Rosną premie w europejskich pucharach. Jaki kryzys?
Dobra wiadomość dla Lech Poznań i Legii Warszawa to ta, że w tej edycji
Ligi Europy wzrosły premie wypłacane przez UEFA. Zła, że przy bonusach w
Champions League, to dalej tylko drobne.
Lech i Legia mają o co walczyć na międzynarodowej arenie (foto: Ł.Skwiot)
Robert Lewandowski w jedenastce weekendu w Europie – KLIKNIJ!Oficjalnie
europejska centrala futbolu finansową przepaść w zarobkach tłumaczy
dalszą pracą nad wizerunkiem młodszej pucharowej siostry, ale od
rebrandingu i pogrzebu Pucharu UEFA minęło już sześć lat. W
rzeczywistości prezydent Michel Platini zaburzając proporcje w premiach
sam stworzyłby konkurencję dla produktu premium jakim jest Liga
Mistrzów. Produktu, który na piłkarskim rynku marketingowym wyprzedza
konkurencję o kilka długości.
Berlin stolicą świataFinał
rozgrywek przegrywa w bitwie na wysokość słupków telewizyjnych z
decydującym meczem mundialu. Ale w rachunku ekonomicznym na większym
plusie jest UEFA niż FIFA. Champions League to mistrzostwa świata
wydłużone do ośmiu miesięcy i odbywające się co rok, a nie co cztery
lata. W walce na gwoździe programu jest już remis – ta sama, pompowana
przez media rywalizacja Cristiano Ronaldo z Leo Messim, największe
gwiazdy futbolu, przynajmniej te w sile sportowego wieku, i tak grają w
Europie w klubach, dla których LM jest podstawowym celem. Za
mistrzostwami świata unosi się zapach wszystkich afer przypisywanych na
konto Seppa Blattera, śmierć pracowników z Azji na budowach stadionów w
Katarze, szalone propozycje terminu rozegrania turnieju czy kontrowersje
wokół Rosji jako gospodarza finałów w 2018 roku. UEFA może ucierpieć
wobec zarzutów stawianych Michelowi Platiniemu po odkryciu ostatnich
wyciągów z kont bankowych i prezentów z Moskwy, ale przy grzechach
sumienia Szwajcara Francuz dalej uchodzi za świętego i trudno zgadnąć
ile dzieł Pablo Picasso trzeba byłoby znaleźć w jego szafie, aby zaczęły
uderzać w wizerunek organizacji, na czele której stoi, psując biznes.
Londyńska
agencja sponsoringowa Synergy, działająca na rynku od 1984 roku,
zajmująca się interesami Wayne’a Rooney’a i mająca w dorobku
wprowadzenie do europejskiego świata futbolu koncernu Coca-Cola
przekonując amerykańskiego potentata do zmiany barw przy akcji
promocyjnej na Euro ’96, spojrzała na tegoroczny finał Champions League w
Berlinie oczami specjalistów. Główny wniosek? UEFA dba o sponsorów
tworząc im świetne warunki do promocji.
Spotkanie na żywo
obejrzało 180 milionów widzów w 200 krajach, wliczając retransmisje
widownia urosła do 400 milionów. Eksperci skupili się na tym co w dniach
poprzedzających mecz Barcelony z Juventusem Turyn i dniu wielkiego
finału działo się w stolicy Niemiec.
– Miasto zostało opanowane
przez fanów, media, sponsorów, działaczy, kibiców i turystów. Berlin
został przykryty przez loga UEFA oraz oficjalnych sponsorów wydarzenia
na bilbordach, taksówkach, budynkach, windach i innych – napisano w
artykule pod tytułem „Pięć rzeczy jakich nauczyliśmy się na temat finału
Champions League”. To samo, w skali mikro, oglądaliśmy nieco ponad
tydzień wcześniej na ulicach Warszawy przy okazji decydującego spotkania
Ligi Europy.
Każdy z ośmiu sponsorów znajduje w tej enklawie
swoje miejsce. Ekskluzywność kosztuje: kiedy rok temu Nissan przejmował
kontrakt po Fordzie jako partner motoryzacyjny musiał zagwarantować 54,5
miliona euro rocznie. Między firmami panuje ostra konkurencja o
wykorzystanie ekspozycji w tym czasie, na czym często najbardziej
korzystają najważniejsi goście rodziny UEFA oraz dziennikarze kursujący
między kolejnymi konferencjami w ekskluzywnych hotelach. W cenie zawsze
są miejscowi bohaterowie. Twarz MasterCard – Michael Ballack –
zapraszała na spotkanie tłumaczone na kilkanaście języków. Gdyby któraś z
akcji nie wypaliła, poduszkę bezpieczeństwa odpala UEFA – w maju
miasteczko finału ustawione w samym sercu miasta tuż obok Bramy
Brandenburskiej w ciągu trzech dni odwiedziło ponad 300 000 gości i to
stamtąd przed meczem na tle sponsorskich banerów nadawały telewizje z
całego świata.
