Przejdź do treści
Munich, Bavaria, Germany - May 13, 2024: FIFA referee Felix Brych next to the Henri Delaunay Cup of UEFA EURO, EM, Europameisterschaft,Fussball 2024 on the soccer pitch at the Allianz Arena in Munich. EURO mascot Albärt next to the trophy *** FIFA Schiedsrichter Felix Brych neben dem Henri-Delaunay-Pokal der UEFA EURO 2024 auf dem Fußball Spielfeld der Allianz Arena in München. EM Maskottchen Albärt neben dem Pokal,Image: 872574710, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: Michael Bihlmayer / imago sport / Forum

Ligi w Europie Świat

Euro 2024 – w starym stylu na nowoczesnych zasadach

Po 18 latach znów zaprosili wielką piłkę w swoje progi. Jednak nie tylko z uwagi na infrastrukturę stadionową, która po mundialu wymagała zaledwie odświeżenia, państwo między Renem a Odrą jawi się jako idealny gospodarz imprezy tej rangi. Euro w Niemczech będzie powiewem romantyzmu, gdyż turniej organizowany na terenie jednego kraju to zanikające zjawisko.

Konrad Witkowski

Częściej, liczniej, drożej – w tych kierunkach już nie zmierza, a pędzi futbol. Żeby pomnażać wszelkie wartości, do zabawy trzeba zapraszać coraz liczniejsze grono uczestników. A wszechogarniającemu rozrostowi nie za bardzo sprzyjają granice państwowe. Dlatego od pewnego czasu instytucje kreujące piłkarskie trendy konsekwentnie wznoszą się ponad linie naniesione na mapy. Przedrostek „pan-„ w kontekście organizacyjnym staje się nieodłącznym elementem dużych imprez. Trzy lata temu UEFA wcieliła w życie koncepcję turnieju paneuropejskiego. Następne edycje mistrzostw kontynentu będą miały transgraniczny charakter. Pomiędzy nimi, trochę jak niepasujący element, znajduje się Euro 2024. Niby idące z duchem czasu, rozbudowane do 24 uczestników, z zaawansowaną technologią i czającym się za każdym rogiem marketingiem, ale zarazem reprezentujące starą szkołę. Bo dopiero po raz trzeci w XXI wieku mistrzostwa Europy mają pojedynczego gospodarza. I jeśli ktoś miał połączyć nowoczesność z tradycją, to właśnie Niemcy.

NA STADIONIE W BERLINIE ODBĘDZIE SIĘ FINAŁ MISTRZOSTW EUROPY 2024

OFERTA LUKSUSOWA

Nie ma obecnie na kontynencie drugiego kraju, który aplikując o organizację turnieju, musiałby mierzyć się z kłopotem stadionowego bogactwa. Aby rozegrać czempionat, potrzebnych jest dziesięć obiektów, tymczasem Niemcy mieli ich do dyspozycji 18. Początkowo, ponieważ z czasem kilka kandydatur odpadło w drodze naturalnej eliminacji: stadion w Dreźnie nie spełnia wymogu 30 tysięcy miejsc siedzących, Karlsruhe i Fryburg Bryzgowijski wycofały się ze względu na niesprecyzowane plany przebudowy aren, w przypadku Kaiserslautern na przeszkodzie stanęła trudna sytuacja finansowa miasta. Do ostatecznej fazy konkursu stanęło zatem 14 obiektów. I to mimo zaostrzenia warunków przez krajowy związek – w kryteriach UEFA widnieją trzy stadiony o pojemności przynajmniej 50 tysięcy, tymczasem DFB, planując jak największą frekwencję na swojej imprezie, zażądał aren mieszących 60 tysięcy osób. Mnogość opcji sprawiła, że przy selekcji obiektów na mistrzostwa organizatorzy mogli brać pod uwagę taki aspekt, jak względnie sprawiedliwe rozmieszczenie stadionów – aby całe Niemcy czuły się gospodarzami Euro. Kraj podzielono na cztery strefy; z każdej musiało zostać wybrane co najmniej jedno i nie więcej niż cztery miasta. Rozstrzygnięcie nastąpiło w formie rankingu sporządzonego przez prezydium DFB. Dziesiątka kwalifikowała się do oficjalnej niemieckiej kandydatury, czwórce zostało obejście się smakiem. Miejsca 11.-14. zajęły Borussia-Park w Moenchengladbach, Weserstadion w Bremie, hanowerski Niedersachsenstadion, a także Max-Morlock-Stadion znajdujący się w Norymberdze.

