Przejdź do treści
LM: Docenieni i niedocenieni faworyci

Ligi w Europie Liga Mistrzów

LM: Docenieni i niedocenieni faworyci

Finał Ligi Mistrzów odbędzie się 1 czerwca w Londynie. Ale kto w nim zagra? Po pierwszej kolejce rozgrywek jesteśmy już trochę mądrzejsi niż przed nią, ale to oczywiście nadal jest tylko wróżenie. Niemniej spróbujmy.



„Last train to London” – „Ostatni pociąg do Londynu” to nagrany w 1979 roku znakomity utwór ze znakomitej w całości płyty „Discovery” zespołu Electric Light Orchestra. „To była jedna z tych nocy/Jedna z tych nocy, kiedy czujesz, że ziemia przestaje się kręcić” – śpiewał Jeff Lynne. Z pewnością jak co roku taka noc zdarzy się też 1 czerwca w Londynie. Każdy chciałby ją tam przeżyć. A jedyny pociąg w miniony wtorek i środę dał sygnał i odjechał. Oczywiście jeszcze można wskakiwać w biegu, po pierwszej kolejce fazy grupowej nic nie jest przecież przesądzone, ale pewne rzeczy dało się dostrzec.

W ramce podajemy notowania najsilniejszych zespołów po tym, jak wszyscy uczestnicy już się zaprezentowali w rozgrywkach. Czy można zgodzić się z bukmacherem? Szanse, których zespołów na końcowy triumf naszym zdaniem przeszacował, a których nie docenił wystarczająco mocno?

Manchester City

Obrońcy trofeum zaczęli sezon od średnich występów w superpucharach, z których jeden wygrali, a drugi przegrali. Potem jednak od razu weszli na właściwe tory. Pep Guardiola dokonał kilku retuszów w grze zespołu, poprzekładał akcenty, na przykład wycofując Bernardo Silvę do sali maszyn, by dla rywali nie było oczywiste, jak zagra ta drużyna. W meczu z Crveną Zvezdą pojawili się w jedenastce mało znani Sergi Gomez, Matheus Nunes, a numerem jeden na boisku był Julian Alvarez. Grywa też Jeremy Doku. Najważniejsze jednak, że formę utrzymują liderzy formacji: Ederson, Ruben Dias, Rodri i Erling Haaland. Tworzą oni twardą oś zespołu, wokół której kręci się wszystko. Bóg raczy wiedzieć, jak będzie grał MC w dalszej części sezonu, ale wszystko wskazuje na to, że w dobrej formie jest i być zamierza Pep Guardiola, a to najważniejsze.

Szanse właściwie oszacowane.

Bayern Monachium

Jako źródło wszelkich problemów gnębiących zespół w poprzednim sezonie, które nie pozwoliły rywalizować jak równy z równym z Manchesterem City, zdiagnozowano brak środkowego napastnika. No więc kupiono Harry’ego Kane’a, a reszta została po staremu. System 1-4-2-3-1, Joshua Kimmich i Leon Goreztka na kierownicy, Leroy Sane, Jamal Musiala i Serge Gnabry za plecami dziewiątki. Jednak czy ta diagnoza była prawidłowa? Bundesliga zdaje się wskazywać, że tak, pierwsza połowa meczu z United też, ale druga podważa taki pogląd. Bayern ma bowiem wielkie problemy w defensywie. Łatwo jest pozbywszy się strachu zdezorganizować grę Bawarczyków. Misie, mimo że młode, czasami wyglądają na zbyt syte i nie biegają tyle, ile trzeba. Bayern może wygrać Ligę Mistrzów, ale tylko wtedy, jeśli zrozumie, że o uszatkę rywale będą z nim walczyć tak, jak United w drugiej połowie i Thomas Tuchel musi być na to gotowy oraz mieć w zanadrzu więcej wariantów gry niż konieczne jest to na krajowym podwórku.

Mimo wszystko szanse prawidłowo ocenione, bo Bayern w gazie to prawdziwy dynamit.

