Transferowe szaleństwo Barcelony daje nowy impuls całej lidze. Po kilku latach stagnacji znowu jest bardzo głośno o hiszpańskiej ekstraklasie, można powiedzieć, że dzięki Joanowi Laporcie wróciła do gry z Premier League o pierwszeństwo w świecie pod względem medialnego szumu. Jak sprawdzą się nowi gracze Barcy? Jak na jej tle zaprezentują się ci, którzy wciąż stosują politykę zaciskania pasa, czyli budowania zespołów metodą low cost? Tymi pytaniami żyje dziś cały glob.
Laporta uruchamia kolejne dźwignie finansowe, a sprowadzeni w wyniku wprawienia ich w ruch nowi piłkarze, z Robertem Lewandowskim na czele, stają się dźwigniami całej ligi. Ci, którzy głośno pomstują na działania szefa Barcy, zapewne w duchu zacierają ręce, że za nieswoje pieniądze wracają na świecznik, ponownie sadowią się w centrum światowego zainteresowania. W płynącym z Katalonii blasku na kredyt grzeją się i Real, i Atletico, i inni.
Lewy lewą nogą
Po sprzedaniu 25 procent zysków z praw do transmisji telewizyjnych na najbliższe 25 lat, Laporta 1 sierpnia dopiął kolejny deal, czyli sprzedaż za 100 milionów euro firmie socios.com 24,5 procenta Barca Studios, czyli maszyny propagandowej produkującej związany z klubem kontent. Do 600 milionów euro od funduszu Sixth Street za prawa telewizyjne, dzięki którym można było kupić Lewandowskiego, Raphinhę oraz Julesa Kounde, teraz doszły fundusze, które umożliwią formalne zgłoszenie nowych piłkarzy do rozgrywek. – Jestem optymistą, La Liga zinterpretuje naszą obecną sytuację finansową tak, jak my ją interpretujemy i nie będzie już robiła problemów – powiedział prezydent zaraz po sfinalizowaniu transakcji. Madrycka „Marca” nie ukrywała jednak co myśli o działaniach klubu z Ciudad Condal. „Barca wyrzuca dom przez okno” – napisała, co jest hiszpańskim powiedzeniem odpowiadającym polskiemu „zastaw się, a postaw się”. Wydaje się, że to polskie w tym przypadku byłoby nawet bardziej akuratne.
Barcelona zresztą wcale nie ogłosiła jeszcze (odwrotnie niż Real) zakończenia transferów wraz z pozyskaniem Kounde. Dyrektor Mateu Alemany nadal pracował nad sprowadzeniem z Chelsea Marcosa Alonso i Cesara Azpilicuety, czyli bocznych obrońców, bo na tym polu zespół wykazywał podczas sparringów największe braki oraz z Manchesteru City Bernardo Silvy. Jednak z góry wiadomo było, że by ich pozyskać i zatwierdzić do grania, potrzebna będzie czwarta dźwignia finansowa. Miało nią zostać sprzedanie Frenkiego de Jonga, który w Barcelonie nie potrafił pokazać pełni niebanalnych umiejętności, w tradycyjnej dla tego zespołu taktyce po prostu się dusił.
Sądząc po wynikach i przebiegu amerykańskich sparringów, Xavi i bez piłkarzy będących celami drugiej części okna transferowego, miał bardzo silny team. Przy czym z nowych futbolistów nie tyle najgorzej, co najbardziej bezbarwnie prezentował się Lewandowski, który wszedł do zespołu trochę jakby lewą nogą. W meczach z Realem, Juve i New York Red Bulls Polak sprawiał wrażenie, jakby z boiska tylko przyglądał się grze zespołu, starając się rozpoznać, co mógłby w nim robić, jak najefektywniej współdziałać z kolegami. Wielka premiera ligowa, do której dojdzie w sobotę 13 sierpnia o godzinie 21 na Camp Nou przeciwko Rayo Vallecano odpowie na pytanie, czy udało mu się znaleźć swoje emploi. Na razie dzidy naostrzyli dziennikarze peryferyjnych mediów, jak na przykład portalu „El Futbolero Espana”, gdzie po amerykańskim tournee Barcy ukazał się materiał, którego autor napisał, że Lewy nie jest żadną odpowiedzią Realowi na Karima Benzemę, gdyż nie jest godzien nawet wiązać mu sznurowadeł, a Barca kupując Polaka, de facto wyrzuciła 50 milionów w błoto. Cóż, poważniejsze pióra szykują krytyczne teksty na wypadek nieudanego debiutu naszego zawodnika w spotkaniu o stawkę. Dlatego też będzie to mecz pod napięciem.
