W maju tego roku trener Tomasz Kafarski dzięki awansowi z Chojniczanką powrócił po dwóch latach przerwy do Fortuna 1. Ligi. Teraz – jak twierdzi chce poprawić wyniki po słabszym początku rozgrywek, a jednocześnie jego zespół wciąż ma się wyróżniać na tle innych.
Za nami 1/3 pierwszoligowych rozgrywek. Jakby Pan podsumował dotychczasowe wyniki oraz grę swojej drużyny?
– Myślę, że jesteśmy z obiema rzeczami w punkcie średnio zadowalającym, bo chcemy, żeby ilość punktów i nasza gra była lepsza. Chcemy grać futbol atrakcyjny, częściej dominować na boisku. Jednakże najważniejsza w tym wszystkim jest zdobycz punktowa, która jest taka do zaakceptowania, ale z mocnym postanowieniem poprawy.
Z czego Pana zdaniem wynikał słabszy początek sezonu w wykonaniu Chojniczanki?
– Jesteśmy beniaminkiem i różne są losy takich drużyn. Byliśmy najlepszą drużyną wiosny w 2. Lidze, mieliśmy stabilną formę, a ten początek rozgrywek nie był najlepszy w naszym wykonaniu. Może nie punktowaliśmy dobrze, ale nasza gra wyglądała obiecująco, dlatego nie było też jakiejś paniki w klubie ani drużynie. Pierwsze zwycięstwo przyszło w 7. kolejce, później kolejne. Można powiedzieć, że od remisu ze Stalą Rzeszów jesteśmy drużyną, którą niełatwo pokonać, ale jesteśmy też zespołem, który jest bardzo blisko kolejnych zwycięstw.
Jesteśmy również miesiąc po zamknięciu letniego okienka transferowego. W maju tego mówił Pan, że chciałby, aby Chojniczanka wciąż była drużyną wiodącą, grającą w podobnym stylu, jak w drugiej lidze. Czy letnie zmiany kadrowe pomogą w realizacji tego celu?
– To wszystko zweryfikują ostatnie mecze w tym roku i na pewno będzie trzeba zrobić podsumowanie tego, co sobie zakładaliśmy – co się sprawdziło, a czego się nie udało dokonać. Trzeba będzie też sprawdzić jaki wpływ mieli na to piłkarze do tego, czy były jakieś inne czynniki, które doprowadziły do tego lub nie, że zapowiadane przeze mnie rzeczy zostały niezrealizowane.
Czy dostał Pan wzmocnienia, których oczekiwał?
– Myślę, że żaden trener na świecie nie dostaje tego, co chce w stu procentach. Nie inaczej było tutaj. Okazało się, że dla zawodników i agentów Chojniczanka to nie jest zespół topowy, jeśli chodzi o pierwszoligowe warunki. Nie było nam wcale łatwo w tym okienku transferowym przekonać niektórych graczy do transferu, ale najważniejsze, że trafili do nas piłkarze, którzy chcą się dalej rozwijać i mają odpowiedni poziom umiejętności. Ważne też, że mają dobry charakter, aby pomóc drużynie w tej sytuacji, jakiej jesteśmy.
Pański zespół już niejednokrotnie w tym sezonie odwracał losy spotkania na swoją korzyść. Czy charakter i wola walki to jeden z największych atutów pańskiej drużyny?
– To musi być atut mojego zespołu. Jako beniaminek musimy bazować na tych cechach wolicjonalnych i nie ukrywam, że mamy jakość w tej szatni, ale kluczem, żeby to pokazać, jest charakter i wola walki. Te mecze pokazały, że potrafimy radzić sobie w trudnej sytuacji i zmieniać oblicze spotkania, wychodzić w opresji. W dalszym ciągu jednak to jest proces i sfera, którą można poprawić.
Jakby Pan określił rolę i wartość dla gry Chojniczanki, którą jest legenda klubu Tomasz Mikołajczak. W tym sezonie strzelił już pięć goli w pierwszej lidze.
