Przejdź do treści
Ralf Ragnick, czyli koniec z wypaleniem

Ligi w Europie Bundesliga

Ralf Ragnick, czyli koniec z wypaleniem

Felix Magath powiedział kiedyś, że taktyka jest dla złych piłkarzy. Natomiast Ralf Rangnick pokazał, że dzięki niej dobrzy piłkarze mogą stać się jeszcze lepsi. Nie może dziwić, że wszystkich elektryzuje wiadomość o możliwym powrocie na ławkę ojca chrzestnego nowoczesnej piłki w Niemczech.


Ralf Ragnick (fot. Reuters)

MACIEJ IWANOW

Był zimny lutowy dzień 1983 roku. Szóstoligowa Viktoria Backnang mierzyła się w meczu towarzyskim z Dynamem Kijów, prowadzonym przez legendarnego Walerego Łobanowskiego. W pewnej chwili Ralf Rangnick – grający trener Viktorii musiał się zatrzymać i… przeliczyć piłkarzy rywali. – Coś było nie tak. Czy na boisku było trzynastu czy czternastu ich zawodników? Wcześniej graliśmy z najlepszymi zespołami – wprawdzie zawsze przegrywaliśmy, ale przynajmniej dawali nam chwilę wytchnienia. Kijów był pierwszym zespołem, który stosował ciągły pressing. To było moje piłkarskie objawienie. Zrozumiałem, że istnieje inny styl gry – wspominał w webinarze dla Coaches Voice. To objawienie ukształtowało całą jego późniejszą karierę i trenerską filozofię.

Gegenpressing
– Nie było książek, nie było ćwiczeń. Nawet nie było fachowego słownictwa, żeby opisać to co działo się na boisku. Wiedzieliśmy tylko, że to przyszłość i musimy to rozgryźć – kontynuował Rangnick. Niemiecki futbol był wówczas sztywny i od lat zasiedziały. Filozofia Rangnicka oparta na naciskaniu i kontratakowaniu rywala zwana gegenpressingiem była zupełnym novum, a Niemcy nie lubią rewolucyjnych zmian, które burzą ustalony i funkcjonujący porządek.

W 1998 roku wystąpił w studiu ZDF, gdzie na tablicy magnetycznej objaśniał jakie korzyści przyniosłoby przejście na grę czwórką obrońców. W kraju, który wynalazł pozycję libero było to piłkarską herezją. Spotkało go za to wiele słów krytyki. Zarzucano, że jeszcze nic nie wygrał, a śmie pouczać innych. Wtedy jeszcze nie poważano trenerów, którzy nie mieli za sobą udanej kariery piłkarskiej. Ale jego wzorem był Arrigo Sacchi, a ten powiedział kiedyś: – Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że aby zostać dżokejem, musisz najpierw być koniem.
Rangnick chciał gasić ogień ogniem. Uważał, że pressing i kontratak to klucz do nowoczesnej piłki. Gra pozycyjna przeciwko „autobusom” zaparkowanym w polu karnym zmusza według niego do dłuższego posiadania piłki, co wytrąca tempo gry zespołu. 

– Jeśli masz zbyt duże posiadanie piłki to twoja gra przypomina piłkę ręczną i do niczego nie prowadzi – twierdził. Uczył swoich piłkarzy grać ryzykownymi podaniami, które mogły skutkować stratą, bo wtedy otwierała się możliwość kontrataku. Zwracał uwagę, że kluczem do przyspieszenia gry nie są „szybsze stopy”, lecz „szybsze umysły”. Szybsza analiza, szybsze podejmowanie decyzji, szybsze działanie. W tym celu w Lipsku zamontowano rewolucyjną maszynę SoccerBot, która pozwalała piłkarzom na symulację kluczowych momentów spotkań. 

Andreas Beck, były piłkarz Hoffenheim w wywiadzie dla portalu goal.com: – Kiedy Ralf stał się częścią Bundesligi, zdecydowanie wprowadził innowację. Graliśmy z nim niesamowitą piłkę w Hoffenheim. To był ciągły atak i napór na bramkę przeciwnika, bez chwili oddechu. Na starcie sezonu byliśmy w czołówce ligi. Nikt nie znał Hoffenheim, a nasz system gry był czymś nowym.
Rangnicka po telewizyjnym występie nazywano lekceważąco profesorem. Po latach przyznano mu jednak rację. Potrafił wyjaśnić Niemcom taktykę i przekonać ich, że można grać szybko i agresywnie.

Trener, Dyrektor, Nauczyciel
Rangnick polaryzuje środowisko kibicowskie. Dla jednych jest piłkarskim lordem Vaderem, który przez swoją pracę w Hoffenheim i Lipsku symbolizuje wszystko co złe w obecnej piłce nożnej. To on „skaził” Bundesligę „plastikowymi” klubami. Dla innych jest jednak bohaterem. Do dzisiaj w Hanowerze traktują go jak zbawcę, który wprowadził klub na salony po latach zapaści. Gdy przyjechał z Hoffenheim po raz pierwszy, podszedł pod trybunę ultrasów i dostał owację na stojąco. W Schalke również wspominają go z sentymentem. 