Strefa Ligi Mistrzów
I tak to zamiast o mistrzu, trzeba było najpierw napisać o wicemistrzu. U triumfatora poprzedniej edycji Primera Division oraz Ligi Mistrzów mamy bowiem kolejne bardzo spokojne lato. Do linii obrony Realu dołączył Antonio Ruediger, a do pomocy młody Francuz Aurelien Tchouameni. I tyle. Florentino Perez znów zatem dokonał ledwie kosmetyki składu, choć już trzy lata temu pisano o konieczności rewolucji, wymiany generacji. Flo zachowuje jednak spokój: dopóki obecny zespół wygrywa, nie zamierza go rozbijać. Słusznie: niby po co miałby to czynić?
Carlo Ancelotti w poprzednim sezonie pobił dwa wielkie rekordy: jako pierwszy cztery razy w roli trenera wygrał Ligę Mistrzów i jako pierwszy zdobył mistrzostwo pięciu najsilniejszych lig Europy. Teraz przed nim jednak zadanie być może trudniejsze, którego dokonało już mnóstwo trenerów, a jemu jednemu się dotychczas nigdy nie udało: obrona tytułu mistrza kraju, w sensie poprowadzenia mistrzowskiej drużyny do ponownego triumfu przez cały kolejny sezon. Skoro dotychczas zawsze po wzlocie przychodził upadek (Ligi Mistrzów też Carletto nigdy nie wygrał dwa razy po kolei), to kibice Los Blancos mogą czuć się zaniepokojeni. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz, a Antonio Pintus melduje, że plany treningowe są realizowane w stu procentach i zawodnikom czego, jak czego, ale kondycji, by wytrzymać trudny i nietypowy, z mundialem w środku, sezon, nie zabraknie. „Real wraca z tournee po Stanach Zjednoczonych z walizkami pełnymi wiary w siebie” – jak obrazowo napisała „Marca”. Istotnie, z meczu na mecz było coraz lepiej: zaczęło się od 0:1 z Barcą, a skończyło na 2:0 z Juventusem. 10 sierpnia Los Blancos zmierzą się z Eintrachtem Frankfurt w meczu o Superpuchar Europy. Będzie to test prawdy przed startem sezonu ligowego.
Atletico pozyskało latem Axela Witsela oraz Nahuela Molinę. Pierwszy jest o wiele bardziej znany, ale to drugi może odmienić grę Los Colchoneros. 24-letni Argentyńczyk to prawy obrońca/wahadłowy pomocnik o niezwykłym ciągu na bramkę rywali. Tymczasem zwłaszcza po zimowym odejściu Kierana Trippiera w składzie nie było dającego gwarancję gry na wysokim poziomie zawodnika na tej pozycji. Z tego, że udało się zapewnić usługi piłkarza Udinese można wyciągać daleko idące wnioski co do pomysłu Cholo Simeone na nadchodzący sezon. Zapewne będzie chciał stosować system 1-3-5-2 i nastawi się na grę bardziej ofensywną. To byłoby bardzo dobre dla atrakcyjności ligi. Z kolei Witsel ponoć ma być wystawiany nie tylko w środku pola, ale także jako stoper.
Kibice w każdym razie wcale nie są znużeni stylem Simeone, ani jego osobą na stanowisku trenera. Karnety na nowy sezon już wykupiło 97 procent ich posiadaczy z poprzedniego, a więc 55 tysięcy z 57 048. To była rekordowa liczba w historii, więc pewnie niebawem padnie kolejny rekord. W klubie twierdzą, że sezon 2022-23 będzie należał do Antoine’a Griezmanna. Po odejściu Luisa Suareza rzeczywiście jego gole strzelane w dużej liczbie są warunkiem sine qua non powodzenia. A sukcesem nie będzie nic poniżej mistrzostwa Hiszpanii i triumfu w Champions.
Z ekip, które będą reprezentować Hiszpanię w Lidze Mistrzów ponuro wygląda jedynie sytuacja w Sevilli. Po sprzedaży duetu stoperów Diego Carlos – Jules Kounde jeszcze na początku sierpnia nie było komu grać na środku obrony i Nervionenses dostali w skórę 0:6 od Arsenalu. Marcao sprowadzony z Galatasaray to chyba jednak nie ta klasa, a ponadto tak czy owak potrzebuje partnera. Do przodu także nie został sprowadzony żaden wartościowy zawodnik. Dlatego też nadchodzące dni będą czasem wytężonej pracy dla Monchiego, bo z obecną kadrą Julen Lopetegui raczej ma marne szanse, by powalczyć choćby o obronę czwartej lokaty. Zdaje sobie z tego zresztą sprawę i głośno prosi o wzmocnienia. Rok temu na Ramon Sanchez Pizjuan było weselej.
