Mistrzowie niespodzianek w drodze na Stadion Narodowy
14 maja piłkarze często niechciani w innych drużynach oraz ci, którzy do tej pory byli zbyt młodzi, by powierzyć im ważne zadania, sensacyjnie wyeliminowali SSC Napoli z Ligi Europy. Nie byłaby to jeszcze tak wielka niespodzianka, gdyby nie dokonała się na etapie półfinału tych rozgrywek. Nadzieja zszarganej wojną Ukrainy – Dnipro Dniepropietrowsk – już w środę zagra na Stadionie Narodowym w Warszawie z Sevilla FC Grzegorza Krychowiaka.
Jewhen Konoplanka – największa gwiazda Dnipra
Spokojne miasto
Przedstawiając drużynę z Dniepropietrowska nie sposób nie zawiązać do działań militarnych, jakie rozgrywają się zaledwie 250 kilometrów na wschód od tego miasta. To właśnie one były bezpośrednim powodem, z którego władze UEFA nakazały rozgrywanie meczów domowych Dnipra na Stadionie Olimpijskim w Kijowie. Prawdą jednak jest, że w mieście położonym nad Dnieprem na co dzień jest dosyć spokojnie. Tak czy inaczej, mieszkańcy są mocno zaniepokojeni sytuacją w niedalekim Donbasie.
Kołomojszczyzna
Jednym z nich jest Ihor Kołomojski, będący właścicielem sensacji tegorocznej edycji Ligi Europy. 52-latek jeszcze niedawno był gubernatorem tamtejszego okręgu, przez niektórych nieoficjalnie zwanego Kołomojszczyzną. To z uwagi na rządy twardej ręki. Kołomojski wkrótce po wybuchu wojny dał o sobie znać i sfinansował uposażenie Batalionu Dnipro, walczącego w Donbasie z separatystami. Nieco wcześniej zrobił jednak coś, bez czego nie byłoby dzisiejszego sukcesu biało-niebiesko-błękitnych. Z racji władania ogromnym majątkiem, stać było go na wybudowanie stadionu i całego zaplecza treningowego.
Zaciąg niechcianych
W dalszym ciągu jednak Dnipro – mimo posiadania tak nowoczesnej infrastruktury – nie było w stanie nawiązać walki z wielkimi Premier Lihy: Szachtarem Donieck, Dynamem Kijów i Metalistem Charków. Z ostatniego z zespołów do składu finalisty LE trafił Papa Gueye. Zaciąg z drużyny Górników był jeszcze bardziej widoczny. Artem Fedecki i Jewhen Selezniow mieli w Doniecku bardzo silnych rywali o miejsce w składzie w osobach Darijo Srny i Luiza Adriano. Gdy przechodzili do Dnipra, mogli pomyśleć, że czeka ich sportowy regres. Tymczasem to właśnie Selezniow w starciu z Napoli zdobył decydujące o wywalczeniu przepustki do Warszawy bramki. Drugą z nich na stadionie w Kijowie obserwowało ponad 62 tysiące kibiców.
Trener z wiarą
Nawet najlepsza orkiestra symfoniczna nie zagra jednak jak należy bez odpowiedniego dyrygenta. Tym w Dniprze jest Myron Markiewicz, trener głęboko wierzący w swoich podopiecznych. Oczko w głowie szkoleniowca to drugi z Jewhenów – Konoplanka. Dla 25-latka ukraińska liga zaczyna robić się zbyt ciasna i po sezonie ten dynamiczny pomocnik najprawdopodobniej przeniesienie się na Zachód. Wróćmy jednak do odpowiedniego nastawienia Markiewicza.
– Niezmiennie uważam, że możemy wygrać Ligę Europy. Nikt nie wierzył, że dotrzemy do ćwierćfinałów i proszę, jesteśmy w nich – mówił przed kwietniowym dwumeczem z Clubem Brugge.
Defensywa i kontrowersje
I faktycznie, jego gracze uczynili wówczas kolejny krok w kierunku Warszawy. Jak zwykle zaprezentowali solidną, a zdaniem wielu nudną grę w obronie i jednocześnie próbowali swoich sił w ataku. Do przejścia do kolejnej rundy wystarczyło jedno trafienie, a Belgowie – którzy wcześniej w LE nie przegrali – mogli się pakować do domów.
Kto odpowiadał za późniejsze wyeliminowanie Napoli – już wspomnieliśmy. Nie obyło się jednak bez kontrowersji, bowiem gol na 1:1 na Stadio San Paolo został przez Selezniowa zdobyty ze spalonego.
– Jestem wybitnie wściekły – grzmiał po meczu prezydent Partenopei, Aurelio De Laurentis. – Nie mogę krytykować chłopaków, bo dali z siebie wszystko, ale Dnipro miało sędziego po swojej stronie – dodał.
Z decyzją arbitra nie zgadzał się również trener neapolitańczyków, Rafa Benitez. Przed jego graczami było jednak jeszcze spotkanie w Kijowie. Tam nie potrafili pokazać swojej siły ofensywnej znanej w Serie A. Znakomicie w obronie zagrało za to Dnipro i to głównie w zdyscyplinowanej grze na własnej połowie trzeba doszukiwać się największej siły Ukraińców. W tej edycji Ligi Europy biało-niebiesko-błękitni, grając w Kijowie, nie stracili ani jednej bramki.
Gościnna Warszawa?
Stawka warszawskiego finału to nie tylko prestiż i pieniądze. Jego zwycięzca – poza sławą – zyska również prawo udziału w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. Czy podopieczni Markiewicza będą w stanie po raz kolejny zwabić w swe ramiona odrobinę szczęścia, czy może ich sukcesem samym w sobie powinien być przyjazd na Stadion Narodowy w Warszawie? Jeśli tylko poczują się jak u siebie, to wszystko jest możliwe. Pytanie więc: na ile gościnna będzie Warszawa.