Oto największy ekolog wśród piłkarzy
Zielony, kolor w tym przypadku jest bardzo ważny, człowieczek kompletnie oderwany od świata, w którym wylądował, ale mimo wszystko nie ustający w wysiłkach, żeby konsekwentnie, ale po dobroci proponować swoje reguły i propagować swoje poglądy. Największy ekolog wśród piłkarzy, najlepszy piłkarz wśród ekologów – oto Morten Thorsby z Sampdorii.
Jest jak Greta Thunberg, z tą różnicą, że Szwedka dzięki działalności na rzecz ochrony środowiska już uzyskała międzynarodową rozpoznawalność i status symbolu. Norweg działa na mniejszą skalę, ale mierzy wysoko – w 3 miliardy odbiorców deklarujących zainteresowanie futbolem. Ich pragnie uwrażliwiać, edukować i przekonywać. A że jego kariera nabiera rozpędu i popularność rośnie, to misja zyskuje na skuteczności i rozmiarach.
Jak ziemniak
W tym okienku transferowym nie narzekał na brak zainteresowania. Z Sampdorii myślało go wyrwać Napoli, pojawił się na celowniku Milanu, wreszcie najbardziej konkretnych kształtów nabrała oferta Atalanty Bergamo. Trzeci zespół poprzedniego sezonu gotów był wyłożyć 6 milionów euro, zaproponować czteroletni kontrakt i pensję w wysokości miliona euro rocznie. Dla Thorsby’ego, który na początku pobytu w Genui wyglądał jak brzydkie kaczątko, byłby to pod każdym względem duży krok do przodu.
Trener Eusebio di Francesco nie cenił go, pomijał, skazał na ławkową anonimowość i czekanie na nie wiadomo co. To, co jego podopieczny zrobił przez pięć sezonów w lidze holenderskiej nie miało dla niego żadnego znaczenia. Nim Norweg zniechęcił się do nowego klubu i kraju, doczekał się zmiany trenera. A z Claudio Ranierim zaczął pisać zupełnie inną bajkę. Doświadczony szkoleniowiec szybko nagrodził rezerwowego za to, co ten pokazywał na treningach. Angażował się bardziej od innych, walczył, biegał jak szalony. Według jednej z opowieści samego Ranieriego, po sprawdzeniu zapisu gps-ów po jednej z gier wewnętrznych, która trwała godzinę, może ciut więcej, okazało się, że Thorsby pokonał 12 kilometrów. Grzechem było takiego konia trzymać w stajni. Został więc puszczony w teren i już nie potrzebował dużo czasu, żeby pokazać walory i zaskarbić sympatię wszystkich. Kibice przecież uwielbiają piłkarzy zostawiających na boisku całe serce, nie odpuszczających bez względu na to, o jaką stawkę gra się toczy, nie pękających przed wielkimi i nie lekceważących słabszych. Taki właśnie jest Norweg.
Przy tym uniwersalny. Na który odcinek trener by go nie rzucił, tam dawał radę. Ze względu na tę cechę w ojczyźnie nazwali go ziemniakiem. Nic obraźliwego, po prostu jak ziemniak pasował do każdej potrawy. A jeszcze umiał je doprawić golami. Bezkompromisowy i odważny w powietrznych pojedynkach, dlatego przydatny przy stałych fragmentach gry. W poprzednim sezonie uderzeniami głową pokonał bramkarzy Atalanty, Bolonii i Verony. A strzelanie w lidze włoskiej rozpoczął od San Siro, kiedy w zamieszaniu po rzucie rożnym wcisnął – wyjątkowo nogą – piłkę do bramki Samira Handanovicia z Interu. Wtedy stał się siódmym Norwegiem (między innymi po Tore-Andre Flo, Johnie-Arne Riise i Johnie Carewie) w historii z golem w Serie A. Start do tego sezonu uczcił bramką dającą awans do następnej rundy Coppa Italia z Alessandrią. Oczywiście zdobył ją głową.
Żeby nie było tak słodko, do ideału mu daleko. W tym całym swoim zaangażowaniu kosi równo z trawą, z tym że bez złośliwości i brutalności. Ot, faule wynikające z walki i gry kontaktowej, ale jednak faule. Z liczbą 72 popełnionych i średnią 2,2 zajął drugie miejsce w sezonie 2020-21. Więcej żółtych kartek obejrzało tylko czerech piłkarzy. Wśród trzech najczęściej wykonujących wślizgi był także on. Za to tylko jeden pokonywał większe dystanse podczas meczu od niego. Jego licznik zatrzymał się na 11 kilometrach i 568 metrach. Lider Marcelo Brozović z Interu miał przebieg 11 kilometrów i 811 metrów.
Rzadziej ze złej, częściej pokazując się z dobrej strony na pewno stał się piłkarzem widocznym i ważnym. Dla Sampdorii nawet ważniejszym niż inny (także ze względu na techniczne umiejętności i jednak skalę talentu) Skandynaw, odkrycie Euro 2020 Duńczyk Mikkel Damsgaard. A że piłkarz grający, to piłkarz mówiący, więc popularność Thorsby’ego rosła z każdym udzielonym, wywiadem, bo też miał do powiedzenia rzeczy daleko odbiegające od standardowych.
