Czy Euro może wygrać drużyna bez podstawowej jedenastki?
– Nikt nie ogra łatwo Hiszpanii. Dlatego należymy do grona faworytów Euro
– powiedział defensywny pomocnik La Roji, Rodri. W sumie stwierdzenie prawidłowe i logiczne. Ale czy imprezę może wygrać zespół bez podstawowej jedenastki? Oto dobre pytanie.
Gdy La Roja zdobywała złote medale ME 2008 i 2012 oraz MŚ 2010, jej once de gala była przed turniejem w zasadzie oczywista, a nazwa: galowa jedenastka odpowiadała rzeczywistości. Zespół składał się bowiem z potężnych osobowości, pomnikowych postaci futbolu.
Przewidywalność składu i taktyki była jej największą słabością, bo trener każdego z rywali wiedział, kto i jak zagra oraz co zrobić, żeby La Roję zatrzymać. Problemem była tylko realizacja taktyki. Obecnie sytuacja wygląda inaczej: jeśliby ktoś dziś, na kilka dni przed startem imprezy, prawidłowo wytypował jedenastkę, która rozpocznie mecz z Chorwacją, należałoby obwołać go prorokiem. Może wie, jak będzie ona wyglądać, tylko selekcjoner Luis de la Fuente, ale i to jest bardzo wątpliwe. A opiekunowie zespołów Włoch, Albanii i zwłaszcza zaczynającej turniej meczem z Hiszpanią Chorwacji, mają wiele pracy, gdyż muszą przygotować się na wiele wariantów personalnych składu rywala z Półwyspu Iberyjskiego.
TRZECH PEWNIAKÓW
Po zakończeniu reprezentacyjnych karier przez generację potrójnych (podwójnych) mistrzów: Casillasa, Puyola, Sergio Ramosa, Pique, Albę, Busquetsa, Xaviego, Iniestę, Villę, Fernando Torresa wydawało się, że gotowa jest nowa, która osiągnie w piłce równie wiele. Isco, Koke, Thiago Alcantara i Saul mieli stworzyć linię pomocy na najbliższą dekadę, bo przecież talentu mieli, na pozór, nie mniej niż Xavi, Iniesta, Fabregas czy David Silva. Morata miał obsadzić środek ataku, a za dogrywanie mu piłek do pustej bramki odpowiadać Marco Asensio. David de Gea – zastąpić Casillasa między słupkami, Marc Bartra kolegów z Barcy na środku defensywy.
Tak naprawdę turniej, który zaczął się w Niemczech, powinien być pożegnaniem z reprezentacją kolejnego złotego pokolenia. Tylko że nie wyszło. Poza Moratą, który przecież nieustannie zmieniając kluby też osiągnął znacznie mniej niż mógł, ale przynajmniej utrzymuje się w okolicach topu – no i w Hiszpanii nie ma rywala do miana „9” numer jeden – żaden z wymienionych zawodników na turniej nie pojedzie, choć odrodzony po wielu latach zastoju Isco miałby na to szansę, gdyby nie kontuzja. Czy ci piłkarze nie zostali za długo przetrzymani na ławce, podczas gdy w 2014 i 2016 La Roja ze starymi mistrzami już ledwo dychała? Możliwe, że właśnie to, choć na pewno nie tylko to, przekreśliło ich szanse dorównania poprzednikom. W każdym razie o Koke i jego rówieśnikach można mówić jako o generacji straconej.
A wśród obecnych dwudziestokilkulatków nie ma zawodników najwyższej klasy światowej. W zasadzie gdyby tworzyć jakąś jedenastkę All Star światowego futbolu, to kandydowałoby do niej dwóch Hiszpanów: Rodri z Manchesteru City do pomocy oraz, po ostatnich wyczynach, odrodzony jak Feniks z popiołów (przypomnijmy sobie jego formę i kłopoty zdrowotne sprzed trzech lat) prawy obrońca weteran Dani Carvajal. Dalej nie mamy nikogo. W światowym TOP 5 na poszczególnych pozycjach nie miałby prawa znaleźć się żaden inny Hiszpan.