Zestaw aren Euro 2024 musiał w znacznym stopniu pokrywać się z listą obiektów, na których w 2006 roku rozegrano mundial. Status miasta-gospodarza straciły Kaiserslautern, Norymberga oraz Hanower. Zyskała natomiast Duesseldorf Arena, której 18 lat temu zabrakło wśród stadionów goszczących najlepsze reprezentacje świata.

12:4 – takim wynikiem zakończyła się rywalizacja o prawo zorganizowania ME. Wybór dokonany we wrześniu 2018 nie zaskoczył nikogo. Jedyną konkurencję dla niemieckiej propozycji stanowiła oferta złożona przez Turcję. Tę, która o kontynentalny turniej ubiegała się już po raz czwarty. Skutek był taki sam jak w 2008, 2012 i 2016 roku, co potęgowało rozczarowanie nad Bosforem. Raport UEFA wskazał trzy słabe strony tureckiej kandydatury: poszanowanie praw człowieka, infrastrukturę oraz gospodarkę. Zarazem każdy z tych obszarów należało postrzegać jako atut Niemiec. Względem zwycięskiej oferty UEFA nie zgłosiła poważnych zastrzeżeń. „Propozycja DFB cechuje się wysoką jakością i całkowicie spełnia ogólne oczekiwania, jeżeli chodzi o aspekty polityczne, zrównoważony rozwój, prawa człowieka i odpowiedzialność społeczną” – orzeczono.

12

milionów osób, według prognoz organizatorów, pojawi się w strefach kibica zlokalizowanych w miastach-gospodarzach turnieju

IMPREZA DLA GIGANTÓW

Turnieje piłkarskie to imprezy wielkie już nie tylko pod względem prestiżu sportowego. 20 lat temu roli gospodarza Euro podołała Portugalia – kraj od zawsze mocny futbolowo, lecz na początku stulecia słaby pod względem ekonomicznym, należący do najwolniej rozwijających się na kontynencie, notujący w tamtym czasie kiepskie wyniki PKB. Jednak zadanie było nieporównywalne z obecnym. ME w 2004 roku zgromadziły na stadionach niespełna 1,2 miliona kibiców, podczas gdy na tegoroczny turniej sprzedano 2,7 miliona biletów. 16 zespołów rozegrało 31 spotkań – przy aktualnej liczbie uczestników meczów do przygotowania i obsłużenia będzie o 20 więcej. Euro na portugalskich stadionach trwało 22 dni, tymczasem na przeprowadzenie imprezy w dzisiejszej formule potrzeba miesiąca.

Portugalia sprzed dwóch dekad, a zapewne również teraźniejsza, nie byłaby w stanie zorganizować mistrzostw Europy zakrojonych na obecną skalę. Działania UEFA, w tym zakresie bardzo spójne z kierunkiem obranym przez FIFA, wywindowały oczekiwania wobec gospodarzy na niebotyczny poziom. Znamienne, że w pojedynkę za 24-drużynowe turnieje zabrały się Francja i Niemcy – jedne z największych, pod względem powierzchni oraz liczby ludności, państw Europy, zarazem pierwszoplanowi aktorzy na scenach politycznej i gospodarczej. Wyłącznie gracze wagi ciężkiej mogą stawić czoła wyzwaniu, jakim jest aktualne Euro: w zakresie infrastruktury, logistyki, bazy hotelowej, a także zapewnienia bezpieczeństwa. Niemcy są jednym z nielicznych krajów, nawet w skali światowej, gotowych do udźwignięcia rosnącego ciężaru miana gospodarza.

– Ważne imprezy piłkarskie zawsze wywołują przyspieszone bicie serca, u mnie również. A zwłaszcza te rozgrywane w naszym kraju. Odnoszę wrażenie, że ambicje wśród obywateli są ogromne – stwierdził prezydent Republiki Federalnej Niemiec, Frank-Walter Steinmeier.

