Drugi blok spotkań eliminacyjnych do mistrzostw Europy w 2016 roku nie był czasem udanych żniw dla grających w zakładach sportowych. Na boiskach Starego Kontynentu padło bowiem wiele niespodziewanych rozstrzygnięć, a porażek doznawali bici faworyci. Czy to początek nowego trendu w europejskim futbolu? Czy poziom naprawdę wyrównał się na tyle, by maluczcy zaczęli bić gigantów?
Polacy sprawili zdecydowanie największą niespodziankę
Aż tak daleko idących wniosków wyciągać raczej nie należy, chociaż faktem jest, że ci najwięksi na kontynencie, czyli Hiszpanie, Niemcy, Holendrzy czy Anglicy mają swoje problemy. Wiele reprezentacji znajduje się obecnie w fazie przebudowy po mistrzostwach świata. Inne zmagają się z plagą kontuzji, a kolejne po prostu wciąż nie mogą znaleźć optymalnego dla siebie systemu gry. Pod cały ten łańcuszek można jeszcze oczywiście podpiąć słabszą formę liderów poszczególnych drużyn i mamy gotowy przepis na tydzień naprawdę ciekawych spotkań oraz wielkich niespodzianek.
Faworyci w odwrocie
Oczywiście, spośród wszystkich zaskakujących wyników, nam najbardziej zapadnie w pamięci zwycięstwo reprezentacji Polski nad Niemcami (2:0). Ok, teraz każdy może mówić, że się takiego wyniku spodziewał, że wierzył w wygraną podopiecznych Adama Nawałki, ale umówmy się, twarde fakty przemawiały przeciwko nam. Stoczyliśmy jednak z zachodnimi sąsiadami heroiczny bój, który miał swoich mniejszych i większych bohaterów. Wygraliśmy, a przecież ogranie mistrzów świata i pierwszego zespołu w rankingu FIFA często się nie zdarza. Jeśli więc światowe media informowały o spotkaniach październikowej rundy eliminacji w kontekście niespodzianek, to starciu z Warszawy poświęcano zdecydowanie najwięcej miejsca. Zaskoczenie fachowców musiało być jeszcze większe po meczu Niemców z Irlandią, który zakończył się remisem (1:1).
To nie było jednak jedyne zaskoczenie. W szoku musieli być Hiszpanie, którzy oglądali poczynania swoich piłkarzy podczas wyjazdowego spotkania ze Słowacją (1:2). Wciąż aktualni mistrzowie Europy rozegrali słabe zawody. Z samym sobą zmagał się Diego Costa, który w Teplicach walczył o pierwszego gola w reprezentacji, a w bramce „cuda” wyczyniał Iker Casillas, który na pewno nie pomógł swoim kolegom z pola kiepskimi paradami. Hiszpanie zrehabilitowali się w trakcie meczu z Luksemburgiem, ale tu chyba już nawet najwięksi pesymiście nie wieszczyli niespodzianki.
Do grona zespołów, które swoją grą na kolana nie rzucają zaliczają się m.in. Holendrzy, którzy bardzo długo męczyli się z Kazachstanem i kto wie, czy zdołaliby go pokonać, gdyby nie beznadziejne zachowanie jednego z rywali, który otrzymał czerwoną kartkę za brutalny faul w środku pola? O ile w Amsterdamie się Pomarańczowym upiekło, to już w Rejkiawiku polegli oni z kretesem. Islandczycy obnażyli wszystkie braki podopiecznych Guusa Hiddinka i zasłużenie wygrali (2:0). Szału nie ma także, jeśli spojrzymy na poczynania Włochów. Azzurri wygrali co prawda z Azerbejdżanem (2:1) i Maltą (1:0), ale najskromniej jak się da i w stylu niegodnym tak utytułowanej piłkarsko nacji. Wygrane wygranymi, ale grać tak słabo z przeciwnikami, których Chorwaci czy Norwegowi odprawiają różnicą kilku goli… no nie wypada.
Komplet punktów na swoim koncie mają Anglicy, ale niech to nikogo nie zwiedzie. Ok, we wrześniowym meczu ze Szwajcarią (2:0) zaprezentowali się oni z całkiem niezłej strony, ale już przeciwko San Marino (5:0) i Estonii (1:0) od oglądania ich gry momentami naprawdę bolały zęby. Gracze Roya Hodgsona w każdym z tych meczów przeważali, mieli 65-70 procent posiadania piłki, ale grali wolno, schematycznie i po prostu brzydko. Problem w tym, że podczas tej kampanii eliminacyjnej Synowie Albionu nie będą mieć poważnych rywali, a wartość ich zespołu zostanie zweryfikowana dopiero podczas turnieju na francuskich boiskach. To może okazać się bardzo zwodnicze.
Na całej linii zawodzi Grecja. Drużyna, która jeszcze kilka miesięcy temu walczyła w 1/8 finału mundialu, w trzech meczach zgromadziła na swoim koncie zaledwie jeden punkt. Czyżby coś się skończyło w greckim futbolu wraz z zakończeniem kariery przez ostatniego z wielkich – Giorgosa Karagounisa? Jednym łzy, a innym radość
Teraz o tych drużynach, które zaskoczyły nas in plus. Do tego grona (rzecz jasna obok Polski) bez dwóch zdań należy zaliczyć Czechów i Islandczyków. Obie te reprezentacje występują w jednej grupie i po październikowych meczach po dziewięć punktów na swoim koncie. Co więcej, oba zespoły mają na rozkładzie Holendrów i jeśli podtrzymają formę, to ich udział w EURO 2016 wydaje się bardzo prawdopodobny.
Podobnie sprawa ma się, jeśli chodzi o Słowaków, którzy także mają na swoim koncie komplet dziewięciu punktów i przodują w grupie, gdzie za rywali mają Hiszpanów i Ukraińców. Przy takiej grze i tak słabej dyspozycji przeciwników, Marek Hamsik i koledzy ponownie mogą zagościć na salonach.
Brawa należą się również Walijczykom, którzy do październikowych meczów z Bośnią i Hercegowiną oraz Cyprem przystępowali bez Aarona Ramseya i Joe Allena. Mimo tego zdołali dopisać na swoje konto cztery „oczka” i z siedmioma przewodzą tabeli grupy B. Gonią ich piłkarze z Izraela, którzy rozegrali spotkanie mniej, ale jak na razie punktów nie stracili.
Znakomicie prezentują się Chorwaci, co jednak aż taką niespodzianką nie jest. W trzech meczach odnieśli trzy zwycięstwa i oprócz dziewięciu punktów, mogą się pochwalić bilansem bramkowym 9-0. Ich awans na turniej finałowy wydaje się być czymś tak oczywistym jak śnieg w zimie.
Thomas Muller kończy legendarną przygodę z Bayernem Monachium po 25 latach i już wiadomo, gdzie zagra dalej. Ikona niemieckiego futbolu przenosi się za ocean. Podpisanie kontraktu z nowym klubem to tylko kwestia dni!