Sycylia, czyli symbol upadku
Stała się symbolem upadku. Tam reprezentacja przegrała z Macedonią Północną, tam nie ma drużyny nawet na drugoligowym poziomie. Tam zieje piłkarską pustką. Patrząc szerzej, nawet mafia za sprawą popularnych seriali bardziej kojarzy się dziś z Neapolem i Rzymem.
O Sycylii w sportowej prasie nie pisze się wcale, bo nie ma ku temu żadnego dobrego powodu, albo pisze się tylko w smutnym kontekście. Jak śmierć długoletniego prezydenta Palermo i niezwykle kontrowersyjnej postaci Maurizio Zampariniego w lutym, jak wstydliwa porażka Azzurrich na palermitańskim stadionie imienia Renzo Barbera w marcowym barażu do mistrzostw świata, jak ogłoszenie upadku Catanii i wycofanie jej z rozgrywek cztery kolejki przed końcem sezonu.
Tuż przed końcem
Komunikat pojawił się na początku kwietnia i wywołał spore poruszenie. Nie dlatego, żeby ktoś specjalnie współczuł sycylijskiemu klubowi czy uważał, że stała się jakaś niesprawiedliwość, tylko dlatego, że decyzje zapadły tak późno i istotnie wpłynęły na kształt trzecioligowych rozgrywek. Wycofanie tuż przed metą drużyny, radzącej sobie całkiem przyzwoicie i nawet mającej realne szanse na udział w barażach o awans do Serie B, pociągnęło za sobą anulowanie wyników wszystkich wcześniejszych meczów z jej udziałem. Ktoś na tym zyskał, ale kto stracił podniósł larum. Obiektywni komentatorzy pytali, w czyim interesie było sztuczne utrzymywanie przy życiu Catanii, której upadłość i niewypłacalność sąd ogłosił w grudniu poprzedniego roku?
Jeszcze przed wyjazdem na zaplanowany na 8 kwietnia mecz z Latiną z inicjatywy i składek kibiców udało się zebrać 35 tysięcy euro potrzebnych na spłatę doraźnych zaległości, wydawało się więc, że jeszcze raz jakoś się uda. Jednak nie. Klubowi zostały odebrane wszystkie prawa w trybie natychmiastowym i jeśli po tym nokaucie stanie na nogi, to w następnym sezonie wystartuje w amatorskiej czwartej lidze (Serie D), czyli tam, skąd jeszcze niedawno odbijały się sprowadzone na dno Palermo i Messina.
Historia Catanii jest tym smutniejsza, że nie należy do wyjątków, ale wpisuje się w pewien trend. Kilka lat temu głośnym echem odbiło się bankructwo Parmy, która w latach 90-tych urosła do rangi europejskiej potęgi i stąd tyle szumu na koniec. Tymczasem już po niej w ciszy odeszły w niebyt lub pod zmienionymi nazwami musiały zaczynać wszystko od początku 44 kluby, ostatnim było Chievo Werona, które teraz odnajdziemy w trzeciej lidze pod szyldem FC Clivense.
Generalnie im niżej, tym gorzej. W ostatniej dekadzie zbankrutowało względnie nie otrzymało licencji na grę w Serie C 76 klubów. 117 drużyn z tego poziomu przystąpiło do rozgrywek z minusowymi punktami, których łączna wielkość wyniosła 465. Catania to zatem tylko wierzchołek góry piłkarskich ruin rozsianych po całym kraju.
Polski klub
Zostańmy jednak na Sycylii, w końcu największej z europejskich wysp, gdzie jeszcze piętnaście lat temu Serie A miała trzy przyczółki. W sezonie 2006-07 reprezentowały ją Palermo, Messina i Catania. Wprawdzie gdyby nie afera calciopoli, to ta druga i trzecia zamieniłyby się miejscami, ale przesunięcie umoczonego Juventusu z samej góry na dół, spowodowało, że Messina pozostała w elicie. Zresztą na tylko jeszcze jeden i zarazem swój ostatni sezon. Łącznie zaliczyła ich pięć w historii. Najbardziej jej nazwę rozsławił Salvatore Schillaci. W 2004 roku, zatem już dawno po tym, jak król strzelców mundialu w 1990 roku zakończył karierę, zajęła 7 miejsce. Kilka nazwisk z tamtego okresu zostało w życzliwej pamięci nie tylko sycylijskich kibiców: Marco Storari, Christian Rigano, Sergio Floccari czy Arturo di Napoli.
Jak już opuściła grono pierwszoligowców, poleciała na łeb na szyję. Po jednym sezonie spędzonym w Serie B została karnie przesunięta na czwarty poziom. Długi, niewypłacalność, brak gwarancji finansowych, planów i poważnych inwestorów, mnóstwo za to obietnic różnych biznesmenów, którzy okazywali się zwykłymi hochsztaplerami, oszustwa, zmieniające się nazwy – to wspólny mianownik dla całego sycylijskiego tercetu. Messinę wyróżniło to, że w tej całej biedzie podzieliła się na dwa kluby, co rozpraszało i tak nikły potencjał. W 2014 roku powstała Associazione Calcio Riunite (ACR) Messina i pod tą nazwą udało się odnieść wreszcie jakiś sukces: awans z czwartej do trzeciej ligi w poprzednim roku.
