Przejdź do treści
Rewolucja teoretyczna, nie praktyczna

Ligi w Europie Premier League

Rewolucja teoretyczna, nie praktyczna

Od ostatniej wizyty Liverpoolu na Old Trafford w Manchesterze United doszło do wielopłaszczyznowej rewolucji, która… niczego nie zmieniła. Zasypywanie przepaści, jaka dzieli odwiecznych rywali, idzie Czerwonym Diabłom jak po grudzie.



Początek kadencji Erika ten Haga nie jest udany, drużyna boryka się z tymi samymi problemami, co przed przyjściem Holendra. (fot. Forum)


24 października 2021 roku był jednym z najczarniejszych dni w historii klubu, który swego czasu nie miał sobie w Premier League równych. Owego jesiennego popołudnia jego piłkarze zostali wgnieceni w ziemię. Otrzymali miejsca VIP na koncert, który rozegrali ich przeciwnicy – z tak bliska nie podziwiał tego nikt inny. Bruno Fernandes i spółka w istocie wcielili się w rolę widzów, na nic więcej nie było ich stać. Byli kompletnie bezradni, gdy Mohamed Salah, który skompletował hat-tricka, i jego partnerzy raz za razem umieszczali piłkę w ich bramce. Skończyło się na 0:5. W starciach, w których pełniło rolę gospodarza, United nigdy wcześniej nie przegrało z The Reds większą różnicą goli. Podopieczni Ole Gunnara Solskjaera perfekcyjnie zobrazowali sens związku frazeologicznego, w którym porównuje się kogoś do dzieci we mgle.

– Manchester United musi się zmienić – stwierdził po meczu Gary Neville. Anglik nie powiedział niczego odkrywczego, to, iż Czerwone Diabły nie mogą dłużej funkcjonować w taki sposób, było jasne dla każdego, kto choć trochę interesuje się futbolem. Każdy wiedział, że 20-krotni mistrzowie Anglii nie mogą być tak zarządzani i tak grać. Że to im zwyczajnie nie przystoi. Czy od tamtego czasu, tamtej sromotnej, upokarzającej porażki na Old Trafford faktycznie coś się zmieniło? Tak. I nie. Teoria nie znalazła bowiem odzwierciedlenia w praktyce.

W teorii klub mianował nowego dyrektora generalnego, któremu zlecono odmienienie tego, jak United radzi sobie poza murawą. Znienawidzony przez kibiców Ed Woodward odszedł, jego miejsce zajął Richard Arnold. Przewaga drugiego nad pierwszym miała polegać na tym, że nie przeceni on własnych kompetencji (dobrze zna się na finansach i marketingu, na sporcie nieco gorzej) i zadanie budowania kadry powierzy specjalistom. Ludziom, którzy potrafią wyznaczyć konkretny, właściwy kierunek, a następnie konsekwentnie do niego dążyć. Spodziewano się, że na pierwszy plan wysunie się John Murtough, dyrektor sportowy.

W praktyce dyrektor generalny wciąż bierze aktywny udział w przeprowadzaniu transferów. Lata po Barcelonach i Amsterdamach, próbując przekonać piłkarzy do przenosin na Old Trafford. Dyrektor sportowy oczywiście mu towarzyszy, ale nie sprawia to, że powiedzenie „co dwie głowy, to nie jedna” zyskuje potwierdzenie, a Czerwone Diabły mogą czuć się jednymi ze zwycięzców letniego okna transferowego. Wprost przeciwnie. Na chwilę przed końcem czasu wymian drużyna nadal ma ogromne braki jakościowe i niezaspokojone potrzeby na kilku pozycjach. Jeśli Erik ten Hag łudził się, iż już w okresie przygotowawczym będzie pracował ze skompletowaną kadrą – jak Juergen Klopp – szybko został sprowadzony na ziemię. Gdyby w siedzibie Manchesteru United istniało specjalne pomieszczenie do planowania ruchów transferowych – należy mieć podejrzenie graniczące z pewnością, że nie istnieje – panowałby w nim totalny rozgardiasz, bałagan, chaos. Klub stara się o tak różnych od siebie zawodników występujących na tej samej pozycji, że kompletnie nie widać w tym sensu. Żadnego ładu i składu. Żadnej konstruktywnej myśli przewodniej. Od miesięcy bezskutecznie zabiegał o Frenkiego de Jonga, przez jakiś czas usilnie starał się o Adriena Rabiota, a ostatecznie sprowadził Casemiro. Co łączy wszystkich tych graczy? Tylko formacja, w której występują na murawie. I to wystarczy, pal sześć charakterystykę, dopasowanie do pomysłu, jaki na futbol ma szkoleniowiec. Nie wiedząc, jak rozwinie się sytuacja z pragnącym odejść Cristiano Ronaldo, United rozpaczliwie rozgląda się za nowym napastnikiem. Na rynku nie ma już najbardziej łakomych kąsków – Darwin Nunez, którego chciano wykupić z Benfiki, trafił do Liverpoolu – więc czerwoną koszulkę przymierza lub przymierzało się Alvaro Moracie, Raulowi de Tomasowi, Jamiemu Vardy’emu, Mauro Icardiemu, Marko Arnautovicowi, Metheusowi Cunhi czy Arkadiuszowi Milikowi. Co łączy wszystkich tych graczy? Ponownie tylko formacja, w której występują na murawie.

