Jagiellonia Białystok awansowała, ale…
Jagiellonia Białystok pokonała w środę Lechię Dzierżoniów (1:0) i awansowała do II rundy Pucharu Polski. Ireneusz Mamrot nie miał jednak po końcowym gwizdku zbyt szczęśliwej miny. – Nie wiem, czy mam być dyplomatą, czy być szczerym – powiedział.
Ireneusz Mamrot nie miał powodów do przesadnego zadowolenia (fot. Łukasz Skwiot)
Wicemistrz kraju pokonał co prawda dużo niżej notowanego rywala, ale nie rzucił swoją grą na kolana. Co więcej, gdyby nie bardzo dobra postawa Grzegorza Sandomierskiego, Lechia mogła się pokusić o wyrzucenie jednego z faworytów Pucharu Polski za burtę rozgrywek.
– Gdybym był szczery, to padłyby tu chyba zbyt mocne słowa co do tej pierwszej połowy. Jak niektórzy mają pretensje, że nie grają, to sami mogą teraz sobie odpowiedzieć, dlaczego tak jest. Nie może być tak, że w meczu przeciwko rywalom grającym trzy klasy niżej były momenty, w których tej różnicy nie było widać – komentował Mamrot.
Trener nie ferował nazwiskami, ale adresował swoje zarzuty w taki sposób, by wszyscy zainteresowani wiedzieli, o kim mowa. – Zdaję sobie sprawę, że to jest Puchar Polski i że dla przeciwnika jest to najważniejszy mecz w roku. Wszystko jest do zrozumienia, ale nie może być tak, że pozwalamy sobie na takie straty, po których przeciwnik sobie stwarza sytuacje.
W drugiej połowie na pewno pod tym względem było trochę lepiej, bo rywale nie mieli tylu okazji, ale nie jest to powód do dumy. Rozumiem, gdyby stworzyli sobie w całym meczu jedną sytuację, jednak tego było więcej. Nie mogę być zadowolony. Mieliśmy dziś spore problemy, ale nie będę się tym tłumaczył. Byliśmy bez prawych obrońców, w pewnym momencie byliśmy bez środka pola, bo z typowych środkowych pomocników był tylko Rafał Grzyb. Nie ma jednak dla nas usprawiedliwienia – zakończył.
Jedynego gola w środowym spotkaniu strzelił Karol Świderski.
gar, PiłkaNożna.pl
źr. jagiellonia.pl