Strefa pucharowa
Luiz Felipe na środku obrony i Luiz Henrique na prawym skrzydle to z kolei dwaj nowi zawodnicy Betisu, po których kibice verdiblancos spodziewają się bardzo wiele. To oni mają stać się języczkiem u wagi w walce o upragnioną Ligę Mistrzów. Entuzjazm fanów, którzy podobnie jak kibice Atletico zamierzają pobić rekord frekwencji na trybunach, studzą słabe wyniki sparingów. W pierwszych czterech zespół dwa razy zremisował i dwa razy przegrał. Na ich podstawie można było postawić tezę, że chilijski trener pragnie nieco zmodyfikować styl zespołu w kierunku gry bardziej fizycznej, agresywnej, wyższego pressingu i szybszych ataków. To może trochę niepokoić, bo Betis przecież imponował swobodą i lekkością futbolu i może te cechy stracić wskutek działań trenera, nie zyskując nic w zamian.
Brais Mendez z Celty, Take Kubo z Realu (ostatnio na wypożyczeniu w Mallorce) i Mohamed-Ali Cho z Angers to z kolei trzej gracze, którzy mają uczynić i tak niebrzydki styl Realu Sociedad jeszcze ładniejszym. Jednak przynajmniej w przypadku dwóch pierwszych zawodników, znanych doskonale miłośnikom Primera Division, produktywność dotychczas nie zawsze chodziła w parze z efektownością, często uprawiali sztukę dla sztuki. Dlatego też przed Imanolem Alguacilem trudne zadanie taktycznego okiełznania nowych nabytków, Francuza na pewno też, gdyż liczy sobie dopiero 18 lat i nigdy dotychczas, oczywiście, nie grał w Hiszpanii.
Za kadencji tego trenera Sociedad miał zwyczaj znakomitego rozpoczynania sezonu. Z kapitału zdobytego na początku czerpał potem do końca, dzięki niemu kwalifikując się do pucharów. Teraz będzie trudno o dobry start, gdyż zespół przystąpi do ligi mocno osłabiony. Wciąż odległy jest powrót na boisko lidera ekipy Mikela Oyarzabala, przedłużają się kontuzje Alexandra Isaka i Davida Silvy, narzekał też na początku sierpnia na zdrowie Martin Zubimendi.
Półfinalista Ligi Mistrzów Villarreal zajął zaledwie siódme miejsce na mecie poprzedniego sezonu i zagra tylko w Lidze Konferencji. W tym sezonie oczywiście to Primera Division i zajęcie w niej czwartej lokaty będzie celem numer jeden. W jego realizacji ma pomóc przede wszystkim Jose Luis Morales, słynny El Comendante z Levante. Nie wiadomo natomiast czy Unai Emery będzie mógł nadal korzystać z usług Giovanniego Lo Celso, gdyż Tottenham nie chce tanio sprzedać zawodnika, który tak znakomicie sprawdził się na wypożyczeniu.
Submarinos, podobnie jak Betis, także bawili latem na serii sparringów w Anglii, jednak o ile verdiblancos nie odnieśli zwycięstwa, tak oni żadnego nie przegrali. Bardzo dobrze spisuje się Gerard Moreno, który poprzedni sezon w zasadzie cały przekwękał, narzekając na ustawiczne kontuzje. Teraz ma być zdrowy i pełen energii, chce powalczyć o wyjazd na mundial. To jest największa nadzieja amarillos na sukces.
Środek tabeli
Która z drużyn pozapucharowych może w nadchodzącym sezonie poważnie myśleć o załapaniu się do rozgrywek europejskich? Pisaliśmy niedawno o nowym duchu, jaki zapanował w Valencii po objęciu zespołu przez Gennaro Gattuso. W ostatnich dniach do ekipy dołączył wypożyczony z Atletico skrzydłowy Samuel Lino oraz utalentowany środkowy pomocnik Monaco, Thiago Ribeiro. To gracze młodzi, ambitni, efektowni, choć ten drugi grywa jako defensywny rozgrywający. Jeśli Che udałoby się dobrze zacząć nowy sezon, można spodziewać się po tej drużynie wiele, gdyż nowemu szkoleniowcowi nie brakuje ani ambicji, ani autorytetu u zawodników.