– Jeśli kogokolwiek nazywa się legendą to świadczy o cechach i o czymś ponad coś, co dają inni piłkarze. Tomek w tym roku jest najważniejszą postacią w tym wszystkim. Miał bardzo duży, a być może największy udział w tym, że drużyna awansowała do 1. Ligi i to w takim świetnym stylu. Teraz te pierwszoligowe mecze pokazują, że szatnia się dookoła zmienia, przychodzą nowi piłkarze, a Tomasz jest dalej zawodnikiem, który ciągnie ten wózek i udaje nam się dobrze nam zarządzać jego minutami na boisku. Ta liczba bramek i to co daje nam w polu, jest na pewno dużą wartością dodaną dla tego zespołu.
Najwięcej minut w tym sezonie jako młodzieżowiec w Chojniczance gra Kacper Kasperowicz, który ma za sobą bardzo dobre ostatnie zgrupowanie reprezentacji Polski U-20. Jaka jest Pana opinia o tym zawodniku? Jakie elementy w jego grze wyróżniają go na tle innych graczy?
– Z Kacprem pracuje już ponad rok i na pewno wartościową rzeczą w jego grze jest dojrzałość i to, że nieważne z kim gramy, to on stawia sobie poprzeczkę na tym samym poziomie. Cieszy nas wszystkich jego rozwój i jest to zawodnik, któremu stworzyliśmy szansę rozwoju i on ją na tę chwilę wykorzystuje. Potwierdził to w jednym z meczów w młodzieżowej reprezentacji Polski w tym roku. Jego największą cechą jest to, że jest świadomy tego, że jego sufit możliwości jest dużo wyżej i musi cały czas pracować, analizować swoje mecze, swoje błędy i korygować je, a my w tym wszystkim staramy się mu bardzo pomagać.
Spędził Pan parę lat w pierwszoligowych klubach. Jak w pańskiej opinii zmieniła się ta liga na przestrzeni ostatnich lat? Jak wygląda to w kwestii poziomu rozgrywek?
– Sporo się zmieniła. Zawsze grali w niej piłkarze, którzy wypadali z Ekstraklasy z rożnych powodów. Dzisiaj tych piłkarzy z nazwiskami i ogromnym potencjale jest dużo. Ponadto jest też bardzo dużo wartościowych i jakościowych piłkarzy zza granicy. Trenerzy, którzy prowadzą te kluby, są szkoleniowcami, którzy są z topu. Otoczka, sposób pokazywania ligi przez Polsat, to na pewno sprawia, że jest to coraz fajniejszy produkt i wydaje się, że liga cały czas się rozwija. Jest to też o tyle budujące, że my jako trenerzy oraz piłkarze mamy na to wpływ.
Czy tegoroczny sezon i pierwszoligowa ligowa są najbardziej wyrównana od lat?
– Cieszę się, że my zrobiliśmy ten awans i z tego, że możemy grać w sezonie, gdzie jest dużo markowych drużyn w tym Wisła i Ruch. Stawka jest wyrównana, dlatego można oceniać te 10-11 kolejek w taki sposób. Jednakże najważniejsza będzie reakcja i kolejny mecz, bo tu nikt z nikim nie odda za darmo punktów i wszyscy będą walczyli do końca. Dzisiaj wywróżenie tego, kto awansuje jest bardzo trudne.
Wiele się w Polsce prowadzi dyskusji w kwestii obowiązkowej gry młodzieżowca na boisku. Jakie jest pańskie stanowisko w tym temacie?
– Nie mieliśmy z tym problemu w drugiej lidze, że musiało grać ich dwóch. Teraz musi grać jeden. W tej kwestii można mieć różne podejście. Ja miałem zawsze to pozytywne, nie zakładałem innego scenariusza. W wielu klubach grałem więcej niż jednym młodzieżowcem w składzie. Dzisiaj w Chojniczance mamy bardzo silną kadrę, jeśli chodzi o seniorów, ale dochodzą też do tego młodzieżowcy, którzy walczą o swoje minuty na boisku. Wydaje mi się, że dla takiego Kacpra Kasperowicza, jak i innych młodzieżowych zawodników, ten przepis otwiera im trochę większe możliwości gry i rozwoju.
