„Lewy” w Bayernie? BVB może i powinna zablokować ten transfer
„Lewy do Bayernu? Znakomity ruch polskiego napastnika! Oby BVB go puściła!” – właśnie tak przed kilkoma dniami pisał mój redakcyjny kolega, Paweł Kapusta. Jego zdaniem, przejście Roberta Lewandowskiego do Bayernu Monachium byłoby transferem marzeń dla polskiego napastnika i choć doceniam klasę bawarskiej jedenastki, to nie do końca się z takim stwierdzeniem zgadzam.
Lewandowski do Bayernu? To raczej kiepskie rozwiązanie
Robert to obecnie jedna ze współczesnych ikon Borussii. Najlepszy strzelec wicemistrzów Niemiec przez trzy sezony stanowił o sile ognia swojego zespołu i nic dziwnego, że Dortmund stał się dla niego w pewnym momencie za ciasny. Tytuły krajowe, finał Ligi Mistrzów, walka o koronę króla strzelców… to wszystko sprawia, że Lewandowski doszedł w końcu do ściany, że potrzebuje zmiany, nowej motywacji. OK, to że chciałby zmienić otoczenie, spróbować czegoś nowego, poznać inną kulturę jest jasne, ale dlaczego miały tego wszystkiego doświadczać akurat w Monachium? W drużynie kompletnej. Z jednej stronie sytej, a z drugiej wciąż głodnej sukcesu i potwierdzenia swojej dominacji na kontynencie.
Ale po kolei. Wiadomo, że Bayern obejmuje Josep Guardiola, dla którego każdy zawodnik powinien mieć czystą kartę. Wiadomo, nowy trener, nowa wizja zespołu, nieco świeżości. Warto jednak pamiętać, że Lewandowski wcale nie miałby w Monachium łatwego życia. Niemal z każdej strony atakuje mniej jakiś niewyjaśniony optymizm, przekonanie graniczące z pewnością, że Polak z miejsca wygryzłby z wyjściowej jedenastki Mario Mandzukicia (15 goli i asysta w Bundeslidze) i zostawił w pokonanym polu reprezentanta Niemiec, Mario Gomeza (11 goli i asysta w Bundeslidze). O doświadczonym Claudio Pizarro nawet nie wspominam, ale akurat wszyscy dobrze wiemy jaka jest rola Peruwiańczyka w Bayernie. Każdy z tych trzech napastników był w zakończonym w sobotę sezonie bardzo ważnym ogniwem tak świetnie funkcjonującej maszyn. Można nawet postawić tezę, że była to kombinacja idealna. Trzech snajperów, każdy o innej charakterystyce, co na końcu wszystkich rachunków przyniosło Bawarczyków bardzo dobre owoce. Nawet Guardiola chcący wrzucić kilka nowych rybek do tego stawu, musi widzieć, to że akurat w formacji ataku większych zmian przeprowadzać nie musi, a już na pewno nie za takie pieniądze.
No właśnie, kasa. Bayern dysponuje funduszami niemal nieograniczonymi i jeśli tylko zechce, może sobie pozwolić na zakup każdego zawodnika, którego trener chciałby mieć w kadrze. Jedną gwiazdę Borussii Dortmund już podkupił (Mario Goetze), teraz czyni zakusy na kolejną. Absolutnie więc nie dziwię się, że w Dortmundzie nie patrzą zbyt przychylnym okiem na odejście Lewandowskiego właśnie do Monachium. Zwykła duma? Niechęć przed wzmacnianiem największego rywala w walce o krajowe zaszczyty? Pewnie, ale przede wszystkim chłodna kalkulacja. Tak tak, wystarczy wziąć do ręki kalkulator i policzyć, co Joachimowi Watzke i Michaelowi Zorcowi się bardziej opłaca, a opłaca się zostawić „Lewego” w klubie, nawet za cenę jego odejścia w lecie 2014 roku bez kwoty odstępnego. Stać ich na to. W zakończonej edycji Ligi Mistrzów zarobili ponad 40 milionów euro, a jakby tego było mało dodatkowe 37 milionów otrzymali za sprzedanie Goetze. Kolejną walizkę euro BVB mogłaby dostać za Lewandowskiego. Mówi się o kwocie rzędu nawet 35 milionów, w co za bardzo nie wierzę, bo chyba nawet FC Hollywood nie wyłoży takich pieniędzy na zawodnika z rocznym kontraktem. Bądźmy poważni, Polak nie jest piłkarzem, bez którego życie w Bayernie się zawali.