14
W 29 osobowej kadrze Luisa de la Fuente, z której miało odpaść jeszcze trzech zawodników, aż czternastu posiadało w momencie jej ogłoszenia dziesięć lub mniej występów w reprezentacji. To pokazuje, jak bardzo niestabilny jest jej skład
Pewniaków do rozpoczęcia meczu z Chorwacją jest więc tylko trzech: wymienieni Rodri i Carvajal oraz bramkarz Unai Simon (on może jest w top10 najlepszych bramkarzy świata, ale pod koniec). Dalej zaś De la Fuente ma olbrzymi ból głowy. Miał go już ustalając kadrę na turniej, bo musiał wybrać 26 graczy z 50-60 zawodników o podobnej klasie i dających podobne rokowania jeśli chodzi o sukces na imprezie. A teraz musi wybrać do jedenastki ośmiu z 23 niemal identycznych pod względem aktualnej wartości piłkarskiej futbolistów.
Przy czym już za dwa lata, a na pewno za cztery, sytuacja może wyglądać inaczej. Wtedy tacy piłkarze jak Pau Cubarsi (17 lat), Pedri (21), nieobecny z powodu kontuzji Gavi (19), Fermin Lopez (20), Lamine Yamal (17) i Nico Williams (21) będą już ograni w wielkim futbolu, gotowi mentalnie by unieść grę w reprezentacji na prestiżowym turnieju. W Hiszpanii do wielkiego futbolu weszła kolejna generacja zawodników uzdolnionych w stopniu wybitnym. Bardzo kusiłoby, żeby na nich właśnie zdecydowanie postawić już podczas turnieju w Niemczech, gdyż talentem przebijają wszystkich starszych kolegów.
Lecz czy ktoś może podać przykład z historii futbolu zdobycia złotego medalu wielkiej imprezy przez zespół, który w podstawowym składzie miał pięciu graczy 21-letnich bądź młodszych?
Nie, bo nic takiego się po prostu nie zdarzyło. Jeden, dwóch dzieciaków to i owszem, może wygrać trofeum, ale włożonych do zespołu składającego się z zaprawionych w bojach weteranów. Toteż nie należy oczekiwać, by De la Fuente, choć kocha i rozumie piłkarską młodzież, gdyż z nią, a nie z seniorami, pracował dotychczas, zdecydował się na taki ruch, bo przecież nic poniżej złotego medalu hiszpańskich ekspertów nie zadowoli – półfinał mieli przed trzema laty i teraz chcą więcej.
Lecz przecież więcej z pewnością nie dostaną, jeśli selekcjoner zachowa się konformistycznie. Czy można bowiem zdobyć mistrzostwo Europy z parą stoperów Robin Le Normand – Aymeric Laporte (Dani Vivian)? Czy do złota może poprowadzić para środkowych ofensywnych pomocników Mikel Merino – Fabian Ruiz (jak napisał jeden z kibiców, najnudniejszy duet świata)? Czy atak w składzie Dani Olmo – Alvaro Morata – Mikel Oyarzabal może równać się z atakiem francuskim, niemieckim czy angielskim? Nie – po trzykroć nie!
Każdy w wymienionych Hiszpanów to piłkarz bardzo wartościowy, z pięknymi sukcesami w karierze, ale przecież nigdy przez nikogo nie posądzony o wybitność. Żaden nie gra w którymś z wielkich klubów i nie ma w tym przypadku. Jedenastka składająca się z zawodników tego pokroju co wymienieni powyżej to zespół, który wyżej ćwierćfinału nie podskoczy. Liczenie, że na któregoś spłynie łaska pańska akurat teraz to liczenie na zbyt wiele, mianowicie na cud. Jeden, dwóch, trzech zawodników tego pokroju może być w mistrzowskiej ekipie, ktoś musi przecież w każdym zespole pracować i realizować zadania taktyczne, ale nie może ona składać się z samych takich uzupełniaczy składu.
Dlatego De la Fuente chyba powinien zaryzykować. Do trzech pewniaków, liderów zespołu, dołączyć piątkę młodziaków, a tak powstały szkielet uzupełnić o Le Normanda na środku obrony, Alexa Grimaldo na lewej stronie bloku i Moratę (bo kogóż innego?) na środku ataku. Niestety, Cubarsi odpadł na ostatnim etapie selekcji i w ogóle nie znalazł się w kadrze. Trzeba liczyć na to, że Le Normand przypomni sobie swoje najlepsze mecze z minionego sezonu, Grimaldo okaże się tak znakomitym pomocnikiem zabójcy (czyli asystentem) jak w Bundeslidze, a Morata zapomni o fatalnej końcówce sezonu klubowego.