Real Madryt

Skoro w poprzednim sezonie ekipa Carlo Ancelottiego mając klasową dziewiątkę dotarła zaledwie do półfinału Ligi Mistrzów, to teraz, gdy ten zawodnik odszedł, a nie pojawił się jego następca, w teorii Los Blancos powinni zatrzymać się co najmniej szczebel niżej. Jest wprawdzie imponujący skutecznością na początku sezonu Jude Bellingham, ale jednak nie strzeli on trzydziestu goli w sezonie. Bez zawodnika zdolnego do takiego wyczynu ciężko marzyć o wielkim triumfie. Trzecie miejsce na liście faworytów przyznane Realowi przez bukmacherów to przede wszystkim dowód na to, że poza City wszyscy potentaci europejskiego futbolu raczej się osłabili niż wzmocnili i mistrzowie Anglii mają nad resztą jeszcze większą przewagę. Co do Realu, to może jednak nie należy wyolbrzymiać sprawy środkowego napastnika? Ancelotti wymyślił nowy system gry, nieznany jeszcze europejskim rywalom zespołu. Ma duży wybór w środku pola, zespół nie jest już uzależniony od formy leciwych senatorów Luki Modricia i Toniego Kroosa. Obaj są zresztą bardzo dobrze przygotowani do sezonu, a trzeci z graczy zasługujących na to miano, Dani Carvajal, znajduje się w życiowej formie. Vinicius i Rodrygo są gotowi by zrobić kolejny krok do przodu, aczkolwiek na razie trudno powiedzieć, czy tak się już dzieje. Pozostaje pytanie, czy trzeci sezon Włocha na ławce Realu pod względem falowania formy bardziej będzie przypominał znakomity pierwszy, czy średni drugi?

Szanse chyba lekko przeszacowane.

Arsenal Londyn

Wytypowany przez bukmacherów na czarnego konia rozgrywek zespół Kanonierów istotnie na początku sezonu pokazuje, że w porównaniu z poprzednim, jakże przecież udanym, zrobił kolejny krok do przodu. Mecz z PSV udowodnił, że europejskich średniaków armada Artety wciągać będzie nosem, a ligowe zwycięstwo 3:1 nad MU, że i siłacze muszą się ich bać. Druga linia w składzie Rice – Odegaard – Havertz to jest nowość i wielka siła. Jedyne, czego Kanonierom brakuje by poważnie brać ich pod uwagę jako zwycięzców Ligi Mistrzów, to doświadczenie. Przecież wracają do Ligi Mistrzów po wielu latach. No i może za dobrze wystartowali? Przed rokiem też tak było, a wiosna już była powszednia.

Przy całym szacunku dla ich obecnej gry, szanse przeszacowane.

FC Barcelona

Gdyby nie dwa złote strzały wykonane w końcówce okna transferowego Barcelonie można by było wróżyć co najwyżej awans do ćwierćfinałów. Była bowiem jeszcze 1 września zespołem niekompletnym, z dwoma słabymi punktami: prawą obroną i lewym atakiem. Ale sprowadzenie Joao Cancelo i Joao Feliksa całkowicie odmieniło panoramę. Pierwsze ich mecze pokazały, że nie potrzebują żadnego okresu adaptacji do gry w tak specyficznym zespole. Raczej można było pomyśleć, że zostali stworzeni dla Barcy. Ale prawda jest po prostu taka, że wielkie kluby potrzebują wielkich piłkarzy, jakimi obaj Portugalczycy są, a wielcy piłkarze potrzebują wielkich klubów, jakim jest Barca. Jeśli do końca sezonu będzie tak dobrze jak przeciwko Betisowi oraz Antwerpii, to Barcę trzeba zaliczyć do grona faworytów Champions. W jej grze zapanowała bowiem nagle iście boska harmonia: nikogo już nie brakuje, nie ma żadnej dziury.

Łatwe losowanie sprawia, że odpadnięcia w fazie grupowej, jak w ostatnich dwóch sezonach, trudno sobie wyobrazić. A dalej? Nie tylko Cancelo i Felix stanowią różnicę. W pomocy dzieciaki Pedri i Gabi mają wsparcie w senatorze Guendoganie. W ataku pojawił się najbardziej utalentowany gracz Barcy od czasu Leo Messiego czyli Lamine Yamal. Wziął się za siebie Ferran Torres. Robert Lewandowski chyba szykuje formę na wiosnę, bo na razie jest średni. Sergio Busquets, ostatnio świetny przeciwko słabszym i słaby w meczach z mocnymi już nie spowalnia gry. Za Dembele nikt nie tęskni.

Szanse niedoszacowane. Barca jest piekielnie mocna.

