Niedawno obchodził 60. urodziny, karierę natomiast zakończył dwie dekady temu. Jego epicki marsz po mistrzostwo świata na włoskim mundialu przysłonił nieco triumf reprezentacji Niemiec w 2014 roku, ale on wciąż należy do grona najpotężniejszych i najbardziej wpływowych postaci w świecie piłki.
MACIEJ IWANOW
Rok 1980. Trwało zgrupowanie kadry RFN, na którym DFB ogłosiło nominacje na zbliżające się mistrzostwa Europy we Włoszech. Wśród powołanych znalazł się 19-letni Lothar Matthaeus – wschodząca gwiazda Borussii Moenchengladbach. Ku zdumieniu wszystkich, piłkarz nie cieszył się z tego wyróżnienia i zaczął płakać. Kapitan reprezentacji Bernard Dietz: – Myślałem, że to łzy szczęścia. Objąłem go ramieniem i spytałem o co chodzi. Z zaczerwienionymi oczami odpowiedział, że dziewczyna już zabukowała wspólny urlop podczas mistrzostw Europy.
Futbol i kobiety – dwie największe miłości Matthaeusa. Bez pomocy Dietza zaliczyłby zresztą na turnieju pusty przebieg, ale kapitan w meczu z Holandią przy prowadzeniu 3:0 postanowił zmienić się na boisku z młodą nadzieją niemieckiej piłki.
Kettenhund
Herzogenaurach to małe miasto znane z trzech rzeczy: siedzib Adidasa i Pumy oraz początku kariery piłkarskiej Matthaeusa. Ojciec pracował w Pumie, co okazało się kluczowe dla późniejszej kariery syna. Hans, szef PR, zapytał pewnego dnia: – Lothar, naprawdę masz ochotę zostać profesjonalnym piłkarzem? – Oczywiście! – A w jakiej drużynie byś chciał grać? – Znasz mnie. Jestem kibicem Borussii Moenchengladbach. Chcę grać dla Gladbach!
Więcej nie musiał mówić. Puma, która ubierała wtedy Borussię, wzięła sprawy w swoje ręce. Matthaeus miał przewidziane cztery dni testów pod okiem Udo Lattka i Juppa Heynckesa. Zrobił jednak tak piorunujące wrażenie, że na koniec pierwszego dnia zadzwonił do niego menedżer i powiedział, że w zasadzie można już podpisywać kontrakt. Po latach wyszło na jaw, iż najbardziej przyczynił się do tego słynny obrońca Berti Vogts, który stanowczo przekonał działacza, że ma szybko załatwić sprawy z młodym, bo ktoś im go zaraz sprzątnie sprzed nosa.
W Gladbach zaczynał jako typowa szóstka i przecinak. Miał wyłączać z gry rozgrywających rywali. Pasował do tego zaciętością i przede wszystkim charakterem. Szybko dorobił się ksywki Kettenhund (pies na łańcuchu), który tylko czeka, by się wyrwać i rzucić przeciwnikowi do gardła. Charakter dawał o sobie znać nie tylko na boisku. Po jednym ze spotkań drużyna była otoczona przez łowców autografów. Nagle Matthaeus zaczął się drzeć w kierunku jednego z nich: – Po co od niego bierzesz autograf? Przecież to tylko nasz kierowca! Wściekły Heynckes zawiesił go na jeden mecz.
Przez krótki czas w Borussii grał z Lotharem Armin Veh. – Jako 18-latek kupiłem sobie pierwsze BMW. Nieroztropnie pożyczyłem je Lotharowi. Wrócił następnego dnia – bez auta. Wisiało na barierce drogowej.
Przygód z samochodami miał znacznie więcej. Nie dziwi więc fakt, że podczas gościnnego występu w kultowym serialu kryminalnym „Kobra 11″ akurat miał wypadek.
Lothar idzie w świat
Pod koniec 1983 roku skontaktował się z nim Uli Hoeness. Transfer do Bayernu ogłosił dość niefortunnie, bo przed finałowym meczem Pucharu Niemiec, w którym spotkały się Borussia Moenchengladbach i właśnie monachijczycy. Matthaeus, spartolił decydującego karnego.
