12 pytań o ligę. Raków gotów. Legia też?
To była jedna z najkrótszych, jeśli nie najkrótsza, zimowa przerwa w historii polskiej ligi. Rozgrywki piłkarze wznawiają już w styczniu, zakończą po 3,5 miesiącach. Podium jest w dwóch trzecich zaskakujące, a jeszcze bardziej praktycznie brak przewagi lidera.
ZBIGNIEW MUCHA
1. Covid a sprawa polska?
To pytanie fundamentalne dla wszystkich szykujących się do wznowienia rozgrywek. Nie ma sensu szacować liczby zachorowań, bo prawdziwych nigdy nie poznamy – testów, jak wiadomo, wykonuje się za mało. Ewentualny całkowity lockdown sportu może oczywiście storpedować wiosenne plany ligowców, ale przesłanek do takiego scenariusza jest mimo wszystko niewiele. W ubiegłym roku Ekstraklasa S.A. była stawiana za wzór organizatorom innych rozgrywek. Nie zabrakło potknięć, ogniska koronawirusa pojawiają się tu i ówdzie, niemniej wydaje się, że egzamin z dojrzałości i organizacji polskie kluby zdały celująco. Udało się w terminie dokończyć poprzedni sezon, więc tym bardziej teraz, w dobie coraz powszechniejszych – takie są przynajmniej rządowe założenia – szczepień, powinno się udać. Wolnych terminów nie będzie – do sierpnia ligi nie uda się przełożyć z uwagi na finały mistrzostw Europy. Albo więc poznamy mistrza w maju, albo w ogóle, przy czym opcja numer 2 wydaje się mało realna. Znacznie bardziej prawdopodobna jest niestety perspektywa dokończenia sezonu bez kibiców na stadionach.
2. Kto może wiosną wykuć formę na Euro?
Zakładając oczywiście, że finały mistrzostw Europy odbędą się zgodnie z – awaryjnym, ale jednak – planem. Można teoretycznie zastanawiać się nad Jakubem Kamińskim czy Pawłem Wszołkiem, obserwować poczynania Bartosza Salamona, ale my stawiamy na Kamila Piątkowskiego. Obrońca Rakowa sprawdza się w systemie z czwórką jak i trójką obrońców, a tak właśnie również ma próbować grać drużyna narodowa.
3. Czy ubytki w kadrze Legii mogą utrudnić jej drogę do obrony tytułu?
Minimalnie na pewno, nie zmienią jednak opinii, że to warszawianie są głównym faworytem do zdobycia trofeum. Na razie transferowa cisza obowiązuje na Łazienkowskiej. Pytanie czy to cisza przed burzą, czy znak czasów. Legia musi oszczędzać. Właśnie zalicza kolejny sezon bez fazy grupowej europejskich pucharów, spaliła już cztery kolejne podejścia, jej zadłużenie wynosi około 170 milionów złotych. Z kosztów trzeba schodzić, bo utrzymanie takiego ośrodka jak ten w Książenicach musi kosztować. Kadra szykowana na puchary, na ligę okazała się za szeroka i zbyt droga w utrzymaniu. W zimowym oknie transferowym klub pożegna więc zapewne niemal dziesięciu zawodników, z tym że zarobić godnie dało się tylko na Michale Karbowniku. Reszta to przede wszystkim zejście z kosztów utrzymania. Odejścia spowodują braki na niektórych pozycjach – środkowych: napastnika i obrońcy, na pewno. Wysokie gotówkowe transfery – latem Radosława Majeckiego, zimą (de facto) Karbownika – dały porządny zastrzyk finansowy do kasy klubowej, lecz wpędziły też Czesława Michniewicza w nie lada kłopot: co z młodzieżowcem? Wypożyczony został przecież Maciej Rosołek, sytuację ratuje Bartosz Slisz. Gdyby nie on, należałoby pewnie posadzić na ławce Artura Boruca, względnie któregoś ze stoperów. Pamiętać warto jeszcze o jednym – świetny na prawej obronie Josip Juranović będzie musiał stawić czoła wracającemu Marko Vesoviciowi. Tylko czy muszą ze sobą konkurować? Obaj w wysokiej formie mogą stworzyć najsilniejszą prawą flankę w lidze. A zatem wszystkie problemy Michniewicza mogą tylko przyprawić o… zazdrość w innych klubach. Legia ma po prostu obowiązek tytuł obronić. Jeśli jej się to nie uda, to mimo niewygodnej konkurencji Rakowa, głównie na własne życzenie.
