Kadra: Impresje po dwóch meczach
Porażka i zwycięstwo – tak prezentuje się dorobek Polaków po zgrupowaniu. Wnioski? Wydaje się, że na kilka miesięcy przed Euro 2012 nasze szanse w konfrontacjach z wyżej notowanymi rywalami są nikłe.
Należy zwrócić uwagę na rywali z wyższej półki, bo przecież tylko z takimi będziemy potykać się na przyszłorocznym turnieju. Starcie z Włochami, w którym Smuda wystawił praktycznie najmocniejszy skład, obnażyło wszystkie braki naszej drużyny narodowej. Włosi udowodnili, że dzielą nas od nich lata świetlne jeżeli chodzi o grę w defensywie. Arkadiusz Głowacki i Damien Perquis to naprawdę solidni rzemieślnicy, ale naszymi zbawicielami podczas Euro raczej nie będą. Podobnie sprawa ma się w przypadku Jakuba Wawrzyniaka. W Legii jest wyróżniającym się zawodnikiem, jednak pewnego poziomu już chyba nie przeskoczy. A właśnie poziomu reprezentacyjnego od niego powinniśmy wymagać. Nieco lepiej na tle Węgrów zaprezentowali się Marcin Komorowski i Grzegorz Wojtkowiak, ale umówmy się, poprzeczka nie była zawieszona zbyt wysoko. Mimo wszystko występ na plus.
W przypadku linii pomocy kolejny raz o swojej nieprzydatności przekonał Adam Matuszczyk. Piłkarz FC Koeln od dawna jest cieniem samego siebie, jednak to chyba nic dziwnego, skoro w klubie zdecydowaną większość czasu spędza na ławce rezerwowych. W jednym nadal jest mimo wszystko absolutnym mistrzem. Jeśli trzeba wstrzymać akcję i podać do tyłu, Matuszczyk nadaje się do tego zadania jak mało kto. Można jeszcze wspomnieć o kolejnym żenującym występie Sławomira Peszki, ale nie ma się co nad nim pastwić. Miejsce w pierwszym składzie należy się Adrianowi Mierzejewskiemu. Koniec, kropka. Im szybciej Smuda to dostrzeże, tym lepiej dla całej drużyny.
O takich piłkarzach, jak Błaszczykowski, Lewandowski i Piszczek nie ma się co rozpisywać. Nasza trójka z Borussii Dortmund od wielu tygodni utrzymuje stabilną i bardzo wysoką formę i akurat o nich obawiać się nie musimy. Prawdziwi liderzy, którzy co prawda ideałami nie są, ale bez nich ciężko wyobrazić sobie reprezentację.
Smrodek pozostał
Pod względem sportowym przedostatnie zgrupowanie kadry w tym roku wypadło więc… „średnio”. O wiele gorzej było jednak w przypadku atmosfery i całej otoczki wokół reprezentacji. Coś, co powinno być dumą i chlubą wszystkich Polaków, stało się przedmiotem bezustannych drwin i spekulacji. Dni, w których swoje mecze rozgrywa kadra, powinny zaś być świętem dla całego, piłkarskiego narodu… Jednak nie w Polsce. Tak jak nie potrafimy się już cieszyć ze Święta Niepodległości, tak i spotkania drużyny narodowej nie wzbudzają zbyt wielu pozytywnych emocji.
Gdzie szukać winnych? Na język ciśnie się jedna nazwa… Polski Związek Piłki Nożnej. Gdyby nie ułomna decyzja sterników związku w sprawie dzielenia fanów na lepszych i gorszych idiotycznymi Kartami Kibica, frekwencja na meczu z Węgrami byłaby zdecydowanie wyższa. Gdyby nie wysokie ceny biletów na mecze towarzyskie, to może nieco większa liczba Polaków spojrzałby na PZPN łaskawszym okiem. Gdyby nie usunięcie orzełka… Z medialnego przekazu płynącego ostatnimi czasy szerokim strumieniem wynika, że właśnie tą decyzją Grzegorz Lato i jego towarzysze wbili jeden z ostatnich – jeśli nie ostatni gwóźdź – do swojej trumny. Lata doświadczenia rzeczywiście nakazywały spodziewać się po władzach związku niezrozumiałych decyzji, jednak to, co zrobili z polskim symbolem narodowym, przekroczyło granice dobrego smaku.
Ktoś powie, że ludzie przesadzają, a dziennikarze całkowicie niepotrzebnie rozpętali medialną burzę wokół orzełka. Błąd. PZPN sam wcisnął przycisk z napisem „samodestrukcja”, reszta jedynie oglądała i komentowała tę katastrofę. Można się też tylko domyślać jak to całe zamieszanie wpłynęło na piłkarzy. Co prawda żaden z nich oficjalnie nie odważył się skrytykować braku orzełka na koszulkach, ale z ich przekazów między wierszami dość łatwo można było się domyślić, że raczej nie byli z tego powodu szczególnie zadowoleni. Czy wpłynęło to na ich i tak dość marne – na tle mocnego rywala – umiejętności? Ciężko stwierdzić.
Przekonaliśmy się jednak, że nawet grając najmocniejszym składem, reprezentacji Polski brakuje do najlepszych na kontynencie bardzo dużo. Skoro grający na pół gwizdka Włosi pokonali nas bez większego trudu, można się jedynie zastanawiać co będzie, jeśli trafimy na w pełni zmotywowanych „Azzurrich” podczas Euro. I miejmy nadzieję, że całej winy za ewentualne – choć raczej nieuniknione – porażki podczas zbliżającego się wielkimi krokami Euro 2012, nie „zwali się” na brak orzełka na koszulkach polskiej kadry. Miejmy bowiem nadzieję, że ktoś pójdzie po rozum do głowy i jakże ważny dla kibiców symbol powróci tam, gdzie jego miejsce.
Grzegorz Garbacik
Piłka Nożna