Pierwszoligowy falstart Arki
Arka Gdynia trzeci sezon z rzędu występuje na zapleczu Ekstraklasy. W ostatnich dwóch latach gdyńskim piłkarzom brakowało dobrej dyspozycji na finiszu rozgrywek, gdyż w obu przypadkach odpadli w półfinale pierwszoligowych baraży. Teraz zespół Gdyni ma problemy już na starcie.
Sezon 2021/2022 zakończył się dla gdyńskich działaczy, piłkarzy i kibiców sporym rozczarowaniem. Najpierw Arce zabrakło punktu do uzyskania awansu bezpośredniego do Ekstraklasy (o punkt lepszy był Widzew Łódź). Z kolei 26 maja podopieczni trenera Ryszarda Tarasiewicza przegrali na własnym stadionie w słabym stylu półfinał baraży z Chrobrym Głogów 0:2. Historia sprzed roku więc się powtórzyła – drugi raz z rzędu Arka nie osiągnęła swojego celu, jakim był powrót do Ekstraklasy.
Mimo wszystko podjęto trzecią próbę, aby powrócić do Ekstraklasy. Jeśli spojrzymy na skład gdynian z ostatniego meczu poprzedniego sezonu i zestawimy to z tym, jakie zestawienie Arka ma na ten moment, to można stwierdzić, że jakość składu i zawodników jest podobnie wysoka, jak na pierwszoligowe realia.
Pierwsza jedenastka Arki na mecz z Chrobrym Głogów (26 maja, 0:2): Krzepisz – Marcjanik, Bunoza, Dobrotka – Żebrowski, Milewski, Deja, Kobacki – Adamczyk, Aleman – Kuzimski
Pogrubione są nazwiska zawodników, których w gdyńskim klubie już nie ma. O ile większość kibiców w Gdyni z ulgą przyjęła wiadomość o odejściu słabo grającego w Arce Gordana Bunozy, to trochę bardziej mogło zaniepokoić odejście Adama Deji (do Korony Kielce) czy Olafa Kobackiego. Ten pierwszy był jedną z ważniejszych postaci w środku pola w zespole i potrafił zagrozić bardzo dobrym uderzeniem z dystansu. Z kolei Kobacki był czołowym młodzieżowcem 1. Ligi i robił sporo zamieszania w bocznych sektorach boiska. Działaczom Arki udało się jednak przedłużyć kontrakt ze swoim utalentowanym zawodnikiem do 2026 roku, ale żeby dać mu możliwość większego rozwoju, to postanowiono go wypożyczyć na najbliższy rok. W taki o to sposób Kobacki trafił do ekstraklasowej Miedzi Legnica.
Jednak Arka i tak wzmocniła się tego lata. Z ekstraklasowego spadkowicza z Łęcznej latem dołączyli doświadczeni piłkarze w postaci Janusza Gola i Bartosza Rymaniaka. Ponadto też do Gdyni na wypożyczenie trafił napastnik Omran Haydary, a po paru latach przerwy powrócił do drużyny boczny obrońca, Przemysław Stolc. Dodatkowo z Chrobrego Głogów doszedł mający za sobą dobry sezon na pierwszoligowych boiskach, Marcel Ziemann. Na koniec warto dodać, że w Gdyni pozostali Karol Czubak, Hubert Adamczyk czy Martin Dobrotka, czyli zawodnicy bardzo ważni dla gdyńskiego zespołu, a którzy mogliby grać już w którymś z ekstraklasowych klubów. W takim zestawieniu Arka ponownie ma szansę na uzyskanie awansu do Ekstraklasy.
Przedsezonowy sygnał ostrzegawczy
Niepokojącym sygnałem, że forma gdyńskich piłkarzy nie jest najlepsza, były letnie sparingi. Piłkarze Arki rozegrali sześć spotkań, z czego aż cztery z nich przegrali. Dwa razy były to porażki z drugoligowymi zespołami. Ponadto też nie odnieśli żadnego zwycięstwa i łącznie strzelili we wszystkich starciach cztery gole.
Letnie sparingi Arki: 18.06 Radunia Stężyca 0:0, 25.06 Olimpia Elbląg 1:3 (gol: Żebrowski), 28.06 Wisła Płock 0:2, 02.07 Stomil Olsztyn 1:3 (Kuzimski), 03.07 Radomiak Radom 2:3 (Aleman, Predenkiewicz), 08.07 Chojniczanka 0:0
Wyniki i gra gdyńskich piłkarzy w letnim okresie przygotowawczym mogły zaniepokoić fanów Arki. Jednakże sparingi to często testowanie rożnych wariantów taktycznych, dawanie szansy gry większej ilości zawodników niż w ciągu rozgrywek. W związku z tym też czasami nie warto przywiązywać do tych rezultatów większej wagi. Mimo wszystko jednak w przypadku Arki to pokazało, że podopieczni trenera Tarasiewicza są w gorszej dyspozycji i problemy z wynikami mogą być już na samym starcie rozgrywek.