Z Bayernem seryjnie zdobywał krajowe trofea i został klubową legendą. Ponad czterysta rozegranych spotkań robi swoje, ale zdarzyły się dwa mecze, które ciągną się za nim do dzisiaj. Oba z 1999 roku. Matthaeus był wówczas antybohaterem dwóch finałów. Najpierw w Lidze Mistrzów i pamiętnym powrocie Manchesteru United. Lothar zażądał zmiany w 80. minucie. Stefan Effenberg do tej pory uważa, że po prostu stchórzył i nie wytrzymał presji. Wprowadził dezorganizację w bloku defensywnym, co się później zemściło. Drugi akt tragicznego sezonu miał miejsce niecały miesiąc później: w finale Pucharu Niemiec z Werderem. Doszło do serii rzutów karnych. Lothar do piłki podszedł dopiero jako szósty, ale nie trafił w bramkę i trofeum pojechało do Bremy. Małym pocieszeniem było, że Effenberg nie trafił przed nim i to przez jego pudło Matthaeus musiał w ogóle strzelać z jedenastu metrów.
W Bayernie miał dwie kadencje przedzielone czteroletnią przerwą na pobyt we Włoszech. Na pomysł z powrotem do Monachium wpadł jego przyjaciel, Rudi Houdek, który odwiedził Lothara podczas rehabilitacji po zerwaniu więzadła. – Jak zapatrujesz się na powrót do Bayernu? – Niegłupi pomysł – odpowiedział.
Houdek rzucił wszystko i poleciał do stolicy Bawarii organizować transfer z Franzem Beckenbauerem. Wszystko potoczyło się błyskawicznie, a Inter o sprawie dowiedział się z telewizji.
W 1993 roku Bayern przegrał w Pucharze Niemiec z Dynamem Drezno. Po spotkaniu fanka miejscowych uporczywie pokazywała mu środkowy palec. Ten wściekły zatrzymał autokar i wyszedł rozjuszony. – Ja tylko chciałam autograf! – To już nie dostaniesz! Zapłakana relacjonowała potem w radiu, że Matthaeus ją pobił. W Bayernie Lothar pośredniczył także w kilku transferach. Między innymi namówił do przyjścia Mehmeta Scholla z Karlsruher SC. – Scholla chciał Bayern i Eintracht. Frankfurt nawet oferował więcej pieniędzy. Zadzwonił mój agent, że Mehmet chciałby ze mną porozmawiać. – Panie Matthaeus, mogę o coś spytać? – Nie pan Matthaeus, tylko Lothar. W Eintrachcie może i zarobisz więcej, ale jeśli chcesz być wielki i zdobyć tytuły, to musisz iść do Bayernu.
Ostatni mecz w barwach Bayernu Matthaeus zagrał 8 marca 2000 roku. Już było wiadomo, że wybiera się na piłkarską emeryturę do Nowego Jorku. Gdy podczas meczu Ligi Mistrzów z Realem Madryt schodził z boiska, zagrano mu piosenkę Udo Jurgensa „Jeszcze nigdy nie byłem w Nowym Jorku”. – Byłem już wtedy zmęczony. Przez osiem lat w Monachium była rutyna. Ten sam rytm, ten sam przebieg dnia. Musiałem zmienić otoczenie. Ale przeprowadzkę wyobrażałem sobie łatwiejszą. Ameryka mnie przytłoczyła, potrzebowałem prawie dwóch miesięcy by się odnaleźć – wspominał.
W 1988 roku trafił do Interu Mediolan. Ale do Włoch mógł jechać znacznie wcześniej. Już w 1981 Juventus zaoferował mu roczną pensję w wysokości miliona marek netto. Miał wiele ofert, ale nie był jeszcze gotowy na przeprowadzkę. Po mundialu w Meksyku w 1986 roku przyjechało do Matthaeusa pięciu eleganckich mężczyzn z Neapolu w drogich garniturach z walizką z milionem marek. Diego Maradona osobiście sobie zażyczył, by klub sprowadził mu Lothara. Dopiero jednak Interowi udało się skutecznie zarzucić sieci. – To była moja jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza sportowa decyzja. Nie byliśmy zespołem gwiazd, ale zamkniętym kręgiem skupionym na ciężkiej pracy i walce. Gdy Milan jeździł na wyjazdowe mecze w garniturach, my jeździliśmy w dresach. Stadion zawsze był pełny, podczas gdy w Monachium grałem czasami tylko przy 20 tysiącach kibiców.
