Biała Gwiazda odzyska blask?
26 lat, 1 miesiąc i 4 dni. Dokładnie tyle czasu minęło od ostatniego meczu Wisły Kraków na zapleczu najwyższego poziomu rozgrywkowego w Polsce. Dzisiaj Biała Gwiazda po ponad ćwierćwieczu przerwy zainauguruje zmagania w Fortuna I lidze.
Wówczas na trybunach stadionu przy Reymonta panowała jednak z goła odmienna atmosfera. „Nie skandujemy nazwisk piłkarzy przy czytaniu składu, niech nowym standardem stanie się to, że na taki przywilej trzeba sobie zasłużyć, a nie po prostu być. To jest ten sezon w którym zamiast bezgranicznego wsparcia będziemy uważnie obserwować postawę drużyny i wymagać” – zapowiadają najbardziej zagorzali kibice. Wtedy Wisła zwycięstwem 4:2 nad Jeziorakiem Iława pieczętowała upragniony awans do Ekstraklasy. Tym razem natomiast Biała Gwiazda przystępuje do pierwszoligowych rozgrywek po kompromitującym spadku.
Spadku, który w Krakowie jest powszechnie postrzegany jako największa katastrofa w najnowszej historii klubu. Nic dziwnego. Mowa przecież o drugim najbardziej utytułowanym polskim zespole XXI wieku zaraz po warszawskiej Legii. Myśli o możliwej degradacji do samego końca nie dopuszczali do siebie nawet członkowie zarządu i właściciele. Wszyscy byli przekonani, że – wzorem poprzednich sezonów – jakoś uda się utrzymać.
Stało się jednak inaczej.
„Zdaję sobie sprawę z tego, że zajebałem” – przepraszał kibiców w mocnych i szczerych słowach człowiek-instytucja w Wiśle Jakub Błaszczykowski. Wiślacka opinia publiczna, co zrozumiałe, domagała się nie tylko zasłużonych przeprosin, ale przede wszystkim dogłębnej analizy przyczyn i powodów spadku. Tego jednak nie uzyskała. Klub po długotrwałej ciszy medialnej wreszcie zorganizował konferencję prasową z udziałem wszystkich decydentów, na której zamiast konkretów, można było usłyszeć tak powierzchowne konkluzje jak „mała liczba punktów spowodowana była tym, że zdobywaliśmy mało bramek” czy „zachwiana została równowaga między Polakami a obcokrajowcami, to przełożyło się na charakter, brakowało go w drużynie i szatni”.
Abstrahując od przenikliwości przytoczonych wniosków, niewątpliwie przyświecały one kierownictwu Wisły w trakcie kompletowania składu na I ligę. Biała Gwiazda została bardziej spolszczona. Obecnie w jej kadrze znajduje się 23 Polaków, podczas gdy w momencie spadku było ich tylko 15. Dodatkowo położono mocny nacisk na pozycję napastnika odpowiedzialnego za strzelanie goli. Luisowi Fernandezowi tak spodobało się życie w Krakowie, że nie trzeba go było przesadnie namawiać do pozostania w Wiśle, nawet pomimo degradacji. Pomimo posiadania dynamicznego i bramkostrzelnego Hiszpania, zespół z Reymonta wciąż poszukuje kolejnego snajpera, szczególnie w obliczu leczenia przez Zdenka Ondraska zerwanych więzadeł krzyżowych w kolanie.
„Mamy dużo młodych zawodników, ale i ci, którzy do nas przyszli i patrząc pod względem charakteru, ale i umiejętności, to są to tacy piłkarzy, którzy zdają sobie sprawę z tego jakie jest przed nami wyzwanie. Oczywiście jeśli chodzi o kadrę pierwszego zespołu to nie jest ona jeszcze zamknięta. Kwestią priorytetową jest ta związana z napastnikiem, którego chcemy pozyskać, ale nie chcemy tego robić na zasadzie działania pod presją. Chcemy pozyskać takiego zawodnika, co do którego będziemy na 100% przekonani, że podniesie jakość tej drużyny i będzie w stanie podołać tym wyzwaniom, ale i presji, która jest w Wiśle Kraków. W szczególności na tej pozycji” – przekonuje Jerzy Brzęczek.
