzieleniu ziarna od plew. – Scentralizowanie ligi podniosło poziom piłki w Polsce – nie ma wątpliwości Artur Węska, były trener Lecha II Poznań, a obecnie członek sztabu szkoleniowego Rakowa Częstochowa. – Na przestrzeni kilku ostatnich lat przeżywałem i awans do II ligi, i spadek z niej. Duży udział w podniesieniu poziomu rozgrywek mieli trenerzy, którzy wpłynęli na profesjonalizację drużyn. Swoje zrobiły też duże marki, które się przewinęły przez rozgrywki.
Poziom centralny niesie ze sobą pewne wymagania infrastrukturalne, ale nie można powiedzieć, żeby II liga w swoich wymogach była tak radykalna jak Ekstraklasa. Najczęściej problemy po awansie mieli beniaminkowie, jednak w miarę szybko potrafili się z nimi uporać.
– Kluby, które przewinęły się przez II ligę w minionej dekadzie poprawiły swoją infrastrukturę. Kibice z pewnością to zauważyli. Niektórzy krytykują obecność rezerw na poziomie centralnym, jednak ja jestem innego zdania. Mecze z udziałem ŁKS II Łódź, Zagłębia II Lubin, czy do niedawna Śląska II Wrocław i Lecha II stoją na dobrym poziomie z powodu kultury gry. Młodzi chłopcy z ekstraklasowych akademii chcą grać w piłkę często kosztem wyniku – mówi Węska.
DRUŻYNY
Aż siedem drużyn grających dzisiaj na poziomie Ekstraklasy w minionej dekadzie przekonało się na własnej skórze jak smakuje drugoligowa rywalizacja. GKS Katowice, Motor Lublin, Puszcza Niepołomice czy nawet niedawni mistrzowie Polski z Częstochowy – to kluby, które z powodzeniem rywalizowały w II lidze już po jej centralizacji. – Przeżyłem rywalizację ze Stalą Mielec, Ruchem Chorzów, Widzewem Łódź. To marki, które po kilku latach wylądowały w Ekstraklasie. Dzięki obecności tak dużych klubów poziom i prestiż rozgrywek wzrósł. Swoje zrobili też piłkarze często w kwiecie wieku, którzy zdecydowali się zejść do tej ligi z powodów finansowych. Nie ma co się oszukiwać, że w II lidze też pojawił się dobry pieniądz – przyznaje Węska.
TRENERZY
II ligę śmiało można określić mianem kuźni talentów trenerskich. To w niej swoją długą przygodę z Puszczą Niepołomice zaczynał Tomasz Tułacz. W II lidze również pochód zwieńczony mistrzostwem Polski rozpoczął Marek Papszun. Poza nimi warto wymienić Daniela Myśliwca, Janusza Niedźwiedzia czy Dawida Szulczka.
– Dawid Szulczek trafił z Wigier Suwałki do Warty Poznań i poradził sobie na najwyższym poziomie. Kilku trenerów zebrało szlify w II lidze i wyznaczyło kierunek dla swoich drużyn. Łukasz Tomczyk z Polonii Bytom, Przemysław Gomułka z Olimpii Elbląg, Konrad Gerega pracujący w Skrze Częstochowa i ŁKS II Łódź czy Marek Brzozowski z Pogoni Siedlce pomimo niewielkiego doświadczenia potrafili nadać tożsamość swoim zespołom. To jest fajne. Zespoły, które wygrywały II ligę zazwyczaj charakteryzowały się określonym sposobem gry wyznaczonym przez trenerów – twierdzi 35-letni asystent Papszuna w Rakowie.
Dla wielu trenerów II liga stała się trampoliną do wyższych lig, ale są też tacy, którzy wyrobili sobie opinię fachowców właśnie na tym poziomie. W kilku klubach poza naszym rozmówcą, Sebastianem Letniowskim, pracowali także m.in. Marek Saganowski, Maciej Musiał czy Konrad Gerega. – To fajne miejsce dla trenerów, aby się pokazać. To poziom, na którym można się wypromować – tłumaczy Letniowski.
MŁODZIEŻ
Druga liga w zamyśle miała być poligonem doświadczalnym dla młodzieży. Ekstraklasa miała swoje prawa, na jej zapleczu wprowadzono obowiązek gry jednego piłkarza urodzonego odpowiednio późno, zaś na trzecim szczeblu rozgrywkowym aż dwóch.
