W ligowym meczu z Granadą, w ósmej kolejce Primera Division, strzelił pierwszego w karierze hat-tricka. Ale odkąd przybył do Atletico imponuje znakomitą grą. Jest całkowicie odmiennym piłkarzem niż wszyscy pozostali podopieczni Diego Simeone. Można wręcz powiedzieć, że ze swoim indywidualizmem całkowicie do reszty nie pasuje. I właśnie dlatego jest zespołowi niezbędny. Bo gdy trwoga, gdy zespół przegrywa, to wszyscy odwołują się do Carrasco – podają mu piłkę i liczą, że coś zdziała. A on często w takich sytuacjach daje zespołowi punkty.
Atletico Madryt. Latem 2015 roku zapłaciło 15 milionów euro za 75 procent praw do karty zawodnika. Interesowano się nim jednak już od 2012 roku, kiedy to zarekomendował go belgijski szperacz Los Colchoneros, Luis Rodriguez del Teso. Od tego czasu kierownictwo sportowe stale śledziło jego rozwój. A w nim, pod wpływem tego, co o trenerze Cholo Simeone opowiadali Radamel Falcao i Thibaut Courtois, powoli rodziła się myśl, że właśnie w tym klubie chciałby grać. Dlatego przystał na transfer nie tyle bez wahania, co z olbrzymim entuzjazmem.
Belgia. Zaczął ją reprezentować w kategorii U-15. Potem były wszystkie kolejne drużyny „U”. Marc Wilmots zastanawiał się nad włączeniem go do kadry pierwszego zespołu na mistrzostwa świata w 2014 roku, ale ostatecznie zadebiutował dopiero w marcu 2015 roku. Na Euro do Francji oczywiście już został powołany. Zagrał we wszystkich pięciu spotkaniach podczas imprezy, Węgrom strzelił gola.
Carmen Carrasco, matka zawodnika. Andaluzyjka urodzona w Cordobie, która wyemigrowała w dzieciństwie do Belgii – jej ojciec podjął pracę w jednej z walońskich kopalni. Mając 22 lata urodziła syna. Partner, Portugalczyk nazwiskiem Ferreira, zniknął bez śladu dwa lata po tym fakcie, niczym jego rodak Osculati. Potem się odnalazł, jednak ostatni raz dzisiejszy as futbolu widział się z ojcem piętnaście lat temu. Musiało to być niemiłe spotkanie, bo Yannick nie chce dziś nawet słyszeć o jego istnieniu. Na koszulce każe sobie wymalowywać tylko nazwisko matki, której, jak mówi, zawdzięcza wszystko. To ona ogłosiła transfer syna na Facebooku zanim jeszcze podpisano dokumenty. Na prezentację w koszulce zespołu z Madrytu piłkarz przybył nie z narzeczoną, tylko właśnie z mamą. Pani Carmen cały czas olśniewa urodą. Zainteresował się nią jako kobietą sam prezydent Atletico Enrique Cerezo. W każdym razie publicznie ją skomplementował, mówiąc, że jest bardzo młoda, piękna i sympatyczna. Obecnie ponoć pani Carmen przyjaźni się z młodą narzeczoną Cholo Simeone.
Diegem Sport. Jeden z trzech klubików, w których Yannick trenował na zmianę przez dziesięć lat, od 6 do 15 roku życia. Pozostałe to: Stade Everois i Anvers.
Ewolucja. Przychodząc do Atletico liczył się z tym, że nie od razu dostanie miejsce w wyjściowym składzie. I rzeczywiście, przez pewien czas Simeone trzymał go w rezerwie i rzadko wpuszczał na boisko, bo Yannick musiał podszlifować grę w defensywie i dyscyplinę taktyczną. Potem otrzymał status zawodnika numer dwanaście i jako taki został przez kibiców Los Colchoneros uznany najlepszym graczem Atletico w październiku 2015 roku. Dziś już rzadko pełni rolę dżokera, ale w niektórych meczach Cholo uznaje, że tak właśnie będzie najlepiej.
Fryzura. Przywiązuje do niej olbrzymią wagę. Chyba oprócz Cristiano Ronaldo nie ma drugiego równie nienagannie ostrzyżonego i uczesanego podczas każdego meczu piłkarza. W dodatku jego fryzury są odważne, nowatorskie. Wśród fryzjerów istnieje nawet termin Carrasco hairstyle, bo coraz więcej młodych ludzi przychodzi, prosząc, by ostrzyżono ich na Carrasco. Rzecz jasna dba też o oryginalność ubioru. Dziennikarz „Marki” zauważył raz ze zdziwieniem, że przyszedł na wywiad odziany od stóp po czubek głowy na czarno.
