Kontuzja, kontuzja i jeszcze raz kontuzja. W kontekście Garetha Bale w Realu Madryt ostatnimi czasy to właśnie to słowo jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Walijczyk gra bardzo mało i zarazem bardzo słabo. Permanentne kłopoty zdrowotne sprawiają, że Bale staje się coraz mniej potrzebny w układance tworzonej przez Zinedine’a Zidane’a.
Wyrażenie „zdrowy Gareth Bale” stopniowo zaczyna być oksymoronem (fot. Reuters)
Trudno znaleźć zawodnika ze światowego topu, który byłby równie podatny na kontuzje, co Bale. Walijczyk odkąd zasilił szeregi „Los Blancos” ponad sześć lat temu aż dwadzieścia pięć razy zmagał się z mniejszymi bądź większymi urazami. Oznacza to, że Wyspiarzowi kłopotu zdrowotne dolegają co około osiemdziesiąt dziewięć dni, co przełożyło się finalnie na pauzę w dziewięćdziesięciu trzech oficjalnych meczach. Jak nie trudno policzyć – w sumie Bale stracił ponad dwa pełne sezonu Primera División (!).
Uraz numer dwadzieścia sześć przytrafił mu się przy okazji środowej potyczki Realu Madryt z trzecioligowym Unionistas de Salamanca w ramach Pucharu Króla. Bale zagrał od pierwszej minuty, strzelił pierwszą od stu czterdziestu trzech dni bramkę, lecz nabawił się również kontuzji kostki, która z pewnością wykluczy go z jutrzejszego pojedynku z Realem Valladolid. Klub zawsze informuje opinie publiczną o stanie zdrowotnym swoich zawodników, ale specjalnie dla Walijczyka robi wyjątek – Bale nie życzy sobie publikacji jego raportów medycznych.
Jakby tego było mało, urodzony w Cardiff 30-latek sprawia równocześnie problemy natury wychowawczej. Po ostatnim meczu eliminacji do Euro 2020, w którym Walia ograł 2:0 Węgry i awansowała tym samym do finałów europejskiego czempionatu, Bale wraz z resztą kolegów z reprezentacji fetował awans z flagą z następującym napisem „Walia. Golf. Madryt. W tej kolejności.”, wywołując zarazem niebywałą burzę wokół własnej osoby. Z pewnością tym wybrykiem nie poprawił swoich notowań w oczach Zinedine’a Zidane’a. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że obu wspomnianych gentlemanów łączy relacja daleka od przyjaznej.
„Zizou” chciał pozbyć się Walijczyka w letnim okienku transferowym. Bale’a kusiły orientalne kierunki ze względu na lukratywne propozycje. Mówi się, że chiński Shaghai Shenhua zaoferował piłkarzowi roczne zarobki w wysokości dwudziestu pięciu milionów euro. Koniec końców okienko dobiegło końca, a Bale zamiast udać się na przedwczesna emeryturę, rozpoczął swój siódmy sezon na Estadio Santiago Bernabeu.
I wszystko wskazuje na to, że na siedmiu będzie tym ostatnim. W bieżącej kampanii na wszystkich frontach rozegrał raptem tysiąc minut, w trakcie których zdołał tylko trzykrotnie wpisać się na listę strzelców i dwa razy zanotować ostatnie podanie. Bale nie jest nawet cieniem piłkarza, który przychodził latem 2013 roku za rekordowe wówczas sto milionów euro. Na jego niekorzyść na jego pozycji wyrosła bardzo poważna konkurencja. Vinicius Junior i Rodrygo w mig oczarowali sympatyków „Królewskich” bardzo dobrą grą. Bale stał się piłkarzem zbędnym dla trenera i niechcianym przez kibiców.