– Z powodu obowiązujących przepisów kluby musiały mieć w kadrach sporo młodych zawodników. Często piłkarze z drugiego szeregu wykorzystują swoją szansę. Dobrym przykładem jest Olivier Sukiennicki, który odbił się od Ekstraklasy w Rakowie, wylądował w Stali Stalowa Wola, w której zaliczył kapitalny sezon. Dla mnie to był najlepszy młodzieżowiec rozgrywek. Sukiennicki robił różnicę z piłką, a tacy piłkarze są bezcenni w polski realiach – twierdzi były trener rezerw Lecha.
Ważnym aspektem funkcjonowania II ligi stało się wprowadzenie Pro Junior System. Możliwość zasilenia budżetu środkami z centrali w kilku przypadkach doprowadziła do sytuacji z pogranicza absurdu, a na pewno niemających nic wspólnego ze zdrową sportową konkurencją. – Dominik Marczuk wypromował się w Stali Rzeszów, ale nie jestem zwolennikiem przepisu o młodzieżowcu. Moim zdaniem zabija on konkurencję w zespole. Widzę po swojej drużynie, że lepsi często siedzą na ławce tylko dlatego, że muszą grać wychowankowie. Tak jest w przypadku Olimpii Elbląg. Cały czas powtarzam naszym młodzieżowcom, że nigdzie nie dostaną takiej szansy jak u nas. Gramy tylko swoimi, często na wyrost, a to czy wykorzystają tę okazję zależy tylko od nich. Przez 16 lat jak jestem trenerem na poziomie centralnym z moich młodzieżowców ostali się moi synowie, Przemek Szur i Wojtek Jakubik. Oni byli dobrze odbierani przez szatnię, bo inni piłkarze wiedzieli, że stanowią wartość dodaną. Nie grali dlatego, że byli młodzi, ale dlatego, że byli wystarczająco dobrzy. Przeraża mnie to, że młodzieżowcy nie wykorzystują daru od PZPN. Chłopcom brakuje charakterów, bo mają wszystko podane na tacy – w klubie, szkole i domu – uważa trener elbląskiej Olimpii.
FINANSE
II ligę od pewnego czasu określa się mianem ligi bankrutów. Takie kluby jak GKS Bełchatów czy Wigry Suwałki w pewnym momencie wywiesiły białą flagę. Kilka innych walczy o przetrwanie, kombinuje, analizuje, czy gra na tym poziomie w dłuższej perspektywie jest logiczna. Bo wiedzą, że na pewno się nie opłaca. – Moim zdaniem problemem II ligi są finanse. O rozgrywkach mówi się „liga bankrutów” i niestety coś w tym jest. II liga stoi na glinianych nogach. Przydałoby się większe wsparcie PZPN dla klubów, ale warto docenić oprawę telewizyjną rozgrywek. To krok w dobrą stronę – przyznaje Letniowski.
– Problemem II ligi jest jej nierówność kadrowai wynikowa. Drużyny zaczynają sezony w składach na miarę możliwości finansowych. Zimą dochodzi do dużych zmian. Przez to zespoły, które są w okolicach spadku windują się do góry. Przykłady można mnożyć. W połowie roku zespoły często dotowane z miasta nie mogą sobie pozwolić na szaleństwa, a wraz z początkiem nowego roku sytuacja finansowa ulega zmianie. Często wiosną w lidze dzieją się cuda. Runda wiosenna zawsze jest zdecydowanie trudniejsza, niezależnie o co walczysz – zauważa Węska.
OD REFORMY DO REFORMY
W drugą dekadę w scentralizowanej formule II liga weszła ze sporymi zmianami. Do sezonu 2024-25 z rozgrywkami żegnały się cztery najsłabsze drużyny, a teraz może to spotkać aż sześć zespołów. Ekipy sklasyfikowane na miejscach 13.-14. Rozegrają baraże o utrzymanie z wicemistrzami III ligi. – Dla takich zespołów jak Olimpia Elbląg to niekorzystna zmiana. Z drugiej strony pamiętam z czasów pracy w III lidze, że jedno miejsce dające awans to było mało. Z II ligi do I awansują trzy, cztery grają w barażach, więc są większe możliwości. Teraz sześć pierwszych drużyn walczy o awans, sześć ostatnich o utrzymanie, praktycznie nie ma środka tabeli, zespołów grających o nic. Zmiana została podjęta radykalnie, ale trzeba sobie z nią poradzić. Nie ma co płakać – kończy Letniowski.
Czasem wolę obejrzeć mecz 2 ligi na TVP Sport niż Ekstraklasy i często to dobra decyzja, różnicy w poziomie nie widzę.