Czy hit sprosta oczekiwaniom?
Biorąc pod uwagę, jak zazwyczaj wyglądają hitowe spotkania w Ekstraklasie, do meczu Lecha Poznań z Jagiellonią Białystok podejść można z lekkim dystansem. Z drugiej strony potencjał, jaki niewątpliwie drzemie w obu ekipach, pozwala wierzyć, że w sobotni wieczór obejrzymy rywalizację na miarę oczekiwań.
Filip Trokielewicz
FOT. MARCIN BRYJA / 400mm.pl
Zwykle jest trochę tak, że za każdym razem naiwnie zasiadamy do oglądania hitów, licząc, że tym razem to będzie futbol na tak. Że obejrzymy ciekawe widowisko pełne zwrotów akcji, emocji i jakości czysto piłkarskiej. A potem otrzymujemy coś w stylu bezbramkowego remisu Rakowa Częstochowa z „Kolejorzem” w 4. serii gier.
Bardzo udany początek Lecha
Ale jest kilka przesłanek, że tym razem będzie inaczej. Na fali wznoszącej jest Lech Nielsa Frederiksena. W stolicy Wielkopolski dawno nie panowały tak dobre nastroje. Nie ma się absolutnie czemu dziwić, albowiem „Kolejorz” zanotował najlepszy początek sezonu od 30 lat. Najważniejszym letnim ruchem w Poznaniu było sprowadzenie szkoleniowca z prawdziwego zdarzenia. Trener Frederiksen nie tylko poukładał grę poznaniaków pod kątem taktycznym, ale też, kolokwialnie rzecz ujmując, odgruzował kilku piłkarzy. Bardzo dobrze nową kampanię rozpoczęli Dino Hotić, Afonso Sousa czy Antonio Milić. Ponadto naprawdę nieźle w drużynę wkomponowali się piłkarze, którzy dołączyli do Lecha. Alex Douglas swoimi występami na ekstraklasowych boiskach zapracował na pierwsze w karierze powołanie do reprezentacji Szwecji. Daniel Hakans znalazł się w gronie powołanych do kadry Finlandii. Sęk jednak w tym, że doznał urazu, który wykluczył go z udziału w meczach z Grecją i Anglią.
Z kolei Bartosz Mrozek udał się na zgrupowanie reprezentacji Polski. I nawet jeżeli Michał Probierz powołał go jedynie jako bramkarza do treningów, należy traktować to jako dowód uznania przez selekcjonera. Powołania do młodzieżówek otrzymali również Michał Gurgul i Antoni Kozubal.
Jagiellonia potrzebowała wytchnienia
Większość piłkarzy mistrza Polski po raz pierwszy zetknęła się z grą na dwóch frontach, która potrafi być wyczerpująca. Jagiellonia wykonała plan minimum, awansując do fazy ligowej Ligi Konferencji. W sierpniu białostoczanom przydarzył się jednak kryzys, którego na Podlasiu nie było dawno. Białostoczanie przegrali sześć meczów z rzędu. Gołym okiem widać było, że Jaga złapała zadyszkę, a przerwa na kadrę jest najlepszym, co mogło się mistrzowi Polski przydarzyć.
– Dziękuję zespołowi za ten mecz oraz bardzo ważne zwycięstwo, a także kibicom za wsparcie, które czuliśmy. Gratuluję też wszystkim tego, że przetrwali ten maraton. To był szalony okres, miesiąc dużych doświadczeń, ale teraz przyjdzie czas na odpoczynek i wyciąganie wniosków. Cieszę się, że rozjedziemy się na krótkie urlopy w dobrych nastrojach. Kończymy ten czas z czterema zwycięstwami w sześciu meczach oraz w fazie grupowej Ligi Konferencji. Wielu chciałoby więcej, ale będziemy pracować, żeby się rozwijać – mówił po zwycięstwie z Widzewem trener białostoczan Adrian Siemieniec.
Jagiellonia przełamała się przed dwoma tygodniami, pokonując Widzew. Wygrała, ale nie cieszyła się grą. Można było odnieść wrażenie, że białostoczanie jadą na oparach, że są zwyczajnie zmęczeni. Gola na wagę trzech punktów dla mistrza Polski strzelił Afimico Pululu.
Czy hit sprosta oczekiwaniom? Jakie oblicze Jagi zobaczymy tym razem? O tym przekonamy się już dziś wieczorem. Pierwszy gwizdek arbitra w spotkaniu piłkarzy Adriana Siemieńca z Lechem Poznań wybrzmi o 20:15.