Łukasz Sierpina. Czwarty sezon i… ostatni?
Łukasz Sierpina rozegrał więcej meczów w I lidze niż w Ekstraklasie. 32-letni skrzydłowy wierzy jednak w swoje możliwości i szanse poprawienia statystyk w barwach Podbeskidzia, które od spadku przed czterema laty nie było tak blisko awansu.
Poprowadzi Górali do awansu? (fot. Jakub Ziemianin / 400mm.pl)
KAMIL SULEJ
Rozmawiamy po testach na obecność koronawirusa. Jak one wyglądały?
Testy jak testy – mówi Sierpina. – Zostaną one przeprowadzone na bazie pobranej od nas krwi. Nie denerwowałem się. Stres mógłby się pojawić, gdyby któryś z chłopaków z drużyny narzekał na stan zdrowia. Byliśmy w stałym kontakcie i wiem, że wszyscy dobrze się czuli, nie mieli żadnych niepokojących objawów.
Jak wyglądał powrót do treningowego życia?
Początkowo dostaliśmy pozwolenie na treningi indywidualne lub w parach. Na zajęcia w większych grupach musimy poczekać do czasu, kiedy otrzymamy wyniki badań. Sami jesteśmy ciekawi jak będziemy wyglądać po tej przymusowej przerwie. To nie będzie ciągłość tego, co zaczęliśmy w marcu. W sumie – jedna wielka niewiadoma, ale i tak lepiej trenować wspólnie niż biegać indywidualnie.
Ostatni rozegrany mecz Podbeskidzia, z Wartą, był pana dwusetnym na zapleczu Ekstraklasy. Milej byłoby, gdyby taki jubileusz przypadał w elicie, gdzie ma pan 60 spotkań…
Chciałbym grać jak najwięcej i jak najwyżej. Jeżeli wrócimy do gry to zrobię wszystko, żebyśmy łapali punkty i wygrywali mecze. Jak wszystko dobrze się potoczy, to w przyszłym sezonie dane mi będzie podkręcić ekstraklasowy licznik. Uważam, że teraz jestem bardziej świadomym piłkarzem. Dzięki doświadczeniu potrafię wyciągnąć z siebie to, co najlepsze. Ponadto owocuje współpraca z trenerem Brede, u którego mam najlepsze statystyki. Jeżeli uda się awansować, to Podbeskidzie nie powinno być chłopcem do bicia.
Kiedy przychodził pan do Podbeskidzia prawie cztery lata temu, to raczej nie po to, żeby przez ten cały okres grać w I lidze?
Zgadza się. Ówczesny prezes Tomasz Mikołajko przekonywał, że nic innego jak awans do Ekstraklasy go nie interesuje. Wiemy dobrze jak to się potoczyło. Gram już czwarty sezon w I lidze. Mam nadzieję, że już ostatni.
Atutem Podbeskidzia jest silna ofensywa, która zimą jeszcze została wzmocniona Kamilem Bilińskim. Co jak co, ale strzelców wśród Górali nie brakuje.
Jesteśmy mocni. Mamy tak skomponowaną drużynę, że nie ma jednego-dwóch najważniejszych elementów. Przeciwnicy muszą skupiać się na całości, a nie na wyłączeniu lidera, którego nie ma. Każdy zawodnik może dać coś od siebie i pomóc w zdobyciu trzech punktów. W tym sezonie strzela prawie każdy – obrońcy po stałych fragmentach gry, skrzydłowi, napastnicy. W poprzednich sezonach liderowało dwóch lub trzech piłkarzy, więc obecne „rozwiązanie” jest dużo lepsze. Wszystko dobrze nam się zazębia. Mogliśmy natomiast spokojnie przywieźć więcej punktów z boisk przeciwników. Musimy jednak patrzeć na to, co jest dobre i co nam się udało. Jesteśmy na pierwszym miejscu i wszystko zależy od nas.
W realizacji celów powinna pomóc gra u siebie. Stadion Podbeskidzia od kilku miesięcy jest twierdzą.
To było jedno z naszych założeń na ten sezon. Przede wszystkim dlatego, że w poprzednich latach bywały problemy z wygrywaniem u siebie. Teraz nasz stadion to atut.
Niedawno podsumowywaliśmy minioną dekadę w I lidze. Jak według pana zmieniły się rozgrywki przez ten okres?
I liga poszła do przodu. Po pierwsze dlatego, że zaplecze Ekstraklasy stało się bardziej medialne. Kiedyś liczyła się tylko najwyższa liga, a o niższych myślano, że grają sobie i tyle. I liga w ostatnich latach nabrała rozpędu. Więcej meczów jest pokazywanych w telewizji, a do tego, infrastruktura stadionowa uległa znaczącej poprawie. Więcej drużyn nie chce grać jedynie o przetrwanie, ale zamierza zrobić postęp, zrobić awans. Pod tym względem liga jest atrakcyjniejsza. Poza tym coraz więcej lepszych piłkarzy można znaleźć na boiskach I ligi. Wielu zawodników, mając propozycję z Ekstraklasy i z jej zaplecza ma podstawy, by zastanawiać się, w której lidze powinni grać. I organizacyjnie i finansowo rozgrywki poszły do przodu.
Po przymusowej przerwie układ sił może ulec zmianie, jednak trudno uwierzyć, że czołowa trójka – Podbeskidzie, Warta i Stal – spuszczą z tonu. Czy to między nimi rozegra się walka o awans?
Pierwsza trójka będzie liczyła się, jednak nie zdecydowałbym się na skreślenie drużyn z miejsc 4-8. Różnica punktowa nie jest duża. Każde potknięcie drużyn ze ścisłej czołówki sprawi, że peleton będzie gonił. Wizja barażów dla drużyn z miejsc 3-6 sprawia, że każdy po ostatniej kolejce będzie chciał się w nich znaleźć i przedłużyć swoje szanse na wymarzony awans. Gdyby do końca zostało sześć kolejek powiedziałbym, że będzie im ciężko, ale przy dwunastu tabela może wywrócić się do góry nogami.
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 19/2020)