Przejdź do treści
90 minut z Arkadiuszem Malarzem. „A może ja się nie znam”

Polska Ekstraklasa

90 minut z Arkadiuszem Malarzem. „A może ja się nie znam”

Przyjaciel Michała Żewłakowa – wiadoma sprawa. Bronić nie umie – oczywistość. Stary i nie nadaje się do Legii – trzeba szukać bramkarza. Po ponad dwóch latach gry na Łazienkowskiej Arkadiusz Malarz jest dwukrotnym mistrzem Polski i najlepszym bramkarzem poprzedniego sezonu. Choć nie można wykluczyć, że publikując własny ranking, jako „Piłka Nożna” po prostu się nie znamy.

ROZMAWIAŁ ZBIGNIEW MUCHA


(…)

– Był czas, by się zresetować i zapomnieć o zakończeniu sezonu. Szczęśliwym dla Legii, ale jej golkiper na gali Ekstraklasy minę miał nietęgą, wręcz zaskoczoną, że nagrodę dla bramkarza sezonu odebrał Matus Putnocky.
– Wcale nie. Cieszę się, że byłem w trójce nominowanych, ponieważ stanowi to niejako potwierdzenie dobrze wykonywanej pracy. Nie liczyłem na wygraną, przecież ledwie dwa miesiące temu sami piłkarze wybrali mnie na najbardziej przereklamowanego zawodnika w lidze. Byłoby z mojej strony naiwne sądzić, że teraz uznają mnie nagle za najlepszego bramkarza. Dla mnie liczyło się i liczy mistrzostwo Polski. Ja je mam, inni, w tym Matus, któremu jednak serdecznie gratuluję – nie.

– Legia ma mistrzostwo także dlatego, że Arkadiusz Malarz w sześciu ostatnich grach zachował czyste konto.
– Jeśli to jest ta moja cegiełka do tytułu, to jestem zadowolony. Mistrzostwo było jak trudny poród, z komplikacjami. Wywalczyliśmy je po szalonych męczarniach, ale przez to smakuje lepiej, wręcz wyjątkowo.

(…)


– Były momenty w tym sezonie, że delikatnie zacząłeś wątpić w możliwość obrony tytułu?
– Ani przez chwilę. Kiedy w tamtym roku cieszyliśmy się z sukcesu, powiedziałem, że to mnie nakręca, że chcę kolejnych laurów. Sezon był wariacki, to prawda, ciągle góra lub dół. W pewnym momencie nawet mocno w dół i nawet wymarzona Liga Mistrzów sprawiała sporo przykrości. Ale zwątpienie nigdy się nie zakradło.

– Nawet po sierpniowym meczu z Łęczną, kiedy w niezbyt wyszukany sposób zaproponowałeś kolegom, by się obudzili w końcu?
– Nie kolegom, ale sobie również. Całej drużynie.

– To było wystudiowane czy poniosły cię emocje?
– W tym meczu frustracja narastała powoli. Nic nie ujmując Górnikowi, widziałem, jak się męczymy, jak nie potrafimy wygrać z takim przeciwnikiem, a przecież za chwilę czekał nas mecz eliminacyjny Ligi Mistrzów z Dundalk i naprawdę mogliśmy wszystko stracić. Czułem bezsilność, dlatego powiedziałem to, co powiedziałem. Może mnie poniosło, ale byłem szczery. Jeśli kogoś uraziłem, przeprosiłem, a słowa miały pomóc, nie zranić. Nie wolno nam było stracić szansy, na którą tak długo czekaliśmy. Jeśli ktoś miał pretensję, że się wychylam, bo akurat obroniłem wówczas karnego, to trudno. Ja zawsze stawiałem na pierwszym miejscu drużynę, nie siebie.

(…)


CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (25/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”



Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024