Tomaszewski: Jeden wielki wstyd!
– To nie jest żaden Stadion Narodowy, tylko narodowy przekręt – właśnie tak Jan Tomaszewski skomentował ostatnie zamieszanie wokół meczu o Superpuchar Polski i obiektu, który ma być jedną z głównych aren Euro 2012.
Superpuchar: Kolejna wpadka minister sportu – KLIKNIJ!
Nie chcą Madonny na Stadionie Narodowym – KLIKNIJ!
Miniony tydzień upłynął nam pod znakiem ogromnego bałaganu wokół Stadionu Narodowego i zakończył się odwołaniem meczu, który miał być pierwszym testem tego obiektu. Starcie Wisły Kraków z Legią Warszawa ostatecznie się nie odbędzie, a zdaniem Tomaszewskiego, taki scenariusz można było przewidzieć. Były reprezentant Polski podczas szczerej rozmowy z PilkaNożna.pl odniósł się także do kwestii wymogów UEFA, numeru 1 w bramce reprezentacji i przyszłości Tomasza Kuszczaka oraz Łukasza Fabiańskiego.
PilkaNożna.pl: – Jak Pan skomentuje to całe zamieszanie? Mecz o Superpuchar odwołany. Na Stadionie Narodowym, który miał być gotowy wiele miesięcy temu, co chwilę znajduje się kolejne niedoróbki i niedociągnięcia.
Jan Tomaszewski: – To nie jest żaden Stadion Narodowy, tylko narodowy przekręt. Mogę zresztą podać kilka faktów na uzasadnienie swojej tezy.
– Zapewne chodzi o niewiarygodnie wielkie koszty budowy?
– Dokładnie. Koszty tego narodowego przekrętu to 500 milionów euro. Dla przykładu weźmy podobny stadion w Doniecku. Oczywiście chodzi mi o sam stadion, bez infrastruktury dokoła niego. Ukraińcy potrafili go wybudować za jedyne 80 milionów euro. Różnicę widać więc jak na dłoni. Po drugie, wszyscy zapewne dobrze pamiętają jak prezesi Narodowego Centrum Sportu otrzymali na dzień dobry po 100 tysięcy złotych premii od ministra Drzewieckiego. Gdy sprawą zajęły się media, to premier Tusk się bardzo zbulwersował i pieniądze miały zostać oddane. I co? Do tej pory nie ma ich w kasie państwowej.
– Tę historię wszyscy dobrze znamy. Przecież wokół Stadionu Narodowego co jakiś czas wybuchały kolejne afery i „aferki”.
– Tak, ale to przecież nie wszystko. Kilkanaście miesięcy temu, jeden z szefów NCS po podpisaniu umowy z wykonawcą, chwalił się w telewizji, że na jej podstawie każdy dzień zwłoki przy oddaniu obiektu będzie kosztował wykonawcę milion złotych. Tych pieniędzy też oczywiście nikt nie widział, chociaż dobrze wiemy jak wielki był poślizg. Kolejna sprawa. Pensję w budżetówce w ostatnich trzech latach wzrosły o 9 procent. Niech pan zgadanie o ile wzrosły w Narodowym Centrum Sportu? O 261 procent! Takie są fakty i z nimi nie ma co dyskutować.
– Wróćmy jednak do meczu o Superpuchar. Gdzie szukałby pan winnych tego, że spotkanie ostatecznie się nie odbyło?
– Żeby taki mecz mógł się odbyć, musiał zostać spełniony szereg warunków. Organizatorem zawodów była Ekstraklasa SA i ona miała pewne określone wymagania wobec administratora stadionu.
– Warunki były zbyt wygórowane?
– Nie. Takie są wymagania meczów podwyższonego ryzyka. Nagle wszyscy zaczęli mówić o tym, że warunki są wzięte z księżyca. A co oni zrobili na tym stadionie? Postawili bramki i rozłożyli murawę przy dwudziestostopniowym mrozie. Przecież tam nic nie miało się prawa zawiązać tak jak należy. Ja się cieszę, że do tego meczu nie doszło, bo takie granie groziło kontuzjami przed czwartkowymi spotkaniami w Lidze Europy. Przyznam szczerze, że ja sam bym się bał wejść na tę murawę, a co dopiero rozgrywać na niej mecz piłkarski.