Ważna wygrana na Śląsku, domowe rozczarowanie
Inauguracja ligowego sezonu mogła jednak wlać nieco optymizmu wśród gdyńskich kibiców. Arka wygrała na trudnym terenie w Bielsku-Białej z Podbeskidziem 1:0. Gdynianie zagrali poprawne zawody, a gola na wagę trzech punktów strzelił młodzieżowiec Kacper Skóra po podaniu Karola Czubaka. Trzy punkty warto tym bardziej docenić, zwłaszcza że na Śląsku z powodu kontuzji mięśniowej nie zagrał lider Arki – Hubert Adamczyk. Jednakże na dzisiaj to jedyne zwycięstwo gdyńskiej drużyny w tym sezonie, a w kolejnych trzech spotkaniach wyniki osiągane przez gdyńskich zawodników nie wyglądały tak jak powinny.
Po starciu z Podbeskidziem, przyszedł pierwszy domowy mecz z Zagłębiem Sosnowiec. W nim gdynianie odnieśli bezbramkowy remis. Jednak ofensywna gra piłkarzy Arki wyglądała wtedy w miarę poprawnie. Zespół z Trójmiasta kreował sobie sytuacje bramkowe i miewał fragmenty dobrej gry. Mimo wszystko nie potrafił wykorzystać prawie dwudziestu minut gry w przewadze, po tym jak z boiska za dwie żółte kartki zszedł pomocnik Zagłębia – Maksymilian Rozwandowicz. Sporo zastrzeżeń można było mieć po tym starciu również do trenera gdynian. Ryszard Tarasiewicz dokonał wtedy tylko trzech zmian, pomimo tego, że jego piłkarze byli nieskuteczni i brakowało im dokładności w kreowaniu akcji ofensywnych w drugiej połowie, a na tablicy wyników widniał bezbramkowy remis. Ponadto dopiero w doliczonym czasie gry zdecydował się na dołożenie drugiego napastnika, aby wykorzystać grę w przewadze. Szkoleniowiec gdynian po meczu argumentował tę decyzję tym, że nie opłacało się na początku sezonu podejmować aż takiego ryzyka, aby zdobyć trzy punkty.
– Nie miałem do końca takiego odczucia, aby wszystko rzucić na szalę. Nie byłem do końca przekonany, czy drużyna, która gra o jednego zawodnika mniej i dobrze broni jako cały zespół i czy w tej sytuacji zmieniłoby coś wpuszczenie drugiego zawodnika ofensywnego. Mamy drugą kolejkę, gdzie nie straciliśmy gola. – mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener Arki, Ryszard Tarasiewicz.
Tylko warto przypomnieć, iż w poprzednim sezonie do awansu do Ekstraklasy Arce zabrakło punktu, a w tym starciu nie zaryzykowała walki o zdobycie dwóch „oczek”. Jeśli chce się awansować, to trzeba takie potyczki wygrywać. Trzeba w takich sytuacjach ryzykować. Zwłaszcza kiedy ma się przewagę na boisku, a rywal ma problem z wykreowaniem groźnej akcji bramkowej. A przede wszystkim jest się lepszą drużyną.
– To było dobre spotkanie z naszej strony. Brakowało tylko wykończenia jednej sytuacji i ten worek z bramkami by się rozwiązał. Nie wykorzystaliśmy tych sytuacji, jest tylko remis, ale myślę, że jest to dobry prognostyk przed kolejnymi meczami. – komentował z kolei pomocnik Arki, Janusz Gol.
Kontrowersje w Krakowie, strata punktów u siebie
Później nadszedł mecz w Krakowie, który był bardzo nerwowy i nieco kontrowersyjny. Sędzia Jarosław Przybył pokazał aż 15 kartek, a Arka kończyła mecz w „dziewiątkę” po czerwonych kartkach dla Marcjanika i Alemana. Gdynianie grający w osłabieniu nie potrafili dojść do dobrej okazji bramkowej. Ponadto też nie oddali żadnego celnego strzału na bramkę rywala. Również, gdyby nie dobra dyspozycja bramkarza Kacpra Krzepisza, to w stolicy Małopolski Arka mogłaby przegrać więcej niż 0:1. W dodatku z powodu swojego zachowania (atak na piłkarza rywala poza grą) Aleman został zawieszony na trzy następne spotkania.
O ile za porażkę w Krakowie nie można mieć pretensji do drużyny, to jednak o stratę punktów w domowym meczu z Sandecją już zdecydowanie tak. Zarówno do piłkarzy, jak i trenera. Arka w pierwszej połowie była lepsza od swoich rywali. Bardzo poprawnie spisywała się formacja ofensywna, a dobrze prezentowali się w niej Mateusz Stępień i Omran Haydary. Arka kreowała sobie dogodne okazje na zdobycie bramki. Jednak gdynianie byli nieskuteczni i do przerwy prowadzili tylko 1:0 po bramce Czubaka.