4. Dlaczego Lech, mimo że bez Jakuba Modera, będzie silniejszy niż jesienią?
Będzie i to z kilku powodów. Pod koniec jesieni młody pomocnik oddychał już rękawami. Widać było, że nie wytrzymuje takiej dawki spotkań, do której nie był przyzwyczajony – puchary i reprezentacja pozbawiły go energii. Niemniej Lech stracił oczywiście bardzo ważnego zawodnika. Zyskał za to pieniądze i trzech konkretnych grajków. Na razie trzech. Latem było ich ośmiu, w tej grupie kilku okazało się wzmocnieniem. Piotr Rutkowski zapowiadał, że klub stać będzie na sprowadzanie zawodników o wartości około miliona euro. Droższych Lech nie chce. Potrzebą chwili okazało się wzmocnienie defensywy. Przyszli więc Bartosz Salamon po wielu latach gry we Włoszech oraz Antionio Milić – w poprzednim sezonie 18 meczów w Rayo Vallecano. Na papierze wygląda to bardzo obiecująco. Jeszcze lepiej uzupełnienie wyrwy w środku pola. Jesper Karlstroem ma niespełna 26 lat i prawie 200 meczów w szwedzkiej lidze. Takie transfery często się nie zdarzają w Polsce. Do Poznania przybył przecież kapitan Djurgardens, mistrza Szwecji z 2019 roku i nie dlatego, że miał problem w swoim klubie, ale dlatego, że chciał grać w Lechu. Defensywny pomocnik w sile wieku, który potrafi strzelać i asystować. Kosztował około 700 tysięcy euro, ale raczej nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto. Poza wszystkim Dariusz Żuraw będzie mógł się w końcu skupić tylko na lidze, nie będzie męczących wycieczek po Europie. W tabeli ma do przeskoczenia kilka drużyn, które potencjałem od Lecha odstają. Gorzej być nie może, może tylko lepiej.
5. Czy Zagłębie będzie mocniejsze z Guldanem-dyrektorem niż Guldanem-stoperem?
Niekoniecznie. Na efekty pracy nowego dyrektora przyjdzie jeszcze trochę poczekać, niemniej choć to ruch ze strony klubu dość zaskakujący (z dnia na dzień kapitan drużyny stał się dyrektorem), to zapewne dobrze przemyślany. Trochę jednak przypominający casus Arkadiusza Głowackiego, który w maju 2018 zakończył piłkarską karierę, by w czerwcu założyć klubowy garnitur i objąć funkcję właśnie dyrektora sportowego. Nie na długo zresztą. A przecież też znał klub, środowisko, miał (i ma) głowę na karku, cieszył się (i cieszy) szacunkiem kibiców – a jednak dyrektorem już nie jest. Lubomir Guldan dopiero pisać będzie własną kartę. Na pewno jego i klubu decyzja osłabiła zespół sportowo. Bo, że coraz częściej zdarzały mu się na boisku pomyłki, to akurat prawda, taka sama jednak jak ta, że wciąż był najlepszy w linii obrony. Lorenco Simić straci z powodu rehabilitacji pierwszy miesiąc rozgrywek, zostają więc: ostatnio rezerwowy Dominik Jończy, Kamil Kruk (coś około 5 minut do tej pory w ESA…) i Damian Oko (rok poza ligą). Dlatego nowy dyrektor już wypożyczył Djordje Crnomarkovicia z Lecha. Na pewno nie giganta, który jednak poziomu, zwłaszcza przy tej konkurencji, nie powinien zaniżyć. Inna rzecz, że przeciwko KKS, już 5 lutego, zagrać nie będzie mógł, a Guldan będzie siedział w loży…