Zupełnie nowe rozdanie ma miejsce w Celcie. Bez Denisa Suareza i Braisa Mendeza zespół będzie musiał grać inaczej, stanie się nieprzewidywalny dla rywali. W linii pomocy może występować nawet trzech nowych zawodników: Oscar Rodriguez, utalentowany lecz ostatnio pogubiony, 18-letni, ponoć niezwykle uzdolniony Szwed Williot Swedberg oraz 24-letni Amerykanin Luca de la Torre. Wszyscy są zawodnikami pozyskanymi przez nowego doradcę zarządu do spraw sportowych Luisa Camposa, de facto dyrektora sportowego. Co ciekawe, fachowiec ten, który wcześniej pracował w Monaco, Lille i Galatasaray, jako doradca zarządu pobiera wynagrodzenie także w Paris SG i szefowie tego klubu są bardzo niezadowoleni z faktu, że ich człowiek podjął się dodatkowej fuchy w Primera Division.
W obronie Celty pokaże się ponadto były gracz Athletiku, Unai Nunez, oraz pozyskany z Barcelony Oscar Mingueza. Posterunek między słupkami opuścił znakomicie spisujący się przed wakacjami Matias Dituro, ale zadbano o jego godnego następcę. Będzie nim weteran Augusto Marchesin z Porto, także Argentyńczyk. O niego z kolei zabiegał trener Eduardo Coudet. Dla tego szkoleniowca początek sezonu będzie być albo nie być w hiszpańskim futbolu. Rozczarowanie związane z poprzednią kampanią zostało jakoś przetrawione, udało się zrzucić winę za nie na piłkarzy i inne kłopoty. Jeśli jednak z tego nowego materiału Argentyńczyk nie upiecze szybko smacznego pieczywka, długo nie popracuje w Vigo. Jego ekipa jest największą niewiadomą: może zostać zarówno wielką rewelacją, jak i wielkim rozczarowaniem.
Ze składem natomiast oczywiście wszystko po staremu, jeśli chodzi o Athletic. Tutaj nadzieje na skokowy postęp wiążą się z osobą nowego trenera Ernesto Valverde. Kibice liczą, że poprzestawia znanych im doskonale piłkarzy tak, by zespół zyskał nową jakość. Szczególnie liczą na odkurzenie odesłanego przez Marcelino do lamusa dynamicznego prawego obrońcy Andera Capy. Jednak trzeba stwierdzić, że tak naprawdę wszystko w nogach Inakiego Williamsa. Jeśli będzie strzelał gole – będzie dobrze. Jeśli nie będzie – dobrze nie będzie.
Na kolejnym miejscu grona potencjalnych rewelacji trzeba umieścić Espanyol. Zespół przejął Diego Martinez, który dokonywał nie tak dawno cudów z Granadą, a teraz wraca po rocznym odpoczynku w Anglii, gdzie jednak też się doszkalał na wielu płaszczyznach. Joselu na środku ataku (można powiedzieć, że Lewandowski na miarę Espanyolu) oraz lewy obrońca Brian Olivan mają dać ekipie nową jakość i nowe rozwiązania w grze. Kibice są też bardzo ciekawi rosłego pomocnika z Brazylii Viniciusa Souzy, który znajduje się w stajni Manchesteru City. W bramce wiekowego Diego Lopeza zastąpi Beniamin Lecomte, który zeszły sezon spędził na wypożyczeniu z Monaco do Atletico Madryt. Problemem są muchy w nosie najlepszego strzelca i w ogóle zawodnika Papużek Raula de Tomasa, który chce zmienić klub na lepszy, lecz nie może, bo Espanyol oczekuje zapłacenia klauzuli odejścia – 75 milionów euro.
A może o powrót do świetności pokusi się Getafe? Zespół ten w końcówce lipca wzmacniał się co kilka dni bardzo sensownymi piłkarzami. Portu, mający za sobą bardzo nieudany sezon w Realu Sociedad, to jednak zawodnik dużej klasy, na czołówkę La Liga. Lewy obrońca Domingos Duarte wykazał się dużymi umiejętnościami w Granadzie, w której w sezonie 2020-21 rewelacją był środkowy pomocnik Luis Milla. Może zmieni on nieco schematyczną, choć solidną grę linii pomocy Los Azulones? O strzelanie goli będzie dbał Borja Mayoral, którego udało się ostatecznie wykupić za 10 milionów euro z Realu i zakontraktować do 2027 roku (przed wakacjami grał w Getafe na wypożyczeniu). W czerwcu pisano, że teraz on będzie zmiennikiem Karima Benzemy na Santiago Bernabeu, ale jednak Carlo Ancelotti z niego zrezygnował, co na pewno podrażniło dumę tego mającego o sobie wysokie mniemanie zawodnika. – Jestem bardzo zadowolony z kadry, jaką zgromadzili mi szefowie, z tygodnia na tydzień staje się ona coraz mocniejsza – powiedział trener Quique Flores, nie wiedząc jeszcze 1 sierpnia, czy uda się zakontraktować dynamicznego Jorge de Frutosa z Levante.
