Hit numer 1: Mur skruszony, lecz nie do końca
To było pierwsze w historii starcie Adriana Siemieńca z Markiem Papszunem. To było starcie aktualnego mistrza Polski z mistrzem anno 2023. To było starcie wyważonej ofensywy z perfekcyjną defensywą. To było starcie Jagiellonii, która w jedenastu ostatnich meczach na wszystkich frontach raz zremisowała i odniosła 10 zwycięstw z Rakowem, który ostatni raz ligowego pogromcę znalazł 30 sierpnia.
Zbigniew Mucha
fot. Michal Kosc / PressFocus
I być może goście zrealizowaliby swój plan na ten mecz, zabrali pełną pulę bazując przede wszystkim na szczelnej obronie i stałych fragmentach gry, gdyby Jaga nie miała Jesusa Imaza i Afimico Pululu. Ale miała.
Ostatecznie padł więc remis, wynik w sumie dość logiczny. Wynik, który został ustalony dopiero po upływie 100 minut gry. Kiedy zaś jeszcze wydawało się, że trzy punkty pojadą do Częstochowy, że Jagiellonia nie zdąży wyrównać, komentujący mecz Wojciech Jagoda mówił, że futbol nie jest sprawiedliwy. I miał rację.
JAK SKRUSZYĆ MUR
Bo faktycznie, to Jagiellonia pokazywała głód i pasję, atakowała na różne sposoby, ale trafiła na mur, który skruszyć nie jest i nie było łatwo. Raków do niedzieli stracił przecież tylko 4 gole w lidze, w tym trzy zza pola karnego. Oto garść statystyk od Wojtka Bajaka, publikującego m.in. na Ekstraklasa.org, obowiązujących jeszcze do niedzieli. I tak: rywale oddali na bramkę Rakowa 118 strzałów (27 celnych), 65 z pola karnego (20 celnych). W „szesnastce” przeciwnicy mieli okazję tylko do 172 kontaktów z piłką, a więc średnio do zaledwie ok. 12 na mecz… Do tego dodajmy jeszcze, że współczynnik oczekiwanych goli straconych na mecz był wyliczony w przypadku częstochowian na poziomie 0,64!
Raków broni inaczej niż dawniej, wysoki pressing nie jest aż tak intensywny, ale obrona pola karnego to przecież także konik Rakowa. Kiedyś Dawid Szwarga w wywiadzie z Weszło opowiadał: – Mecz rozgrywa się w polu karnym, a my bronimy go kapitalnie.
To prawda. W Częstochowie podczas zajęć odbywa się nawet nauka blokowania strzałów. Ciężko jest ich ugryźć. Jaga o tym wiedziała, ale wiedziała również, że w wysokiej formie są przede wszystkim Imaz, Pululu i Kristoffer Hansen. Ta trójka w tym sezonie zdobyła już 27 bramek, w niedzielę dwaj pierwsi dołożyli jeszcze po trafieniu. Raków o takiej skuteczności swoich zawodników może tylko pomarzyć. Marek Papszun chciałby oczywiście wygrywać efektownie, ale ma być może świadomość, że brakuje mu nieco wykonawców, że jakość ofensywna nie jest taka, jakiej by oczekiwał.
ZNAKOMITY TRELOWSKI
Raków zatem w Białymstoku głównie bronił się, a kiedy nadarzyła się okazja, próbował się odgryzać, ale jeśli nacierał, to bez takiego przekonania, jak czyniła to Jaga. Ta z kolei, choć musiała czuć w nogach batalię z Molde, choć brakowało jej Tarasa Romanczuka, wraz z upływem czasu wyglądała coraz lepiej, a po przerwie bardzo dobrze. Nawet kiedy jednak udało się oszukać defensywę gości, albo zagrozić strzałem z dalszej odległości, to na drodze do szczęścia stawał Kacper Trelowski broniący fantastycznie albo główkę Imaza, albo bombę Hansena, albo w doliczonym czasie nieprzyjemne uderzenie Joao Moutinho.
Konsekwencja, czujność, ofiarność, wiedza, organizacja – to definiuje Rakowa w obronie. Czasem jako żywo przed oczami staje Grecja Otto Rehhagela bądź Chelsea 2015, która w 38 kolejkach Premier League straciła zaledwie 15 bramek.
Tyle goli na mecz traci w tym sezonie Raków.
Marek Papszun wrócił do Częstochowy nie po to, żeby zająć trzecie miejsce. Chciałby oczywiście pokazać piękną grę, ale przede wszystkim chce odzyskać mistrzowski tytuł. Irytuje się więc nieco, gdy ktoś zarzuca jego drużynie brak stylu, brak ofensywnego zacięcia.
Legendarny włoski dziennikarz, Gianni Brera, napisał kiedyś, że idealny mecz piłkarski powinien zakończyć się wynikiem 0:0. Dla Papszuna – ale mówiąc oczywiście z przymrużeniem oka – wynik idealnego meczu powinien brzmieć: 1:0. Dla Rakowa rzecz jasna. W Białymstoku MP nie dał rady go osiągnąć, bo Siemieniec i jego zawodnicy podyktowali zbyt trudne warunki, a nie jest łatwo przetrwać falowe natarcia mocno nakręconej Jagiellonii.
121 KILOMETRÓW JAGI
W tym meczu po prostu działo się. Było jeśli nie wszystko, to wiele. I kontrowersje związane z rzutami karnymi (choć tak naprawdę powinny dotyczyć tylko pierwszego z nich, ale przepisy są dziwaczne…), i ogarnięty niezdrowymi emocjami Gustav Berggren, i bramkarskie parady, i zwroty akcji.
Natomiast 2:2 nie smuci chyba jakoś wyraźnie żadnej ze stron. Raków się nie dał na boisku mistrza, Jaga rzutem na taśmę uniknęła porażki. Zrobiła zresztą więcej by ten mecz wygrać, wykreowała dużo lepsze sytuacje bramkowe. Ale jeśli nie możesz wygrać, to zremisuj. I to się Pszczółkom udało, choć udało to może złe słowo, bo trzeba przyznać, że uczciwie gospodarze na to zapracowali. Trzy dni po wspaniałym, ale i męczącym meczu z Molde, piłkarze z Białegostoku przebiegli w ligowym hicie ponad 121 kilometrów (Raków niewiele mniej, bo ponad 120), a to wynik w tej sytuacji naprawdę imponujący.
Papszun to ciekawe „zjawisko” w lidze, trochę namieszał i super, tym bardziej cieszy, że pojawił się kolejny Siemieniec i póki co potwierdza jakość ( chwilę jeszcze z zachwytem poczekam). Powracając jednak do Papszuna, to interesuje mnie obserwacja go pod względem ewentualnego kandydata na selekcjonera… i nie koniecznie przekonuje mnie jak wcześniej… miałem do niego zawsze pewne obiekcje co do pracy z młodzieżą, to w tym momencie poprawił, ale sama gra drużyny bardzo mnie zawodzi (nie chciałbym oglądać takiej reprezentacji) wcześniejszy styl Papszuna do mnie przemawiał. Czasem mam wątpliwości, gdyby nie miejsce w tabeli czy trenerem jest Szwarga czy Papszun. W mojej ocenie za dużo Szwargi w Papszunie.