6. Na co tak naprawdę stać Raków?
Na wszystko. Zarówno na nagłe (ale jeśli już, to bardzo delikatne) obniżenie lotów, jak i na mistrzostwo Polski. Skoro mógł Piast, może i Raków, choć byłoby to rozstrzygnięcie jeszcze bardziej niesamowite. Ale czy niemożliwe? W klubie zgadza się wszystko. Ledwie punkt straty do Legii, znakomite zarządzanie, świetny trener, mocna jakościowo i wcale nie taka wąska kadra. Do tego intensywny styl gry i sposób (1-3-5-2), którego jakoś nie mogą nauczyć się inni, a w Częstochowie zespół fantastycznie w nim funkcjonuje. Nie mają własnego stadionu? Wkrótce pewnie mieć będą, poza tym grając w Bełchatowie natłukli 16 punktów i tylko Śląsk był pod tym względem lepszy – u siebie zgromadził jeden więcej. W każdej formacji mają reprezentantów swoich krajów – Petraska, Tijanicia, Tudora, Gutkovskisa… Prócz polskiego kadrowicza, ale być może i to się wkrótce zmieni. W Rakowie trafiają też bez pudła z transferami. Cebula, Poletanović, Lopez – by tylko przy ostatnich pozostać – wnoszą jakość. Zimą kadrę wzmocnili choćby Jarosław Jach i Dominik Holec, jeszcze w sezonie 2019-20 czołowy bramkarz ligi słowackiej. Ten twór zdaje się nie mieć ograniczeń.
7. Czy po prawie 20 latach Portowcy znów zagrają w europejskich pucharach?
Pogoń grała co prawda w Pucharze Intertoto, ale w Pucharze UEFA pokazała się, zresztą z kiepskiej strony, w czasach odległych – jesienią 2001 roku. W tej chwili jest trzecia w tabeli i gdyby tak miało zostać, byłaby to niespodzianka dużego kalibru. Z tym że naszym zdaniem stać tę drużynę na podobny wynik. Oczywiście wysokie miejsce jest efektem piorunującej końcówki, oczywiście na powitanie wiosny przyjdzie się Portowcom zmierzyć z Rakowem, ale zaraz potem mają trzy domowe mecze – z Cracovią i dwa z Piastem (w tym PP). Mogą więc zbić kapitał na resztę sezonu. Za ich plecami w dość bezpiecznej odległości Śląsk, Górnik, Zagłębie – drużyny wcale nie mocniejsze od Pogoni, z kolei Lech traci dystans już 11 punktów.
8. Kto będzie wyżej w tabeli – Fornalik czy Brosz?
Wbrew pozorom pytanie nie jest kompletnie pozbawione sensu. Owszem, po jesieni Górnik zajmuje wysokie, piąte, miejsce, z kolei Piast dopiero co wygrzebał się niemal z dna tabeli i jest czternasty, ale różnica wynosi 9 punktów. Górnik dobrze punktował na początku sezonu, kiedy Piast przegrywał mecz za meczem. 4 pierwsze mecze – 12 punktów KSG. Dziesięć kolejnych – tylko 11. Pod koniec listopada przyszła przegrana u siebie właśnie z odradzającym się Piastem, który z kolei ostatnią porażkę zanotował w połowie października. Wtedy miał jeden punkt zdobyty, a Górnik – 13. Wydaje się, że Waldemar Fornalik opanował pożar. Jesień właściwie zakończyła się dla niego za wcześnie. Przewidujemy, że dystans między dwoma śląskimi klubami jeszcze stopnieje. Tym bardziej że lepsza jesień od wiosny to scenariusz, jaki przy Roosevelta już przerabiano.