– Jako naród chcemy być szczególnymi gospodarzami dla gości z innych części kontynentu. Euro to coś specjalnego, nie tylko dla każdego reprezentanta Niemiec czy federacji piłkarskiej, ale i całego państwa – dodał dyrektor niemieckiej kadry, Rudi Voeller.

– W przeszłości duże wydarzenia piłkarskie pokazały, że podczas turnieju wypija się więcej piwa niż w trakcie zwykłych letnich tygodni – Holger Eichele z Nimieckiego Stowarzyszenia Browarników na łamach Reutersa

PERSPEKTYWA DWÓCH MILIARDÓW

Więcej grania, na większej liczbie stadionów, przed coraz szerszą publicznością. Pod opowieściami głównodowodzących o rozszerzaniu piłkarskiej rodziny kryje się napędzanie biznesu. Powiększenie ME do 24 drużyn przełożyło się na 34-procentowy wzrost wpływów na konto UEFA. Przychody z pierwszego turnieju w obecnym formacie wyniosły 1,93 miliarda euro. Ponad połowę sumy stanowiły pieniądze z tytułu dystrybucji praw telewizyjnych – głównie w tym obszarze widoczne są efekty rozszerzenia mistrzostw. Euro 2016 pozostaje najbardziej kasowym czempionatem w dziejach UEFA. Przy okazji kolejnej imprezy przychody delikatnie spadły, co było pokłosiem znacznie mniejszej liczby sprzedanych w pandemicznych okolicznościach biletów. Jak wynika ze sprawozdań publikowanych przez europejską centralę, Euro 2020 to pierwsze mistrzostwa (dane obejmują okres od początku lat 90.), które wygenerowały niższe obroty niż poprzednia edycja. Ewolucja kwot, o jakich mowa w kontekście Euro, jest nieprawdopodobna. Przychody z ME w Szwecji wynosiły zaledwie 40 milionów w europejskiej walucie, ale zwiększenie liczby uczestników do 16 w 1996 roku podniosło profity o przeszło 100 milionów. Osiem lat później operowano już sumą 855 milionów, natomiast impreza rozegrana w Austrii i Szwajcarii przebiła granicę miliarda euro. W tym roku UEFA znów ustanowi finansowy rekord, między innymi dzięki wykorzystaniu nowych technologii reklamowych w transmisjach telewizyjnych.

2,7

miliona fanów obejrzy z trybun mecze mistrzostw Europy

Zarobią również Niemcy. W ostatnich miesiącach ustępowały innym potentatom, jednak Euro powinno zadziałać na gospodarkę pobudzająco. Ożywienia należy spodziewać się przede wszystkim w branży turystycznej: zdaniem ekspertów rok 2024 może okazać się dla kraju rekordowy pod tym względem. Wzrośnie szeroko rozumiana konsumpcja. Na przykład piwa, powszechnie kojarzonego z Niemcami i futbolem. – W przeszłości duże wydarzenia piłkarskie pokazały, że podczas turnieju wypija się więcej piwa niż w trakcie zwykłych letnich tygodni – mówił agencji Reuters Holger Eichele z Niemieckiego Stowarzyszenia Browarników. Turniejowy bodziec jest branży piwnej potrzebny jak nigdy. Od dłuższego czasu niemieckie browary notują bowiem tendencję spadkową – w ubiegłym roku sprzedaż trunku między Renem a Odrą zmalała o cztery i pół procenta.

EUROPEJSKIE SKŁONNOŚCI

Wyjątkowość nadchodzącego turnieju polega na tym, że mogą to być ostatnie takie mistrzostwa Europy – organizowane na terenie jednego państwa. Niewykluczone, że polityka ekspansji uczyni standardem imprezy transgraniczne. UEFA wyraźnie podąża w tym kierunku, o czym świadczy zestaw gospodarzy następnych imprez. Turniej w 2028 roku będzie kolejnym eksperymentem: skoro dwa kraje to już sprawdzony schemat, jako że udało się przeprowadzić Euro w 11 miastach rozsianych po całym kontynencie, pora na wypróbowanie rozwiązania pośredniego. Rozgrywanie ME na terenie pięciu państw to tworzenie precedensu, pójście o krok dalej. I choć będzie to impreza kompletnie odmienna od tegorocznej, to nie tak kosmopolityczna jak Euro 2020. Mimo różnic i podziałów gospodarze brytyjskiego turnieju są do siebie zbliżeni pod względem kulturowym. Kolejne mistrzostwa Europy przyniosą również niespotykaną dotąd asymetrię wśród organizatorów. Dominacja Anglii jest niezaprzeczalna: to ona będzie stanowić centrum imprezy, na jej obszarze znajduje się aż 60 procent turniejowych stadionów, to tam zapadną najistotniejsze rozstrzygnięcia. Irlandia, Irlandia Północna, Szkocja oraz Walia, mające tylko po jednym mieście-gospodarzu, będą dla Anglii uzupełnieniami, a nie równorzędnymi partnerami.