Pobyt we Włoszech zapisał się szczególnie. To tutaj sięgnął po mistrzostwo świata, to tutaj został najlepszym piłkarzem świata, odbierając Złotą Piłkę. Co ciekawe, w 1991 roku był blisko przenosin do Realu Madryt. Dogadał się z ówczesnym prezydentem Królewskich Ramonem Mendozą, ale na przeszkodzie stanął… Ivan Zamorano. Real sprzątnął go Interowi praktycznie sprzed nosa i Włosi koniecznie chcieli się odegrać. I to mimo iż Hiszpanie oferowali za Matthaeusa nawet osiemnaście milionów marek. Koniec końców – Zamorano na San Siro i tak trafił, Lothar do Madrytu nigdy.
Rekordzista
Wprawdzie nie chciał jechać na swoje pierwsze mistrzostwa Europy, ale z biegiem czasu zmienił zdanie i w kadrze szybko stał się liderem i kapitanem. Na Euro w Belgii i Holandii w roku 2000 wyśrubował licznik występów do 150.
Apogeum jego reprezentacyjnej kariery był mundial we Włoszech. To był spektakl jednego aktora. Matthaeus prowadził kadrę na i poza boiskiem. Dbał o każdy najmniejszy szczegół – nawet o to czy wszyscy mają odpowiednie skarpetki.
Grał wówczas w Interze, więc zaoferował się, że załatwi hotel dla kadry. Dziwnym trafem wybrał ten nad jeziorem Como – rzut beretem od swojego domu. Podczas mundialu za reprezentacyjnego DJ-a robił Pierre Littbarski. Noc przed finałem wybierał muzykę do szatni. Lothar zadecydował, że ma wybrzmieć nieśmiertelne „We are the Champions”. Był tak pewny siebie i drużyny. Na włoskim mundialu Lothar pewnie wykonywał karne. Wykorzystał je zarówno w ćwierćfinale, jak i półfinale. Ale w finale do decydującej piłki w 85. minucie podszedł Andreas Brehme. W pierwszej połowie Matthaeus złamał podeszwę buta i w przerwie musiał zmienić je na nowe, nienaruszone. Czuł się w nich niepewnie i dlatego oddał piłkę koledze.
Na trzydziestolecie włoskiego mundialu doszło do spotkania wszystkich kadrowiczów. I jak w 1990 roku znowu organizował wszystko. Przed mundialem w 2006 doszło z kolei do meczu towarzyskiego oldbojów z Anglią. Zysk z biletów miał pójść na szczytny cel, a wszyscy się mieli dobrze bawić. Tylko nie Lothar. Matthaeusa zawsze zżerała ambicja. Jako kapitan uznał, że niemiecki skład jest za słaby i nie mają z Anglikami szans, wobec tego mecz trzeba odwołać. Dopiero po kilku godzinach koledzy z drużyny przemówili mu do rozumu. Niemcy zremisowały 2:2 mimo prowadzenia 2:0, a sędzia nie uznał im jednej bramki. Wściekły Lothar krzyczał do aktora Petera Lohmeyera: – Bez obaw! W przypadku ewidentnych błędów można później kwestionować wynik, nawet w spotkaniach towarzyskich! FIFA to skoryguje, zajmę się tym!
Trenerska pomyłka
Lothar był wielkim piłkarzem, ale jego błędem było założenie, że równie dobrze poradzi sobie w roli trenera. Jego kariera szkoleniowa to jedno wielkie pasmo absurdów. Chciał być drugim Beckenbauerem. Bezskutecznie. Pierwszym przystankiem był Rapid Wiedeń. Do tej pory kibicom śnią się koszmary z jego udziałem. Pierwszego dnia wręczył kitmanowi kluczyki, by ten umył jego auto. Niemal codziennie organizował konferencje prasowe, na które dziennikarzom nawet nie chciało się przychodzić. Odholowywano mu auto, bo miał w zwyczaju parkować na przystankach tramwajowych. Rapid pod jego dowództwem zajął dopiero ósme miejsce w lidze austriackiej – najgorsze od czasu powstania ligi. Bramkarz Ladislav Maier: – Jako piłkarz Matthaeus był fenomenalny, ale jako trener? W życiu nie widziałem większego fajtłapy. Wszyscy włącznie ze sprzątaczkami odetchnęli, gdy go zwolniono.
