Liga Europy nie tylko za karę
21 lipca, czyli raptem trzy tygodnie od startu eliminacji Ligi Europy, poza pucharowymi rozgrywkami były już dwa z trzech zespołów ekstraklasy, które przystąpiły do rywalizacji. Zasadne jest zatem pytanie, czy polska liga jest tak słaba, czy może jednak większości naszych klubów zwyczajnie nie opłaca się walczyć na całego w pucharach? I to z aż dwóch powodów – sportowego i finansowego?
Mistrz Anglii nie rezygnuje. 30 milionów za Bartosza Kapustkę! – KLIKNIJ!
W ubiegłym roku Michał Probierz głośno wyartykułował tezę, powtarzaną od wielu lat w środowisku, że dla szkoleniowców polskich drużyn występ w pucharach jest niczym pocałunek śmierci. Rozbudzone w klubach – udanym wcześniejszym sezonem – apetyty mają niewielkie szanse na realizację, ponieważ właściciele (ewentualnie zarządcy) sportowych spółek nie budują budżetu pod kątem startu w Lidze Europy. A co za tym idzie – nie mają dodatkowych środków na transfery, które mogą podnieść jakość zespołu. Co więcej, korzystając z promocji w sezonie ligowym, w którym udało się odnieść sukces, często sprzedaje się najlepszych zawodników. Nie oznacza to jednak, że oczekiwania wobec trenerów maleją. Mimo że skala trudności jest wyższa – przybywają bowiem przynajmniej dwa mecze do rozegrania, które na dodatek wydłużają sezon, gdyż wymagają wcześniejszego przygotowania formy, już na przełom czerwca i lipca – możliwości pucharowiczów w większości przypadków są po wakacjach mniejsze. Najlepszy przykład to Piast Gliwice, czyli wicemistrz z 2016 roku, który nie zdołał zatrzymać Kamila Vacka i Martina Nespora, a zatem kluczowych dla osiągnięcia historycznego rezultatu piłkarzy, a po meczu z IFK Goeteborg – w bardzo gorzki sposób inaugurującego pucharowy epizod drużyny z Okrzei – pożegnano także trenera Radoslava Latala. To przypadek?
Otóż żaden. Jeśli popatrzy się na deklarowane preliminarze wydatków – z poprzedniego sezonu i na obecny – Piast nie podniósł budżetu nawet o złotówkę. Natomiast Cracovia, która jeszcze szybciej zakończyła pucharową mękę, bo też i szybciej o rundę rozpoczęła, jeszcze nawet o milion – jeśli zawierzać „skarbom” – obniżyła. I tak dzieje się od wielu lat, właściwie nikt w najbliższej przeszłości nie zbroił się specjalnie na puchary. To z pewnością racjonalne podejście, bo też nikt nie buduje budżetu w oparciu o mocno niepewne, a dla większości naszych klubów wręcz nierealne, przychody z rozgrywek UEFA. Ale jeśli nadal czołowe drużyny będą uporczywie unikały podejmowania ryzyka – sytuacja Polski w krajowym rankingu, zależnym w głównej mierze od Legii – nie zmieni się na lepsze. W momencie, kiedy w fazie grupowej stołeczny zespół był wspierany przez poznańskiego Lecha, nasza federacja uplasowała się w minionym sezonie na 14. miejscu. W generalce – klasyfikację sporządza się za ostatnie pięć lat – plasowaliśmy się jednak dopiero na 18. pozycji, którą jednak po odjęciu dorobku z udanych rozgrywek 2011-12, trudno będzie utrzymać. Zwłaszcza w sytuacji, gdy Cracovia i Piast w sumie ugrały do rankingu 0,125 pkt. w czterech meczach. Tym bardziej należy zatem docenić poważne podejście Zagłębia Lubin, które nie zagrało wcale gorzej od będącego faworytem Partizana Belgrad, a na dodatek piłkarze Piotra Stokowca wykazali się lepszą odpornością psychiczną od rywali z Serbii i wciąż mają szansę na awans do zasadniczej – dobrze płatnej – części Ligi Europy.
(…)
Adam GODLEWSKI
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”