Yassine Bounou – skarb Sevilli
W walce o miano najwartościowszego piłkarza Sevilli mocnym konkurentem dla Julesa Kounde staje się bramkarz Yassine Bounou, przeważnie zwany po prostu Bono. Bardzo możliwe jest, że jego sprzedaż latem pozwoli zatrzymać w klubie francuskiego stopera.
Gdy po meczu z Eibar 6 lipca 2020 roku okazało się, że czeski bramkarz Sevilli Tomas Vaclik ma kontuzję i może nie wystąpić już do końca covidowego sezonu, na kibiców zespołu padł blady strach. Owszem, w większości gier Ligi Europy bronił jego zmiennik, czyli Bono właśnie, ale jednak na etapie finalnym między słupkami miał stać Czech, zawodnik o sprawdzonej klasie, jeden z najlepszych fachowców w Primera Division. Kim był wtedy przy nim Marokańczyk? W zasadzie nikim – 29-latkiem, który dotychczas nie został sprawdzony w żadnym poważnym klubie, w żadnych meczach o poważną stawkę.
Dziś sytuacja przedstawia się inaczej. W zasadzie z każdym lipcowym występem w La Liga i sierpniowym w LE, Bono rósł, a Vaclik malał. Marokańczyk olśnił i szybko stało się jasne, że teraz to on jest numerem jeden, a drżeć trzeba, kiedy nie może zagrać i między słupki musi wejść Czech. Sevilla natychmiast wykupiła go za ustaloną wcześniej kwotę 4 milionów euro z Girony, z której wcześniej był tylko wypożyczony.
W tym sezonie sprawa jest od początku jasna – Bono nie pozwala, by dawna hierarchia została przywrócona, bo wielokrotnie ratuje zespołowi punkty. Vaclik pogodził się z losem i już wie, że po zakończeniu rozgrywek opuści klub z Ramon Sanchez Pizjuan, co wcale nie znaczy jednak, że Bono ubędzie rywal. To właśnie Vaclik bowiem wyjawił, że odchodzi, gdyż jeśliby został, po wakacjach zabrakłoby dlań miejsca nawet na ławce rezerwowych, gdyż Monchi osiągnął porozumienie z bramkarzem Eibar, Marco Dmitroviciem, któremu kończy się kontrakt. Tyle że pozyskanie tak znakomitego golkipera, od kilku lat na hiszpańskich boiskach udowadnia swoją klasę, otwiera przed dyrektorem sportowym Sevilli możliwości spieniężenia Marokańczyka. W ten sposób bez straty dla wartości sportowej zespołu można zdobyć środki, które pozwolą zatrzymać inne gwiazdy, na przykład Julesa Kounde.
Cuda bramkarza
Bono urodził się w Montrealu, dokąd w celach zarobkowych wyemigrowali jego rodzice. Jednak gdy miał siedem lat, familia powróciła do Casablanki, a chłopiec podjął treningi w klubie Wydad. Gdy miał 17 lat, sprowadziła go Nicea, ale z powodu problemów biurokratycznych musiał wrócić do kraju. Dopiero drugie podejście do Europy okazało się udane i w 2012 roku został zawodnikiem Atletico Madryt. Tam jednak był tylko członkiem zespołu B. Bronić zaczął w Saragossie, z której trafił do Girony, a latem 2019 roku przeniósł się do Sevilli.
Okres zaczęty owego 6 lipca to gwiezdny czas w jego karierze. Błyskawicznie pokonywał kolejne szczeble uznania: najpierw był cennym zmiennikiem, który nie zawala meczów, gdy musi wejść między słupki. Potem solidnym fachowcem, następnie gwiazdą i zbawcą zespołu, a dziś ma status supermena. Ciągle bowiem dokłada nowe zasługi i umiejętności.
Przez długie lata na przykład słabo bronił karne. Jak sam obliczył, nie dał rady 25 razy z rzędu. Nie umiał tego robić i już, więc w Sevilli nikt cudów pod tym względem odeń nie oczekiwał. A tymczasem… gdy 19 stycznia w 90 minucie meczu z Deportivo Alaves odbił strzał Joselu z piłki ustawionej na jedenastym metrze, co zapewniło jego zespołowi trzy punkty, osiągnął 50 procent skuteczności w tej sztuce, bo na sześć rzutów karnych egzekwowanych począwszy od lipca na jego bramkę, obronił trzeciego! Wcześniej nie dali rady go pokonać 2 stycznia Nabil Fekir z Betisu i 11 sierpnia Raul Jimenez z Wolverhampton, a za każdym razem jego parada decydowała o korzystnym dla Sevilli wyniku.
W 78 minucie rozgrywanego 22 lutego meczu z Osasuną wpisał się po raz kolejny do historii klubu, bijąc rekord liczby minut bez wpuszczonego gola w lidze. Aż do tego dnia należał on do Portugalczyka Beto i wynosił 516 minut. Bono ostatecznie dociągnął do 557, dając się pokonać dopiero w meczu z Barceloną 27 lutego. Ta wspaniała passa była tyleż zasługą kolegów z linii obrony i pomocy, co i samego Marokańczyka.
Kolejny jego wielki dzień nastał 20 marca. Była ostatnia minuta meczu z Valladolid, rywal prowadził 1:0. Sevilla dostała rzut rożny, Bono udał się w pole karne rywali, piłka spadła mu pod nogi, a on wbił ją do siatki, dając remis. Stał się pierwszym w historii Sevilli bramkarzem, który strzelił gola w meczu ligowym, aczkolwiek trzeba pamiętać, że w sezonie 2006-07 w Pucharze UEFA gola na wagę awansu do kolejnej fazy strzelił w Doniecku, w meczu z Szachtarem, Andres Palop. Notabene, Dmitrović, a więc przyszły bramkarz Sevilli, też już w obecnej kampanii trafił do siatki rywali, tyle że z rzutu karego. Gdyby więc Bono został w Sevilli, ekipa ta miałaby po wakacjach duet bramkostrzelnych bramkarzy.
Fani z Maroka
Lopetegui wie, ile punktów Bono uratował zespołowi cudownymi paradami. Jednak najbardziej ceni tego zawodnika za znakomitą grę nogami. Dzięki tej umiejętności, Sevilla nie obawia się wysokiego i agresywnego pressingu rywali, bez kłopotu z niego wychodzi, inicjując groźne kontry. Tak naprawdę to jest właśnie aspekt przesądzający sprawę na rzecz Bono w rywalizacji z Vaclikiem, który jeśli chodzi o grę na linii, też zaliczał wielkie mecze między słupkami.
Dodatkowym walorem sukcesów, jakie odnosi w Sevilli Bono, a także Youssef En-Nesyri, jest wzrost popularności klubu w Maroku, będącym cennym dla Hiszpanii rynkiem. – W tej chwili liczba kibiców Sevilli w moim kraju dorównuje liczbie fanów Realu i Barcelony – śmiało obliczył bramkarz. – Kiedyś ulubionym klubem wielu Marokańczyków w La Liga było Deportivo, gdyż grał w nim z sukcesami Noureddine Naybet, teraz nastała era Sevilli.
LESZEK ORŁOWSKI
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (17/2021)