Przejdź do treści
Bundesliga w obliczu rewolucji

Ligi w Europie Bundesliga

Bundesliga w obliczu rewolucji

Przez pół wieku Bundesliga była monarchią konstytucyjną. Rządy sprawował Bayern, ale musiał się władzą w mniejszym lub większym stopniu dzielić z innymi. Aż w końcu, w roku 2013, nastąpiła zmiana ustroju. Monarchia konstytucyjna zamieniła się w monarchię absolutną. Jest jeden król i stado podwładnych. Podwładnych, którzy chętnie strąciliby tyrana z tronu, ale zupełnie nie mają pomysłu, jak się za ten zamach stanu zabrać.



TOMASZ URBAN, KOMENTATOR ELEVEN


Chęć obalenia Bayernu wiąże się też bezpośrednio z coraz słabszą pozycją całej ligi na międzynarodowej scenie. Niemieckie zespoły nie dotrzymują kroku już nie tylko klubom z Wysp, ale także tym z Hiszpanii czy Włoch, nawet jeśli ostatnie wyniki w Lidze Europy mówią coś innego. W Lidze Mistrzów liczy się w zasadzie już tylko Bayern, reszta nie jest w stanie konkurować o podpisy najciekawszych piłkarzy na kontynencie. O czym tu zresztą mówić, skoro Huddersfield dostaje z tytułu praw telewizyjnych niemal tyle samo pieniędzy co FCB, który z kolei wyprzedza całą resztę pod względem finansowym o lata świetlne… 

Dlatego Niemcy zaczęli dyskutować. Raz – o reformie systemu rozgrywek, dwa – o możliwościach przyciągnięcia dodatkowego kapitału do ligi. I o ile ta pierwsza dyskusja jest całkowicie jałowa, a pomysły zgłaszane nierzadko przez prominentne postaci niemieckiej piłki – takie jak chociażby Stefan Effenberg, który postuluje podział ligi na dwie grupy, coś na kształt tego, czego byliśmy świadkami w polskiej lidze w sezonie 2001-02 – są mniej lub bardziej głupie, o tyle dyskusja o pieniądzach, niczym bumerang, wciąż wraca do tego samego punktu. Chodzi oczywiście o sławetną regułę 50+1, tak charakterystyczną dla niemieckiej piłki ligowej.


ABY PLUSY NIE PRZESŁONIŁY MINUSÓW

Co to właściwie jest? To zasada określająca relacje właścicielskie w klubie. Żaden inwestor nie może mieć w nim przewagi głosów, a zatem żaden nie może samodzielnie decydować o jego losach. Niemieckie kluby przeobrażają się coraz częściej w samodzielne spółki, ale nadal to stowarzyszenia, na gruncie których owe spółki wyrosły, muszą mieć w nich decyzyjną większość. Wyjątek zrobiono dla inwestorów tradycyjnie związanych z danym regionem i od lat łożących na klub sowite środki. Powszechnie znane w tym kontekście są przykłady Bayeru Leverkusen i VfL Wolfsburg, ale to nie jedyne kluby w Niemczech korzystające z wyżej wspomnianej furtki, bo uchylono ją także dla grających w niższych ligach Wackeru Burghausen i Carl Zeiss Jena. W 2015 roku do tego grona dołączono TSG Hoffenheim Dietmara Hoppa. Głównie dzięki staraniom jego i Martina Kinda z Hannoveru 96, w 2011 roku złagodzono nieco zasady funkcjonowania 50+1, dopuszczając możliwość, by rządy w klubie mogli też przejmować mecenasi, którzy „od ponad 20 lat ciągle i w znaczącym stopniu finansują piłkę nożną w macierzystym klubie”. No i w tym sęk. Co oznacza termin „w znaczącym stopniu”? Hopp był w stanie udowodnić w DFL, że przez ten cały okres wpompował w działalność TSG niemal 320 milionów euro. Uznano, że to wystarczy. Natomiast w przypadku Kinda pojawiły się wątpliwości…

Ale po kolei. Reguła 50+1 ma oczywiście plusy. Niemieckie kluby nie są zależne od kaprysu właściciela. Nie splajtują z dnia na dzień, a kibice mają pewność, że nikomu nie przyjdzie do głowy dokonywanie jakichś dziwnych fuzji czy też przenoszenie ich klubu do innego miasta. Ale parafrazując cytat z „Misia”: – Rozchodzi się jednak o to, aby te plusy nie przesłoniły nam minusów. A takowe także są. Chodzi oczywiście o aspekt finansowy. Kluby niemieckie czują się niedofinansowane i tracą dystans do konkurentów z innych lig, a Bundesliga coraz mocniej obsuwa się w rankingu UEFA. Prasa bije na alarm. W minionym tygodniu „Sport Bild” przeprowadził analizę, z której wynikało, że w ciągu najbliższych dwóch lat liga niemiecka może spaść w rankingu za ligę francuską, a to oznaczałoby utratę dwóch miejsc w Lidze Mistrzów i dwóch ogółem w europejskich pucharach. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że z punktu widzenia sportowego, wizerunkowego, a nade wszystko finansowego, byłaby to dla niej prawdziwa katastrofa. 

(…)


CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM NUMERZE (8/2018) TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”





Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024