Gdy obejmował izraelską drużynę Maccabi Netanya, Uli Hoeness kpił, że ma nadzieję, iż Lothar nie przysporzy Angeli Merkel problemów dyplomatycznych. Ale już pobyt w brazylijskim Atletico Paranaense zakończył się kompromitacją. Opuścił klub na własne życzenie już po dwóch miesiącach, zasłaniając się powodami rodzinnymi. Zapomniał tylko uregulować rachunku za telefon, a było to 5153 euro.
Tylko w Partizanie Belgrad osiągnął sukces. Zdobył mistrzostwo i wprowadził klub do Ligi Mistrzów. Zostawił po sobie bardzo dobre wrażenie i gdy powstał wakat na stanowisku trenera reprezentacji Serbii, pojawiała się jego kandydatura. Nie byłby jednak Lotharem, gdyby i tego nie popsuł. W autobiografii napomknął, że ligowi rywale perfidnie się Partizanowi podkładali, więc pomnik stawiany Matthaeusowi szybko runął.
W 2009 roku o mało co, a zostałby trenerem monachijskiego TSV 1860. Ówczesny dyrektor sportowy Miki Stevic, który ściągał Lothara do Partizana: – Lothar, jeśli tylko coś się stanie z naszym trenerem, biorę cię do 1860! Nie obchodzi mnie twoja przeszłość w Bayernie – jesteś moim człowiekiem!
I faktycznie, niedługo później zwolniono szkoleniowca, ale nowym został Ewald Lienen. – Szkoda, to byłaby wyjątkowa historia. Zadecydował opór wewnątrz klubu i protesty kibiców.
Od celebryty do eksperta
Ku uciesze prasy bulwarowej Lothar jest typem kobieciarza. Gdyby istniały wtedy internetowe memy, jego miłosne przygody byłyby hitem. – Zawód piłkarza wykonuję bardzo chętnie, ale kocham tylko swoją żonę – mówił.
Flesze aparatów zdecydowanie mu odpowiadały. Sam zresztą chętnie zdradzał szczegóły z prywatnego życia i cieszył się, gdy był w centrum zainteresowania. Podczas wspomnianych już debiutanckich mistrzostw Europy skarżył się: – Telefonowałem dwa razy dziennie do ukochanej Sylvii. Ale po pierwszej rozmowie byłem w szoku, gdy hotel zażądał ode mnie 6000 lirów za każdą minutę połączenia. Czy ja wyglądam na multimilionera?
Na multimilionera może nie, ale Lothar był jednym z pierwszych, którzy w Niemczech zamontowali sobie telefon w aucie. Jego największą wadą było, że wprost nie zamykała mu się gęba. A czasami powinien ugryźć się w język. Będąc na lotnisku z kolegą z drużyny, Kolumbijczykiem Adolfo Valencią, krzyknął do koszykarek z drużyny narodowej: – Ej, laski! Nasz murzyn ma najdłuższego!
Obecnie Matthaeus się jednak uspokoił, zerwał z etykietą wiecznego dziecka, ustatkował i spełnia się w roli eksperta telewizyjnego. Długo dojrzewał do tej roli, ale jego analizy stoją na wysokim poziomie.
Trudno było mu rozstać się z aktywną piłką. W 2005 roku rozegrał mecz w barwach 1. FC Lok Lipsk, by wesprzeć zainteresowanie futbolem we wschodnich Niemczech. Ale po raz ostatni pojawił się na boisku w macierzystym 1. FC Herzogenaurach. W 2018 roku wystąpił w wygranym ostatnim ligowym meczu, który przypieczętował awans do szóstej ligi. Mimo swojego wieku, wytrzymał aż 51 minut i pokazał kilka klasowych zagrań. Nie krył potem wzruszenia. – Było fajnie, jak w młodości. Miałem świetną karierę, a wszystko zaczęło się tutaj.
Odkrywca Matthaeusa, Hans Nowak, powiedział o nim tak: – Jeśli gdzieś w Herzogenaurach napompowano piłkę, Lothar już był w pobliżu.
Kobieciarz, celebryta, człowiek orkiestra, kochany, uwielbiany i równie często nienawidzony, ale bez wątpienia wybitny piłkarz. W 60. urodziny podsumował dotychczasowe życie: – Mam za sobą niezłą podróż.
Przy pisaniu tekstu korzystałem z autobiografii Lothara Matthaeusa „Ganz oder gar nicht”, książki Bena Redelingsa „Die Bundesliga, wie sie lebt und lacht” oraz wywiadów prasowych Lothara Matthaeusa.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” 14/2021