To jest dobry przepis na Ekstraklasę?
– A dlaczego nie? Jeśli ogólnie w Ekstraklasie grało zwykle więcej młodych ludzi czy ligach niższych, to dlaczego ten przepis nie miałby funkcjonować? Teraz kluby w Ekstraklasie mają wybór, mogą zagrać 1-2 mecze bez młodzieżowca, jak trener gdzieś ma problem z ustaleniem składu. Potem to nadrabia i wydaje mi się, że ten kompromis powinien pozwolić tym trenerom, którzy się z tym nie zgadzają na spojrzenie tego przez pryzmat rozwoju piłkarzy, którzy tak naprawdę poprzez swój rozwój wzbogacają ligę i później ich się transferuje z Polski.
Duża jest różnica pomiędzy poziomem pierwszej i drugiej ligi?
– Im więcej meczów gramy w 1. Lidze, tym coraz bardziej uważam, że jest ona naprawdę duża. Nie ma słabych punktów w drużynie, zespoły są bardzo dobrze przygotowane i ta jakość jest na pewno sporo większa. Tutaj jeden popełniony błąd jeszcze nic przesądza, ale drugi czy trzeci już sprawia, że o korzystny rezultat jest bardzo trudno.
Co jest bardziej stresujące – debiut na stanowisku komentatora czy pierwszy mecz jako szkoleniowiec w nowej drużynie?
– Obie rzeczy są stresujące, ale na oba wydarzenia się czeka, żeby w nich uczestniczyć. Dla mnie kompletną nowością był udział w komentowaniu meczu piłkarskiego. Bardzo dobrze się w tej roli czułem, ponieważ byłem wtedy trenerem bezrobotnym i miałem możliwość przygotowania się do swojego meczu mistrzowskiego, w którym musiałem przygotować się pod kątem taktycznym i indywidualnym, jak wygląda drużyna, z którą dana ekipa będzie grała. Było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Prowadzenie drużyny jako szkoleniowiec to jest zupełnie inna strona, bo tam oczekiwania i odpowiedzialność za decyzje, jakie się podejmuje, jest jednak dużo większa.
Podobała się Panu praca w roli eksperta i komentatora telewizyjnego?
– Myślę, że to była rzecz, którą mógłbym robić, gdybym nie mógł robić tego, co kocham najbardziej.
W jednej z rozmów powiedział Pan, że stara się być takim trenerem, który nie jest tacy jak wszyscy. Co Pana wyróżnia dzisiaj na tle innych szkoleniowców?
– Każdy szkoleniowiec jest inny i nie ma takich samych trenerów. Ja od samego początku jak wszedłem na tą karuzelę trenera ekstraklasowego nie mogłem grać tak jak wszyscy. Musiałem próbować czegoś nowego, żeby ktoś zanotował, że taki człowiek w ogóle się pojawił. Teraz cieszy mnie to, że każdy nowy trener wchodzący do zespołu w polskiej lidze, nie próbuje kopiować innych rozwiązań, tylko stara się wprowadzać swoje pomysły, które czasem pomagają, a czasem nie. To jednak doprowadza do tego, że ten człowiek staje się zauważalny.
Ja od razu próbowałem nie prowadzić swojej drużyny, tak jak wszyscy. Kiedy każdy grał trójką w obronie 20 lat temu, to ja próbowałem nauczyć grać swój zespół czwórką z tyłu. Jak mi się to udało i wszyscy zaczęli grać w takim wariancie, to przeszedłem na trójkę obrońców i staram się w nim grać do dzisiaj. Dzisiaj jednak coraz większa liczba drużyn zaczyna grać w tym samym systemie, czyli jeśli miałbym pójść tym samym kluczem, to za chwilę będzie potrzeba poszukać czegoś innego. Tu trzeba też wtedy pamiętać, że stabilizacja również jest w tym wszystkim bardzo ważna.