Jedenastka: Simon – Carvajal, Nacho (skoro nie ma Cubarsiego), Le Normand, Grimaldo – Rodri, Pedri, Fermin Lopez – Yamal, Morata, Williams to chyba jedyna zdolna zdobyć dla Hiszpanii złoto a nawet jakikolwiek medal, oczywiście przy zbiegu sprzyjających okoliczności.
Można ewentualnie dyskutować nad pozycją Fermina i zastanawiać się, czy nie lepiej do Rodriego i Pedriego pasowałby Martin Zubimendi albo Alex Baena? Istotnie, obaj to młodzi gracze, z tych, co to noszą buławy w plecaku i w każdym momencie mogą je wyjąć. Ale to wszystko. Reszta znajdujących się w najlepszym piłkarsko wieku średniaków (na światowym poziomie, my w Polsce każdego wzięlibyśmy do jedenastki z pocałowaniem w rękę) może pełnić tylko rolę rezerwowych. Jedenastka progresywna, wymieniona powyżej, może nie wyjść z grupy, ale może też dotrzeć do strefy medalowej. Jedenastka konserwatywna z grupy wyjdzie, ale dalej zabraknie jej parametru by cokolwiek osiągnąć.
Co zrobi De la Fuente? Zaryzykuje, czy nie? Oto kluczowe pytanie.
PESYMIZM W NARODZIE
Hiszpanie, jako się rzekło, z jednej strony z urzędu oczekują od swojej reprezentacji złotego medalu, podobnie jak fani w Niemczech, Anglii, Włoszech, Francji – każdej z pozostałych potęg europejskiej piłki. Ale z drugiej znają się na futbolu i wiedzą, na ile wybrańców De la Fuente stać. Medialni eksperci na razie milczą na temat szans La Roji w Niemczech, albo mielą w ustach komunały niewarte cytowania. Wiele ciekawsze są opinie kibiców.
Pod artykułem w „Marce” opisującym zespół na Euro zalogował się fan o pseudonimie „jHorza” popełnił następujący komentarz:
„To najsłabsza reprezentacja jaką widziały moje oczy, ale jeśli kiedyś wygrała Grecja, to czemu teraz nie Hiszpania, lol”.
Warto się nad tym wpisem pochylić. To na pewno pogląd nieodosobniony, wskazujący zaś Luisowi de la Fuente jeszcze jedną drogę do sukcesu w Niemczech, czyli wystawienie składu z dwoma defensywnymi pomocnikami i bardzo ostrożna taktyka. Skoro nie ma się ludzi by grać otwarty futbol z innymi mocarzami, trzeba zagrać inaczej, sprytnie. Może nie jak Grecja w 2004, ale w każdym razie bez nastawiania się na posiadanie piłki i dominację, czyli jak Portugalia w 2016 roku. To by była taka przejściowa taktyka na czas kryzysu, wymiany pokoleń, okres, gdy jedno wybitne już definitywnie odeszło, a drugie dopiero nadchodzi. Jeśli przyniosłaby sukces, zostałaby selekcjonerowi wybaczona.
Inny kibic, „eulover”, widzi sprawy jeszcze czarniej.
„Hiszpania ma wszędzie dziury. Nie ma napastników. Brakuje jej agresywności i zwycięskiej mentalności. Jest bardzo łatwa do pokonania”.
Wyrażony przezeń pogląd też da się obronić, a czarny scenariusz jest jak najbardziej możliwy. W tej sytuacji prawdę pisze „GaliciaNY”:
„Mecz z Chorwacją jest kluczowy. Jeśli wygramy, morale wzrośnie. Jeśli przegramy, zapanuje nerwowość”.
A może oczekiwania na dobre należałoby zweryfikować? „indignado-atletico” pisze:
Hiszpania zdobyła 5 tytułów w ciągu 104 lat, z czego trzy wciągu pięciu, dzięki karambolowi, który już nigdy się w Hiszpanii nie zdarzy: nagle na każdej pozycji mieliśmy najlepszych zawodników świata. Pocieszajmy się tym, że żadna inna ekipa nie ma dziś 11 gwiazd w składzie, co najwyżej po pięć. A De la Fuente to doświadczony selekcjoner, który umiał zdobywać medale z juniorami. Dopingujmy więc ją wszyscy z wiarą, nie dajmy się ponieść toksycznej prasie i pokrzykiwaniom „kibiców"
Bardzo to mądra opinia, idealna na podsumowanie niniejszych rozważań. A swoją drogą, jakże chcielibyśmy pod artykułami w polskich mediach czytać tak rozsądne komentarze.