75 dni musieli czekać kibice najbardziej konkurencyjnej, a zdaniem wielu także najlepszej ligi świata. Ale to już, angielska Premier League wraca i znów wiele wskazuje, że będzie to niezapomniany sezon.
Kto sięgnie po mistrzostwo Anglii? (fot. Reuters)
Rozgrywki 2022-23 będą specyficzne, choćby z tego powodu, że zwyczajowo w momencie największych zimowych emocji zostaną przerwane. Wszystko z powodu finałów mistrzostw świata, które zaplanowano na listopad i grudzień tego roku w Katarze, a które muszą zostać rozegrane między innymi kosztem kompletnego przemeblowania zmagań w ligach krajowych. Kiedy więc sezon ruszy, a nastąpi to już 5 sierpnia na Selhurst Park, derbowym starciem Crystal Palace z Arsenalem, popędzi na złamanie karku.
SPRAWA WEWNĘTRZNA
Czy także w tym sezonie walka o tytuł mistrzowski pozostanie sprawą Manchesteru City i Liverpoolu. Kto lepiej wytrzyma trudy kampanii? Czyja filozofia okaże się lepsza – Juergena Kloppa czy Pepa Guardioli? Cztery z pięciu poprzednich tytułów przypadły Hiszpanowi i jego drużynie, ale niewykluczone, że w sezonie 2022-23 The Citizens będą musieli odpierać ataki także innych przeciwników. Kandydatów do tego, by pokrzyżować szyki gigantom, nie brakuje i można mieć poważne wątpliwości, czy tak jak w ubiegłym sezonie, czy też podczas rozgrywek 2018-19, na dystansie 38 kolejek przedzieli ich zaledwie punkt, przy czym oba zespoły przekroczą granicę 90 zdobytych oczek.
Wymierną zmianą w przypadku Liverpoolu i Manchesteru City jest fakt, że menedżerowie obu zespołów postanowili w lecie nieco inaczej rozłożyć akcenty, szczególnie w ataku. Guardiola po odejściu Sergio Aguero uznał, że środkowy napastnik w drużynie wcale nie jest mu potrzebny do szczęścia, a przynajmniej tak mu się wydawało. Front zmienił podczas minionego sezonu, kiedy to już bez ogródek przyznał, że będzie się starał o pozyskanie dziewiątki z najwyższej półki. – Klub potrzebuje napastnika – stwierdził w marcu. – Jeśli wygrywamy, wszyscy mówią, że świetnie sobie radzimy bez kogoś takiego, ale gdy przegrywamy, to wina braku snajpera. Prawda jest taka, że grając w Anglii, potrzebujesz napastnika. My próbowaliśmy radzić sobie bez niego, ale czasami to nie było możliwe.
DWÓCH GIGANTÓW
Efektem przemyśleń Guardioli było sprowadzenie Erlinga Haalanda z Borussii Dortmund, a więc zawodnika, o którego biło się pół Europy. Argumenty The Citizens były jednak zbyt silne. Mniej więcej w tym samym czasie do akcji wkroczył Juergen Klopp i także postawił na kolosa – dosłownie – w formacji napadu. Wybór padł na piekielnie utalentowanego Darwina Nuneza, który mimo krótkiego czasu spędzonego w klubie już zdołał rozkochać w sobie widzów. Wkupne postawił podczas meczu z RB Lipsk w trakcie letniego tournee, kiedy to zdobył cztery bramki. Rywalizacja Liverpoolu i Manchesteru City może więc wskoczyć na nowy poziom. Do tej pory było to starcie dwóch klubów, dwóch filozofii trenerskich i niesamowitych potencjałów ofensywnych. Teraz może do tego dojść bitwa dwóch klasowych dziewiątek.
Tyle że kolejka tych, którzy chcieliby pomieszać szyki faworytom jest długa i już tradycyjnie znajdują się w niej inne wielkie, aczkolwiek nieco ostatnio zakurzone firmy. Kolejną próbę powrotu na szczyt podejmują w czerwonej części Manchesteru. Po pogrzebaniu projektu, który swoim nazwiskiem firmował Ralf Rangnick, tym razem zadania podjął się Erik ten Hag. Wszystkie jego wcześniejsze osiągnięcia wyglądają na papierze dość okazale, ale przecież dokładnie to samo można było powiedzieć o Rangnicku, Jose Mourinho czy też Louisie van Gaalu. Żaden z nich nie podołał zadaniu.