Jaki jest Pana trenerski wzór, na którym się trener wzoruje najbardziej?
– Jest wielu trenerów bardzo dobrych, z których można byłoby czerpać różne cechy. Dla mnie największą inspiracją są jednak piłkarze, moi asystenci, z którymi się pracuje i mają dostarczać bodźców, na które trzeba umiejętnie reagować. Oczywiście, że fajnie jest jeździć na staże trenerskie i patrzeć, jak ktoś inny pracuje. Później musisz jednak odnaleźć się w sytuacji, w której aktualnie jesteś lub jest Twój zespół i sobie sam z nią poradzić.
W jednym z wywiadów wspominał Pan, że lubi jeździć i zwiedzać świat. Z tego wziął się pomysł założenia firmy transportowej?
– Sam pomysł założenia firmy transportowej wziął się z tego, żeby mieć jakąś odnogę i odskocznię od utrzymywania rodziny z zasobów pracy trenera, która wszyscy wiemy jaka jest. Czasem się czeka na nią krótko, czasem trochę dłużej i trzeba być na tę ewentualność braku, bądź utraty pracy przygotowanym. Stąd powstał ten pomysł.
Jak Pana zdaniem ważne jest to, aby mieć taką odskocznię od futbolu?
– Im bardziej jestem doświadczony, tym uważam, że jest ona coraz ważniejsza. Cieszę się, że mogę pracować w Chojnicach, skąd mam 60 kilometrów od domu. Dla mnie odskocznią jest to, że praca zostaje w pracy i staram się później być w domu ojcem, dziadkiem i mężem, oczywiście mając z tyłu głowy odpowiedzialność za pomysł i projekt, którego się podjąłem. Jednakże ta odskocznia domowa również jest bardzo ważna.
Do jakiego kraju lubi Pan najbardziej podróżować, udawać się na wypoczynek?
– Myślę, że są to Włochy. Wyjeżdżaliśmy tam najczęściej z rodziną i uważam, że jest to takie miejsce, gdzie można wypocząć i odpowiednio się zrelaksować. Jednak można też zobaczyć ciekawą historię, kulturę i środowisko zewnętrzne w tym kraju.
Z kolei kraj, w którym Pan jeszcze nie był, a chciałby zwiedzić to…
– Wiele jest takich krajów z Azji, Ameryki Północnej czy Południowej. Na pewno mam na swojej liście zwiedzonych państw sporo braków i wiele jeszcze do nadrobienia w tym temacie.
Trener Tomasz Kaczmarek powiedział miesiąc temu takie zdanie, że jeśli po 2-3 słabszych meczach trener jest do zwolnienia, to nic w polskiej piłce nie osiągniemy. Czy Pana zdaniem brak cierpliwości do pracy trenerów wpływa dzisiaj znacząco na pozycję polską piłkę?
– Uważam, że jest wiele takich kluczowych słów w tym zdaniu. Jeśli na początku swojej pracy trener Kaczmarek przyjmuje rolę, którą przejmuje dzisiaj jego następca i zespół jest w tym samym miejscu, to coś tu nie gra. Myślę też jednak, że jeśli trener Kaczmarek rok temu był w stanie postawić ten zespół na nogi, poprawić grę zespołu, a po pewnym okresie był bardzo chwalony za swoją pracę i po pierwszym kryzysie zostaje zwolniony, to na pewno nie wpływa to dobrze ani na klub, drużynę czy na trenerów. Oni zmieniają pracę w najbardziej kluczowym momencie. Szkoleniowiec cały czas pracuje nad tym, aby zwalczać albo niwelować kryzys, albo jak zespół jest na topie, to stara się go w nim utrzymywać. To są rzeczy, które muszą mieć ciągłość, bo z jakiś doświadczeń ten trener musi czerpać potem swoje umiejętności, ale tego zazwyczaj szkoleniowiec nie doświadcza, bo najczęściej kończy wtedy pracę.