9. Czy Leszek Ojrzyński znów okaże się cudotwórcą?
Nie ma wątpliwości. To trener, który już nie raz dokonywał cudów, które z cudami na dobrą sprawę nie miały nic wspólnego. Ciężka robota, talent, odpowiednia atmosfera – to składowe sukcesu Ojrzyńskiego. Wrócił do pracy wygłodzony, po ciężkiej próbie, jakiej poddało go życie, przejął Stal, którą wielu skazywało na degradację. Efekt? 0:2 z Pogonią, 1:1 z Lechem, 2:2 z Zagłębiem, 3:1 z Jagiellonią, 3:2 z Legią. 8 punktów w pięciu meczach. Na 13 wywalczonych przez Stal ogółem! Sprawa nie jest jeszcze przesądzona, ale wszystko (łącznie z zakontraktowaniem Macieja Jankowskiego) składa się na prawdopodobny happy end.
10. Czy ktoś może pozbawić Pekharta korony króla strzelców?
Pech, kontuzja, raczej nic i nikt więcej. Czech jest ultra skuteczny. Nawet jeśli dość jednostronny, jeśli korzysta głównie z atutu wzrostu (słynna „laga na Pekharta”), nie ma to znaczenia. Od czasu Nemanji Nikolicia Legia nie miała takiego snajpera. Po pierwszej rundzie czeski olbrzym ma 13 goli (w tylu samo występach) – rekord Nikolicia 28 trafień w 37 meczach może być więc zagrożony. Forma w każdym razie jest – w dwóch zimowych sparingach Legii Pekhart zdobył 6 bramek.
11. Kiedy skończą się emocje w dolnej części tabeli?
Spada tylko jedna drużyna i nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie. Jest natomiast konsekwencją równie nieszczęśliwej decyzji o powiększeniu ligi. Zupa się jednak rozlała. Wygląda na to, że gra o życie będzie toczyć się dość długo, niestety, w miarę upływu czasu coraz mniej klubów będzie w nią zaangażowanych. Dziś w dolnej ósemce są takie firmy jak Piast, Cracovia, Lech i zapewne szybko ją opuszczą, albo zacumują bezpiecznie w środku stawki. Grono zagrożonych będzie topnieć z miesiąca na miesiąc. Być może już w kwietniu poznamy spadkowicza.
12. Kto w takim razie spadnie?
Kogoś wskazać trzeba, a najłatwiej Górali, którzy już po jesieni mają stratę czterech oczek do bezpiecznego miejsca. Trzy ostatnie pozycje zajmują beniaminkowie, ale to Podbeskidzie jest w najtrudniejszej sytuacji. Ze skali zagrożenia zdają sobie sprawę sternicy klubu, którzy przed Bożym Narodzeniem (a więc są tacy, dla których okres świąteczny nie stanowi przeszkody w podejmowaniu podobnych decyzji…) zmienili trenera. Krzysztofa Brede zastąpił Robert Kasperczyk. Trener mądry i doświadczony, który wraca do klubu po ośmiu latach, a który ostatnio pracując jako skaut Cracovii mógł się napatrzeć metodyki pracy Jacka Zielińskiego czy Michała Probierza. Czy to jednak wystarczy? Zespół ma problemy z nadmiernym traceniem bramek, jak i nikczemnym ich zdobywaniem. Traci dużo – 38, przy 28 Stali i tylko 19 Warty; nic dziwnego, że wzmocnił się zimą dwójką obrońców. Zdobywa mało – jesienią tylko 13, podobnie jak Warta. W dodatku całą siłę ognia opierając na Kamilu Bilińskim, strzelcu pięciu goli, podczas gdy żaden z pozostałych Górali nie zdobył więcej niż jednej bramki. Będzie ciężko. Pierwszy mecz 31 stycznia z Legią…
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 4/2021)