Jest jednym z nielicznych, którzy równie dobrze radzili sobie na linii dyrygując piłkarzami jak i w dyrektorskich gabinetach. Rangnick powiedział kiedyś żartobliwie, że nie wyobraża sobie bycia dyrektorem sportowym, bo żaden trener nie byłby dla niego wystarczająco dobry. Życie zmusiło go jednak do zmiany zdania. Wypalenie zawodowe, na jakie cierpiał zmusiło go do zrobienia kroku w tył, choć paradoksalnie zrobił dwa w przód.
Zawsze miał silny związek ze swoimi piłkarzami. Żartował, że jednym z plusów bycia dyrektorem sportowym jest ucieczka przed muzyką w szatni. – Kiedy przestaniesz rozumieć ich lęki i aspiracje, to musisz zrezygnować z dalszej pracy – mówił. Doskonale zdawał sobie sprawę, że oprócz mozolnych treningów, odpraw taktycznych i analiz ogromne znaczenie mają emocje. To czy pobudzi piłkarzy do dodatkowego wysiłku podczas meczu, do heroicznego zrywu: – Taktyka i zasady są niezwykle ważne, ale są tylko środkiem do celu. Moją pracą jest poprawa graczy. Oni podążają za tobą jeśli czują, że stają się dzięki tobie lepsi. To największa możliwa i najszczersza motywacja. 

Rangnick jest bez wątpienia ojcem chrzestnym niemieckiej nowoczesnej myśli szkoleniowej. Wystarczy popatrzeć na nazwiska jakie przewinęły się przez lata współpracy z nim. Od Thomasa Tuchela i Marco Rose, którzy grali w jego zespołach poprzez Niko Kovaca, a na Julianie Nagelsmannie kończąc. Na starcie obecnego sezonu Bundesligi siedem z osiemnastu klubów było prowadzonych przez trenerów, którzy spędzili czas z Rangnickiem. A trzeba dodać do tego szkoleniowców w Premier League, Ligue 1 i Eredivisie. To Rangnick wpłynął swego czasu po części na Juergena Kloppa. Gdy Hoffenheim w 2008 roku rozbiło jego Borussię Dortmund 4:1, Kloppo stwierdził, że musi zacząć grać tak jak on. 

Były asystent Rangnicka w Lipsku i wymieniany w gronie kandydatów do objęcia posady w klubach Bundesligi Jesse Marsch powiedział w wywiadzie dla ESPN: – Piękno Ralfa polega na tym, że ekscytuje się nowymi ideami i pomysłami. Jest jednocześnie tradycjonalistą i innowatorem. Jego kontrastująca ze sobą mentalność i zdolność do ciągłego rozwoju oraz adaptacji do młodszego pokolenia – to dar.
Rangnick jest nie tylko świetnym trenerem, ale i wyjątkowym dyrektorem. Zawsze powtarza, że jego filary sukcesu opierają się na trzech „k”: kapitale, koncepcji i kompetencjach. Wyjaśnił to na łamach ESPN: – Posiadanie do dyspozycji pieniędzy jest pomocne, ale bez pozostałych dwóch „k” same sobie nie pomogą. Aby odnieść trwały sukces musisz mieć plan rozwoju klubu i znaleźć kompetentnych ludzi do realizacji koncepcji.
Te trzy „k” były podstawą sukcesu sportowego Red Bulla. Trzeba do tego dodać jego ogromne zaufanie wobec skautów. – Nie ma sensu rozwijać działu skautingu, jeśli się ich potem nie słucha. Konieczne jest aktywne planowanie transferów, a nie poleganie jedynie na agentach polecających swoich zawodników – nie ma wątpliwości.

Na ratunek Schalke?
Nazwisko Rangnicka otwiera w Niemczech wiele drzwi. Jest gwarancją fachowości, profesjonalizmu i jasnej wizji. Dlatego zupełnie nie dziwi fakt, że przewijało się ono w kontekście wakatów w wielu klubach czy nawet reprezentacji. Ralf Rangnick jest najbardziej pożądanym człowiekiem w branży, ale i paradoksalnie w wielu przypadkach niewybieralnym. Nie jest w jego stylu przychodzić na gotowe. Jest konstruktorem i architektem. Uwielbia budować praktycznie od zera tak jakby kluby piłkarskie były dla niego zestawami klocków. I musi mieć władzę absolutną. Jest typem dyktatora, co przeszkodziło w negocjacjach z Herthą, czy chociażby z Milanem.
W 2019 roku Rangnick w wywiadzie dla angielskiego „Guardiana” powiedział: – Gdyby jakikolwiek klub chciał ze mną rozmawiać, to moje pytanie musiałoby brzmieć: czy mogę być kimś, kto może wpływać na obszary rozwoju w całym klubie? W przeciwnym razie dostaniesz tylko połowę tego, do czego jestem zdolny. 