W drugiej połowie z kolei Arka grała wolniej i bez pomysłu na stworzenie groźnej okazji bramkowej. Mimo wszystko zespół z Trójmiasta wciąż prezentował się lepiej od swoich rywali. Jednakże nieskuteczność i niekonsekwencja w ataku okazała się zgubna dla zespołu trenera Tarasiewicza. W doliczonym czasie gry w polu karnym gospodarzy zrobiło się zamieszanie i po dośrodkowaniu w pole karne zawodnika drużyny gości, Sandecja doprowadziła do wyrównania. Kolejne dwa cenne punkty uciekły.
Było to też kolejne spotkanie, w którym trener Tarasiewicz dokonał tylko trzech zmian. Może i pole manewru było mocno ograniczone (zabrakło Adamczyka, Alemana, Rymaniaka czy Skóry), ale wciąż można było ten temat lepiej rozegrać. Na przykład dokonać tych zmian wcześniej i nie pozwolić rywalom na doprowadzenie do remisu. Zamknąć wcześniej kwestię zdobycia trzech punktów drugim strzelonym golem, a tak tylko kolejne dwa punkty uciekły.
– Taki sam obraz tego spotkania, jak w meczu w Zagłębiem. Mamy wystarczającą ilość sytuacji, aby strzelić nie jedną, ale dwie bramki. Trzeba powiedzieć, że po spotkaniach z Zagłębiem i Sandecją powinniśmy mieć cztery punkty więcej. To boli, ale to dobrze, że takie sytuacje przytrafiają nam się teraz, a nie w 31. czy 32. kolejce sezonu. – mówił z kolei na pomeczowej konferencji z Sandecją trener Tarasiewicz.
Warto znowu powtórzyć, że jeśli chce się wywalczyć awans, to trzeba prezentować równą formę przez cały sezon. Nie można sobie pozwalać na stratę punktów w meczach, gdzie jest się lepszym zespołem. Bo takie detale mogą później przesądzić o kwestii wywalczenia sobie miejsca w Ekstraklasie.
– Mieliśmy przewagę nad drużyną z Nowego Sącza. Wydało się, że kontrolujemy mecz, strzelamy gola, ale to nie wystarczyło, bo dostaliśmy bramkę w końcówce. Mogliśmy zamknąć ten mecz w pierwszej połowie, sam miałem 2-3 dobre sytuacje na zdobycie gola. – skomentował po meczu napastnik Arki, Karol Czubak.
Napastnik Arki zwrócił też uwagę na słuszną rzecz, której gdynianom brakuje na początku sezonu. Umiejętność zamykania spotkań. Gdyńscy zawodnicy prowadzą grę, kontrolują tempo spotkania, ale brakuje im postawienia kropki nad „i”. To nie zemściło się w Bielsku-Białej, gdzie rzutu karnego na 2:0 nie wykorzystał Aleman. Z Zagłębiem wciąż udało się zdobyć punkt. Jednak ze Sandecją kosztowało to już utratę dwóch cennych „oczek”.
Jaka powinna być reakcja klubu?
Pięć punktów w czterech ligowych meczach. Cztery punkty zgubione w domowych spotkaniach na własne życzenie. Cztery „oczka” straty do miejsc premiowanych awansem. Dwie stracone, ale też tylko dwie zdobyte bramki. Problemy ze skutecznością pod bramką rywala i nierówno rozgrywane połowy w ofensywie. Trzeba powiedzieć wprost, że gdyńska maszyna zaliczyła spory falstart na początku walki o awans do Ekstraklasy w tym sezonie.
Wiadomo, że mamy dopiero początek rozgrywek i jeszcze można wszystkie straty nadrobić. Ponadto też w pełnym składzie piłkarzom Arki powinno być łatwiej o dobre wyniki. Jednak czy gra Arki pozwala wierzyć w to wierzyć, że będzie lepiej? Czy Ryszard Tarasiewicz ma pomysł jak poprawić wyniki zespołu w najbliższym czasie? Moim zdaniem warto jeszcze zaufać Tarasiewiczowi, ale szkoleniowiec przez swoje ostatnie decyzje i wyniki sprawił, że zaufanie do jego osoby wśród kibiców i działaczy nieco zmalało. Czasu na poprawę zostało mu już coraz mniej.
Już się mówi (m.in. na portalu „Weszło”) o tym, że posada trenera Tarasiewicza w Gdyni jest zagrożona. Z pewnością kluczowe dla jego przyszłości będą najbliższe dwa wyjazdowe starcia w tym tygodniu. W meczach w Rzeszowie i Łęcznej Tarasiewicz musi zdobyć komplet sześciu punktów, jeśli chce w spokoju dalej pracować i walczyć o awans do Ekstraklasy z Arką. Inny dorobek punktowy po tych pojedynkach może sprawić, że morale w Gdyni będą na niskim poziomie, a zmiana na pozycji szkoleniowca będzie niewykluczona. Czołówka może zacząć uciekać, a Arce może być trudno ją dogonić na czas.