Genk. W tym klubie nauczył się grać w piłkę, w tym mieście dorósł, bo wyprowadził się tam, mając jedenaście lat i pozostał przez cztery. Mieszkał z rodziną zastępczą, razem z dwoma innymi adeptami futbolu. Jego współlokatorem był przez pewien czas Kevin De Bruyne. Do szkoły uczęszczał natomiast razem z Thibautem Courtoisem; już wtedy zaczęli się przyjaźnić. Ukochaną mamę widywał dwa-trzy razy w miesiącu. Chciał wracać nie raz, ale pani Carmen powtarzała mu, że nie może, bo ma zostać reprezentantem Belgii.
Hala. Niebanalne umiejętności nabywał, grając przez lata także w futsal. Długo uprawiał również futbolowy freestyle. Jego zamiłowanie do piłkarskich sztuczek wzięło się z wypraw z dziadkiem do brukselskich parków, by pokopać razem piłkę. Tam spotykał ćwiczących freestylowych sztukmistrzów i podglądał ich tricki, a z czasem zaczął powtarzać. Potem grał mecz z partnerami starszymi o wiele lat. Zamiłowanie do ulicznego, dzikiego futbolu było w nim tak silne, że już będąc zawodnikiem Genku w wolne dni wymykał się potajemnie gdzieś pokopać piłkę z amatorami, incognito.
Interes. Atletico już w najbliższym okienku transferowym mogłoby zrobić znakomity interes, sprzedając Belga. Chelsea, która chciała go latem, wysyła kolejne maile do siedziby klubu, a jak doniósł „As”, po meczu z Granadą zainteresowanie zawodnikiem wykazały trzy kolejne kluby z europejskiego topu finansowego. Belga chroni klauzula odejścia w wysokości czterdziestu milionów euro, ale nie jest ona za wysoka. Chcąc go zatrzymać w klubie, trzeba będzie dać mu niebawem znaczną podwyżkę (teraz zarabia 1,1 miliona euro rocznie).
Jedzenie. Yannick uważany jest za wzór profesjonalizmu jeśli chodzi o odżywianie się. Nie zdarzyło się nigdy, by zgłosił się do klubu po urlopie z choćby minimalną nadwagą. Najbardziej lubi paellę przygotowywaną przez mamę.
Księstwo. Do AS Monaco został ściągnięty w 2010 roku. Decyzję podjął ówczesny dyrektor szkółki, Frederic Barilaro. – Podczas pierwszych testów mieliśmy wrażenie, że to zupełnie wyjątkowy, osobny piłkarz. Wykonywał takie asysty, że strzelcowi pozostawało tylko wbić piłkę do pustej bramki. Natychmiast postanowiliśmy, że musi być nasz – wspomina. Przez dwa lata rozwijał się fizycznie, bo miał na tym polu zaległości, a w pierwszej kolejce sezonu 2012-13 Claudio Ranieri umieścił go w wyjściowym składzie na mecz z Tours w Ligue 2. W 30 minucie Belg strzelił z rzutu wolnego gola na 1:0, a potem już poszło… Dziś Yannick z sentymentem wspomina życie w Monte Carlo. Powiada, że dopiero zamieszkawszy w ogromnym Madrycie docenił miasto, w którym wszystko było oddalone od siebie o kilka minut spaceru i samochód w zasadzie nie był potrzebny.
Lewoskrzydłowy. Ulubiona pozycja Yannicka. W Atletico system się często zmienia, raz jest to 1-4-3-3, raz 1-4-4-2. Raz Belg musi więcej rozgrywać, walczyć w środku pola, raz może pozwolić sobie na to, co lubi najbardziej, czyli atakowanie spod lewej linii bocznej w kierunku pola karnego. Twierdzi jednak, że dzięki temu urozmaiceniu stale się rozwija, a to jest dla niego najważniejsze.
Madryt. Miasto, w którym Yannick był kilka razy jako dziecko. Matka i ojczym byli bowiem zagorzałymi kibicami Realu Madryt i jeśli tylko mogli, wybierali się na mecze na Santiago Bernabeu. Sam zawodnik też siłą rzeczy stał się sympatykiem klubu z Chamartin. Ale kibice Atletico mu tego nie wypominają, bo w niczym nie zawinił.
Narzeczona. Po golu strzelonym Realowi Madryt w ostatnim finale Ligi Mistrzów, Ferreira Carrasco podbiegł do trybun i pocałował gorąco oglądającą mecz piękną dziewczynę. Prasa wkrótce wyśledziła, kim jest owa domniemana narzeczona belgijskiego piłkarza, konkurentka do miejsca w jego sercu zajmowanego dotychczas tylko przez matkę. Otóż nazywa się Noemi Happart, jest studentką medycyny, modelką, Miss Belgii 2013, uczestniczką konkursów Miss Universum i Miss Świata, byłą narzeczoną zawodnika Maastricht-Leroya Labylle.
