Głowy, nogi, jakość, czyli mistrzowski Real
Objęli prowadzenie w tabeli po trzeciej kolejce i nie oddadzą go do końca. 35. tytuł mistrza Hiszpanii był jednym z najłatwiejszych w kolekcji Realu Madryt. Po raz siódmy w historii, ale po raz pierwszy w XXI wieku zdarzyło się, że mistrz dostąpił koronacji już cztery kolejki przed końcem zmagań.
Ten ostatni fakt z jednej strony dobrze świadczy o zespole Los Blancos, ale z drugiej – pokazuje, że wszyscy pozostali potentaci przeżywali kryzys. Najpóźniej dopadł on Sevillę, która jeszcze po 20 kolejce miała zaledwie dwa punkty straty do lidera z Madrytu. Potem jednak drogi tych dwóch ekip wyraźnie się rozjechały: Sevilla została w blokach przykuta seryjnie notowanymi remisami, a Real pomknął samotnie do mety. Jest bardzo prawdopodobne, że pobije rekord Barcelony (+15) i zdobędzie tytuł z największą przewagą w historii nad wicemistrzem.
Nad generalnie kiepską formą Barcelony, Atletico i innych pochylimy się, gdy przyjdzie podsumować sezon. Dziś wypada zastanowić się tylko nad przyczynami tego, że Real prezentował się tak znakomicie.
1. Duch Carletto, luz Pereza
Carlo Ancelotti to wybitny trener, jeden z najlepszych w XXI wieku na świecie. Jako pierwszy ustrzelił swoistą big five, jak mówią myśliwi o położeniu trupem gwoli własnej satysfakcji pięciu największych zwierząt Afryki, czyli zdobył tytuły mistrzowskie w pięciu najsilniejszych ligach Europy. Brakowało mu do kompletu Hiszpanii, teraz ma i ją. Można wątpić, czy ktokolwiek inny potrafiłby zbudować w zespole z Santiago Bernabeu tak wspaniałą atmosferę, jak uczynił to Włoch. Swoim zwyczajem nie szedł z piłkarzami na żadne wojny ani udry, spokojnie reagował na wszystkie kryzysy, porażki. Nie pozwolił, by obecność w zespole Garetha Bale’a i Edena Hazarda, którym mimo królewskich zarobków nie zależało na sukcesie, rozbiła ekipę od środka. Obdarzył pełnym zaufaniem weteranów, ale też dawał szansę młodym. Z szatni nie wyciekały informacje o jakichkolwiek konfliktach, można było odnieść wrażenie, że obowiązywało w niej jedno zawołanie: kochajmy się.
Trzeba tu postawić pytanie, czy przypadkiem nie pomogło odejście charyzmatycznego lidera, jakim był Sergio Ramos? Za jego kapitańskiej kadencji wszystko musiało być tak, jak on sobie zażyczył. Natomiast naturalni liderzy z tego sezonu, Karim Benzema i Luka Modrić, swoich ego nie wyjmowali na wierzch, nie narzekali, nie krytykowali słabszych kolegów, tylko robili swoje. Dawali przykład czynem.
A dla Ancelottiego ponowna propozycja od Florentino Pereza była jak całkowicie niespodziewana gwiazdka z nieba. Raczej nie spodziewał się, że powróci na ławkę Realu. – Kiedy odebrałem od niego telefon, myślałem, że żartuje – powiedział. Dlatego też po prostu cieszył się możliwością pracy w najlepszym klubie świata. Wyrazem tej radości był szalony taniec, do jakiego zaprosił Viniciusa podczas mistrzowskiej fety. Kibice Realu zakochali się w wyluzowanym, ale przecież poważnie traktującym swoją pracę Włochu, zaakceptowali też, że jego asystentem jest syn Davide. A Carletto powiedział też, że wróciwszy na Chamartin zastał bardzo odmienionego, też mniej spiętego i bardziej wyrozumiałego szefa. Florentino Perez również się zmienił, a wiadomo, że humor i temperament szefa w każdej firmie prędzej czy później przełoży się na podejście do pracy podopiecznych.
2. Kondycja Pintusa
Zespół pełen tak leciwych futbolistów, jak Real, powinien, na dobrą sprawę, mieć permanentne problemy z kondycją, słabnąć w końcówkach spotkań. Tymczasem było wręcz przeciwnie: Real nie tylko w Primera Division, ale i w Lidze Mistrzów zazwyczaj najlepiej grał w ostatnich kwadransach. Na pewno wynikało to też z tego, że Los Blancos często ostrożnie zaczynali, pozwalali się przeciwnikowi wyszaleć na początku, nie przejmowali się, jeśli strzelił gola czy nawet dwa, a potem mając zmagazynowane siły, przystępowali do kontrataku i z każdą minutą coraz mocniej dokręcali śrubę. Najlepszym przykładem tego są oba starcia z Sevillą. Na Santiago Bernabeu Real przegrywał 0:1, a zwycięskiego gola strzelił w 86 minucie. Na Ramon Sanchez Pizjuan gospodarze do przerwy prowadzili 2:0, jeszcze w 75 minucie mieli 2:1, a przegrali 2:3. Celta, Espanyol, Elche też do przerwy prowadziły, a kończyły z porażką.