Tu czekały Palermo i Catania. Klub ze stolicy wyspy ledwo ciągną od 2012 roku, kiedy Zamparini rozpoczął poszukiwanie kupca. Bezskutecznie. Wcześniej udało mu się stworzyć znaczącą siłę. W 2002 roku przejął klub od Franco Sensiego, mocniej związanego z Romą. Dwa lata po zmianie właściciela Palermo już grało z najlepszymi w kraju. Udane transfery młodych piłkarzy z Ameryki Południowej stały się jego znakiem rozpoznawczym. Edinson Cavani, Javier Pastore, Franco Vazquez i Paulo Dybala osiągnęli status gwiazd. Podobnie jak Słoweniec Josip Ilicić. Włosi też nie byli najgorsi. Simone Barone, Andrea Barzagli, Fabio Grosso i Cristian Zaccardo należeli do złotej kadry z 2006 roku. Wcześniej grał Luka Toni, później – Salvatore Sirigu, Federico Balzaretti, Fabrizio Miccoli i Andrea Belotti. Otworzyło się na Polaków: Radosława Matusiaka, Kamila Glika, Radosława Murawskiego i Przemysława Szymińskiego.
Znaczenia nabrały derby Sycylii, których w Serie A odbyło się 30. Złą sławą okryły się te z lutego 2007 roku, kiedy w wyniku zamieszek wywołanych przez kibiców Catanii po meczu z Palermo zginął policjant Filippo Raciti.
W pięciu z dziewięciu kolejnych sezonów spędzonych w pierwszej lidze Palermo wywalczyło awans do europejskich pucharów, w jednym wystąpiło w finale Pucharu Włoch. W 2013 roku spadek. Szybki awans, dalej już tylko przeciętność i degradacja w 2017. Wokół klubu pojawiały się coraz bardziej podejrzane indywidua i firmy. Jako niby wiarygodna twarz jednego z brytyjskich konsorcjów mignął David Platt. Na koniec sezonu zasadniczego 2018-19 w Serie B Palermo z trzeciego miejsca zakwalifikowało się do play-offów (do bezpośredniego awansu zabrakło 3 punktów). W tym momencie federacja ukarała klub degradacją za fałszowanie rocznych bilansów finansowych aż w trzech poprzednich sezonach, co pozwalało uzyskiwać licencje. Odwołanie poskutkowało zamianą degradacji na -20 punktów i przesunięciem na 11 miejsce. Plus pół miliona euro grzywny. Kilka miesięcy później nastąpiło bankructwo. Na gruzach Unione Sportiva Citta di Palermo powstało Palermo Societa Sportiva Dilettantistica, które po roku przyjęło obecną nazwę Palermo Football Club.
Argentyńczyk z Argentyńczykami
Catania nawet w swoim najlepszym okresie tak mocno nie rozpychała się łokciami w Serie A, za to budziła zdrową ciekawość. Z dobrym skutkiem otrzaskiwali się tam trenerzy młodszej generacji: Walter Zenga, Sinisa Mihajlović, Vincenzo Montella i Diego Simeone. Z dzisiejszej perspektywy zatrudnienie Argentyńczyka jest najtrudniejsze do wyobrażenia.
Trwał sezon 2010-11, pod wodzą Marco Giampaolo gra kulała i wyniki pozostawiały dużo do życzenia. W styczniu został zwolniony i na Sycylii wylądował Simeone, który w ojczyźnie zdążył popracować w czterech klubach i odnieść pierwsze sukcesy. W Europie dopiero zaczynał. W pierwszych czterech meczach zdobył punkt i nie było wesoło. Ostatecznie wzniósł zespół na 13 miejsce, misję wykonał z powodzeniem (7 zwycięstw, 3 remisy i 8 porażek) i niedługo później podpisał kontrakt z Atletico Madryt. W jego Catanii dominowali Argentyńczycy, których w kadrze znajdowało się 10, ale z nich tylko bramkarz Mariano Andujar powoływany do reprezentacji. Co nie znaczy, że pozostali byli anonimowi. Drużynie i obronie kapitanował Matias Silvestre, w pomocy biegali Ezequiel Schelotto, Adrian Ricchiuti i Mariano Izco (wrócił w trudnych czasach i grał do niedawna, podobnie jak Mario Santana w Palermo). Zdecydowanie najciekawsze postaci występowały w ataku: bramkostrzelny Gonzalo Bergessio, przykuwający uwagę ze względu na przeszłość w Barcelonie i Milanie Maxi Lopez oraz 23-letni Alejandro Papu Gomez. Miejsce w tamtej szatni znalazło się również dla Błażeja Augustyna.
Trzy lata później ślad po Catanii w Serie A zniknął na zawsze. Jeden spadek, drugi spadek w efekcie skandalu z ustawianiem wyników meczów, ale w odróżnieniu od Messiny i Palermo nie niżej niż do Serie C. Inaczej niż sąsiedzi długo nie została postawiona w stan upadłości ani ogłoszona bankrutem. Nad klubem zbierały się jednak coraz ciemniejsze chmury. Piorun grzmotnął w grudniu. W kwietniu nie było już co zbierać.
TOMASZ LIPIŃSKI
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (17/2022)