– Murawa to jedno, ale ostatecznie na odwołaniu meczu zaważyła opinia policji, która nie dała zielonego światła na rozegranie zawodów.
– Twierdzenie, że policja ma jakieś zastrzeżenia, których nie ma UEFA, można śmiało włożyć między bajki. No przecież stadiony UEFA znajdują się także we Wrocławiu, Poznaniu i Gdańsku. Dlaczego na nich można rozgrywać spotkania podwyższonego ryzyka, a w Warszawie nie? Bo tam potrafili obiekty odpowiednio zabezpieczyć, a wszelkie barierki i inne ochronne ogrodzenia będę zdejmowane na życzenie Europejskiej Federacji Piłkarskiej, jeśli nie będzie tego chciała podczas samego EURO.
– Czyli wychodzi na to, że projektanci Stadionu Narodowego nie przemyśleli do końca tego jak ten obiekt ma wyglądać i do czego będzie długoterminowo służył?
– Tak to niestety wygląda. Przecież na tym narodowym przekręcie cały czas się coś dzieje. Po expose premiera, zapytałem go o te wszystkie wątpliwości i na jego wniosek, odpowiedzi udzieliła mi pani minister Joanna Mucha. Z jej wyjaśnień wynika, że pomiędzy mną i premier jest różnica około 600 milionów euro jeśli chodzi o budowę stadionów w Warszawie i Poznaniu.
– Podjął pan jakieś kroki w celu dalszych wyjaśnień, czy sprawa rozeszła się po kościach?
– Oczywiście, że interweniowałem. Oddałem sprawę do warszawskiej prokuratury. Ale z tego co słyszałem, bo nie miałem jeszcze okazji by dokładnie zapoznać się z odpowiedzią, to prokuratura umorzyła sprawę ponieważ nie dopatrzyła się tam czynu zabronionego. Cóż, mogę jedynie pogratulować, ale zapewniam, że nie puszczę tego płazem.
– Pomijając wszystkie wpadki projektantów, wykonawców i różne afery wokół stadionu. Jako Polakowi, nie jest panu najzwyczajniej w świecie wstyd, że mecz, który w każdym innym kraju jest wielkim świętem futbolu, u nas się odwołuje?
– Ależ naturalnie, że jest mi wstyd. Tylko co ja mogę? Ten stadion miał być gotowy na sto procent już w lipcu. Niemcy się wkurzyli, bo musieli zagrać z nami w Gdańsku, chociaż mieli już wszystko załatwione w Warszawie. To samo Francuzi, których trzeba było przenieść na stadion Legii. Jeden wielki wstyd. Dla mnie, dla kibiców i dla całego narodu, bo może nie wszyscy sobie z tego zdają sprawę, ale o tym zamieszaniu mówi się w Europie.
– Za chwilkę gramy, a właściwie mamy zagrać z Portugalią w Warszawie. Ma pan jakieś obawy odnośnie tego meczu? Czy tym razem obejdzie się bez tego bałaganu, którego byliśmy świadkami w tym tygodniu?
– Nie. Ten mecz nie jest meczem o podwyższonym ryzyku. Tam będą wyselekcjonowani kibice na te tzw. karty kolaboranta (Klub Kibica PZPN – red.) i nikt niepożądany się na trybunach nie pojawi. Poza tym, spotkanie musi się odbyć bez względu na opinię policji. Dlaczego? Ponieważ jest to ostatni sprawdzian dla UEFA przed mistrzostwami Europy, a wiadomo, że federacja musi każdy stadion zbudowany pod EURO przetestować dwa razy. Oznacza to, że na maj i tak będziemy musieli na tym obiekcie coś przygotować bo UEFA odbiera każdy stadion dwa razy i nie ma wymówek.
– Nie ma więc wyjścia? Stadion musi być gotowy na Portugalię?