Samo pozostawienie Brzęczka na ławce trenerskiej jest decyzją obarczoną sporym ryzykiem. I nie chodzi już tutaj o wypominanie mu rodzinnych koneksji, a co za tym idzie, sugerowanie wręcz nepotyzmu, co skądinąd jest zupełną bzdurą, o czym chyba najlepiej świadczy fakt, że w związku ze spadkiem zgodził się na pobieranie jednej czwartej dotychczasowej wynagrodzenia, podczas gdy jego kompetencje znacząco wzrosły. Z jednej strony Wisła pod jego wodzą wygrała tylko jeden z czternastu meczów, lecz z drugiej trzeba jednocześnie pamiętać, że były selekcjoner reprezentacji Polski miał wówczas do dyspozycji kompletnie przypadkową i niezbilansowaną drużynę. A mówiąc wprost – zbieraninę przeciętnych i mało zaangażowanych grajków. I przy tym za grosz szczęścia w kluczowych meczach.
Niemniej jednak po uzyskaniu statusu menedżera na wzór angielski Brzęczek nie może liczyć na jakąkolwiek taryfę ulgową jeśli chodzi o ocenę jego pracy. To on jest teraz odpowiedzialny od początku do końca za personalne kształtowanie składu i to on zostanie finalnie rozliczony za dobór zawodników i ich grę. „Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy na etapie przebudowy po tym co się wydarzyło, czyli po spadku. Patrząc na ten okres przygotowawczy, na liczbę zmian, na liczbę zawodników, która odeszła z klubu, jak również ilu ich do nas przyszło – to na pewno z pracy, którą wykonaliśmy, jestem bardzo zadowolony” – twierdzi opiekun wiślaków.
Pośród licznych zmian personalnych prawie nie zmieniło się kierownictwo Wisły. Prawie, bo poza wiceprezesem Maciejem Bałazińskim, który złożył dymisję i odszedł z klubu, stery nad Białą Gwiazdą trzymają dotychczasowi decydenci. Prezes Dawid Błaszczykowski, jego brat Jakub, a także Jarosław Królewski i Tomasz Jażdżyński są w dalszym ciągu odpowiedzialni za politykę klubu, a – jak wiadomo – ich arogancki styl i momentami niezbyt kompetentne metody zarządzania pozostawiają sporo do życzenia. To właśnie pod ich rządami Wisła notuje systematyczny regres, w efekcie którego znalazła się w I lidze.
Czy zatem przed dzisiejszym spotkaniem z Sandecją Nowy Sącz kibice Białej Gwiazdy istotnie mogą mieć powody do optymizmu? I tak, i nie.
Pomimo spadku, oznaczającego w konsekwencji uszczuplenie zasobów finansowych i konieczność szukania oszczędności (jak np. poprzez renegocjację umowy z miastem dotyczącej wynajmu stadionu), Wiśle udało się kontynuować współpracę z niemal wszystkimi sponsorami, w tym ze strategicznym – Orlen Oil, co umożliwia stabilne funkcjonowanie klubu nawet w pierwszoligowych warunkach.
Dodatkowo Biała Gwiazda nie była bierna na rynku transferowym i pozyskała kilku naprawdę interesujących zawodników. Mowa o mającym przeszłość w SSC Napoli i Pogoni Szczecin Igorze Łasickim, który został nawet kapitanem zespołu oraz wciąż utalentowanym mimo kontuzji Michale Żyro. Wzmocnieniami powinni być również francuski skrzydłowy Michael Pereira legitymujący się na swoim koncie licznymi występami w hiszpańskiej La Liga oraz aktualny wicemistrz Słowenii z FC Koper Ivan Jelic Balta. Nie można również zapomnieć o niewątpliwym sukcesie w postaci zatrzymanie dwóch kluczowych graczy – wspomnianego wcześniej Luisa Fernandeza i stopera Josepha Colleya.
Jednocześnie biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie historię, próżno dopatrywać się pozytywów. Gdy Wisła spadła z Ekstraklasy poprzednie dwa razy w 1985 i 1994 roku, potrzebowała kolejno trzech i dwóch sezonów, by powrócić do piłkarskiej elity. A przecież każdy przy Reymonta oczekuje, że droga z powrotem na najwyższy szczebel rozgrywkowy w Polsce nie zajmie dłużej niż jedną kampanię rozgrywkową.
„Wisła zawsze będzie wielkim klubem, ponad pojedynczymi osobami. Mam nadzieję, że po rocznym pobycie w I lidze, znów będziemy się cieszyć z Ekstraklasy. To moje marzenie” – kwituje Brzęczek.
Jan Broda