Wróćmy jednak do kalkulacji samej Borussii. Ciężko oczywiście oczekiwać, że Dortmund powtórzy w kolejnym sezonie rezultat z minionej edycji Ligi Mistrzów i być może faktycznie zarobi nieco mniej, ale… szanse na powtórkę z rozrywki ma zdecydowanie większe właśnie z Lewandowskim w składzie. Sprawdzony, pewny i co najważniejsze tani w utrzymaniu Polak jest gwarancją kilkudziesięciu bramek w sezonie. Sprzedanie go (nawet za godziwy grosz), to tylko pierwszy etap większej całości. Borussia lwią cześć zarobionych pieniędzy musiałby przecież wydać na nowego i klasowego snajpera, a żaden klub wiedząc, że rywal jest pod ścianą raczej tanio do Dortmundu sprzedawał nie będzie. To jedno. Kolejna kwestia to zarobki nowego napastnika. „Lewy” kasuje obecnie 1,5 miliona euro rocznie (pieniądze śmieszne jak na gracza tej klasy), ale ewentualny nowy snajper nigdy w życiu na takie zarobki się nie zgodzi. Pensja oscylująca wokół 4-5 milionów będzie więc w takim wypadku pewnikiem. Lewandowskiego i tak ktoś w końcu będzie musiał zastąpić, ale dlaczego ma do tego dojść już podczas tego lata?
Jeśli jednak tak być musi, to niby dlaczego Borussia ma się zgodzić na odejście Roberta właśnie do Bayernu? Jaki ma w tym interes? Oczekiwanie samego piłkarza to jedno, ale chyba każdy zdrowo myślący człowiek dojdzie do wniosku, że sprzedanie „Lewego” do Monachium w ogóle nie wpisuje się w interes BVB. Osłabienie własnej kadry, wzmocnienie rywala, narażenie się na gniew kibiców, którzy przecież jedną gorzką pigułkę już przełknęli. Nie widzę tu ani jednego pozytywu i nic dziwnego, że Borussia będzie skłonna do rozważenia puszczenia Polaka, ale do jednego z klubów zagranicznych. Chelsea? Proszę bardzo! Real Madryt? Śmiało, nawet za nieco mniejszą kwotę! Manchester City? Szerokiej drogi! Sam Lewandowski finansowo i sportowo na pewno by nie stracił. Co więcej, we wszystkich wymienionych klubach następuje zmiana warty, przychodzą nowi szkoleniowcy i Robert byłby na pewno jednym z ich autorskich transferów, a co za tym idzie pewniakiem do gry w pierwszym składzie. W końcu nie każdego dnia można sprowadzić do siebie gościa, który strzelił cztery gole w półfinale Ligi Mistrzów. To jednak wcale nie koniec. Odejście Polaka do Bayernu już definitywnie skreśli go w oczach fanów BVB. Jeśli zaś wybierze klub z Anglii lub Hiszpanii, to nie dość, że awansuje sportowo, ale także pozostanie ikoną i idolem trybun na Signal Iduna Park. Jest więc nad czym się zastanawiać.
Jedno jest pewne. Głównym rozgrywającym w tej sprawie jest Borussia, która może, ale nie musi sprzedawać Lewandowskiego. Zimna kalkulacja i zdrowy rozsądek przemawia jednak za tym, że jeśli „Lewy” trafi do Monachium, to dopiero za rok. Jak tak bardzo ukochał sobie Bayern, to poczeka.
Bundesliga nie dla Polaka? Jest konkretne zainteresowanie
Po siedmiu latach przerwy, Hamburger SV wrócił do Bundesligi. Pomocnikowi hamburczyków, Łukaszowi Porębie prawdopodobnie nie będzie jednak dane występować w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech.
Zaskakujące wieści z Niemiec. Polak wróci do byłego klubu?
Tymoteusz Puchacz wciąż pozostaje bez klubu, po tym jak z jego usług zrezygnował Holstein Kiel. Możliwe jednak, że reprezentant Polski dalej będzie występował w Niemczech.