Kibice i starsi stażem zawodnicy Manchesteru City wciąż nie mogą odżałować, że poprzednie kierownictwo klubu wykazało się tak dużą krótkowzrocznością. Szukając partnera dla Vincenta Kompany’ego wydano w sumie na różnych środkowych defensorów 105 milionów funtów, ale jednocześnie pozwolono odejść temu, który trzy lata potem został mistrzem świata.
ZAMKNIJ
Podczas mundialu w Brazylii może nie koncentrował na sobie takiej uwagi jak partnerujący mu na środku defensywy Die Mannschaft Mats Hummels, ale jego udział w końcowym sukcesie jest trudny do przecenienia. Bastian Schweinsteiger zażartował po zdobyciu mistrzostwa świata, że ich występ zasługuje na nową wersję przeboju z serii Rambo. W VIII już odsłonie tego filmu główną rolę należałoby powierzyć właśnie Boatengowi.
Należy do złotej generacji niemieckiego futbolu, która po raz pierwszy dała o sobie znać na arenie międzynarodowej ponad pięć lat temu. W finałowym meczu ME do lat 21 w Malmoe prowadzona przez Horsta Hruebescha ekipa rozbiła w puch (4:0) uważaną za faworyta ekipę Anglii z takimi asami jak mający już na koncie występy w narodowych barwach James Milner czy Theo Walcott. Jednak to młodzi Niemcy, gdzie prym wiedli Mesut Ozil, Sami Khedira, Manuel Neuer, Mats Hummels, Benedikt Hoewedes i Boateng bezapelacyjnie sięgnęli po tytuł mistrzów Europy U-21. W tamtej ekipie Hummels był środkowym pomocnikiem, a Hoewedes z Boatengiem tworzyli trudną do przejścia parę stoperów o czym dobitnie przekonał się nie tylko wspomniany Walcott. Pięć lat potem na Maracanie w Rio de Janeiro Boateng z Hummelsem i Hoewedesem na lewej obronie nie dali poszaleć w polu karnym Gonzalo Higuainowi i Leo Messiemu, by wspomnieć tylko te dwa spektakularne żądła Argentyny.
Widząc popisy niemieckich stoperów podczas ostatniego World Cup trudno jest zrozumieć, co też kierowało menedżerem Roberto Mancinim, kiedy zdecydował się sprzedać Boatenga zaledwie po rocznym pobycie na Etihad Stadium. To prawda, że 21-latek, który przyszedł z Hamburegera SV wtedy nie prezentował cech twardziela, któremu jednocześnie piłka nie przeszkadza w grze. Miał też trochę problemów z kręgosłupem. Jednak sprzedaż za 12 milionów funtów, gdyż nie pasował – jak to określono – do koncepcji była chyba jedną z większych pomyłek w trenerskiej karierze Manciniego. Podobnym brakiem wyczucia wykazał się kilka lat wcześniej menedżer wielkiego rywala w mieście włókniarzy, Manchesteru United. Otóż sir Aleks Ferguson nie przewidział jak wielką karierę zrobi Gerrard Pique. Późniejszy stoper Barcelony, mistrz świata i Europy, piłkarskie ostrogi zdobywał w słynnej akademii piłkarskiej Czerwonych Diabłów.
Mancini próbował Boatenga głównie na prawej obronie. W sumie zdążył zagrać na tej pozycji 14 razy od początku meczu, zanim został sprzedany do Bayernu. – Angielską Premier League lubiłem oglądać ze względu na wysokie tempo gry i arbitrów, którzy dość rzadko używali gwizdka – mówi Boateng w rozmowie z „Sunday Telegraph”. – Chcąc być szczerym muszę przyznać, że moją ulubioną drużyną był Arsenal. Jednak to Manchester City dał mi odczuć, że jest mną poważnie zainteresowany. Szefowie tego klubu wysłali kilka razy do Hamburga jednego z trenerów, by mnie obserwował. Poza tym rozmawialiśmy wiele razy osobiście oraz przez telefon. Podpisując kontrakt miałem grać jako defensywny pomocnik. Takie było życzenie szkoleniowców City. Zgodziłem się, choć nie ukrywam, że miałem spore obiekcje.
Jeśli chodzi o wspólne występy z Kompanym, to było ich raptem dwa, może trzy, ale tylko w Pucharze Anglii i Lidze Europy. Dlatego zdecydowałem się odejść. Tym bardziej, że chciano mnie do gry na środku obrony. W Niemczech jest taka reguła, jeśli Bayern komuś złoży ofertę, to grzechem jest odmówić. Jednak nigdy nie powiem, że błędem było przyjście do Manchesteru City. W tym klubie wiele się nauczyłem. Treningi były na wysokim poziomie. Koledzy, sztab szkoleniowy, kibice byli super. Grałem u boku Patricka Vieiry, który był jednym z moich idoli. Wiele skorzystałem trenując z Kompanym. To wspaniały defensor. Spodziewałem się City będzie się liczył poważnie w walce o mistrzostwo Anglii.