Przygotowując się do tej rozmowy rzucił mi się w oczy jeden z nagłówków tekstu dotyczącego Pana: „Trener, o którym zapomniała Ekstraklasa”. Liczy Pan jeszcze na powrót do pracy w Ekstraklasie?
– Nie zamykam się na takie propozycje. Pracuje się też po to, żeby starać się z dnia na dzień być lepszym szkoleniowcem i staram się, żeby jak dostanę taką szansę, to żeby ją wykorzystać, bo to jest również kluczowe. Jedną rzeczą jest dostać tę propozycję, a drugą, która jest kluczowa, to aby ją wykorzystać. Skoro Andrzej Kuchar z Błażejem Jenkiem i Maćkiem Turnowieckim postawili na mnie trzynaście lat temu jako młodego i jeszcze niedoświadczonego trenera w Lechii Gdańsk, to dlaczego nikt nie miałby postawić na szkoleniowca, który przeszedł bardzo długą drogę doświadczeń, będąc jeszcze wcale nie aż tak starym człowiekiem?
Spędził Pan parę lat w Lechii Gdańsk. Czy dzisiaj śledzi Pan regularnie wyniki tego zespołu?
– Wyniki Lechii sprawdzam tak jak wszystkich pozostałych drużyn. Dzisiaj koncentruję się przede wszystkim na swojej pracy i drużynie. Mimo wszystko Lechia jest dla mnie ważna i pewnie na zawsze pozostanie.
Lechia ostatnio przez prawie trzy tygodnie poszukiwała szkoleniowca. Gdyby prezes Paweł Żelem zadzwonił do Pana z propozycją pracy, to przyjąłby ją Pan?
– Gdyby nie było słowa gdyby, to mógłbym na to pytanie odpowiedzieć. Nie było żadnego telefonu, więc nie będę szukał odpowiedzi. Cieszę się z tego, gdzie teraz jestem, doceniam to i nie szukam nowego miejsca pracy. Jednakże na pewno byłem ciekawy tego, kto zostanie nowym trenerem Lechii i osobiście cieszę się, że został nim Lechista – Marcin, który wydaje mi się, że poradzi sobie w tym trudnym momencie. Tylko też oby się stało tak, że kiedy już wyprowadzi ten zespół na prostą i Lechia pokaże tę swoją prawdziwą twarz, to żeby przy następnym kryzysie Lechia ponownie nie rozglądała się od razu za nowym szkoleniowcem.
Trener Kaczmarek nie trenował żadnego zespołu dwa ostatnie lata. Czy Pana zadaniem objęcie klubu po dłuższej przerwie jest problemem dla trenera?
– Odpowiem pytaniem na pytanie: Czy dla prezesa Realu Madryt ściąganie Carlo Ancelottiego to był problem? Ściągać trenera, który teoretycznie nie poradził sobie w paru miejscach i przychodzi do klubu i robi z drużyną cudowne rzeczy? To nie czas jest problemem – problem jest gdzie indziej. Najważniejsze jest jednak to, żeby być przygotowanym do wykorzystania szansy w każdym momencie. Uważam, że Marcin Kaczmarek jest na to gotowy i poradzi sobie z kryzysem. Mam też nadzieję, że nie zwolnią go po pierwszym kryzysie i dadzą mu popracować dłużej niż rok.
Chciałby Pan poprowadzić w przyszłości zespół z ligi zagranicznej?
– To byłoby na pewno fajne wyzwanie i ciekawe doświadczenie. Byłaby to również odskocznia od naszej lokalnej pracy, ale my jako polscy trenerzy nie mamy dobrej prasy za granicą oraz wystarczających możliwości, żeby tę pracę podjąć. Dlatego cieszmy się, że można pracować w Polsce i przy tym zostańmy.
Kacper Czuba