Władzom UEFA udało się wyjść z produktem poza
granice Europy. Do Berlina w oczekiwaniu na cud i zdobycie biletu
(miejscówki zostały wyprzedane w marcu) ściągnęły rzesze kibiców z Azji i
Brazylii chcących zobaczyć jak pierwszy Puchar Mistrzów w karierze
wznosi w górę Neymar. Oficjalny profil wydarzenia na Facebooku miał
tylko tego dnia 76 milionów wejść, a najwięcej według kolejności z:
Brazylii, Włoch, Indonezji, Meksyku, Stanów Zjednoczonych i Hiszpanii.
To uatrakcyjnia produkt dla reklamodawców, a sprzedającemu pozwala
dyktować wyższe ceny niż za wydarzenie lokalne. I to o czym już było,
czyli przesłanie. Trio Messi-Neymar-Suarez z czołówek gazet zepchnęło
hasła klucze Blatter i FBI na rzecz ucieszonych twarzy piłkarzy
Barcelony i przygnębionego Andrei Pirlo obejmowanego przez Paula Pogbę.
Liga Europy na plus
Premie
w Lidze Mistrzów są najwyższe ze wszystkich rozgrywek sportowych na
świecie. W sezonie 2015-16, wchodzącym w skład nowej trzyletniej umowy
obowiązującej do 2018 roku, będzie to suma 1 257 milionów euro z
połączonych źródeł za wynik sportowy i tak zwany market pool, czyli
bonusy z tytułu między innymi sprzedaży praw telewizyjnych. Ten koszyk –
warty 482,9 miliona euro za sezon – jest zależny od ilości klubów z
danego kraju biorących udział w rozgrywkach. Wielki przegrany ubiegłego
finału Juventus zarobił łącznie więcej od Barcelony, bo działką musiał
podzielić się tylko z Romą, a Duma Katalonii z Realem Madryt, Atletico
Madryt i Realem Socidead San Sebastian.
Angielskie media
spekulują, że jeśli w tym sezonie zespół z Premier League wygra
rozgrywki – w co po starcie i kryzysie z ostatnich lat trudno uwierzyć –
może osiągnąć premię na poziomie 100 milionów euro. UEFA podwyższyła
większość premii sportowych o 50 procent, a w nowym rozdaniu prawa na
tamten rynek zostały przejęte przez BT Sport za 897 milionów funtów
szterlingów, czyli dwukrotnie więcej niż w poprzednim rozdaniu płacił
Sky.
– Jako UEFA bardzo cieszymy się, że w nowym systemie
dystrybucji więcej pieniędzy trafia do klubów. To wzmacnia zasadę naszej
solidarności. Nowy system zapewnia wszystkim korzyści, także tym
klubom, którym nie udało się zakwalifikować do fazy pucharowej jednego z
pucharów. To przykład zasady solidarności, który jest kluczową
wartością UEFA – mówiła centrala ustami sekretarza generalnego Gianniego
Infantino.
Z różnicy w premiach 1 do 4,3 w poprzednim rozdaniu na
korzyść Ligi Mistrzów, w nowym współczynnik spadł do 3,3. Z sekretarzem
trzeba zgodzić się w punkcie, że zadowoleni są wszyscy.
Dalej, co
udowadniają tegoroczne przykłady West Ham United i Southampton FC, Liga
Europy nie jest warta wysiłku dla przedstawicieli angielskiej
ekstraklasy. – Na tych rozgrywkach nie da się zarobić, jeśli nie
dojdziesz przynajmniej do ćwierćfinału – powiedział wiceprezes Młotów
David Gold jeszcze przed startem zespołu w kwalifikacjach, gdzie dostali
się dzięki miejscu z klasyfikacji fair play. Dyskusję podchwycono
broniąc się wzrostem premii, pokaźnym budżetem market pool, miejscem dla
zwycięzcy w kolejnej edycji Champions League, czy wreszcie wyliczeniami
zarobków z dnia meczowego sięgającym nawet ponad 8 milionom funtów.
Jednak u progu wejścia w życie nowego wartego grubo ponad miliard funtów
za sezon kontraktu telewizyjnego w PL matematyka wytyczyła inne
priorytety angielskim klubom i w fazie grupowej rozgrywek mają tylu
przedstawicieli co ekstraklasa – Liverpool i Tottenham.
Michał CZECHOWICZ
Artykuł ukazał się w najnowszym numerze Tygodnika „Piłka Nożna”