Gramy w zielone
Miłość do natury wyssał z mlekiem matki. Twierdzi, że jak każdy Norweg, był przyzwyczajony od najmłodszych lat do rodzinnych wypraw w góry, nad jeziora, do lasów. – My obcując z przyrodą na co dzień czujemy się wobec niej mali, jesteśmy pełni pokory. Natomiast w państwach uprzemysłowionych, w którym zwykłego obywatela otacza głównie beton, uważają, że ją sobie podporządkowali – tłumaczył różnicę.
Mając taką wrażliwość i widząc krzywdę zadawaną środowisku przez człowieka, postanowił stanąć w obronie słabszego. Krucjatę na rzecz ekologii rozpoczął w 2016 roku, kiedy był zawodnikiem Heerenveen. Rozkręcił akcję zbierania plastiku i ograniczenia jego użycia, zaangażował się na rzecz instalowania paneli solarnych i popularyzacji używania roweru: niby zwykłych Holendrów nie należało do tego zachęcać, ale piłkarzy z ligi holenderskiej, zakochanych w swoich samochodach, już tak. On najczęściej docierał na treningi na tym środku lokomocji. Chciał dawać przykład, być inspiracja dla innych, pomału tworzył wspólnotę.
Jego działalność szybko została zauważona i doceniona w Holandii. W 2017 roku otrzymał drugą nagrodę za – co brzmi górnolotnie, ale trudno o lepsze określenie – postawę obywatelską i zaangażowanie w życie społeczne. Na większe wyróżnienie zasłużył wówczas tylko Tom Beugelsdijk z Den Haag za działalność na rzecz biednych.
Mniej więcej wtedy założył fundację pod nazwą „We play Green” i stał się jej twarzą. Od początku jednym z jej głównych celów było uświadamianie, jak ważna jest ochrona środowiska i pokazywanie, co i ile w tym kierunku robią piłkarze i ich kluby. Inicjowali różne akcje, powstawały propagandowe filmiki, których zasięg jednak nie był zbyt duży (cały czas są do obejrzenia na koncie instagramowym piłkarza). Jednak już wkrótce ma powstać duży spot, z udziałem wielu futbolowych gwiazd, wzorowany na pokazywanym przed meczami Ligi Mistrzów i podczas ważnych piłkarskich turniejów reprezentacyjnych spocie antyrasistowskim. Thorsby jako ambasador walki o czystą naturę odbywa spotkania z politykami i ministrami. Od ministra środowiska rządu włoskiego uzyskał obietnicę lobbowania na rzecz wpisania loga fundacji i jej nazwy na koszulki wszystkich drużyn Serie A. Być może także na stadiony.
Z 2 na plecach
Sam świeci ekologicznym przykładem. Jest wegetarianinem. Używa tylko elektrycznego auta Tesla. Używałby roweru, ale w Genui jest to o tyle trudniejsze niż w Holandii, że teren pagórkowaty i kręty, za każdym zakrętem czają się zjazdy lub podjazdy i odległości do pokonania większe.
– Kolegom parkującym w ośrodku treningowym swoje różne cudeńka mówię, żeby przejechali się na próbę moim samochodem i gwarantuję im, że nie poczują większej różnicy. Niektórzy przyznali mu rację – opowiadał w wywiadach. Zresztą już na dzień dobry musiał wprawić w konsternację działaczy Sampdorii, kiedy odmówił przylotu do klubu na podpisanie kontraktu. Nie przyjął biletu lotniczego, bo wybrał podróż elektrycznym autkiem i nim wjechał do Serie A. Spakował się w rodzinnym Oslo i odcinek wielkości 2 tysięcy kilometrów podzielił na cztery odcinki: z Oslo do Kopenhagi, z Kopenhagi do Hamburga, z Hamburga do Como i z Como do Genui. Podróżował dwa dni. Kiedy wybiera się po sezonie do ojczyzny, może zmienić trasę, ale środka lokomocji nigdy.
Samolotem tylko w razie wyższej konieczności i służbowo, ale i wtedy narzuca sobie obowiązki ekologiczne. Za każdym razem decyduje się na opłatę kompensacyjną za zanieczyszczenie powietrza CO2. Od dobrych paru lat każdy pasażer może zdobyć na podobny gest, ale jak szacują linie lotnicze zainteresowanie nie przekracza kilku procent.
Przed tym sezonem zmienił numer na koszulce. Z 19 zszedł na 2, co oczywiście również odbyło się nie bez ważnej przyczyny. To dla upamiętnienia jednego z postanowień porozumienia paryskiego na rzecz ochrony środowiska zobowiązującego państwa świata do ograniczenia wzrostu temperatury poniżej 2 stopni Celsjusza. Dzięki dwójce na koszulce Norwega i opowieściom na ten temat telewizyjnych komentatorów ta informacja dotrze do milionów osób, którym porozumienia paryskie były kompletnie nieznane.
Mimo że na boisku nie oszczędza się i biega za dwóch, to jeszcze ma siły na udział w akcjach stowarzyszenia „Trip in Your Shoes”, które organizuje wyprawy po wcale nie takich niskich genueńskich wzniesieniach. Wędrują, zbierają śmieci, nagrywają filmy, edukują. Naprawdę trudno o większego oryginała w generalnie snobistycznym, opływającym we wszystkie luksusy, oderwanym od rzeczywistości środowisku piłkarskim. Jest jak ten zielony ufoludek, który przybył ziemianom na ratunek przed nimi samymi. Dlatego trzeba mu mocno kibicować.
TOMASZ LIPIŃSKI