Moi Gomez i Ruben Pena z Villarreal to nadzieje na podniesienie poziomu piłkarskiego Osasuny. Wszystko wskazuje na to, że klubowi z Księstwa Nawarry uda się także zatrzymać Iona Moncayolę. Fani liczą, że pod wodzą niezawodnego i kochanego w Pampelunie trenera Jagoby Arrasate zespół zrobi kolejny krok do przodu, czyli przynajmniej powalczy do końca zmagań o siódme, ostatnie pucharowe miejsce. Ale istnieje też duże ryzyko zmęczenia współpracą.
Kibice pozostałych zespołów chyba tylko po pijaku mogą śnić o wysokich miejscach. Fanom Mallorki kamień spadł z serc na wieść, że udało się jednak zapewnić dalsze usługi kosowskiego napastnika Vedata Muriqiego, wykupionego za siedem milionów z Lazio. Ci z madryckiej dzielnicy Valeccaas cieszą się, że nadal na ich obiekcie będą grać, o ile nic się nie zmieni w końcówce okna, Isi Palzon i Stole Dmitrievski (aczkolwiek na pozycję bramkarza został sprowadzony Diego Lopez). W Kadyksie wszyscy liczą na popisy duetu renomowanych napastników Alvaro Negredo – Lucas Perez. Elche powodzenie ma zagwarantować trener Francisco, bo wiele mogący prezydent klubu Christian Bragarnik nie spieszy się czemuś z transferami. We wszystkich przypadkach sukces będzie jednak oznaczało zajęcie na mecie 17 miejsca.
Beniaminki
Do Primera Division awansowały Real Valladolid, Almeria i Girona. Choć ta ostatnia musiała się przebijać przez baraże, wygląda na to, że właśnie ona może być najmocniejsza. Klub ten opiera swoje ambicje na kapitale ludzkim City Football Group, która umieściła w Katalonii trzech ciekawych piłkarzy na razie niemieszczących się nawet w szerokiej kadrze Manchesteru City. Na czoło wybija się król strzelców MLS Argentyńczyk Valentin Castellanos, ale na pewno także obrońca Yan Couto umie grać w piłkę. Na Montlivi zakotwiczył wreszcie rzucany od kilku lat po klubach Primera Division Yangel Herrera. Jednak rewelacją ligi może zostać finezyjny środkowy pomocnik z akademii Atletico Madryt, Rodrigo Riquelme, oceniony, ku ubolewaniu fanów, przez Cholo Simeone jako gracz jeszcze zbyt mało dojrzały, by grać u niego.
Almeria dokonała licznych transferów, lecz nowych zawodników można określić jako transport worka kotów: nikt nie wie na razie, na co ich stać, bo w dużym futbolu są to postaci anonimowe. Najważniejsze, że udało się zatrzymać (póki co) środkowego napastnika Omara Sadiqa. Najcenniejszym nabytkiem Valladolid wydaje się być Sergio Escudero, wiosną udanie grający w Granadzie. Sukcesem jest też wykupienie Gonzalo Platy z lizbońskiego Sportingu. Jednak ani Almeria, ani Valladolid nie zgromadziły na razie kadr na tyle silnych, by można było podejrzewać je o zdolność do walki o zaszczyty.
Przed nami bardzo ciekawy sezon. Zresztą ostatni, podczas którego oficjalne nazwa ligi brzmi: La Liga Santander. Od kampanii 2023-24 zmienia się sponsor tytularny. Zostanie nim firma EA Sports, specjalizująca się w e-sporcie. Zapłaci 40 milionów euro rocznie, czyli ponad dwa razy więcej niż płacił Santander. To nie tylko zastrzyk finansowy, ale także świadectwo tego, że nadchodzą nowe czasy. Teraz przez rok będą trwały prace nad sprzęgnięciem tych dwóch maszyn do generowania olbrzymich dochodów: e-sportu oraz La Liga.
Na razie kibice hiszpańskiego futbolu winni się cieszyć, że po raz pierwszy od dawna żadna wielka gwiazda latem nie opuściła La Liga. Rzut oka na dwie tabele: siedmiocyfrowych, a więc poważnych transferów do i wewnątrz oraz z La Liga jasno pokazuje, że trend się odwraca i kluby z Primera znów zaczęły bardziej kupować niż sprzedawać. Imperium ruszyło do kontrataku. I bardzo dobrze, i o to chodzi, i tak trzymać!
LESZEK ORŁOWSKI