Ocena. A ściślej: samoocena. – Jestem szybki z piłką i bez niej, uwielbiam najpierw pracować w defensywie, a potem przeprowadzić kontrę. Czyli idealnie pasuję do stylu Atletico – tak powiedział o sobie podczas prezentacji jako zawodnika Los Colchoneros. Trafił w punkt!
Pierwszy raz. Powiedział kiedyś Kazimierz Deyna, że wystarczy mu dwie minuty popatrzeć na zawodnika, by ocenić, do czego się nadaje. A jak to było z Carrassco i tymi, którzy jego oceniali? Szperacz Monaco w Belgii, Stephane Pauwels, zobaczył go w akcji pierwszy raz w meczu reprezentacji U-16 Belgia – Luksemburg. – W dziesięć minut się w nim zakochałem. Ruchami przypominał krewetkę, był niezwykle szybki i zwrotny, miał wizję gry, świetnie kopał piłkę obiema nogami – wspomina. Z kolei wymieniony tu już Luis Rodriguez del Teso wybrał się, by obejrzeć Yannicka, na mecz drużyn U-19 Belgii i Estonii. Mówił tak w wywiadzie dla „Asa”: – Technika, jakość, strzał, ambicja, szybkość – to go charakteryzowało. Był najlepszy na boisku, choć za kolegów miał Denisa Praeta i Thorgana Hazarda.
Rodzeństwo. Yannick ma troje rodzeństwa. Mylan jest rok młodszy i pochodzi od tego samego ojca. Natomiast Hugo (14 lat) i Celia (11) to owoce kolejnych związków pani Carmen. Yannick wspomina, że czuł się jak głowa rodziny.
Simeone, Diego. Carrasco opowiada, że trener Atletico przydziela mu konkretne zadania do zrealizowania jeśli chodzi o grę defensywną, natomiast w ataku powtarza, że ma grać jak chce, byle grał dobrze. Cholo oczekuje od Belga asyst i goli, ale także brania na siebie ciężaru prowadzenia ataków, przejmowania roli gwiazdy zespołu. Carrasco słucha go, nie zgłaszając zastrzeżeń. Powiedział przecież pewnego razu, że zdecydował się na Atletico właśnie dlatego, by móc pracować z Cholo.
Turan, Arda. Miał być jego następcą w Atletico. Ale zamiast przyjąć jego styl gry, charakteryzujący się rozwagą, namysłem, pauzą – jak mawiają Hiszpanie, od razu zaczął prezentować swój, czyli akcje przeprowadzane na pełnej szybkości, odważne wchodzenie w drybling, dążenie do bramki rywala najkrótszą drogą (Turan raczej kluczył). Czyli znów jest tak, jak zapowiedział. – Nie liczcie, że zrobię dla tego klubu i tyle i w taki sposób, co Turan. Będę chciał po swojemu zrobić znacznie więcej – mówił, podpisując kontrakt.
Używanie życia. Nie ma zamiaru roztrwonić talentu. O życiu w Madrycie mówi tak: – Mecze, treningi, dom. Każdy posiłek w klubie bądź w domu. Żadnego wychodzenia na miasto. Tylko odpoczynek. Taką obrałem drogę i z niej nie schodzę.
Vilvoorde. Część Brukseli, w której spędził dzieciństwo. Jest to największe w Belgii, a być może i w całej Europie Północnej, skupisko Andaluzyjczyków. Z nimi szlifował swój hiszpański. Gdy odebrał pierwszy telefon z Atletico i usłyszał sformułowane po angielsku pytanie, czy chciałby zagrać w tym klubie, odpowiedział po kastylijsku: „Pues claro! Cuando voy?”, czyli: „Jasne, że tak! Kiedy przechodzę?”, co mocno zdziwiło rozmówcę, nie wgłębionego w jego biografię. Perfekcyjna znajomość języka oczywiście bardzo ułatwiła mu integrację z kolegami z Atletico.
Zadanie. Podczas otrzęsin w zespole Atletico miał za zadanie coś zaśpiewać. Zaczął i… wszyscy umilkli zachwyceni głosem zawodnika. Od tego czasu musi śpiewać podczas każdej wspólnej kolacji zespołu, przyjęcia bożonarodzeniowego itp. Proszą go o to nie tylko koledzy, ale nawet prezydent Atletico. Wszyscy w klubie są zdania, że gdyby Yannickowi powinęła się, nomen omen, noga, mógłby zrobić karierę także w branży rozrywkowej.
Leszek Orłowski
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”
W ostatnim czasie coraz częściej spekuluje się o możliwym odejściu Rodrygo z Realu Madryt. Portal Fichajes.net przekonuje, że „Królewscy” ustalili kwotę, jakiej oczekują za Brazylijczyka.