34

procent wzrosły przychody UEFA na skutek rozszerzenia mistrzostw Europy do 24 uczestników

Euro 2032 to z kolei zwrot w jeszcze inną, osobliwą stronę. Turcja i Włochy mają ze sobą mało wspólnego, nie są nawet sąsiadami. Wygląda to na pobłogosławione przez UEFA małżeństwo z rozsądku. Oba państwa najchętniej zorganizowałyby imprezę same, tyle że Turcy mają za słabą pozycję oraz nadszarpnięty wizerunek na arenie międzynarodowej, Włosi z kolei dysponują zbyt wieloma przestarzałymi obiektami. Tak więc pierwsi skorzystają na reputacji i bogatych tradycjach piłkarskich drugich, drudzy zaś wspomogą się infrastrukturą stadionową pierwszych. Tylko jakie wyjdą z tego mistrzostwa?

Być może Europa wytycza szlak, a może ze swą tendencją do powierzania turniejów kilku gospodarzom zostanie samotna. Faktem jest, że na innych kontynentach nie widać tak uporczywego dążenia do grania na jak największym terytorium. Copa America nigdy nie odbyło się w więcej niż jednym kraju. Próbę takiego rozwiązania planowano na edycję 2020, która miała zostać rozegrana w Argentynie i Kolumbii. Na przeszkodzie stanął COVID-19 i jego społeczno-polityczne następstwa, które doprowadziły do przełożenia imprezy o rok oraz przeniesienia jej do Brazylii. Powierzenie organizacji tegorocznego turnieju Stanom Zjednoczonym wskazuje, że CONMEBOL nie upiera się przy testowaniu Copa America w wersji transgranicznej.

 Za prekursora powierzania mistrzostw kontynentu dwóm państwom można uznać CONCACAF. Podczas gdy w Europie o takiej idei rzadko mówiono głośno, Ameryka Północna sprawdzała ją w praktyce. Złoty Puchar w 1993 roku stanowił wspólny projekt USA i Meksyku. Trzeba jednak wziąć pod uwagę skalę wydarzenia: do obsłużenia imprezy z udziałem ośmiu zespołów wystarczyły dwa stadiony. Stany Zjednoczone podzieliły się turniejem z południowym sąsiadem również dekadę później, a w 2015 i 2023 roku współgospodarzem była Kanada. Jedna edycja Gold Cup (2019) została rozegrana w trzech krajach: USA, Kostaryce oraz na Jamajce.

Afryka dotychczas prezentowała w tej kwestii konserwatywną postawę. Na 34 edycje tamtejszych mistrzostw tylko dwie odbyły się w formule transgranicznej. PNA 2000 zorganizowały Ghana oraz Nigeria, 12 lat później impreza była owocem wspólnego wysiłku Gabonu i Gwinei Równikowej. Sternicy afrykańskiej piłki postanowili spróbować czegoś nowego. Turniej w 2027 roku będzie wydarzeniem historycznym, bowiem zaproszenie uczestnikom wyślą Kenia, Tanzania oraz Uganda.

Puchar Azji prawie zawsze odbywa się w jednym państwie. Prawie, bo w 2007 roku o trofeum rywalizowano na stadionach Indonezji, Malezji, Tajlandii oraz Wietnamu. To pierwsze w dziejach światowej piłki mistrzostwa kontynentu, które zorganizowano w więcej niż dwóch krajach. Wtedy nikt nie przypuszczał, by taki pomysł mógł gdziekolwiek zostać powtórzony. Dziś trudno uwierzyć, że 17 lat temu uchodziło to za fanaberię. 

guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024