Za przygotowanie fizyczne zespołu odpowiadał ponownie sprowadzony do Madrytu włoski specjalista Antonio Pintus. Wykonał wspaniałą pracę. Jej efektem była także stosunkowo niewielka liczba kontuzji mięśniowych. Mocne nogi w połączeniu z mocnymi głowami oraz oczywiście wielką jakością piłkarską sprawiły, że Real nie tyle pokonał rywali, co ich zdeklasował.
3. Superduet Benzema – Vinicius
Kto by pomyślał jeszcze rok temu, gdy Benzema narzekał na młodego Brazylijczyka, że wszystko psuje, iż staną się oni duetem, jakiego dawno nie było na boiskach Primera Division? Doświadczenie Benzemy i witalność Vinciusa sprzęgły się w pancerną pięść demolującą obrony rywali. Benzema, licząc do decydującego meczu z Espanyolem w zeszłą sobotę, strzelił w La Liga 26 goli i zaliczył 10 asyst, z czego 6 przy golach Vinciusa. Vinicius strzelił 14 i wykonał 9 ostatnich podań, z czego 4 do Benzemy.
Obaj stale szukali się na boisku, widać było, że granie razem sprawia im olbrzymią frajdę, cieszyli się współpracą jak chłopcy na podwórku. Jedno mrugnięcie okiem, jeden ruch któregokolwiek wystarczył, by partner wiedział, co zamierza zrobić kolega i co winien wobec tego uczynić on. Ich kombinacje były za szybkie dla rywali, nawet tak znakomita obrona, jak ta Chelsea Londyn, nie dawała rady. Opowieść o genialnej współpracy duetu stary-młody Realu w sezonie 2021-22 już na zawsze przejdzie do legend Primera Division.
Także 10 goli trzeciego muszkietera Marco Asensio jest wynikiem dobrym, a w końcówce sezonu dojechał również i Rodrygo. Aż do 17 kwietnia trafiał tylko w Lidze Mistrzów, ale potem wbił gola Sevilli i dwa Espanyolowi. Atak był wielkim atutem zespołu Los Blancos, ale przecież nie jedynym.
4. Wszyscy inni też dali radę
Real zdecydowanie prowadził po 34 kolejkach w klasyfikacji drużyn najskuteczniejszych, ale pod względem liczby bramek straconych ustępował tylko, o jedną, Sevilli. Wielka w tym zasługa Thibauta Courtoisa, który zalicza kolejny najlepszy rok w życiu. Belg uratował sporo punktów drużynie. Ostatnio ojciec zawodnika zdradził jego sekret: Thibaut dużo gra w padla, gdzie piłka odbija się od ścian bocznych kortu i trzeba nie lada refleksu oraz orientacji w przestrzeni, by ją odbić. To właśnie ta dyscyplina pomogła poprawić Courtoisowi czas reakcji na strzał i wyczucie kierunku lotu piłki.
Na prawej obronie zmieniali się Dani Carvajal i Lucas Vazquez. Gdy jeden miał kłopoty ze zdrowiem albo formą, akurat wracał drugi. Hiszpańskie media podkreślają ostatnio, jak znakomitym ruchem było zatrudnienie w miejsce Sergio Ramosa Davida Alaby. Austriak występując na środku obrony, znakomicie dyrygował całą grą na własnej połowie, dobrze też zaczynał akcje i się do nich włączał. Z kolei mistrzem pojedynków z napastnikami rywali był Eder Militao. Ferland Mendy grał dobrze, choć nie rewelacyjnie, na lewej obronie, a Marcelo dał kilka dobrych zmian. Na tej pozycji była największa fluktuacja, bo Ancelotti wystawiał też jak zwykle niezawodnego Nacho, Alabę, dla którego nie jest ona obca w najmniejszym stopniu i młodego Miguela Gutierreza.
Z królewskiego tercetu pomocników CKM najlepszy był Luka Modrić. Wyglądał na najmłodszego, a nie najstarszego, bo o ile Toni Kroos czy Casemiro czasami sprawiali wrażenie zmęczonych, to on nigdy. Werwy mogą mu pozazdrościć zawodnicy o półtorej dekady młodsi. Dobry sezon, ale wciąż tylko jako zadaniowiec, a nie zawodnik wiodący, zaliczył Fede Valverde. Może czas, by definitywnie zastąpił Kroosa w jedenastce? Świetnie wpasował się w zespół drugi z zawodników sprowadzonych latem, czyli Eduardo Camavinga. Na razie znacznie lepiej prezentował się jako rezerwowy, wchodzący na boisko, gdy wszyscy są zmęczeni i na boisku panuje lekki chaos, ale przed nim doprawdy piękna przyszłość na Santiago Bernabeu.
Wielką siłą Realu była równa forma. Tylko raz w trakcie sezonu zdarzyło się, że Los Blancos nie wygrali dwóch kolejnych meczów ligowych. Ten kryzys przydarzył im się na przełomie września i października, kiedy najpierw w siódmej kolejce zremisowali 0:0 z Villarreal, a potem w ósmej serii ulegli 1:2 Espanyolowi. Między tymi meczami przegrali 1:2 w Lidze Mistrzów z Sheriffem Tyraspol. Na pozostałe niepowodzenia reagowali zwycięstwami. Po największej wpadce w trakcie sezonu, czyli 0:4 u siebie z Barceloną, wygrali pięć (do spotkania z Espanyolem) kolejnych spotkań. W Hiszpanii ligę nazywa się torneo de regularidad – turniejem regularności. Skoro tak, to Real jest mistrzem wzorcowym!
LESZEK ORŁOWSKI