Paris Saint-Germain

Po kolejnej nieudanej próbie wygrania Ligi Mistrzów w poprzednim sezonie w Paryżu nastąpiło całkiem nowe otwarcie. Można powiedzieć, że zwrotnica została przestawiona na zupełnie inny tor. Dotychczas Kyliana Mbappe zachęcano do pozostania w klubie sprowadzając mu wielkie gwiazdy ze wspaniałym CV, teraz zaś pozbywając się ich, a kupując graczy młodych, z potencjałem, rozwojowych. W Paryżu trójkrólewie (Messi – Neymar – Mbappe) definitywnie się skończyło, teraz ma być jedynowładztwo i ono ma zapewnić sukces. To rozsądna decyzja szefów, wszak jeśli ośmiu zawodników pracuje na trzech, to czasami tej roboty nie są w stanie ogarnąć. Gdy dziesięciu pracuje na jednego, też zresztą bynajmniej nie lenia, sytuacja taka nie ma prawa się zdarzyć. W PSG postawiono na graczy, dla których występy w tym klubie są zaszczytem i wielką szansą, a nie ponurym obowiązkiem; zblazowanych zastąpili entuzjaści. Po Mbappe, przed sezonem zdecydowanie zaliczanym do pierwszej grupy, nie widać już letnich rozterek: kupił nową filozofię klubu, stara się, podoba mu się nowa rola jedynego lidera, obok oczywiście charyzmatycznego trenera Luisa Enrique. Strzelił siedem z pierwszych dziesięciu goli ligowych zespołu! Gra PSG w meczu z Borussią mogła się podobać, choć oczywiście zajęcza spod miedzy strategia rywala rozczarowała widzów i ułatwiła gospodarzom wygraną. Z PSG raczej należy grać odważnie, jak kilka dni wcześniej Nicea, która wygrała 3:2. W ataku obok Mbappe najważniejszy jest Vitinha, ni to dziesiątka, ni skrzydłowy. Ousmane Dembele nieźle rozumie się z partnerami, ale Randal Kolo Muani słabo, podobnie jak Goncalo Ramos. Od tego czy Luis Enrique znajdzie sposób na wkomponowanie przynajmniej jednego z tych świetnych napastników w zespół zależą w dużej mierze szanse ekipy na sukces w Champions. Po drugie zależą one od utrzymania formy i witalności przez Mbappe. Po trzecie od tego, czy piekielnie zdolny Warren Zaire Emery podoła roli playmakera w dłuższym okresie czasu, bo nie widać dlań alternatywy. Najmniej znaków zapytania, mimo sporej liczby straconych goli na starcie rozgrywek Ligue 1, powinno w trakcie zmagań dotyczyć linii obrony. Tworzy ją kwartet gwiazd, powinna być atutem zespołu.

W sumie szanse są chyba jednak przeszacowane. PSG w tym składzie dopiero za 2-3 lata będzie kandydować do zwycięstwa Ligi Mistrzów. Oczywiście o ile zostanie do tego czasu Mbappe.


Inter Mediolan

W pierwszej kolejce finalista poprzedniej edycji Champions został stłamszony przez powracający do niej po dekadzie Real Sociedad, odgiął się dopiero po 75. minucie i ostatecznie zremisował. Ale ten mecz pokazał całej Europie, że Interu nie ma się co bać, mimo że w lidze rozbił Milan po pięknej grze. Te dwa mecze pokazały jedno: przy środku pomocy tworzonym przez trzech graczy stricte ofensywnych: Mchitarjana, Barellę i Calhanoglu, należy z Interem grać na jego połowie, bo wtedy ma wielkie problemy, natomiast nie wolno zapraszać go na własną, bo wtedy może rozjechać każdego. Simone Inzaghi na nowy sezon nie przygotował żadnych zmian taktycznych. Uważa, że na patencie z zeszłego znów może dojechać do finału. Obawiać się jednak należy, że to zbyt optymistyczna prognoza. Nowinek jest wprawdzie kilka, ale dotyczących profilów zawodników, a nie wymagań im stawianych. Stanowią je: silny i przebojowy Marcus Thuram w parze z Lautaro Martinezem z przodu, swawolny Carlos Augusto na lewym wahadle i bohater Italii Davide Frattesi jako opcja do środka pola. Trzeba by jednak chyba znaleźć też jakoś nowy wariant systemu 1-3-5-2.

Szanse jednak właściwie przeszacowane.