W teorii klub zatrudnił nowego trenera (od tamtego nieszczęsnego październikowego dnia zespołem zajmowali się już trzej następcy Ole Gunnara Solskjaera, z tym że Michael Carrick i Ralf Rangnick jedynie tymczasowo), który miał odmienić boiskowe oblicze Czerwonych Diabłów. Nadać im bardziej pozytywną, nowoczesną, zorganizowaną, a przede wszystkim skuteczną twarz. Wyeliminować błędy. Poprawić wyniki.

W praktyce po udanym okresie przygotowawczym Manchester United zaczął sezon najgorzej od dekad. Po dwóch porażkach – czy może raczej porażce i blamażu – osiadł na dnie tabeli Premier League. Nie jest ani pozytywny, ani nowoczesny, ani zorganizowany, ani skuteczny. Wciąż popełnia te same błędy (w wyprowadzaniu piłki z defensywy i pomocy, bronieniu dostępu do własnej bramki) i ma te same problemy (z wcielaniem planu na mecz w życie, pressingiem, wykorzystywaniem schematów budowania akcji ofensywnych, kompaktowym ustawieniem w fazie defensywnej), co u schyłku ery Solskjaera i w okresie pracy Rangnicka. Ten Hag jest rzecz jasna na początku swojej kadencji, potrzebuje czasu (którego jak sam zauważa nie ma). Nie pora, by go skreślać. Na pytanie, ile zajmie mu wyciągnięcie podopiecznych z kryzysu i czy w ogóle zdoła to zrobić, nie ma jednak odpowiedzi. Nikt nie wie, czy Holender nie skończy jak jego poprzednicy.

 


 

W teorii klub odświeżył kadrę zawodniczą. Na ostatnie spotkanie domowe z Liverpoolem powołano Masona Greenwooda, Edinsona Cavaniego, Jessego Lingarda, Paula Pogbę (14 minut po pojawieniu się na murawie obejrzał czerwoną kartkę) oraz Nemanję Maticia, których dziś nie ma już na Old Trafford. Są za to Lisandro Martinez, Tyrell Malacia, Christian Eriksen i Casemiro.

W praktyce: czy oznacza to, iż drużyna odnotowała znaczący i niezbędny skok jakościowy? Czy w szatni nie ma już żadnych zgniłych jaj, które psują atmosferę? Czy zespół jest zjednoczony w dążeniu do wspólnego celu? Czy panuje w nim niczym niezmącona kultura pracy na korzyść kolektywu? Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Przebudowa kadry trwa, ale należy mieć poważne wątpliwości co do tego, czy zmierza we właściwym kierunku i czy jest przeprowadzana w odpowiednim tempie. Może gdyby pierwszy mecz ligowy nie przyniósł powrotu duetu McFred, a Eriksen nie zagrał najpierw jako fałszywa dziewiątka, a potem jako cofnięty pomocnik, byłoby inaczej.

Od 24 października 2021 roku w Manchesterze United zmieniło się tak wiele, by zmieniło się tak niewiele. W Liverpoolu od tamtego dnia również doszło do roszady na stanowisku dyrektora sportowego, kadra przeszła lekki lifting, a nowy sezon zaczął się rozczarowująco. Pod względem zarządzania i gry w piłkę The Reds nadal wyprzedzają jednak Czerwone Diabły o lata świetlne. I dlatego niezmienne pozostaje także to, kto jest faworytem starcia, do którego dojdzie na Old Trafford w poniedziałkowy wieczór.

Maciej Sarosiek

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 45/2024

Nr 45/2024