STARZY I NOWI
Na Old Trafford nie próżnują, oprócz sprowadzenia do klubu nowych twarzy, kluczem do czegokolwiek w tym sezonie może być odpowiednie wyczyszczenie kadry z graczy, którzy do tej pory przeszkadzali i ograniczali wolność innych. Mowa o Paulu Pogbie, po wygaśnięciu umowy przeniósł się do Juventusu, a także o… samym Cristiano Ronaldo. Co i rusz pojawiają się doniesienia, że 37-latek nie jest szczęśliwy w Manchesterze bez Ligi Mistrzów i chciałby odejść. Czy w takiej sytuacji Ten Hag powinien się długo zastanawiać nad zgodą na sprzedanie Portugalczyka? Wydaje się, że nie, nawet biorąc poprawkę na to, że chętni na skorzystanie z jego usług wcale nie ustawiają się w długiej kolejce. Ronaldo nie przystosował się do stylu gry zespołu, to reszta kolegów musiała się dostosować do niego. Ronaldo ma najmniejszy współczynnik startów do pressingu ze wszystkich graczy występujących w ofensywnej formacji, licząc ligi top5. I w końcu, Ronaldo jest już w mocno zaawansowanym wieku, który nie uprawnia do stwierdzenia, że można wokół niego budować projekt na przyszłość. Portugalczyk stał się gorącym kartoflem, żaden klub z czołówki nie pali się do tego, by postarać się o jego usługi. Najbardziej znamienna była reakcja kibiców Atletico Madryt, którzy na wieść o możliwym transferze piłkarza rozpoczęli internetową akcję protestacyjną pod kryptonimem #ContraCR7.
Ten Hag musi stawiać na młodych, podobnie jak to robi Mikel Arteta. Jego Arsenal już w poprzednim sezonie był najmłodszą drużyną Premier League i w tym startującym nic w tej kwestii się nie zmieni. Co więcej, w północnym Londynie przeszli w tryb aktywności i można postawić tezę, że tak dobrego okienka transferowego nie pamiętają nawet najstarsi kibice Kanonierów – Gabriel Jesus, Fabio Vieira, Ołeksandr Zinczenko, Marquinhos, a do tego powrót Williama Saliby. To i utrzymanie w drużynie największych gwiazd, sprawia, że na Emirates Stadium nie będzie już mowy o żadnych wymówkach. Awans do kolejnej edycji Champions League będzie dla Artety i jego podopiecznych obowiązkiem, bo apetyty w klubie sięgają walki o trofea.
Oprócz Arsenalu i Manchesteru United w grze cały czas pozostają Chelsea oraz Tottenham. Oba zespoły skończyły ubiegły sezon w top4, oba okrzepły pod wodzą Thomasa Tuchela oraz Antonio Conte, ale czy kadrowo są mocniejsze niż sezon wcześniej? W przypadku The Blues nie musi to być wcale takie oczywiste. Wysoko przegrany sparing z Arsenalem (aż 0:4), a także sposób, w jaki Chelsea poniosła porażkę pokazują, że drużyna Tuchela funkcjonuje jeszcze poniżej poziomu. Po odejściu z klubu Romelu Lukaku i Antonio Ruedigera potrzeba będzie nieco czasu zanim Raheem Sterling czy Kalidou Koulibaly zdołają wejść w ich buty. Równocześnie trzeba mieć świadomość, że kilka celów transferowych przeszło Tuchelowi koło nosa. Tak było między innymi z Julesem Kounde czy Raphinhą, do których dużo bardziej przemówiły oferty gry w Barcelonie.
KTO DOŁĄCZY?
Po słynnej wielkiej czwórce Premier League od dawna nie ma śladu, od lat mowa o wielkiej szóstce, która jednak regularnie jest atakowana – z powodzeniem – przez inne kluby. Najbardziej jaskrawym przykładem jest Leicester City, mistrz kraju z sezonu 2015-16, który przez kilka kolejnych lat od zdobycia tytułu gościł w czołówce i tylko własnej nieudolności na finiszach zawdzięczał to, że nie grywał regularnie w rozgrywkach Champions League.
W trakcie poprzedniej kampanii Lisy tak mocne i konsekwentne już nie były, ale chociaż wielu wieszczyło, że formuła projektu Brendana Rodgersa już się wyczerpała, to ten pozostał na stanowisku i w sezonie 2022-23 będzie starał się pokrzyżować szyki potentatom. Problem w tym, że giganci, w przeciwieństwie do Leicester, mocno się zbroją, a gruszek w popiele nie zasypiają także inni, którzy czekają na swoją szansę w drugim szeregu.
Najpoważniejszym kandydatem do tego, by zmienić układ sił w czołówce jest Newcastle United. Klub, który z miejsca – po przejęciu przez Saudyjczyków – stał się najbogatszym w Premier League, a to oczywiście ma swoje konsekwencje. Eddie Howe już w trakcie poprzedniego sezonu udowodnił, że jest w stanie stworzyć ciekawy projekt, jednak wyprowadzenie drużyny ze strefy zagrożonej spadkiem to jedno, a przedarcie się do czołówki i ugruntowanie w niej pozycji, to zupełnie inna bajka. Młody menedżer jest jednak gotowy na podjęcie rękawicy. – Czy odczuwam presję? Jeśli mam być szczery, niespecjalnie mnie to wszystko przeraża – stwierdził w rozmowie z „Daily Mail”. – Choć oczywiście oczekiwania wzrosły, wchodzimy na nowe terytorium.
MŁOT CZY WILK?