– Tak. I jak słyszę takie bredzenie niektórych ludzi, że jak mecz o Superpuchar się nie odbędzie, to spotkanie z Portugalczykami przeniesie się do Wrocławia, to nie wiem co powiedzieć. UEFA natychmiast by wkroczyła do akcję bo to nie jest mecz dla Polski czy Portugalii, ale dla federacji, która musi zobaczyć jak ten obiekt sprawdza się w podczas zawodów. Jestem pewny, że jeszcze wiele niedoróbek zostanie wytkniętych i jeśli stadion zostanie dopuszczony do mistrzostw Europy, to tylko warunkowo.
– Stadiony będą obiektami Euro 2012, a co potem? Już teraz pojawiają się głosy, że ich rentowność jest łagodnie mówiąc, kiepska. Będziemy dokładać do interesu?
– Oczywista sprawa. Wystarczy spojrzeć na ceny. Donieck – 80 milionów, Charków – 50 milionów, Hoffenheim w Niemczech – 60 milionów. A u nas? Poznański bubel, gdzie gnije trwa, kosztował podatników 200 milionów euro. Warszawa? Następne 500 milionów. No przecież, to jest skok na kasę. Kiedy i jak to ma się zwrócić? Tu nie ma mowy o rentowności. Pobudowali te stadiony na Euro w sposób „wieta, rozumieta”, czyli wszystkie chwyty są dozwolone. Nie mój cyrk, nie moje małpy, ale w przypadku polskich stadionów nie możemy mówić o rentowności.
– Idzie Euro, a my zamiast rozmawiać o sportowych emocjach, zajmujemy się niemal wszystkim, tylko nie piłką nożną. Przejdźmy więc jeszcze na koniec do tych czysto piłkarskich spraw.
– Z przyjemnością.
– Od tygodni wałkuje się temat powrotu Artura Boruca do kadry. Zresztą on sam zgłosił taką gotowość. W reprezentacji nie chce go jednak selekcjoner. Myśli pan, że jest jeszcze jakakolwiek szansa, by Franciszek Smuda zmienił zdanie?
– Czego można wymagać od Franciszka Smudy? Zrobił z kadry prywatny folwark. Powołuje do niej piłkarzy, którzy nie grają w swoich klubach, piłkarzy, którzy w reprezentacji Polski nigdy wystąpić nie powinni i jeśli mam być szczery, to ta śmieciarka Smudy nie bardzo mnie interesuje.
– A jeśli to pan miałby decydować, to jacy bramkarze dostaliby powołanie na EURO?
– Artur Boruc, Wojtek Szczęsny i Grzesiek Sandomierski, jeśli będzie grał w Jagiellonii, ale o to możemy być raczej spokojni. Tylko ta trójka moim zdaniem wchodzi w grę.
– A co z Fabiańskim, który grzeje ławę w Arsenalu i Kuszczakiem, któremu kończy się kontrakt w lecie będzie wolnym zawodnikiem? Jak pan widzi ich przyszłość?
– Kuszczak niech idzie gdziekolwiek, byle tylko grał w piłkę. To jest dla niego ostatni dzwonek. Albo zacznie grać, albo będzie do końca kariery rentierem i rezerwowym. Myślę, że powrót do Polski nie byłby dla niego złym rozwiązaniem, bo przynajmniej miałby dużo pracy. Wiadomo jak się u nas gra. Przez jeden mecz można załapać tyle interwencji, ile w normalnej zawodowej lidze ma się przez cały sezon. Kuszczak musi odejść. Bez względu na to gdzie.
– Sytuacja Fabiańskiego jest nieco inna, bo po sezonie nadal będzie piłkarzem Arsenalu i co najwyżej może poprosić Arsene’a Wengera o zielone światło na transfer.
– Ja Łukaszowi bardzo współczuje. Zawsze byłem jego wielkim zwolennikiem, ale chłopak ma niewiarygodnego pecha. Jak tylko dojdzie do dobrej formy i ma szansę na grę, to zawsze się właduje w jakąś kontuzję. Mam jednak nadzieję, że ta zła passa go opuści i zacznie grać. Jeśli nie w Arsenalu, to niech szuka sobie nowego klubu. Koniecznie.
Rozmawiał Grzegorz Garbacik
PilkaNożna.pl
fot. NCS