Rangnicka bierze się albo w całości, albo w ogóle. Obecnie jesteśmy świadkami historii pod tytułem: „Powrót Rangnicka do Schalke”, które jest w fazie absolutnego rozkładu i potrzeba kogoś odpowiedzialnego, by ponownie je posklejał. Dla Rangnicka byłby to sentymentalny powrót. Zawsze powtarzał, że Schalke zajmuje osobne, wyjątkowe miejsce w jego sercu. Dla Schalke to z kolei wybór najlepszy z możliwych i przede wszystkim bezpieczny. Za Rangnickiem przemawiają czyny – po ostatnie trofeum Koenigsblauen sięgnęli właśnie za jego kadencji. To gdzie obecnie znajdują się Hoffenheim czy Lipsk jest jego zasługą. Naturalnie stały za tym spore pieniądze, ale trzeba umieć je wydawać, a przypadek Herthy pokazuje, że nie jest to prosta sprawa.

Za Rangnickiem stoi grupa inwestorów i bardzo poważnych ludzi, która naciska na zarząd Schalke. Oferowała nawet wielomilionową i nieoprocentowaną pożyczkę w przypadku, gdy klub go zatrudni. To pokazuje skalę determinacji i uznanie dla jego know-how. Stoją za nim również kibice, którzy masowo podpisywali petycje. Według pierwszych doniesień Rangnick miał podpisać z Die Knappen pięcioletni kontrakt i zostać dyrektorem sportowym z miejscem w zarządzie. Dodatkowo chciał osobiście poprowadzić Schalke w pierwszym sezonie w drugiej lidze a jak pokazuje historia – jest gwarantem awansu. Co to oznaczałoby dla obecnego trenera Grammozisa, który miał mieć gwarancję zatrudnienia nawet po spadku? Cóż – bycie asystentem i uczniem Rangnicka nie jest złą rzeczą, a wręcz trampoliną do dalszej kariery.

Gdy rozpoczęły się pierwsze rozmowy, a media zgodnie informowały już o zbliżającym się kompromisie, jak grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość o rezygnacji Rangnicka. W sobotnie przedpołudnie wydał oświadczenie, że wprawdzie jest poruszony odzewem kibiców Schalke i bardzo chciałby pomóc, ale nie czuje się na siłach w związku z wieloma nieprzewidzianymi zdarzeniami wewnątrz klubu. Mówiąc prościej: Rangnick nie wyobraża sobie współpracy z obecnym zarządem i przewodniczącym Jensem Buchtą. Grupa wspierająca Rangnicka nie składa jednak broni i twierdzi, że to nie koniec. W dalszym ciągu ma zamiar zainstalować go w klubie. Można podejrzewać, że oświadczenie jest formą wywarcia presji, aby wymusić rezygnację Buchty i jego popleczników. Następne dni/tygodnie będą niezmiernie interesujące. Powrót Rangnicka do niemieckiej piłki stanowiłby wartość dodaną. Nie mówiąc już nawet o wymarzonej sytuacji, w której sam stanąłby na linii i dyrygował piłkarzami.

Historia go zapamięta
Po syndromie wypalenia nie ma już śladu. Rangnick jest pełen energii i chciałby pewnie na koniec swojej piłkarskiej przygody ponownie zapisać piękny i znaczący rozdział. Minęło ponad dwadzieścia lat od jego pamiętnego wystąpienia w telewizji. Dzisiaj już nikt nie powie, że taktyka jest dla słabych piłkarzy, a wręcz przeciwnie. Coraz więcej trenerów w Bundeslidze wywodzi się z jego „szkoły”. Wyprzedził epokę o dobre dziesięć czy piętnaście lat i mimo iż jego prywatna półka z trofeami na niemieckiej ziemi jest mizerna (ledwie Puchar Niemiec, Superpuchar oraz Puchar Ligi z Schalke) to w przyszłości nikt nie odmówi mu miana jednej z najwybitniejszych postaci niemieckiej myśli szkoleniowo-dyrektorskiej. Profesor z Backnang zrewolucjonizował piłkę w Niemczech i pokazał w ciągu ostatnich dwóch dekad, że można połączyć tradycyjne niemieckie cnoty czyli dyscyplinę, walkę i wolę zwycięstwa do samego końca z nowoczesnym i strategicznym podejściem do gry.

Pamiętna tablica magnetyczna do dzisiaj znajduje się w domu Rangnicka. ZDF podarował mu ją w prezencie. 


TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” 12/2021

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 44/2024

Nr 44/2024