Tłok w górnej połowie tabeli może być w tym sezonie niemiłosierny. Po wielu chudych latach do czołówki doszlusował bowiem West Ham United z Łukaszem Fabiańskim. Doświadczony bramkarz przedłużył na kolejny sezon umowę z londyńczykami i będzie śrubował swój rekord w liczbie występów w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. Do tej pory udało mu się uzbierać aż 314 meczów, z czego najwięcej rozegrał w barwach Swansea – 149. W West Hamie Fabiański ma ich 133. Piłkarze Davida Moyesa w drugiej z kolei edycji zagrają także w europejskich pucharach, a bez szerokiej kadry łączenie zmagań międzynarodowych z krajowymi byłoby niemożliwe. Nayef Aguerd, Flynn Downes czy Gianluca Scamacca to nie są być może nazwiska, które rzucają na kolana, ale Moyes już nie raz udowodnił, że warto mu zaufać. Zdaniem komentatora stacji Sky Sports, Paula Mersona, kwestia coraz większych oczekiwań wobec drużyny może w pewnym momencie zacząć ciążyć. – Poprzeczka została podniesiona bardzo wysoko, West Ham może w pewnym momencie paść ofiarą własnego sukcesu – powiedział.
Spore oczekiwania będą towarzyszyły także występom ekipy z Molineux. Wolves w poprzednich sezonach śnili o top4, jednak w tym zbliżającym się nawet myślenie o takim sukcesie może się wydawać zbyt śmiałe. Bruno Lege dysponuje co prawda solidnym zespołem, jednak trudno oczekiwać, by był on w stanie zagrać o coś więcej niż górna połowa tabeli. To samo czeka zapewne Everton, który po fiasku poprzedniego sezonu musiał poważnie zweryfikować ambicje. Nie bez kozery zresztą angielscy bukmacherzy uważają Franka Lamparda za bitego faworyta do straty pracy w pierwszej kolejności. Kolejne miejsca zajmują Ralph Hassenhuettl z Southampton i Jesse Marsch z Leeds United.
Dwaj ostatni szkoleniowcy prowadzą zespoły, w których występują polscy piłkarze, a więc Jan Bednarek i Mateusz Klich – pierwszy był w lecie często wymieniany w kontekście transferu za nawet kilkanaście milionów funtów.
Po spadku Norwich City w Premier League nie ma już Przemysława Płachety, który nie podbił angielskich boisk, a na powrót do gry będzie musiał jeszcze poczekać Jakub Moder – dochodzi do zdrowia po zerwaniu więzadła krzyżowego, opuści pierwszą część sezonu. Z kolei Matty Cash jest pewniakiem w Aston Villi i jednym z ulubieńców Stevena Gerrarda. W poprzednim sezonie to właśnie obrońca The Villans był jednym z pięciu graczy w całej lidze, który wystąpił we wszystkich 38 meczach, spędzając na boisku 3380 minut. Więcej rozegrali jedynie David de Gea, Hugo Lloris i Illan Meslier, jednak oni występują w bramce. Czy swoich szans doczekają się Michał Karbownik i Kacper Kozłowski z Brighton? Jak spiszą się Mateusz Lis z Southampton i Mateusz Bogusz z Leeds? Nadchodzące miesiące mogą być dla nich czasem weryfikacji.
SZUKANIE GWIAZD
W poprzednim sezonie pozycji wielkich dominatorów ligi, a więc Mohameda Salaha, Kevina De Bruyne, Harry’ego Kane czy Hueng-min Sona mieli zagrozić między innymi Romelu Lukaku, Jadon Sancho czy Cristiano Ronaldo. Żaden z nich nie wzniósł się jednak na absolutne wyżyny swoich umiejętności. Ba, ten pierwszy został po raz kolejny zweryfikowany przez Premier League i z podkulonym ogonem wrócił do Interu Mediolan. Czy więc w tym sezonie można oczekiwać, że pierwszy szereg gigantów powiększy się o nowe nazwiska? Bez dwóch zdań trzeba mieć na uwadze Haalanda oraz Nuneza, a więc dwie wieże z Manchesteru i Liverpoolu. Pełną piersią po zmianie klubu powinien oddychać Gabriel Jesus, któremu będą wtórować młode wilki Artety, a więc Saka, Martinelli, Odegaard i Smith-Rowe. Na jeszcze więcej liczą w Chelsea w przypadku Masona Mounta i Kaia Havertza, a jeśli z Old Trafford pożegna się CR7, do czołówki zdecydowanie powinien wrócić Bruno Fernandes, który przy swoim rodaku nie był w stanie w pełni rozwinąć skrzydeł. Swoją wartość powinni potwierdzić Trent Alexander-Arnold i Declan Rice, a wielką zagadką będzie to, jak w barwach Manchesteru United spisze się Christian Eriksen – odbudowanie się w Brentford to jednak nie to samo, co bezustanna presja na Old Trafford.
TEKST UKAZAŁ SIĘ NA ŁAMACH TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (NR 31/2022)