SSC Napoli

Napoli miało zostać latem rozebrane na części, a tymczasem poza Kimem wszystkie czołowe figury zostały w klubie. Oczywiście zespół ma też nowego trenera. Na początku obecnego sezonu nie prezentuje takiej mocy jak u zarania poprzedniego, ale ewidentnie wygląda na team, który dopiero się rozkręca, na budzącego się niedźwiedzia. Wspaniała jesień 2022 sprawiła, że Europa widziała w Napoli niemal faworyta do wygrania wiosną Ligi Mistrzów. Jednak drużynie Spallettiego zabrakło dwóch rzeczy: doświadczenia w zmaganiach w fazie pucharowej Champions oraz po prostu sił, które zostały wyeksploatowane w pierwszej części rozgrywek. Ponadto najważniejsze było scudetto, którego Napoli pilnowało. Teraz sytuacja wygląda tak: skład został, doświadczenie zdobyto, siłami trener gospodaruje oszczędniej, najważniejsza jest Liga Mistrzów. Taktyki jeszcze nie trzeba rewolucjonizować, wciąż w systemie 1-4-3-3 realizowanym przez tych ludzi tkwi nowinkarski potencjał.

Szanse zdecydowanie niedoszacowane!

Manchester United

Drużyna Erika ten Haga jest mocno zagadkowa. Pierwsza połowa meczu z Bayernem to był pokaz niemocy, za to druga – siły. Casemiro w meczu z Brighton prezentował sobą obraz nędzy i rozpaczy by Bayernowi wbić potem dwa gole. Holenderski trener opiera pomysł na grę na piekielnie silnym, jeśli chodzi o nazwiska, tercecie w środku pola: Casemiro – Eriksen – Bruno Fernandes. Jednak teraz, u zarania sezonu, nie wydaje się, by byli oni w stanie wytrzymać całe rozgrywki grając na najwyższych obrotach. Wszyscy są już po szczycie kariery i nie zawsze gotowi do szaleńczego biegania. W meczach z silnymi rywalami, gdy jest ono konieczne, serce zespołu nie będzie tłoczyło do tętnic odpowiedniej ilości natlenionej krwi. Niestety, są też problemy w obronie, brakuje dającego gwarancję goli snajpera. MU wedle wszelkiego prawdopodobieństwa to będzie zespół pięknych zrywów i głębokich upadków, a takie Ligi Mistrzów nie wygrywają.

Szanse bardzo mocno przeszacowane.


Atletico Madryt

Dopóki Joao Felix był w klubie, to mimo że siedział na trybunach zespół grał znakomicie, jakby zawodnicy chcieli pokazać nielubianemu koledze, że jest im całkowicie zbędny. Ale gdy odszedł, Atletico oklapło. To oczywiście raczej przypadkowa koincydencja. Natomiast o wiele większą wyrwę niż sądzono pozostawiło odejście Yannicka Carrasco. Atletico po świetnym starcie do sezonu szybko włączyło hamulec. Wygląda na to, że znów będziemy mieć do czynienia z zespołem rozchwianym, nierównym, uzależnionym od zmiennej formy Antoine’a Griezmanna. A ta latem sobie poszła i nie wiadomo, kiedy wróci. Cholo zaraz zacznie znowu eksperymentować z taktyką. Przed startem rozgrywek wśród kibiców Atleti panował olbrzymi optymizm. Teraz już go nie ma. Ale z drugiej strony ten zespół to wańka-wstańka. Jeszcze zerwie się do wysokich lotów. Oby jak przed rokiem nie było za późno na sukcesy w Europie.

Szanse przeszacowane.

Newcastle United

Ta drużyna awansu do Ligi Mistrzów nie zawdzięcza jak inni faworyci indywidualnym umiejętnościom zawodników, a jedynie przygotowaniu bojowemu trenera Eddiego Howe’a. Trener ten nauczył podopiecznych przede wszystkim agresywnego, wysokiego pressingu i szybkiego wychodzenia z kontrami. Sroki grają twardo, zdecydowanie, są pewne siebie, nie boją się i nie mają kompleksów. Skoro poradziły sobie w stadzie wilków jakim jest Premier League, to faza grupowa Ligi Mistrzów powinna być dla nich pieszczotą. I być może by była, gdyby nie fatalne losowanie. Wyjście Newcastle z grupy śmierci byłoby sensacją. A jeśliby nawet się udało, to samą dyscypliną taktyczną nikt sukcesu w Champions nie osiągnął.

