Końcówka Ligi Mistrzów sezonu 2019-20 to będzie jedna wielka heca (dla niektórych – hucpa). Ale może i coś więcej. Zamiast Euro dostaniemy turniej ośmiu najlepszych klubowych ekip Europy, tyle że bez podziału na grupy. A co będzie, jeśli zasmakujemy w takim trybie rozstrzygania najważniejszych spraw, jeśli uznamy, że mecz i rewanż aż do finału to nudna dłużyzna?
W czyje ręce powędruje tegoroczny „uszaty” puchar? (foto: Reuters)
LESZEK ORŁOWSKI
To jednak tematy na potem. Na razie wszyscy zastanawiamy się nad inną kwestią, mianowicie która liga najbardziej pomogła swoim przedstawicielom w Champions (i oczywiście w Lidze Europy) tak, a nie inaczej organizując końcówkę sezonu? Ekipy ze wszystkich krajów siłą rzeczy muszą się do bojów w Lidze Mistrzów przygotowywać innym trybem. Francuzi ostatnie mecze ligowe rozegrali na początku marca, od tego czasu Paris SG i Olympique Lyon odpoczywały, by w końcówce czerwca wrócić do treningów, a pod koniec lipca odbyć finały krajowych pucharów (PSG dwa, OL jeden).
Niemcy finiszowali z ligą 27 czerwca (potem był jeszcze finał pucharu), Hiszpanie 19 lipca, Anglicy 26 lipca, a Włosi 2 sierpnia. Ci ostatni przystępują więc do zmagań z marszu, Anglicy prawie z marszu, Hiszpanie po tygodniowych wakacjach, Niemcy po przygotowaniach jak do finałów MŚ albo ME, Francuzi jak do nowego sezonu. Będziemy mieć do czynienia ze zmaganiami zespołów z zupełnie innych bajek, koty będą walczyły z psami, a jastrzębie z krukami. Jedni podejdą do turnieju na chłodno, inni wciąż rozgrzani emocjami z finiszu sezonu krajowego, różnice zaznaczą się nie tylko w stanie i rodzaju gotowości fizycznej do kolejnych zmagań, ale i w morale oraz w mentale – niech mi wolno będzie takie słowo tutaj sfabrykować.
Co to będzie, co to będzie? Wiemy tylko tyle, ile powiedział nam wielki Blaise Pascal, że „dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.” Tak właśnie. Władze futbolu w tym kraju, którego przedstawiciel wygra, będą mogły z dumą wypinać pierś i chwalić się, że to one podjęły najlepszą decyzję, w odpowiednim momencie wróciły z ligowym graniem (albo nie wróciły) i w odpowiedniej chwili je skończyły, aczkolwiek oczywiście kwestią przygotowania sukcesów w pucharach nikt się nigdzie nie kierował.
Trenerzy dwunastki pozostałej w rywalizacji o triumf w Lidze Mistrzów (oraz szesnastki z LE) i ich spece od przygotowania fizycznego nigdy nie zetknęli się z taką sytuacją, jaką mają teraz, nigdy w takich okolicznościach nie przygotowywali szczytu formy na urlopowy dla elity sierpień, kiedy to o wielką stawkę biją się jeno kwalifikanci. Wszyscy więc improwizowali, kusi teza, że zwycięzca wygra Ligę Mistrzów przypadkiem, bo inaczej sposobu na to znaleźć nie sposób. Ale skoro przywołaliśmy już tutaj francuskiego mędrca, to zróbmy to i po raz wtóry. Napisał on bowiem: „Przypadkowe odkrycia zdarzają się tylko umysłom przygotowanym” i rzecz jasna jest w tym głęboka prawda. Profe Ortega (Atletico), Gregory Dupont (Real), Holger Broich (Bayern) prędzej znajdą kamień filozoficzny niż ludzie o mniejszej wiedzy i słabszych osiągnięciach, przynajmniej mają na to większe szanse.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU PIŁKA NOŻNA (31/2020)