Jednak czy oddając Boatenga do Bayernu City spodziewało się, że wkrótce na jego szyi będzie wisiało tyle różnych medali? Rok po odejściu z Etihad był on z ekipą chluby Bawarii w finale Ligi Mistrzów, przegranym dość pechowo z Chelsea. W 2013 roku, gdy do walki o najwyższe trofeum w klubowym wydaniu na Starym Kontynencie stanęły dwa niemieckie kluby Boateng wraz kolegami wzniósł je do góry. Bayern pokonał na Wembley Borussię Dortmund 2:1. Rok później Die Mannschaft w wielkim finale na stadionie Maracana pokonali Argentynę 1:0. – To wspaniałe, niepowtarzalne uczucie, spełnienie najskrytszych marzeń – dodaje piłkarz. – Jako dzieciak, potem chłopak, ogląda się na ekranie Puchar Świata, ale czy możesz wtedy powiedzieć, że pewnego dnia weźmiesz to trofeum w swoje ręce? To bardzo wzruszająca chwila. Jestem szczęśliwy, że moje dzieci były ze mną podczas ceremonii wręczania Pucharu Świata.
Boateng jest ojcem bliźniaczek o imionach Soley i Lamia, którym dane było zrobić rundę honorową na Maracanie. – Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że bliźniaczki bardzo mnie dopingowały do tego by moc świętować sukces na tym legendarnym stadionie. – Mówiły: – Tato wygraj ten złoty puchar.
W listopadzie mistrzowie świata odbiorą w Berlinie z rąk kanclerz Angeli Merkel jedne z najwyższych odznaczeń państwowych. Dla Jerome’a będzie to powrót do miasta, gdzie przyszedł na świat 26 lat temu. W stolicy Niemiec w przyszłym roku odbędzie się także finałowy mecz Ligi Mistrzów. – To dodatkowa motywacja – mówi Boateng. – Wychowałem się w miejscu położonym o 20 minut od Olympia Stadion, w Wilmersdorf. Wciąż mieszka tam moja rodzina, przyjaciele.
Ta najważniejsza osoba, czyli matka Martina wyprowadziła się już do lepszej dzielnicy. Jerome utrzymuje z nią bliższe kontakty niż z ojcem. – Mama była bardzo wymagająca – dodaje. – Kiedy miałem 17 lat zawarliśmy układ: Rezygnuję ze szkoły, by poświęcić się całkowicie futbolowi. Jednak, jeśli po roku nie załapię się do dużego klubu, to wracam do szkoły. Nic z tych rzeczy. Po kilku miesiącach Hertha Berlin zaoferowała pierwszy amatorski kontrakt.
Jerome kazał sobie wytatuować na plecach 21 imion osób, które wywarły do tej pory największy wpływ na jego życie. Martina zajmuje w tej hierarchii wysokie, jeśli nie najwyższe miejsce. Jerome ma tatuaże także na innych częściach ciała. Rozciągający się od nadgarstka do łokcia zawiera słowo Agyenim. To jego drugie imię, które w języku Ashanti-Twi pochodzącego z Ghany ojca oznacza po prostu: Wielki. To jeden z nielicznych symboli, który wiąże go w jakiś sposób z tym afrykańskim krajem. Owszem lubi posłuchać muzyki z tego kontynentu, ale nigdy nie planował występów w reprezentacji Ghany.
Jerome ma przyrodniego brata Kevina-Prince’a, który też urodził się w Berlinie, ale w gorszej dzielnicy Wedding i związał swoją reprezentacyjną karierę z krajem pochodzenia ojca. Obaj do wielkiego futbolu trafili poprzez występy w Herthcie Berlin. W 2007 roku ich drogi się rozeszły: Jerome trafił do Hamburger SV a Kevin-Prince do Portsmouth. 23 czerwca 2010 roku Kevin-Prince i Jerome stali się pierwszymi w historii braćmi, którzy zagrali przeciwko sobie w meczu World Cup. Po transferze pierwszego z AC Milan do Schalke 04 mieli okazję rywalizować również na boiskach Bundesligi. Do drugiego braterskiego pojedynku, gdy obaj założyli reprezentacyjne barwy Ghany i Niemiec, doszło w meczu grupowym na ostatnim mundialu. Było to jedyne spotkanie, którego podopieczni Joachima Loewa nie wygrali w Brazylii.
Wielbłąd bramkarza w czeskiej ekstraklasie. Co on zrobił?! [WIDEO]
W 5. kolejce zmagań na najwyższym szczeblu w Czechach Slovacko pokonało Teplice 2:1. Tego spotkania dobrze nie będzie wspominał golkiper gości, Matous Trmal.