90 minut z Pawłem Jaroszyńskim
Może w poprzednich sezonach liczbami nie zachwycał, ale przez dwa lata rozegrał 30 meczów w Serie A w barwach Chievo Werona. Nie będzie jednak kontynuował przygody z Italią w zespole spadkowicza z elity, bo sięgnęła po niego Genoa. Klub, w którym w poprzednim sezonie pięknie wypromował się Krzysztof Piątek, wyłożył za urodzonego w Lublinie polskiego lewego obrońcę 4 miliony euro.
JAROMIR KRUK
Kiedy dowiedziałeś się o zainteresowaniu Genoi?
Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie było czasu, by się zastanawiać – mówi Paweł Jaroszyński. – Dostałem kontrakt w klubie, który jest przynajmniej półkę wyżej niż Chievo Werona i jestem z tego bardzo zadowolony. Cieszę się, że zostaję w Serie A, bo sportowo wykonam krok do przodu.
Jakie pierwsze wrażenie zrobił na tobie nowy zespół?
Mamy bardzo młodą kadrę, ale nie brakuje w niej dużych osobowości. Grupa starszych zawodników też jest bardzo ważna, a do grona liderów zalicza się Goran Pandev. Pomyśleć, że kiedyś oglądałem jego gole w Lidze Mistrzów dla Lazio i Interu… Wtedy nie spodziewałem się, że będziemy kolegami klubowymi. Już po krótkim, wspólnie spędzonym czasie mogę mówić o nim w samych superlatywach. Umiejętności – top, osobowość – top, jako kumpel – top, to jest właśnie gwiazda reprezentacji Macedonii. Trener Aurelio Andreazzoli jasno stawia sprawę, czego oczekuje od każdego zawodnika. Dużo z nami rozmawia, tłumaczy, zna futbol od podszewki, ma solidny bagaż doświadczeń.
(…)
W czym poczyniłeś od momentu opuszczenia Polski największy postęp?
Nie lubię siebie oceniać. Skoro jednak przenoszę się z Chievo do Genoi, to znaczy, że idę do przodu. Na pewno jestem innym zawodnikiem pod względem taktycznym. Poznałem specyfikę włoskiego futbolu, wiem jak funkcjonuje tutaj drużyna, szatnia, klub. Wiele się nauczyłem. Jestem dużo bardziej doświadczonym piłkarzem niż przed dwoma laty.
Musieliście z Chievo spaść z Serie A?
W pierwszych dziesięciu kolejkach zdobyliśmy zaledwie jeden punkt i wpadliśmy w poważne tarapaty. Z takim balastem ciężko się pozbierać, złapać rytm, wejść na zwycięską ścieżkę. Nie widzę sensu szukania usprawiedliwień, w piłce liczby wyjaśniają dużo i niestety nie kłamią. Były próby ratowania sytuacji, zrywy, ale nic nam nie pomogły. W końcówce rozgrywek zespół popadł w marazm i tak naprawdę dogorywał.
Łatwo jest wyrwać się z ekipy spadkowicza?
Chyba ciężko, ale dzięki Bogu pozostałem w Serie A. Etap Chievo Werona jest za mną, czas napisać fajne karty swojej historii w Genoi. Mnie nowe otoczenie spodobało się od samego początku. Żyję w pięknym mieście, gram w fajnym zespole, który ma świetnych kibiców. Wcześniej nie było czasu na spotkania z rodakami grającymi we Włoszech, ale teraz to się zmieni. Nie mogę się doczekać derbów Genui z Sampdorią. Wiem, że takimi meczami żyje całe miasto, dodajmy, że zakochane w futbolu.
(…)
CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (32/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”