Szanse Newcastle na triumf wydają się nam horrendalnie przeszacowane. Przyznawanie im tak wysokiego współczynnika jak Interowi zakrawa na absurd. Dowodzi tego, że w tej chwili każdy reprezentant Anglii z automatu jest uznawany za jednego z faworytów zmagań. A takie myślenie to pomyłka.

AC Milan

Włoska ekipa w poprzednim sezonie była w półfinale Ligi Mistrzów. Czy są szanse na to by powtórzyć tamten wynik? Oczywiście są, ale pod warunkiem, że znów drużynie Silvio Piolego będzie sprzyjało losowanie fazy pucharowej. Bo niedawne derby Mediolanu w Serie A przegrane 1:5 z Interem udowodniły, że z rywalem z europejskiej czołówki rossoneri nadal nie mają szans. W zasadzie gdyby nie fatalna postawa BVB w meczu z PSG to można by napisać, że Milan ma niewielkie szanse na wyjście z grupy śmierci, tym bardziej że tylko zremisował teoretycznie najłatwiejszy mecz z sześciu – u siebie z Newcastle. Ale stworzył mnóstwo sytuacji, grał dobrze. Pomysł Piolego na atak opiera się na grze kwartetu ofensywnego: Chukwueze/Pulisic – Loftus-Cheek – Leao – Giroud wspomaganego rajdami Theo Hernandeza. To mocna formacja, która słabszym rywalom wiele goli nastrzela. Niestety brak wsparcia ze strony reszty odbije się w spotkaniach z potentatami.

Szanse przeszacowane.


RB Lipsk

Barcelona miała jednego Xaviego, a Lipsk ma dziś dwóch. To nie tylko gra imieninowych skojarzeń, bo motorem RB są Xaver Schlager i Xavi Simons, lecz docenienie klasy – oczywiście dalekiej od klasy Xaviego oryginalnego – i formy tych dwóch prawdziwych grajcarów. Mając taki duet w środku pola Lipsk nie musi bać się żadnych wyzwań i żadnych rywali. I nie boi się! Złoił skórę Bayernowi i Unionowi Berlin, z którym tak męczył się sam Real. Gra tak jak zawsze, czyli „Alleluja i do przodu”, ale bez zapominania o obronie. Oprócz Xavich, RB ma wielkie atuty w osobach prawego obrońcy Simakana i napastnika Opendy oraz bardzo solidną resztę.

Na triumf w Lidze Mistrzów to zapewne za mało. Ale po bezproblemowym wyjściu z grupy, przy sprzyjającym losowaniu zespół może sprawić wielką sensację. Szanse wysoce niedoszacowane!

Borussia Dortmund

Borussii tak przestraszonej i nijakiej, jak w Paryżu, to chyba nie pamiętają najstarsi jej kibice. Trener Terzic z niewiadomych powodów zrezygnował z jako tako funkcjonującego na początku zmagań ligowych systemu 1-4-3-3 i postawił na piątkę obrońców. Na bazie beznadziei pokazanej przeciwko PSG, konkludując, że taki jest pomysł Terzica na mecze z wielkimi rywalami, trzeba by wyrzucić BVB poza dwudziestkę kandydatów do wygrania Ligi Mistrzów. Ale i patrząc na jej ligowe występy trudno o wielki optymizm. Zespół ewidentnie ugrzązł w jakimś marazmie, 4:2 z Freiburgiem wygląda na niezrozumiały wyskok dawnego futbolu. A przecież trener ten zbierał dotychczas pozytywne recenzje. Niestety, prawda jest taka, że dziś Borussia nie ma kim grać przeciwko wielkim, bo jej gwiazdy są mocno wyliniałe.

Mamy chyba w tym sezonie najsłabszą Borussię od wielu lat. Szanse przeszacowane.

***

Na tym zakończmy tę analizę, bo dalej musielibyśmy wkraczać w świat baśni. Może tylko warto napisać zdanie o Realu Sociedad, który pokazał w meczu z Interem, że ma jedenastu (niestety, tylko jedenastu) graczy światowej klasy i gdyby mógł skoncentrować się tylko na Lidze Mistrzów, a odpuścić rozgrywko krajowe, to mógłby narobić wielkiego zamieszania. Ale wiadomo, że to nierealne, bo jeść daje jednak przede wszystkim liga krajowa.

LESZEK ORŁOWSKI

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 43/2024

Nr 43/2024